Rozdział 7. Hogwart-Londyn

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Albus

Po wyjściu z czarnych i nieco przestarzałych powozów skierowaliśmy się w stronę peronu na którym stał już wielki, czerwonoczarny pociąg Hogwart-Londyn. Z racji że jechaliśmy tylko na kilka dni nikt z nas nie miał przy sobie kufra z rzeczami a jedynie średniej wielkości torby w których mieściły się wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.

Rozejrzałem się po peronie i przy jednym z pierwszych wejść do pociągu dostrzegłem Jamesa który żywo dyskutował o czymś z Emmą. Dziewczyna podała mu swoją klatkę z sową i już po chwili weszła do pociągu. Nie wyglądała na specjalnie przejętą że nie dostała się do drużyny gryffindoru.

-Idziemy do wagonu ślizgonów czy do przedziału?-zapytał Scorp podchodząc do drzwi. Otworzył je a następnie wdrapał się na górę z jedną ręką zajętą przez klatkę z sową a drugą przez torbę.

-Jeśli są wolne przedziały to chyba lepiej iść tam-powiedziałem rzucając okiem na lekko zaskoczoną Oktawie

Jak się okazało nie było problemu ze znalezieniem miejsca ponieważ większość pociągu i tak była pusta. Weszliśmy do jednego z najbliższych przedziałów i powrzucaliśmy na górę nasze torby i klatki z sowami

-Nie wiedziałam że w tym pociągu są wagony dla każdego domu-powiedziała Oktawia i rozejrzała się po przedziale

-Właściwie to tylko Slytherin ma własny wagon-powiedział Scorp poprawiając włosy- jeszcze prefekci mają jakieś tam specjalne miejsca na przodzie pociągu ale nie wiem jak to wygląda bo nigdy tam nie byłem

-Ale dlaczego tylko Slytherin ma własny wagon? Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, no ale to trochę dziwne- powiedziała O. patrząc na korytarz przez który przechodzili uczniowie wchodzący do pociągu, większość z nich była ubrana w ubrania mugoli, z resztą tak jak ja

-Nie wiem, prawdopodobnie żeby odizolować się od innych. Wiesz, skoro jesteśmy tym lepszym domem to nie powinniśmy się mieszać w pociągu z pozostałymi, wyobrażasz sobie siedzieć z puchonami?

Oktawia szybko pokręciła głową na słowa blondyna, a ja się zastanowiłem. Wcale nie uważałem Slytherin za najlepszy dom. Nie mógł być najlepszy skoro cała moja rodzina była wszędzie tylko nie w nim. Z resztą jadąc do Hogwartu siedziałem w przedziale z gryfonami i krukonami i nie uważałem ich za złych kompanów do podróży

-Wszystko w porządku?-zapytała Oktawia w moim kierunku. Wyglądała ładnie. Jej włosy były rozpuszczone, a ubrana była w bladoniebieskie szaty czarodziei. W duchu miałem nadzieje że mugole na peronie nie będą na nią dziwnie patrzeć.

Pokiwałem głową na co dziewczyna obdarzyła mnie badawczym spojrzeniem i po chwili odwróciła głowę w kierunku okna. Pociąg ruszył.

-Jestem taka podekscytowana-powiedziała przykładając ręce do szyby- nigdy wcześniej nie jechałam pociągiem

-Nigdy?-zdziwił się blondyn. Można się było tego domyślić z racji że Oktawia wychowała się w domu dziecka jednak szczerze to i dla mnie było to dosyć zaskakujące. Nie jechali nigdy na żadną wycieczkę?

-Nigdy. Raz jechałam autobusem i to było naprawdę fajne ale właściwie to by było na tyle. W świecie czarodziei też jest jakiś autobus nie? McGonagall powiedziała mi raz jego nazwę...

-Błędny Rycerz-powiedziałem z uśmiechem na wspomnienie o jednej z podróży tym autobusem. Co jak co ale błędny rycerz różnił się całkowicie od mugolskich środków transportu

-Ojciec mi kiedyś o nim wspominał-powiedział Scorpius jakby teraz rozumiejąc o co pytała Oktawia- ponoć nic przyjemnego, mówił że jeżdżą tym same włóczęgi i ludzie którzy nie wiedzą co to wyrafinowane środki transportu

-W takim razie nie powinieneś słuchać swojego ojca-bąknąłem na co obydwoje przenieśli na mnie wzrok- Błędny Rycerz jest naprawdę w porządku

Scorpius wzruszył ramionami i odwrócił wzrok jednak Oktawia nadal na mnie patrzyła

-Na pewno wszystko w porządku?-zapytała ponownie

-Tak-odpowiedziałem wywracając oczami. Nie byłem w specjalnie dobrym humorze i prawdopodobnie miało to związek z tym że dzisiaj jak nigdy odczuwałem to jak bardzo nie pasuje do Slytherinu.

Może i różniłem się znacznie od mojej rodziny ale w cale nie uważałem tego jako coś tak dobrego jak mówili o tym blondyn i brunetka. To nie tak że nie byłem dumny z tego że jestem w Slytherinie, byłem ale nie uważałem się w cale za lepszego od innych, czułem że raczej odstaję od tego do czego byłem przyzwyczajony całe życie. Wieczne rozmowy o tym jak kiedyś było w Gryffindorze, z kim się lubili a z kim nie, nagrody jakie zdobyli, mowa o tym że dziedzictwo gryffindoru dalej pozostaje w naszej rodzinie. Nawet gdy ktoś szedł do Ravencalwu czy Huffelpuffu była mowa o tym jaki ten dom jest dobry i jak to dobrze że wreszcie w naszej rodzinie jest ktoś kto sprawi że ten dom będzie lepszy. I jakiekolwiek rozmowy były toczone o czterech domach Hogwartu to nigdy nie wypowiadano się dobrze o Slytherinie. Gdy mówiono o kimś kto był w tym domu zwykle nie były to pochlebstwa a jedynie spory o tym kto był najgorszy z tego domu. Więc kiedy pierwszy raz miałem jechać do Hogwartu myślałem tylko o tym żeby nie trafić do Slytherinu. Miałem w głowie wszystkie te okropne historie i jeszcze James mnie podkręcał. I właściwie gdy ojciec powiedział mi że jeśli poproszę tiara przydziału na pewno nie da mnie do Slytherinu byłem pewny że już mam to z głowy i nie muszę się martwić że trafie właśnie tam. Ale gdy tak myślałem o tym wszystkim w pociągu Emma postanowiła przemówić mi do rozsądku. Po tym jak James postanowił opuścić przedział aby przejść się do swoich znajomych rozmawiałem z nią. Powiedziała mi w tedy że nigdy nie lubiła tej rywalizacji między domami, tej całej nienawiści. Opowiadała że sama zna się z kilkoma ślizgonkami i że gdy któraś z nich nie czuje presji pozostałych by zachowywać się okropnie dla gryfonów to właściwie są całkiem w porządku. Wspomniała też o tym że mówi to tylko dlatego że Jamesa nie ma w przedziale bo kto jak kto ale mój brat był fanem sporu między Gryffindorem a Slytherinem i nie lubił ślizgonów. Nie dziwiłem mu się zważywszy na to jak go traktują, nie żeby James był święty. W tedy w pociągu Emma opowiadała mi też o tym jak ona rok wcześniej bardzo się bała ponieważ wahała się czy trafi do Gryffindoru czy do Ravenclawu. Obawiała się w tedy że sobie nie poradzi plus miała w głowie że zawsze są też dwa inne domy które (chociaż nie brała ich pod uwagę) nadal były możliwym miejscem gdzie mogła trafić. Opowiadała o tym że całą podróż o tym myślała aż w końcu gdy miała założyć tiarę przydziału stwierdziła że jej myślenie nie ma nad tym sensu bo to tiara wybierze gdzie będzie jej najlepiej i skoro tiara tak zdecyduje to na pewno właśnie tam będzie pasować i tam sobie poradzi. Wziąłem sobie jej opowieść do serca i też postanowiłem zostawić wybór tiarze. Wylądowałem w Slytherinie i skoro tiara uważała że to moje miejsce to właśnie tu pasowałem. I nie uważałem tego za zły wybór, byłem gotowy odnaleźć się tu i teraz byłem zdania że właśnie tutaj pasowałem najbardziej. Niestety nie zmieniało to faktu że byłem jedyną osobą w mojej rodzinie która znajdowała się w Slytherinie i nadal pamiętałem jakie wszyscy mają zdanie o tym domu. Dopiero dzisiaj miałem się zmierzyć z nimi od czasu mojego przydziału, dopiero dzisiaj mogłem zobaczyć ich szczere reakcje na to że byłem w Slytherinie.

-Co cię dzisiaj ugryzło?-zaczął Scorpius- Od rana chodzisz taki naburmuszony, wiem że ta cała akcja z twoją mamą nie jest za przyjemna ale...

-Nic mnie nie ugryzło-przerwałem mu i wstałem-idę...poszukać wózka z przekąskami

I wyszedłem z przedziału odprowadzany wzrokiem Oktawii. Mimo że z początku planowałem rzeczywiście znaleźć wózek to po chwili stwierdziłem że może przejdę się do przedziału gdzie był James i Emma.

-Hej Albus-powiedziała Victorie która siedziała w mijanym przeze mnie przedziale. Oprócz niej były tam jeszcze dwie krukonki, puchonka, Fred Weasley i Leo Wood- Jeśli szukasz Jamesa to siedzi trzy przedziały stąd

Wskazała palcem w prawo, a ja pokiwałem jej głową. Widocznie Victorie jako ścigająca krukonów postanowiła zostać dłużej w zamku by usłyszeć skład drużyny Gryffindoru. Ruszyłem dalej we wskazanym kierunku nie chcąc przeszkadzać im w rozmowie

-Hej-powiedziałem odsuwając drzwi przedziału w którym siedzieli Emma, James, najlepszy przyjaciel Jamesa- Theo, Dominique, Molly II i Roxanne. Normalnie zjazd rodzinny tylko że w pociągu-Mogę?

-Co się stało że nagle porzuciłeś swoich ,,przyjaciół"?-zapytał wrednie James na co dostał z łokcia w żebra od Emmy

-Jasne że możesz wejść Albus-powiedziała Roxanne i ścisnęła się z dwiema pozostałymi dziewczynami tak że miałem miejsce żeby usiąść

-Dobra teraz w tym przedziale znajduje się zdecydowanie za dużo osób z jednej rodziny jak dla mnie- powiedział Theo i spojrzał na Jamesa- przyjdź potem do nas

Chłopak wyszedł a Roxanne zajęła jego miejsce stwierdzając że nie będziemy się wszyscy cisnąć

-I jak ci podróż mija, Al?-zapytała Emma ignorując obrażoną minę Jamesa

-Całkiem spoko, ale dziwnie jest teraz wracać do domu-powiedziałem- w sensie dawno mnie tam nie było i jakoś tak przyzwyczaiłem się do Hogwartu

-Właśnie nie mogę się doczekać dzisiejszego wieczoru, dawno nie było takiego rodzinnego spotkania-powiedziała Roxanne uśmiechając się- strasznie żałuje że nie było mnie na urodzinach wujka Harrego i cioci Ginny

-Ja tam chciałabym uniknąć tego wieczoru-powiedziała Dominique, a wszyscy na nią spojrzeliśmy- Victorie ostatnio ciągle kłóci się z Teddym, będę zaskoczona jeśli nie dojdzie do jakiejś awantury w ten weekend. Już nie chce mi się tego słuchać

-Przecież James mówił że widział ich całujących się na peronie na rozpoczęciu roku-powiedziała Emma marszcząc brwi

-Paskudny widok-przyznał James przytakując jej. Wywróciłem tylko oczami podobnie jak Emma która najwyraźniej miała dość zachowania chłopaka

-W tedy byli pogodzeni-powiedziała Domi wzruszając ramionami- pokłócili się jakoś 2 tygodnie temu, Teddy napisał jej coś w liście, ona się obraziła i wysłała mu wyjca, od tamtego czasu nie odpowiada jej na listy

James chciał coś powiedzieć ale Emma zmierzyła go spojrzeniem więc zamilkł

-Ja ostatnio zaczęłam spotykać się z Cameronem Davis'em ze Slytherinu-powiedziała Roxanne uśmiechając się nieśmiało co było do niej niepodobne- ale nic nie mówcie Fredowi

-Ze Slytherinu?!-powiedzieli James i Dominique

-On jest w 5 klasie prawda?-zapytała Emma ignorując poprzednie pytanie, Roxanne pokiwała głową i już miała coś mówić gdy przerwał jej James

-Czy ty żartujesz? Po pierwsze chciałem powiedzieć żebyśmy zmienili temat bo związki są obrzydliwe a ty tu nagle wyskakujesz z czymś takim! Idę koniecznie powiedzieć Fredowi, może wybije ci to z głowy-powiedział i wyszedł z przedziału

-Nie! James stój!- krzyknęła za nim Roxanne i wybiegła

-Dlaczego on musi taki być-powiedziała Emma chowając twarz w dłoniach

-No ale ze ślizgonem? Daj spokój-powiedziała Domi kręcąc głową

-Może się jej odwidzi czy coś, ja słyszałam że ten Cameron jest całkiem w porządku-powiedziała Molly

-Ja słyszałem że kręcił z jakąś puchonką-powiedziałem po czym machnąłem ręką-no ale nie ważne, to tylko plotki. Chciałem zapytać jak nastawienie jeśli chodzi o drużyny Quiditcha?

-Ja uważam że nasza drużyna jest naprawdę w porządku-powiedziała Molly- Jak na Huffelpuff mamy mocnych zawodników, sama jestem w szoku że się dostałam

-Jeszcze raz gratulacje-powiedziała Emma- Mi w tym roku nie wyszło, ale nie przejmuje się. Nie zależało mi na tym nie wiadomo jak bardzo

-Mi też nie wyszło-powiedziałem

-Prawie w cale się nie zdarza że biorą pierwszorocznego do drużyny-rzuciła Dominique w moją stronę- Ja nie startowałam, to nie moja bajka. Powiedziałabym że drużyna Gryffindoru jest całkiem niezła w tym roku ale i tak nie mamy szans ze Slytherinem, skoro Hannah wróciła do drużyny to puchar wraca do ślizgonów

-Wszyscy mówią że ponoć jest niezła-powiedziała Emma marszcząc brwi- ale że aż tak?

Molly i Dominique pokiwały głowami a ja też musiałem przyznać że ciężko było znaleźć kogoś kto by jej dorównywał

-Byłam w pierwszej klasie jak ona już się totalnie rozkręciła-powiedziała Molly a ja postanowiłem uważnie słuchać bo byłem ciekawy- była bezbłędna, łapała znicza w kilka minut i ani razu nie przegrała. Pamiętam jej ostatni mecz, z resztą ostatni mecz w tamtym sezonie, Slytherin vs Ravencalw, mecz o puchar. Na początku wszystko było normalnie, gra się toczyła, ona latała nad boiskiem. W pewnym momencie było okropne oberwanie chmury, w kilkanaście sekund zrobiła się olbrzymia burza. Nikt nie chciał przerywać meczu ze względu na to że był to mecz o puchar ale robiło się nieciekawie. Niewiele było widać więc część tej historii znam tylko stąd że potem mi ją opowiedziano. Widziałam jak leciała za zniczem w stronę jednej z wież stadionu, a potem nie wiedzieliśmy gdzie jest. Przerwano mecz, a puchoni którzy siedzieli bliżej wieży do której leciała opowiadali potem co się stało. Dostała tłuczkiem w głowę i straciła przytomność, wiatr ją zniósł i spadła z dużej wysokości poza obręb stadionu. Uderzyła o ziemię i stoczyła się z górki w kierunku tych dużych głazów niedaleko jeziora. To naprawdę był cud że przeżyła.

-Taaa, głośna sprawa-potwierdziła Dominique krzywiąc się na wspomnienie o tym- Składali ją przez pół roku u Świętego Munga. Victorie grała podczas tego meczu. Ona, jakiś inny krukon i dwóch ślizgonów widziało całe zajście. Ten drugi krukon i ślizgon natychmiast polecieli po pomoc a ona i obrońca ze Slytherinu lecieli za Hannah w nadziei że zdążą ją złapać. Nie zdążyli. Viki za dużo nie mówiła o tym bo strasznie to nią wstrząsnęło. Matka jak sie dowiedziała to mało zawału nie dostała, tak się wściekła. Victorie nie chciała grać przez jakiś czas w Quiditcha w obawie przed kolejnym takim wypadkiem

-To będzie jakiś dramat-powiedziała Roxanne wchodząc do przedziału- przez Jamesa nie mam już życia. Fred mnie zabije, a to jeszcze nic w porównaniu z moim ojcem. To spotkanie rodzinne to będzie jeden wielki dramat

Pokiwałem głową stwierdzając że nie ma szans żeby nie wydarzyła się żadna kłótnia w ten weekend

-Oktawia i Scorpius jadą ze mną, też będą na kolacji-powiedziałem na co Emma spojrzała na mnie w szoku

-Chwila, Scorpius Malfoy?-zapytała Molly na co skinąłem jej głową. Wszystkie cztery dziewczyny wpatrywały sie we mnie zdumione, najwyraźniej nawet dramat Roxanne związany z jej chłopakiem nie był na tyle przerażający co wizja Malfoya w moim domu, na rodzinnej kolacji

-Żeby było ciekawiej to wszyscy Malfoyowie będą na kolacji, mój tata ich zaprosił-powiedziałem na co każda otworzyła jeszcze szerzej oczy

-Żartujesz?-zapytała Roxanne na co pokręciłem głową

-To i tak jest nic-powiedziała Emma patrząc w moim kierunku- Ze wszystkich możliwych opcji stwierdziłeś że zaprosisz Oktawie Riddle, córkę sami wiecie kogo?

-Ona naprawdę jest córką sami wiecie kogo?-zapytała zdumiona Dominique, a gdy pokiwałem głową ona, Roxanne i Molly otwarły w zaskoczeniu usta- Myślałam że to plotki. Chwila...i ty naprawdę zaprosiłeś ją na rodzinny obiad?!

Ponownie skinąłem głową nie widząc w tym nic wielkiego. Oktawia nie była swoim ojcem żeby sie jej tak strasznie obawiać

-O matko jedyna-powiedziała Roxanne- Zaprosiłeś córkę sami wiecie kogo na rodzinny obiad do Potterów....to jest szaleństwo

Wywróciłem oczami i spojrzałem jak James przechodzi obok tego przedziału najwyraźniej kierując się do tego gdzie siedzieli jego przyjaciele. Przyjrzałem się czterem teraz już żywo plotkującym i lekko przerażonym dziewczynom. Nie chciałem słuchać jak obgadują moich przyjaciół dlatego wyszedłem stwierdzając że pora wrócić do Oktawii i Scorpiusa.

Gdy z powrotem odnalazłem nasz przedział spojrzałem na brunetkę która pokazywała blondynowi jakieś kartki

-Tu jesteś!-powiedziała Oktawia kiedy otworzyłem drzwi i wszedłem do środka- Zastanawialiśmy się gdzie sie podziałeś. Co kupiłeś?

-Właściwie to nie znalazłem pani z wózkiem-powiedziałem i usiadłem obok czarnowłosej- Co to?

Dziewczyna podała mi kilka kartek. Były to przeróżne rysunki ubrań, jedne wyglądały na takie które można założyć na bal, inne były zwykłymi codziennymi kreacjami a jeszcze inne wyglądały na bardzo szalone

-Są piękne-powiedziałem i spojrzałem na dziewczynę. Wyglądała naprawdę bardzo ładnie

-Tą ubiorę na kolacje-powiedziała podając mi kartkę z czarną sukienką. Sukienka była do kolana, przewiązana w pasie wstążką która na plecach zmieniała się w kokardę, miała długie rękawy i dosyć kwadratowy dekold. Była bardzo elegancka i moim zdaniem zdecydowanie pasowała do Oktawii

-Jest naprawdę śliczna-powiedziałem i spojrzałem w kierunku jej innych prac- Musisz wreszcie wymyślić coś dla mnie i dla Scorpa

-Da się zrobić-powiedziała uśmiechając się- A teraz mów gdzie byłeś. Nie wierze że tyle czasu szukałeś pani z wózkiem

-Cóż właściwie to wpadłem do przedziału gdzie była Emma, James, Dominique, Roxanne i Molly-powiedziałem- i jakoś tak się zagadałem

-A kim jest Dominique i Molly?-zapytała dziewczyna marszcząc brwi, spojrzałem na Scorpiusa który też najwyraźniej czekał na moją odpowiedź

-To moje kuzynki, Dominique jest córką.....

***

-Czyli chcesz mi powiedzieć że masz tyle kuzynostwa i oni wszyscy będą na kolacji?-powiedziała Oktawia przecierając twarz ręką kiedy po pół godzinie tłumaczenia jej mojego drzewa genealogicznego wreszcie zrozumiała kto i co

-Nie wszyscy, nie będzie wujka Percyiego, jego żony i jego młodszej córki Lucy-powiedziałem- Nie jestem też czy będzie wujek George i ciocia Angelina, to ci ze sklepu w Hogsmeade

Oktawia pokiwała głową, a Scorpius chwile procesował to co powiedziałem

-Czyli masz czwórkę rodzeństwa-powiedział po chwili Scorp na co Oktawia parsknęła śmiechem a ja pokręciłem w niedowierzaniu głową. Blondyn najwyraźniej nie zakodował całej naszej rozmowy i zatrzymał się na jej początku

-Tak. Najstarszy James, potem jestem ja, rok młodsza ode mnie jest Lily, później jest 7 letni Kail i na końcu 4 letnia Charlotte-powiedziałem

-Jak twoim rodzicom udało się mieć przez 3 lata z rzędu dzieci?-zapytał Scorpus

-A ja wiem-wzruszyłem ramionami- możesz zapytać dzisiaj przy kolacji

Całą trójką zaśmialiśmy się, może znaliśmy się tylko miesiąc ale ja miałem wrażenie że znacznie dłużej

-Mam młodszą siostrę w wieku twojej-powiedział Scorpius na co lekko się zdziwiłem bo nigdy nie wspominał że ma rodzeństwo- Nazywa sie Melanie i ma 4 lata, może jeszcze w tym roku albo już w przyszłym doczekam się siostry lub brata

-Twoja mama jest w ciąży?-zapytałem zaskoczony bo gdy staliśmy na peronie 1 września kobieta którą wujek Ron wskazał jako matkę chłopaka wcale nie wyglądała na ciężarną

-Tak ale nie wiem kiedy urodzi, nie znam sie na tym-powiedział blondyn

-Chciałabym mieć rodzeństwo- powiedziała czarnowłosa i podciągnęła nogi do pasa, wydawała się zasmucona

-Ej nie przejmuj się-powiedziałem i uśmiechnąłem się chcąc dodać jej otuchy- to nie zawsze jest takie fajne żeby mieć rodzeństwo, często są denerwujący i dokuczają, spójrz na takiego Jamesa

Dziewczyna zaśmiała się i przytaknęła głową. Wróciła do rysowania czegoś a ja spojrzałem na blondyna

-No dobra to ja opowiedziałem o mojej rodzinie to teraz ty o swojej

-No dobra-powiedział i poprawił włosy lecące mu do oczu- więc zasadniczo z rodzeństwa mam tylko młodszą siostrę i to dziecko które się dopiero urodzi. Moja mama ma starszą siostrę, Dafne Greengrass. Ciocia nie ma dzieci, a razem z mężem mieszkają gdzieś na południu Anglii. Mój ojciec jest jedynakiem więc zasadniczo nie mam zbyt dużej rodziny. Wiem że obydwoje rodzice są czystej krwi a ojciec jest spokrewniony z rodem Blacków ale to właściwie tyle.

-Z rodem Blacków?-zapytała Oktawia odrywając się od rysowania

-Tak, moja babcia Narcyza była z tego rodu-powiedział blondyn

-Narcyza Black?-zapytała czarnowłosa co raz bardziej zdumiona. Chyba nie rozumiałem co się dzieje

-No kiedyś Black a potem Malfoy. Wiem że miała 2 siostry ale żadnej nie znam osobiście. Dziadek Lucjusz nie ma rodzeństwa a z dziadkami od strony mamy nie utrzymuje kontaktu. Z resztą z żadnymi dziadkami nie utrzymuje kontaktu, ciężko rozmawiać z kimś kto siedzi w Azkabanie

-Pamiętasz może jak nazywały się siostry twojej babci Narcyzy?-zapytała Oktawia a ja uniosłem brew. Dlaczego tak drąży temat?

-Jedna chyba Adromea? Albo nie....może... Andromeda czy coś takiego. Ale nie pamiętam nazwiska bo wyszła za mugola-powiedział chłopak i oparł się wygodniej

-Andromeda Tonks?!-krzyknąłem czując że wreszcie coś wiem

-No chyba tak, a co?-zapytał zaskoczony Scorp, Oktawia też patrzyła na mnie lekko zaskoczona

-To jest babcia Teddiego Lupina! Mówiłem wam o nim. Mój tata jest jego ojcem chrzestnym, a Victorie jego dziewczyną. Jest prawie że w mojej rodzinie, będzie na kolacji

-Naprawdę?! On musi być w takim razie jakby moim kuzynem tylko że z drugiej lini-powiedział Scorpius

Spojrzałem na Oktawie która teraz marszczyła brwi zastanawiając się nad czymś

-Andromeda Black i Narcyza Black....Narcyza Black-mówiła pod nosem po czym nagle otworzyła szeroko oczy i usta w zaskoczeniu

-Co jest?-zapytałem nie rozumiejąc. Oktawia z otwartymi ustami patrzyła na Scorpiusa- O co chodzi?

-Jesteśmy rodziną-powiedziała cicho a my spojrzeliśmy na nią jak na wariatkę. O czym ona mówi- Ja mam rodzinę....

-Oktawia mów do nas-powiedział lekko przerażony Scorpius- O co ci chodzi? Jaką rodziną?

-Ty i ja-powiedziała- Moja matka, Bellatrix Black, jest tą drugą siostrą

Spojrzałem na nich nadal nie rozumiejąc. Jaka druga siostra? Scorpius wydawał się jednak zrozumieć sens tych słów bo teraz i on z otwartymi ustami patrzył na Oktawie

-Możecie mi wyjaśnić o co wam chodzi?-zapytałem już nieco zirytowany

-Babcia Scorpiusa, Narcyza Malfoy jest siostrą Andromedy Tonks i jest też siostrą Bellatrix Lestrenge. Jest siostrą mojej matki-powiedziała mrugając kilkukrotnie- To znaczy że jestem kuzynką ojca Scorpiusa, Dracona Malfoya. Czyli i Scorpius i Teddy Tonks należą do mojej rodziny

-Co?! Jak to? Skąd wiesz?-zapytałem nie rozumiejąc totalnie co jest grane. Jakim cudem Oktawia była spokrewniona ze Scorpiusem? A tym bardziej z Teddym?

-Przeczytałam jakiś stary artykuł o siostrach Black. Andromeda, Narcyza i Bellatrix. Trzy siostry. Opisywali tam jak moja matka wyszła za mąż za jakiegoś Rudolfa Lestrange i że te dwie pozostałe też powychodziły za mąż ale nigdy nie myślałam że to ktoś istotny. Myślałam że obie nie żyją-powiedziała dziewczyna przecierając oczy- Nie wiedziałam że jest jeszcze ktoś kto należy do mojej rodziny i to takiej nawet bliskiej rodziny

Pokręciłem głową bo tego naprawdę było za dużo jak na jeden raz. Wychodziło na to że teraz wszyscy byliśmy ze sobą połączeni. Oktawia ze Scorpem przez więzy rodzinne a ja z tą dwójką przez wspólną historie naszych rodzin.

-Wow-powiedziałem opierając się ciężko o oparcie, to wszystko było takie pomieszane i z każdą chwilą komplikowało się co raz bardziej. Spojrzałem na kartki na których chwile wcześniej rysowała Oktawia. Na kilku kartkach była narysowana taka sama postać, dziewczyna z kręconymi do ramion włosami, kanciastej twarzy i ciemnymi oczami. Wyglądała na kogoś kto mógł być spokrewniony w Oktawią ale też kogoś nieco przerażającego- Kto to?

-Co?-zapytała i od razu wychwyciła że patrzę na jej kartki. Dość szybko i chaotycznie zebrała to co rysowała i schowała do teczki- Nikt taki....sama nie wiem

Było to dosyć dziwne zachowanie ale stwierdziłem że nie będę dopytywać

-Wiem że te wszystkie historie rodzinne są interesujące i w ogóle ale uważam że puki jesteśmy sami powinniśmy się zastanowić nad konkretną historią która musiała mieć miejsce-powiedziałem patrząc na Oktawie, jej duże czarne oczy patrzyły prosto na mnie co sprawiło że przeszły mnie ciarki

-Co masz na myśli-zapytał Scorp

-Musimy się dowiedzieć co stało się po II Bitwie o Hogwart, coś co spowodowało że Ty-powiedziałem w kierunku Oktawii- mimo że jesteś córką Voldemorta i Bellatrix to masz 11 lat, a oni zmarli 20 lat temu

-Właściwie to mam 10 lat-powiedziała na co obydwoje podnieśliśmy brwi- Nie skończyłam jeszcze 11. Mam urodziny w rocznice bitwy o Hogwart

-Ale....jak....przecież oni w tedy zginęli, nie?-powiedział Scorp- Zginęli równo 9 lat przed tym jak się urodziłaś

-Przykro mi to mówić O. ale są dwie opcje. Albo nie jesteś córką swoich rodziców albo nie urodziłaś się 2 maja-powiedziałem przypominając sobie dokładnie historię którą przeczytałem w podręczniku, rodzice raczej o tym nie mówili, nie chcieli straszyć nas wojną.

-Nie, pierwsza opcja odpada. Muszę być córką moich rodziców, wiem to, wiem że nią jestem-powiedziała przecierając twarz jakby zmęczona

-Musisz być starsza niż 10 lat-powiedział Scorpius- i raczej nie urodziłaś się 2 maja......Zasadniczo to będziesz mieć jakieś 20 lat

-No ale jak? Są jakieś zaklęcia albo eliksiry usypiające?

-No są-powiedziała dziewczyna patrząc w podłogę

-No ale po co? Dlaczego ktoś miał by usypiać małe dziecko? Przecież...-ale nikt nie musiał mi odpowiadać na to pytanie. Oktawia była córką Voldemorta i Bellatrix Lestreange, to był wystarczający powód.

-O kurcze-powiedział Scorpius wypuszczając głośno powietrze- Ty masz 20 lat

-Ale nie wyglądam prawda?-zapytała patrząc na swoje ręce, pokręciłem głową tak samo jak Scorpius gdy spojrzała na nas

-To dlatego udało ci się deportować i aportować-powiedziałem zaczynając rozumieć skąd dziewczyna ma takie umiejętności- normalnie trzeba mieć skończone 17 lat żeby to potrafić a tobie się udało. Może i wyglądasz na 10latke ale masz moc jak 20

-Wow-mruknęła dziewczyna- ale dziwnie

-Ale w takim razie kto to zrobił?-zapytałem starając się nie skupiać nad tym jak duża różnica wieku dzieli mnie i Oktawie. Co z tego że ma 20 lat skoro w cale tak nie wygląda i wcale się tak nie zachowuje. Przecież nie zacznie się nagle starzeć. A nawet jeśli to kiedy bym dorósł nikomu by nie przeszkadzało że jest 9 lat starsza, znaczy zastanawiało mnie to tylko czysto teoretycznie co by było gdybyśmy kiedyś byli razem- Kto rzucił zaklęcie i sprawił że zasnęłaś?

-Nie wiem, może jakiś wróg nie chciał żebym normalnie dorastała, albo ktoś sie mnie obawiał, albo tak naprawdę nie chciał mnie uspać tylko zabić i mu się nie udało

Wziąłem głęboki wdech i zastanowiłem się nad tym. Żadne zaklęcia mające na celu zabić nie sprawiały że człowiek zasypiał, może jakieś eliksiry ale nie zaklęcia. A myśl że może ktoś chciał zabić Oktawie nie była zbyt przyjemna. Nigdy bym jej w tedy nie poznał i może miałbym nieco spokojniejsze życie ale jednak nie było by tak fajne jak to

-A może ktoś chciał cię uspać tylko na czas bitwy żeby nic ci się nie stało ale zginął i nie udało mu się ciebie obudzić- powiedział Scorpius, pokiwałem głową myśląc że to całkiem możliwy scenariusz jednak po co usypiać dziecko? Przecież i tak nie poszłoby na front więc nic by mu się nie stało podczas bitwy

-No dobrze ale w takim razie kto obudził mnie 10 lat temu?-zapytała wzruszając ramionami

-McGonagall?

-Może ktoś przypadkiem?

-Albo sama się obudziłaś?

Zamilkliśmy na chwilę zastanawiając się co właściwie musiało się wydarzyć, jednak każda następna teoria była równie nieprawdopodobna co poprzednie. Mogliśmy tak gdybać aż do końca podróży ale mieliśmy jeszcze kilka spraw do omówienia

-Dobra może na razie dajmy spokój-powiedziałem patrząc na pozostałą dwójkę, za oknem słońce powoli chyliło się ku zachodowi co oznaczało że jeszcze trochę i będziemy na miejscu

-Już mnie głowa boli od wymyślania-mruknął niezadowolony blondyn

-No dobrze-powiedziała czarnowłosa wracając do rysowania

Zastanawiałem się chwilę nad tym wszystkim i doszedłem do wniosku że za mało wiemy żeby wyprowadzić jakąś sensowną teorie

-Jak będziemy u mnie w domu to zapytam mojego tate czy wie coś na ten temat-powiedziałem na co przyjaciele pokiwali głowami

-To skoro to już omówiliśmy, to co z tym kielichem-zapytał Scorp na co obydwoje spojrzeliśmy na niego nie rozumiejąc- No tym z komnaty tajemnic

Otworzyłem szerzej oczy rozumiejąc co miał na myśli

-Mam go ze sobą-powiedziała Oktawia i wstała by wyciągnąć go z torby

-Nie wyciągaj tego tutaj-powiedziałem zerkając za szybę przedziału, nikogo nie było na korytarzu- Tutaj może to ktoś zobaczyć, wyciągniesz go u mnie w domu

Dziewczyna tylko skinęła głową i usiadła z powrotem. Wiedziałem że kielich był kiedyś jednym z horkruksów ojca Oktawii. Co to horkruks też w miarę wiedziałem, a przynajmniej tyle ile powiedział mi o tym mój ojciec. Chodziło o to że można było zniszczyć siebie na tyle by jakieś swoje cząstki pozostawić w przedmiotach, potem aby pokonać takiego czarnoksiężnika trzeba było zniszczyć wszystkie te cząstki. Ale to była okropnie czarna magia i podczas słuchania o tym miałem ciarki, nigdy nie chciałbym mieć doczynienia z tworzeniem horkruksów

-Jak dużo o nim wiemy?-zapytał Scorp

-Wiemy że to kielich Helgi Huffelpuff-zacząłem spoglądając na czarnooką która patrzyła na mnie z uwagą-Wiemy że był kiedyś horkruksem i że Oktawia na niego dziwnie reaguje

-Musimy założyć że będę tak reagować na każdy horkruks z osobna-powiedziała i ponownie spojrzała na mnie- Wiesz jak dużo ich było?

-Pięć lub sześć-powiedziałem drapiąc się po głowie, ojciec opowiadał różne historie i niektóre z nich dotyczyły konkretnych przedmiotów- Na pewno kielich, stary medalion, dziennik, wąż twojego ojca i chyba jakaś korona czy coś takiego

-I gdzie my to wszystko znajdziemy?-zapytała na co szybko na nią spojrzałem- Musimy je znaleźć żebym mogła wreszcie zrozumieć o co chodzi w tych szeptach

-A jeśli tylko stanie ci się krzywda? Nie możemy być pewni że to wszystko jakoś na ciebie nie wpływa-powiedziałem wstając ponieważ ścierpły mi nogi

-No dobra ale to nie jest normalne że ja to słysze gdy trzymam kielich a wy nie, to musi coś znaczyć-powiedziała zdeterminowana- Muszę przynajmniej spróbować

-Tata wspominał że bardzo podobny medalion jest w Hogwarcie na kamiennym posągu skrzata czy wejściu do kuchni, James mówił że tam był i że jest bardzo imponujący- powiedziałem patrząc na swoje buty, w cale nie podobało mi się to że Oktawia chciała mieć te horkruksy- może to być to

-Ale twój tata powiedział że to kopia więc w takim razie to chyba nie to-powiedział Scorpius który wydawał się podekscytowany kolejną przygodą jaką miało być to poszukiwanie starych horkruksów- Wiecie jak wygląda taki dziennik?

-Pewnie jakiś stary mocno zniszczony przez kieł bazyliszka. A co?

-Bo u mnie w domu, w lochach jest taka komnata-powiedział ściszając głos-ale nikomu ani słowa, byłem tam tylko raz i to przypadkiem, nigdy nie powinno mnie tam być. Moja mama chyba nie wie że jest takie pomieszczenie...

-No mów dalej-przynagliła go dziewczyna a ja przysunąłem się bliżej by lepiej słyszeć

-W tym lochu jest dużo różnych przedmiotów, większość należała do mojego dziadka zanim trafił do azkabanu, oprócz dziwnych eliksirów i naprawdę przerażających przedmiotów był tam dziwny zeszyt z dziurą w środku, otworzyłem go mimo że cały lepił się od atramentu ale w środku był pusty- powiedział z konsternacją- to strasznie dziwny i mało wartościowy śmieć jak na taką kolekcje rzeczy

-Myślisz że to to?-zapytała Oktawia w moją stronę- Trochę dziwne żeby dziennik był nie zapisany

Wzruszyłem ramionami. Skoro horkruksem był dziennik to musiał być zapisany, bo po co dziennik który jest pusty ale z drugiej strony miał dziurę i był zalany atramentem co pasowałoby do opisu zniszczenia dziennika przez mojego ojca

-Nie wiem ale możliwe że to o to chodzi-powiedziałem- jeśli był na nim atrament taki jak w komnacie to mamy potwierdzenie

-Nie pamiętam jaki był-powiedział Scorp- za raz po tym jak go otworzyłem zawołał mnie ojciec więc musiałem biec żeby nie wiedział że tam wszedłem, może uda mi się zabrać ten zeszyt jak będę w domu

Oktawia pokiwała głową a ja nie wydawałem się zbyt pewny tego pomysłu. Nie chciałem aby dziewczynie coś się stało tylko dlatego że goniła za szeptami które nie muszą mieć w cale żadnego znaczenia. Co jeśli mówią Nie dotykaj nas albo jakieś totalne głupoty? Mogłaby w tedy stracić czas albo zdrowie albo nawet życie

-Wąż został zabity podczas bitwy a korona zniszczona w jakimś ogniu-powiedziałem starając się przypomnieć sobie wszystko o historii zniszczenia korony, ale jedyne o co przychodziło mi do głowy to to że ojciec mało w tedy nie zginął a korona spłonęła

-Więc zostaje tylko ten kielich, medalion i dziennik-powiedziała brunetka i odgarnęła z twarzy włosy lecące jej do oczu- muszę mieć wszystkie trzy

-Mamy kielich i może okaże się że ten zeszyt z lochów Scorpiusa to dziennik-powiedziałem marszcząc brwi- ale nie mamy pojęcia gdzie jest medalion

-Możemy sprawdzić ten na posągu skrzata przy kuchni w Hogwarcie-powiedział blondyn, Oktawia mu przytaknęła i ponownie wróciła do rysowania

Zapadła cisza która w cale nie była niezręczna. Każdy się zastanawiał nad tym wszystkim co omawialiśmy wcześniej snując w głowach własne teorie. Oktawia rysowała, Scorp patrzył przez okno, a ja przeglądałem moją kolekcje kart z czekoladowych żab. Wsłuchując się w dźwięk ołówka przesuwającego się po papierze patrzyłem na kartę przedstawiającą mojego ojca, czy wiedział o Oktawii coś czego nie wiedziała nawet ona? Coś co było powodem dla którego napisał mi w liście żebym na nią uważał i był ostrożny?



Oktawia

Wysiadając musiałam stwierdzić że jazda pociągiem to zdecydowanie najprzyjemniejsza forma transportu. Może nie najszybsza ale zdecydowanie umożliwiająca robienie wielu przyjemnych rzeczy w trakcie których można było patrzeć na piękne widoki za oknem.

Gdy stanęliśmy na peronie musiałam cały czas być skupiona by się nie zgubić. Znajdowała się tu przerażająca liczba ludzi która wykrzykiwała lub witała się ze swoimi dziećmi. Trzymając pasek mojej torby szłam za Albusem i Scorpiusem którzy przeciskali sie przez tłum wychodzących uczniów trzymając w jednej ręce swoje klatki z sowami a w drugiej torby

-Albus!-krzyknęła szczupła dziewczynka która teraz przytulała się do chłopaka.

Była podobnego do mnie wzrostu ale na tym kończyły się nasze podobieństwa. Dziewczynka miała rude długie nieco falowane włosy, karnacje odrobinę ciemniejszą od tej Albusa, niebieskie oczy i masę piegów. Miała na sobie jeansową sukienkę, kolorową kurtkę i długie kolorowe skarpetki, a na jej nogach były zwykłe trampki. Wyglądała bardzo pogodnie i zwyczajnie.

Spojrzałam nieco za nią gdzie teraz stał Harry Potter witający się ze swoim synem a także Ron Weasley który witał się ze swoją córką. Niepewnie ruszyłam za Albusem który poszedł w kierunku swojej rodziny. Obok mnie równie niepewnie snuł się Scorpius którego rodzice mieli przybyć dopiero na kolacje u Potterów

-Cześć tato-powiedział Albus nadal obejmowany przez swoją siostrę. Zatrzymaliśmy się nieco wcześniej ze Scorpiusem nie chcąc przeszkadzać rodzinie w powitaniach, cały czas mijała nas masa ludzi. Zielonooki przytulił się ze swoim ojcem a następnie odwrócił się w poszukiwaniu nas wzrokiem a gdy nas znalazł uśmiechnął się i kiwnął nam ręką. Bardzo niepewnie zaczęliśmy podchodzić, bardzo chciałam uniknąć tej konfrontacji sama właściwie nie wiedząc dlaczego- To jest Oktawia i Scorpius

Teraz wzrok Harrego poniósł się i najpierw obrzucił blondyna krótkim spojrzeniem a następnie zatrzymał wzrok na mnie. Nie tylko on patrzył na mnie i chłopaka, robił to także zdegustowany James, rudowłosa dziewczynka obejmująca Albusa- strzelałam że to musi być Lily, a także oderwani od rozmowy Ron i jego córka. Cóż, oprócz zaciekawionego spojrzenia Lily i spokojnego wzroku Harrego reszta spojrzeń nie była przyjemna, wyrażała raczej obrzydzenie, strach i gniew. Po chwili jednak rodzina Weasley'ów wróciła do rozmowy co chwilę rzucając nam jednak ukradkowe spojrzenia. Szokujące bo w cale nie były ukradkowe tylko oczywiste było to że mają coś do tego że ja i Scorp tu jesteśmy

-Widziałaś jak na mnie patrzą-mruknął niezadowolony blondyn gdy Harry ruszył powoli w naszym kierunku

-Myślisz że to do ciebie są te pełne pogardy spojrzenia?-odpowiedziałam cicho- witaj w moim świecie

Czarnowłosy mężczyzna zatrzymał się przed nami i przywitał się najpierw z blondynem. Czym ja się właściwie stresuje? Że wyciągnie z kieszeni różdżkę i mnie zabije tak jak mojego ojca?

-Miło cię poznać Scorpiusie-powiedział Harry ściskając dłoń chłopaka- Twoi rodzice dojadą na kolacje, mam nadzieje że miło spędzimy czas

Blondyn tylko pokiwał głową i odszedł w stronę Albusa. To było okropnie oficjalne i czułam się strasznie nie komfortowo.

-Ciebie również miło mi poznać-powiedział wyciągając w moją stronę dłoń. Chciałam uścisnąć ją dość szybko jednak w momencie gdy moja ręka dotknęła jego stało się coś bardzo dziwnego, zaszumiało mi w głowie i usłyszałam szepty, tak samo jak gdy dotykałam kielicha w komnacie. Czułam jak wszystko zachodzi mgłą, jak dźwięki gwaru gdzieś się rozmazują. Musiałam się ogarnąć, nie chciałam gubić się w tym akurat na środku peronu- Wszystko w porządku?

-Tak-odpowiedziałam szybko puszczając jego rękę i odsuwając się nieco, wysiliłam się na uśmiech- Pana również miło poznać

Rzucił mi badawcze spojrzenie po czym uśmiechnął się, ruszyliśmy w kierunku reszty rodziny Potterów a ja jedyne czego chciałam to porozmawiać na osobności ze Scorpiusem i Albusem. Harry Potter musiał być jednym z horkruksów.

Wychodziliśmy powoli z peronu a ja pierwszy raz miałam okazje zobaczyć jak to jest normalnie dotrzeć na peron 9 i 3/4. Kiedy przeszliśmy przez ścianę prowadzącą na peron i pojawiliśmy się w świecie mugoli aż westchnęłam z zachwytu. To naprawdę było wspaniałe i klimatyczne wejście. Nigdy bym nie wpadła na coś takiego chociaż prawdopodobnie nigdy też nie wpadłabym na to że w Londynie jest tak wielki dworzec kolejowy. Gdy byłam w domu dziecka moje myśli często wybiegały poza jego mury jednak zwykle trafiały na polany i lasy, a nie na budowle. Budynki były czymś co zabierało wolność i w jakiś sposób ograniczało, jednak teraz idąc po dworcu kolejowym doszłam do wniosku że taki budynek do którego wchodzisz i możesz pojechać w każdą stronę świata jest wspaniały.

Kiedy wyszliśmy z dworca ruszyliśmy w kierunku parkingu na którym stały samochody, cały czas towarzyszył nam przyjemny zgiełk rozmów. Oprócz rodziny Potterów i ojca Emmy szło z nami jeszcze kilka innych rodzin Weasley'ów. Pociągnęłam Albusa i Scorpa za łokcie tak że szliśmy teraz na końcu całej grupy

-Twój tata musiał być jednym z horkruksów-powiedziałam zaciskając dłonie, które nadal się lekko trzęsły. Szatyn obdarzył mnie niedowierzającym spojrzeniem i pokręcił głową

-Co? Ale jak? Przecież....co?-mówił ze zmarszczonymi brwiami- przecież....czy to możliwe? Skąd wiesz?

-Jak uścisnęłam jego rękę wydarzyło się to samo co przy dotknięciu kielicha-powiedziałam i zauważyłam jak Harry obraca się szukając nas wzrokiem- Chodźcie z powrotem do grupy bo twój tata nas obserwuje

Wróciliśmy z powrotem do reszty by w końcu wsiąść do samochodów zaparkowanych na parkingu. To drugi raz w moim życiu kiedy miałam jechać autem, pierwszy był lata temu i to był dzień który był najlepszym dniem w moim życiu, chociaż odkąd uczyłam się w Hogwarcie to najlepszym powinien zostać ten gdy McGonagall zabrała mnie z sierocińca. Mimo wszystko większą sympatią pałałam do tego dnia z przed kilku lat więc po prostu Hogwartowe przygody mogłam zaliczyć do jednych z najlepszych dni mojego życia ale jednak żaden z nich nie był tak wspaniały jak tamto piękne wspomnienie.

Wsiadłam do samochodu który wewnątrz wydawał się znacznie większy niż z zewnątrz i uśmiechnęłam sie do szatyna który siedział obok mnie. Nasze torby i klatki z sowami włożyliśmy wcześniej do bagażnika więc teraz na tylnich siedzeniach wygodnie siedziałam ja, Albus, Scorpius i Lily. Z przodu na miejscu kierowcy usiadł Harry a na miejscu pasażera James i jego przyjaciel- Theo. Jechaliśmy wsłuchując się w wesołe świergotanie Lily która mówiła jak bardzo cieszy się że kończy jutro swoje 11 urodziny, opowiadała o tym jak strasznie nie może doczekać się dostania listu z Hogwartu i że jest ciekawa prezentów od wszystkich cioć i wujków. Za każdym razem jak wspominała o liście Harry przypominał jej że musi być cierpliwa ponieważ listy różnie przychodzą, czasem w dzień urodzin, czasem dzień później a czasem dzień wcześniej. I mógł nie wspominać o tym że czasem przychodzą dzień wcześniej ponieważ teraz dziewczynka nie mogła już usiedzieć z ekscytacji na myśl że jej list mógł już przyjść

-Mama przyjedzie dziś czy jutro-zapytał James wywracając oczami na paplanine siostry

-Dzisiaj, pewnie już jest-powiedział Harry który nieco spoważniał-Nie będzie raczej w humorze więc nie denerwujcie jej dzisiaj

Potterowie pokiwali głowami i nawet Lily na moment zamilkła

-Rano przyjechała babcia i dziadek-powiedziała dziewczynka wreszcie zmieniając temat, a ja nie mogłam się oprzeć się pokusie skrzywienia się na myśl o ich dużej kochającej się rodzinie. Ja nie miałam nikogo, no może oprócz nowo odkrytego pokrewieństwa z Malfoyami i chrześniakiem Harrego- Babcia od rana biega po kuchni jak szalona, ciocia Hermiona jej pomaga ale nie wiem jak długo wytrzyma z narzekającą babcią

Dziewczynka zachichotała a pozostali Potterowie zaśmiali się cicho. Podróż była naprawdę przyjemna, patrzyłam jak słońce chowa się powoli za pagórkami zostawiając na niebie smugi złotego światła. Dom Potterów był dość daleko od centrum Londynu, chociaż nie byłam pewna czy właściwie nadal byliśmy w Londynie. Pewnie nie.

Zajechaliśmy na podwórze na którym stało już kilka samochodów, a także kilka mioteł i dwa testrale. Zdecydowanie dziwny podjazd. Po wyjściu z auta spojrzałam na duży dom ogrodzony drewnianym płotkiem na którym co jakiś czas były dziecięce bazgroły, na ogródku przed budynkiem rosła zielona trawa a po prawej stronie znajdowała się niewielka grządka. Do domu prowadziła kamienna ścieżka na końcu której spał czarno-biały kot. Dom był duży, miał więcej niż jedno piętro ponieważ z jednej strony wydawał się mieć ich tylko dwa ale jak się spojrzało w drugą stronę to wyglądało na trzy i pół. Miał dużo okien z czego w większości świeciły się światła. W samym rogu ogródka znajdowała się ładna szopa a zza domu wystawał kawałek dziecięcego placu zabaw. Na lewo od domu znajdował się ogromny las pełen wysokich drzew, a na prawo daleko stąd dało się dostrzec światła mugolskiego miasteczka. To było naprawdę piękne miejsce.

Lily pobiegła w kierunku domu i szybko weszła do środka. Najprawdopodobniej chciała się dowiedzieć czy przyszedł do niej list w czasie kiedy jej nie było. Ja, Albus i Scorpius ruszyliśmy razem w kierunku domu, chłopcy w międzyczasie wypuścili swoje sowy z klatek i odłożyli je przy wejściu. Po przekroczeniu progu dobiegł mnie przepiękny zapach jedzenia. Kiedy przeszło się przez niewielki hol w którym zostawiliśmy nasze płaszcze i kurtki wchodziło się do dużego przestronnego korytarza w kształcie kwadratu w którym mieściło sie kilka par drzwi i schody na górę. Największe drzwi (bo praktycznie na całą jedną ściane) prowadziły do salonu który najwyraźniej na potrzeby dzisiejszej kolacji zmienił się w wielką jadalnie, kanapy wyglądające na bardzo miękkie stały pod ścianami, w kominku palił się ogień, pod drugą ścianą stały meble z licznymi zdjęciami, a na środku stał ogromny długi stół z krzesłami. Nie miałam pojęcia jak wiele osób się tu dziś pojawi ale wyglądało na bardzo dużo. Mimo wszystko stół wcale nie przytłaczał tego pokoju swoją wielkością. Po prawej stronie była otwarta kuchnia po której krzątało się teraz kilka osób, między innymi niska, pulchna siwowłosa kobieta która najwyraźniej dyrygowała pozostałymi. Nie chcąc im przeszkadzać wyszliśmy z salonu. Albus pokazał nam drzwi którymi dało się również wejść do kuchni tłumacząc że obok jest jadalnia i te drzwi prowadzą również do niej. Jeszcze bardziej na prawo od jadalni znajdowała się duża łazienka, a gdy odwróciłeś się w drugą stronę to na prawo od schodów i na lewo od salonu znajdowała się nie wielka biblioteka z biurkami i fortepianem. Cały dom był w ciepłych i przyjemnych barwach przez co był naprawdę przytulny.

Po wejściu na piętro Albus pokazał nam niewielki salon, znacznie mniejszy od tego na dole, a także wskazał drzwi do łazienki, sypialni swoich rodziców, sypialni dla gości i gabinetu swojego ojca. Potem weszliśmy na mniejsze schody które zaprowadziły nas na kolejne piętro

-Ten pokój który jest na półpiętrze schodów jest taką mini siłownią, jest tam sprzęt na którym zwykle mama ćwiczy-powiedział Albus i stanął na środku korytarza z którego dało się wejść do 8 pokoi. Wskazał na dwie przeciwległe pary drzwi-to są łazienki, tu na lewo jest pokój Lily, obok pokój Charlotte, następnie łazienka, pokój Kaila, mój pokój, łazienka, pusty na razie niezagospodarowany pokój jakby graciarnia i na końcu pokój Teddiego

-On ma tu swój pokój?-zapytał Scorpius z uniesioną brwią i odłożył swoją torbę na kanapę która znajdowała się na środku korytarza

-To powinna być sypialnia gościnna ale jest u nas tak często że to tak jakby jego pokój-powiedział Albus wzruszając ramionami

-A James gdzie ma pokój?-zapytałam dochodząc do wniosku że Al nie wymienił jego pokoju

-A no tak-powiedział wywracając oczami na co uśmiechnęłam się, wskazał ręką na schody które prowadziły jakby na półpiętro, mieściły się tam tylko jedne drzwi- On ma pokój na poddaszu

-Jesteś zazdrosny?-zapytałam lekko rozbawiona na jego irytacje

-Tak bo to nie sprawiedliwe że ma największy pokój-powiedział i ruszył w kierunku drzwi na których pisało Albus Severus i otworzył je. Nie ciężko się było domyślić do kogo należał czyj pokój skoro wszystkie miały takie podpisy.

Weszłam do środka od razu przyglądając się wnętrzu. Pokój był przestronny i uporządkowany. Miał trzy ciemno szare ściany a czwarta była niebieska. Pod niebieską ścianą stało łóżko z drewnianymi ramami i pufa, pod oknem stało biurko a także regał który był dosyć długi, od drzwi do końca ściany rozciągała sie długa szafa na na której przyklejone były zdjęcia. Pokój różnił sie nieco od reszty domu ale nadal był piękny

-Czujcie się jak u siebie-powiedział Albus rzucając torbę na biurku i usiadł na łóżku- Jeśli twoi rodzice się zgodzą żebyś mógł zostać na noc to będziesz spał w moim pokoju Scorp, a ty Oktawia najprawdopodobniej będziesz spać w pokoju Lily. Dzisiaj na noc zostaje tu dużo osób

-Czyli kto?-zapytałam siadając na pufie, była bardzo wygodna

-Emma, Victorie, Dominique i Louis i pewnie ich rodzice, Molly, Fred i chyba Roxanne, Tedy i chyba dziadkowie-wyliczył w skupieniu

-I gdzie sie wszyscy zmieszczą?-zapytał blondyn

-Lily, Oktawia i Emma w pokoju Lily. Fred, Tedy, Theo i James w pokoju Jamesa. Victorie, Dominique, Molly i Roxanne w pokoju Teddiego. Kail, Louis i ja w moim pokoju. W pokoju Kaila ciocia Fleur i wujek Bill, a w sypialni dla gości dziadkowie-powiedział licząc na palcach- Chyba nikogo nie pominąłem, a jakby znalazł się ktoś jeszcze to zawsze Charlotte może spać z rodzicami w sypialni i jej pokój jest w tedy wolny, jest też jeszcze kanapa tu na korytarzu

-Masakra-powiedziałam na myśl o tylu osobach na raz w jednym domu.

Po chwili wyszliśmy z pokoju chłopaka bo nadchodził czas kiedy należało zacząć się przegotowywać do kolacji. Miała być to uroczysta kolacja z okazji urodzin Lily która biegała teraz po domu nie mogąc się zdecydować co ubrać. Sama nie mogłam doczekać się moich urodzin. Miały być za trochę ponad pół roku i teoretycznie powinnam skończyć w tedy 11 lat, ale w praktyce wiedziałam że będzie to znacznie więcej. Z resztą co to za urodziny kiedy nie możliwe jest by urodzić się tego dnia. Scorpius miał obchodzić swoje urodziny w przyszły poniedziałek co było równoznaczne z ostatnim dniem wolnym przed powrotem do szkoły. Albus obchodził swoje 12 urodziny pod koniec listopada i jeśli dobrze kojarzyłam był to 25 listopada ale nie mogłabym uciąć sobie ręki że to właśnie w tedy.

Spojrzałam na drzwi na których widniał napis Lily Luna i kilka kolorowych naklejek. Weszłam do pokoju i od razu zaśmiałam się pod nosem widząc dużo roślin, kolorowych pluszaków i plakatów przedstawiających głównie rodziców dziewczyny, Lily wychyliła się zza drzwi szafy i spojrzała na mnie

-Dobrze że już jesteś, pomożesz mi wybrać strój-zapiszczała radośnie wskazując na sukienki w swojej szafie. Przyjrzałam się wszystkim i stwierdziłam że nie było tam nic co przykuwało moją uwagę

Wyciągnęłam z mojej torby kartki papieru na których miałam różne szkice ubrań i odszukałam odpowiedni. Spojrzałam na czarną sukienkę narysowaną dość szczegółowo a następnie na pozostały plik kartek w mojej dłoni

-Jaki jest twój ulubiony kolor?-zapytałam

Dziewczyna chwilę zastanowiła się przykładając palec do ust

-Lubię kolor niebieski-powiedziała powoli- ale właściwie to lubie bardzo dużo kolorów i nie jestem pewna czy niebieski jest moim ulubionym

Pokiwałam głową po czym wyciągnęłam z pliku kartek rysunek przedstawiający mocno niebieską sukienkę do kolan. Z racji że projektowałam ją dla siebie a Lily nie odbiegała zbytnio sylwetką ode mnie stwierdziłam że nie trzeba poprawiać szkicu. Odwróciłam w jej stronę kartkę pokazując rysunek

-Podoba ci się?-zapytałam. Dziewczyna od razu pokiwała głową-Chciałabyś ją?

-Co to znaczy?-zapytała na co wyciągnęłam różdżkę- Przecież nie wolno czarować poza szkołą

-Nie mogą czarować ci co nie znają prawa-powiedziałam uśmiechając się, zanim zaczął się rok szkolny nudziło mi się a biblioteka była okropnie ciekawym miejscem. Tak więc przeczytałam kilka książek dotyczących prawa w świecie czarodziei- Zwykle młodym czarodziejom nie wolno nigdzie czarować ale jest luka w prawie, jeśli zaklęcia będą rzucane w domu czarodziei gdzie nie ma mugoli to ministerstwo się o tym nigdy nie dowie

Dziewczynka wybałuszyła oczy nie dowierzając, to że młodym czarodziejom nie wolo wcale czarować poza szkołą było dosyć powszechne

-Tylko nie mów nikomu-powiedziałam puszczając jej oko, następnie uniosłam różdżkę, spojrzałam na rysunek i machałam powoli różdżką mrucząc zaklęcia. Po kilku minutach na łóżku dziewczyny pojawiła się niebieska, falbaniasta sukienka

-Jest przepiękna-powiedziała Lily biorąc sukienkę do rąk- Jak to zrobiłaś? Nie wyrzucą cię za to ze szkoły?

I opowiadałam dziewczynie o Hogwarcie kiedy pomagała mi upiąć moje włosy. Lily bardzo ekscytowała się szkołą i dzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami. Od razu założyła że będzie startować do drużyny Quiditcha w pierwszej klasie. Opowiadała mi też kilka zabawnych historii i wiele ciekawych o jej rodzinie. W końcu moje włosy były upięte w koka co naprawdę było nie lada wyzwaniem. Wyciągnęłam rękę spod szaty i spojrzałam na godzinę

-Czy to nie zegarek Albusa?-zapytała marszcząc brwi

-Tak, pożyczył mi go niedawno-powiedziałam- musimy się spieszyć bo za pół godziny musimy być na dole

Tym razem to ja pomogłam Lily zapiąć włosy co było dosyć proste bo chciała dwa kucyki z połowy włosów. Kiedy dziewczyna była uczesana obydwie zaczęłyśmy się ubierać. Ona wyprzedziła mnie w tym nieco ze względu na to że moją sukienkę trzeba było najpierw wyczarować. Kiedy była już gotowa stanęła za lustrem i opierając się o nie śmiała się mówiąc jakąś historię o przerzucaniu gnomów ogrodowych. Mimo że nie wszystko rozumiałam (bo mówiła szybko cały czas się śmiejąc) co jakiś czas też się podśmiewałam albo z tego o czym mówiła albo ze sposobu w jaki starała się udawać czyjś głos. Przysięgam że wcześniej nie znałam nikogo kto potrafiłby tak zarazić uśmiechem.

-Ja już schodzę na dół-powiedziała rzucając ostatnie spojrzenie na lustro, historia o gnomach dobiegła końca a zegarek pokazywał że powinnyśmy już być na dole- Muszę się przywitać ze wszystkimi! Dołącz do nas za chwilę

Pokiwałam głową i patrzyłam jak dziewczyna wybiega z pokoju. Teraz stojąc sama spojrzałam na swoje obicie. Moja mlecznobiała skóra mocno kontrastowała z czernią sukienki tak jak i z czernią moich włosów. Wyciągnęłam z torby komplet biżuterii mojej mamy i założyłam go. Stwierdziłam że zegarek Albusa nie pasuje do mojego stroju więc ze smutkiem zdjęłam go z mojej ręki a zamiast niego założyłam bransoletkę z czarnymi kamieniami. Ma mojej szyi błyszczał dokładnie taki sam naszyjnik a w uszach kolczyki. Rzuciłam sobie ostatnie spojrzenie w lustrze i ruszyłam w kierunku schodów słysząc głosy na dole. W duchu modliłam się żeby nie być ostatnią która zejdzie na kolacje. No ale oczywiście....nadzieja matką głupich.



Jak zawsze rysunek, tym razem z Lily Luną Potter....

Co myślicie o podróży do domu Potterów? Czy tiara dobrze zrobiła przydzielając Albusa do Slytherinu? Jakie są wasze teorie dotyczące szeptów, dnia urodzin Oktawii i jej podejrzanego zaśnięcia? Co wydarzy się w trakcie kolacji? I kto będzie się awanturował?

Dziękuje za to że dobrnęliście do końca rozdziału, pamiętaj by zostawić coś po sobie......i do zobaczenia w następnym rozdziale>>>>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro