To ja tu jestem królową 2/3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaśmiałam się cicho widząc jak bezbronny jest Hogwart. Nie miałam na celu zabijać uczniów bo to byłoby bez sensu gdyby krew czarodziei była wylana. Chłodny wiatr rozwiewał kosmyki moich włosów a ja czułam co raz większy dreszcz emocji. Już za chwile stanę na czele Hogwartu.
Ruszyłam powoli w stronę mostu by z satysfakcją po nim przejść. Stanęłam przed nim i spojrzałam na błyszczące światła. To dosyć przykre bo po tej bitwie zapewne hogwart nie będzie już tak wyglądać. Zamknęłam oczy śmiejąc sie cicho i wyciągnęłam dłoń przed siebie. Na wzdłuż brzegów mostu rozpalił sie ogień. Odwróciłam sie i spojrzałam na stojącą kilka kroków ode mnie Ellie. Obecnie wiele osób wiedziało jak ważna dla mnie jest mała lub że traktuje ją na innych warunkach niż reszte moich sług. Podeszłam do dziewczynki i założyłam jej kaptur na głowę. Nie chciałabym by wszyscy od razu wiedzieli kim jest i jak wygląda.
Moje przejście po moście było iście królewskie. Ja-na czele całego tłumu ludzi, kilka kroków za mną po mojej prawej-Ellie w pelerynie, a za nią bliźnięta stojące jak wrota do mojej armii. I mimo takiego tłumu nie słyszałam nic poza cichym szumem wiatru.

Perspektywa Albusa
Spojrzałem na Scorpiusa który wbiegł za jedną ze ścian tak aby nie było go widać. To nie tak że co wieczór łamaliśmy szkolny regulamin. Tym razem uciekaliśmy przed Garcy która była prefektem Gryffindoru i chyba coś do nas miała. Nie chcieliśmy obrzucać ją szlamem no ale musieliśmy mieć chwile na ucieczke. Podbiegłem do dosyć zmęczonego chłopaka który opierał sie o jedną ze ścian. Sam byłem strasznie zmęczony gonitwą po hogwarcie a do tego dochodziła już prawie 22.
-Chyba nam sie udało stary-powiedziałem przybijając mu piątke. Victoria, Ola i Dominika czekały już na nas na jednym z większych korytarzy w których dzisiaj miało nie być nauczycieli. W ostatnim czasie zebraliśmy dużo informacji o tym gdzie i ile czasu patrolują korytarze nauczyciele i prefekci i prosze bardzo. Odkryliśmy że w danych godzinach niektóre z nich są puste.
Gdy wreszcie znaleźliśmy sie na odpowiednim korytarzu zauważyliśmy dziewczyny.
-No nareszcie, ile na was można czekać!-wyszeptała ostrym tonem Ola
-Zgubiliście ją?
-Tak, została gdzieś okolicach 2 piętra przy toaletach-powiedziałem i usiadłem opierając głowe o ściane. Byłem naprawde zmęczony ganianiem po całym hogwarcie.
-To dosyć niedaleko-przyznała Dominika która strachliwe rozglądała sie po korytarzu- powinniśmy sie zwijać
-Daj spokój, dopiero co przebiegliśmy pół tego zamku a do przebiegnięcia mamy jeszcze drugą połowe. Usiądź na chwile i ciesz sie spokojną i cichą nocą-powiedział Scorp na co przytaknąłem mu głową. Dzisiejsza noc była niesamowicie piękna i spokojna. Spojrzałem na niebo widoczne przez okno. Było czyste i takie zwyczajne. Liczne gwiazdy świeciły na ciemnogranatowym niebie i przez otwarte okno wlatywał ciepły wiatr. Ola i Dominika usiadły na ziemi obok nas a Victoria podeszła do otwartego okna.
-Tylko nie wypadnij- powiedziała Dominika- tu jest strasznie wysoko a nie chcemy wypadku
Dziewczyna kiwnęła głową i usiadła na podłodze. Przymknąłem oczy.
-Jak myślicie kiedy nadejdzie wojna?
Zastanowiłem sie. Dzisiaj kończył sie ostatni dzień kwietnia a nadal nie było ataku na żadne z centralnych miejsc. Za dwa dni zbliżała sie 20 rocznica II bitwy o Hogwart co oznaczało że będzie duża uroczystość dla uczczenia pamięci tych co polegli. To było strasznie słabe że niebawem rozegra sie tu to samo co 20 lat temu. O ile nie będzie gorzej. Oktawia jest jedną wielką niszczycielską siłą która nadal nie daje mi spokoju. Cały czas nawet gdy słysze o niej największe okropieństwa mam w głowie to że gdzieś tam w środku niej jest dobro. A im bardziej ludzie naciskają na to jak podła ona jest tym bardziej mam w głowie obraz Oktawii którą poznałem.
-Raczej niedługo-powiedziała Ola która wpatrywała sie teraz w sufit-Oktawia jest bezwzględna a skoro wypowiedziała wojne to raczej ją zrobi. Kwestia może kilku dni a może miesiąca.
-Ale przecież wojne wypowiedziała jakiś czas temu. Może już sie wycofała? No wiecie, Oktawia kiedyś była dobra. Każdy z nas sie z nią przyjaźnił i chyba nikomu z nas nie było z nią źle. Była dobrą przyjaciółką-przyznała cicho Dominika- chciałabym wrócić do momentu za nim ona zaczeła wracać do swojego normalnego wieku. My polubiłyśmy ją gdy była Emmą Black ale to cały czas była Oktawia. Z resztą wcześniej też uważałyśmy że jest ona w porządku
Ola pokiwała zgodnie głową i spojrzała na Scropiusa
-To śmieszne że to my zawsze wpadamy w kłopoty-przyznała cicho. Uśmiechnąłem sie wspominając ten rok szkolny. Mimo że nie był najlepszym możliwym to na pewno nie spodziewałem sie że rozegra sie właśnie w ten sposób. Był on niesamowity i pełen przygód. Wcześniej przygody miałem ja, Scorp i Oktawia ale gdy wszystko nabrało zupełnie innego obrotu spraw zaprzyjaźniliśmy sie z Olą, Dominiką i victorią. I tak zostało. Byliśmy wspaniałą niepokonaną 5 przyjaciół która od czasu ostatniego balu bożonarodzeniowego złamała już tyle szkolnych zasad że cudem było że nadal znajdowaliśmy sie w szkole. Chociaż w moim przypadku mając geny Potterów i Weasleyów logiczne jest że nie będę siedzieć w dormitorium i odrabiać zadania domowe. Tego raczej spodziewałbym sie po Dorii Weasley która ma zapał do nauki po swojej mamie.
-To że zazwyczaj wpadamy w kłopoty jest akurat waszą winą-powiedziała Ola wskazując na mnie i Scorp'a palcem -wszystko było by normalnie i spokojnie gdyby nie wasze pomysły, jeszcze troche i wszystkich nas wyrzucą ze szkoły za te przypały
Zaśmiałem sie na co Dominika szturchnęła mnie mocno łokciem pokazując że mam być cicho bo ktoś nas usłyszy.
-Ale przyznaj że i tak oni nie wiedzą o większości akcji które zrobiliśmy-powiedziałem - dobrze sie kryjemy
-No tak dobrze że przed chwilą goniła was naczelna prefekt-prychnęła Dominika która patrzyła na mnie oskarżycielsko- a to twoja wina bo mówiłam żeby sie zmywać z tej toalety a ty krzyczałeś dalej w niebo głosy że udało ci się zwędzić Jamesowi jego pelerynę niewidke tak jakby twoja ci nie wystarczała
-No bo byłem podekscytowany -wywróciłem oczami- nie marudź już tak, teraz mamy dwie peleryny niewidki i wszyscy sie pod nimi zmieścimy
-Mamy je do póki James sie nie zorientuje że zabrałeś mu jego peleryne a w tedy może być z nami ciężko-powiedziała nadąsana Ola
-Dajcie już spok...
-Ej...em...eee-wyjąkała przestraszona Victoria patrząc na coś za oknem. Wszyscy ucichliśmy i spojrzeliśmy na nią. Dziewczyna wstała dalej wpatrując sie w coś za oknem a na jej rękach pojawiła sie gęsia skórka
-Wszystko w porządku Vi?-zapytał Scorp wstając i podchodząc do niej ale w pewnym momencie on też zamarł patrząc w to samo miejsce co Victoria.
-Ej co z wami?-zawołała lekko przestraszona Dominika podnosząc sie. Ja i Ola również zaczeliśmy wstawać.
-O matko-jęknęła Ola zakrywając usta ręką. Ja również zatrzymałem sie i ze zdziwienia otworzyłem szerzej oczy. Po chwili jednak dotarło do mnie co sie właśnie dzieje i.... i ogarnęła mnie panika. Daleko daleko z tąd przy samym początku mostu stanęła właśnie Oktawia. W ciemności dość ciężko było ją zauważyć ale ogromnej armii stojącej parę metrów za nią już nie tak bardzo. Nagle w miejscu brzegu mostu wybuchł płomień który rozciągnął się na całą szerokość. I dopiero teraz było wszystko widoczne
-To dziś-wyjąkała przerażona Dominika która teraz obejmowała mnie ramionami ze strachu. Po chwili jednak oprzytomniała- trzeba wszystkich powiadomić!
Reszta jakby też sie ocknęła i zaczęła dyskutować o tym jak szybko obudzić i powiadomić wszystkich. Ja jednak nie słyszałem nic. Widziałem tylko czarnowłosą postać idącą majestatycznie po moście. Jej włosy rozwiewał wiatr a krok miała raczej powolny i spokojny. Jakby wybrała sie na spacer. Zdziwiło mnie również to że pomimo tłumu idącego za nią nie było słuchać gwaru lub jakiś trzasków wskazujących na to że ktoś nadchodzi.
-Albus no rusz sie- powiedziała Ola i pociągnęła mnie za ramie. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę że wszyscy już odeszli od okna i ruszyli w strone korytarza ze schodami. Pobiegłem za nimi przysłuchując sie temu co mówią
-Ja biegne do dormitorium ślizgonów i licze na to że po drodze spotkam Garcy. W naszym pokoju wspólnym powinni być 5 klasiści więc nasz prefekt również, powiadomie go a on może będzie wiedział co robić-powiedziała Ola
-No dobra ja w takim razie biegnę w stronę pustych klas na 2 piętrze, wiem że nocami krukoni i puchoni spotykają się tam w grupkach by ćwiczyć do SUM. Nie pytajcie z kąd wiem-rzuciła Victoria i odłączyła sie od nas biegnąc w stronę jednego z bocznych korytarzy który prowadził na niższe piętro. Spojrzałem na Scorpiego który zaciskał szczękę, po chwili jednak odwzajemnił moje spojrzenie
-My biegniemy w stronę kuchni, skrzaty domowe będą najszybsze w informowaniu. Musisz biec do McGonnagal, dasz rade sie szybko uwinąć?-zapytał. Szybko zastanowiłem sie czy znam jakieś skróty z miejsca w którym byliśmy do jej gabinetu ale jak na złość akurat żadnych skrótów nie bylo po drodze a gabinet McGonagal był strasznie daleko. W tedy do głowy wpadł mi pomysł
-Jej gabinet jest strasznie daleko ale jak pobiegnę schodami na lewo to jest tam obraz z madame Gorgią która ma swój portret również w gabinecie McGonagal więc ją szybko poinformuje. Potem mogę pobiec do Hagrida by mu powiedzieć
-Nie! Zwariowałeś!? Nie wychodź z zamku pod żadnym warunkiem! Oni już tu są więc tylko sie narazisz-krzyknął i zatrzymał sie-my biegniemy tu, a ty leć dalej
Kiwnąłem głową czując kłucie w łydkach. Tyle dzisiaj przebiegłem że byłem już wykończony. Gdy dobiegłem do krętych schodów znajdujących sie za zakrętem, przyśpieszyłem czując adrenalinę. Im więcej osób powiadomimy tym szybciej uda nam sie obronić zamek co za tym idzie-uratujemy życie większej ilości osób. Gdy wreszcie dobiegłem czułem jak bije mi serce
-Madam Gorgio? Proszę sie obudzić-kobieta na obrazie coś tam pomruczała pod nosem przeciągnęła sie i spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem-to bardzo ważne, musi pani przekazać wiadomość Profesor McGonagal
-No dobrze kochaneczku, ale jest 22 nie powinieneś tutaj być. To wbrew regulaminowi-powiedziała kobieta ziewając
-Niech mnie pani posłucha, atakują Hogwart! Oktawia już tu jest- kobieta zmrużyła oczy i przyjrzała mi sie dokładniej
-Mam nadzieje że to nie żart bo jeśli to żart to będziesz w poważnych tarapatach kochanieńki
-Błagam niech pani idzie poinformować panią profesor! Mówię prawdę oni....-coś mocno huknęło aż podłoga sie zatrzęsła. Kobieta z obrazu tylko podskoczyła przerażona i natychmiast zniknęła by odwiedzić swój portret w gabinecie. Odwróciłem sie w stronę innych obrazów na których obudzone postacie zaczytały sie kręcić chcąc zobaczyć czy ten huk dobiegał gdzieś z tego korytarza
-Uwaga!-krzyknąłem starając sie aby usłyszał mnie każdy na korytarzu- Jeśli macie swoje portrety w gabinetach któregokolwiek z nauczycieli prosze idźcie ich powiadomić że atakują Hogwart!

Perspektywa Oktawii
Stanęłam na placu parę metrów od ogromnych drzwi Hogwartu. Byłam ciekawa czy ktoś już wie że idziemy a jeśli jeszcze nikt to na pewno teraz sie dowie. Wyciągnęłam różdżkę by lekko nią machnąć a drzwi głośno huknęły. Jednak nie ruszyły sie za bardzo. Przeklnęłam cicho pod nosem. To duży błąd. Nie wyrzuciłam drzwi tak jak to planowałam. Mimo że wielokrotnie walczyłam w mojej głowie z ojcem i uczyłam sie tam wielu zaklęć nie można było zapominać że nie skończyłam szkoły i moje umiejętności magiczne opierały sie głownie na tym czego sama sie nauczyłam. Jednak zawsze miałam swojego asa w rękawie. Może i nie sforsowałam drzwi hogwartu ale miałam obok siebie kogoś kto potrafił to zrobić bawet bez użycia różdżki. Wiedziałam że chyba nadszedł czas by pokazać moim sługą kogo mam pod ręką. Odwróciłam sie w strone Ellie i kiwnęłam jej palcem by podeszła. Nadal panowała ogólna cisza a dziewczynka podeszła niepewnie. Nachyliłam sie i szepnęłam jej do ucha
-Pamiętasz jakiego zaklęcia się uczyłaś ostatnio?-Dziewczynka kiwnęła nieśmiało głową i spojrzała na mnie-Więc teraz prosze cie abyś podeszła kilka kroków do przodu i uderzyła go bez różdżki
-Mam uderzyć w drzwi tak?-zapytała ciągle niepewna na co przytaknęłam. Jej zielone oczy błysnęły lekko w cieniu jaki rzucał na nią kaptur. Podeszła parę kroków do przodu a ja miałam pewność że widzi ją większość moich ludzi. Wystawiła swoją prawą ręke przed siebie a lewą nogę cofnęła do tyłu. Po chwili żółte światło wystrzeliło z niej jak pocisk i uderzyło w drzwi które tak głośno trzasnęły i huknęły że aż cały Hogwart sie zatrząsł. Widziałam jak stojąca przede mną Ellie zatkała sobie dłońmi uszy i aż z przyjemnością posłuchałam tych podnieconych szeptów za mną. Podeszłam do dziewczynki i z uśmiechem cisnącym sie na usta położyłam dłoń na jej ramie
-Zaczynamy kochanie, gotowa?-zapytałam będąc ciekawa czy jest gotowa rzucić zaklęcie którego ona się dosyć obawiała. Chyba po prostu nie lubiła złowróżbnych znaków.
Ellie tylko kiwnęła głową i wyciągnęła swoją różdżkę. Chciałam ją tego oduczyć. Chciałam by używała tylko rąk gdy rzuca zaklęcia bo różdżka może ją ograniczać a ona może nawet o tym nie wiedzieć. Chciałam też by zawsze używała zaklęć niewerbalnych bo trudniej w tedy stwierdzić jakie zaklęcie rzuca a w połączeniu tego z zaklęciami bez użycia różdżki....cóż stawała sie w tedy nie pokonana. Jedyne co mogło by ją zdradzić i sprawić że by się z czegoś wycofała mógł być jej charakter lub ktoś przez kogo lub dla kogo by to zrobiła. Czyli głównie jej charakter.
Wyciągnęłyśmy swoje różdżki w strone nieba i równocześnie wymówiłyśmy morsmorte . Promień z naszych różdżek połączył sie by już po chwili na niebie pojawił sie mroczny znak. Jak na zawołanie moi ludzie zerwali sie biegiem na hogwart, zostawiając wokół mnie i Ellie miejce.
-Przykro mi że nie spędzamy twoich urodzin tak jakbyś tego chciała. Dziś zaczyna sie nasze zwycięstwo. Dziś zaczyna sie twoja przyszłość, do której z resztą sama otworzyłaś teraz drzwi-zaśmiałam sie wskazując na Hogwart-Niestety nie mam prezentu dla ciebie ale myśle że gdy już będzie po wszystkim spędzimy gdzieś razem dzień i coś sobie wybierzesz. W końcu raz w życiu kończy sie 7 lat
-Dziękuje-powiedziała uśmiechając sie- skoro twierdzisz że tak będzie najlepiej to poczekajmy do jutra. Jeśli chodzi o prezent to dziś dałaś mi najlepszy z możliwych prezentów mamo
-Nie przypominam sobie żeby sukienka ode mnie aż tak ci sie podobała-zaśmiałam sie starając sie przywyknąć do roli matki. No nie codziennie zostaje sie mamą dla dziecka które sie przygarnęło
-Dałaś mi rodzine i dom, a przede wszystkim nadzieje. Dziękuję to najlepszy prezent, to było moje marzenie-Przytuliłam ją czując jak podobna do mnie jest Ellie. Zrobiłabym wszystko by zatrzymać ten w miare spokojny moment-kocham cie, mamo
Zastygłam. To nie powinno sie nigdy rak potoczyć. A na pewno nie tak szybko. Pokręciłam głową odpychając myśli. Jeśli kiedykolwiek uważałam że ktoś jest dla mnie ważny to to było nic w porównaniu jak ważna teraz była dla mnie ona. I zrozumiałam to dopiero teraz mimo że spędziła ona ze mną już całkiem sporo czasu
-Też cie kocham
Powiedziałam mając dziwne uczucie. Bo chyba nie kłamałam. A co gorsza poczułam że moje miejsce nie jest tu w hogwarcie by walczyć o moje zwycięstwo. Moje miejsce było z nią, gdzieś w domku w górach. Takim jaki pamiętam z jednej z wycieczek w dzieciństwie. Taki jaki zawsze chciałam mieć.
-Chodź-powiedziałam- nie chce byś tu była cały czas, ktoś mógłby zrobić ci krzywdę

Perspektywa Albusa
Biegłem w strone pokoju wspólnego z nadzieją że spotkam tam kogoś kto będzie wiedział co robić
-Albus!-krzyknął ktoś za mną. Odwróciłem sie i zobaczyłem biegnącą w moją strone Ole. Zdyszana podbiegła do mnie-Albus, pani Pomfrey cie szuka. Z racji że atakowali ministerstwo twoi rodzice i rodzice wielu innych rodzin z zakonu zostawili swoje dzieci tutaj. Twoje rodzeństwo tam jest
-Co!? Ale co oni robią tutaj? Gdzie są moi rodzice? Scorp już tam jest?-zapytałem podczas gdy już biegliśmy w strone skrzydła szpitalnego. Gdzieś daleko można było usłyszeć trzaski i dźwięki tłuczonego szkła
-No mówie ci że przenieśli dzieci bo myśleli że tu będzie bezpiecznie, nie wiem gdzie są wasi rodzice ale powinni sie niedługo zjawić by zwinąć te wszystkie dzieciaki, z resztą wielu z nich jest aurorami i przeniesie sie do walki tutaj. Scorp jest już w sali z rodzeństwem ale...
-Padnij!-krzyknąłem i skierowałem różdżke w strone rozbijającego sie okna- Drętwota!
Ola głośno pisneła a śmierciożerca który właśnie rozbił sie przez okno padł nieruchomo na posadzkę. Dzięki bogu rodzice nauczyli nas zaklęć gdy byliśmy w domu. Nie żebym był jakimś mistrzem w rzucaniu ich bo bardzo często mi sie jednak nie udaje ale dobrze jest je mimo wszystko znać. 
-Dlaczego nie przysłali po mnie kogoś dorosłego?! Przecież mogło ci sie coś stać po drodze!-starałem sie przekrzyczeć dźwięki bitwy które co raz szybciej się do nas zbliżały przy okazji ciągnąc Ole za rękę by biegła szybciej
-Kogo mieli przysłać? Jedynym dorosłym który w tedy tam był była pani Pomfrey która ma pod opieką z tuzin maluchów
-Dobra pospieszmy sie!-krzyknąłem jeszcze bardziej przyspieszając aż paliło mnie w płucach. Dźwięki z tyłu były co raz głośniejsze a ja miałem wrażenie że jesteśmy już na przegranej pozycji. Dlaczego nikt sie na to nie przygotował? Dlaczego tutaj przenieśli dzieci? I czemu wszyscy byli w ministerstwie?
W ostatniej chwili wyhamowaliśmy przed drzwiami do skrzydła szpitalnego których właściwie nie było. W jednej ze ścian była ogromna dziura a wnętrze sali było splądrowane. Zamarłem modląc sie w duchu że nie było ich już tu gdy zaatakowano
-Tutaj!-krzyknął ktoś a gdy spojrzałem w tamtą stronę zobaczyłem Rozi która trzymała na rękach Mel a obok niej stała Doria z Lią na rękach. Pobiegłem w tamtą strone cały czas mając w głowie to że niebezpieczeństwo może pojawić sie z każdej strony. Ola cały czas dotrzymywała mi kroku
-Co wy tu robicie?!-krzyknąłem i spojrzałem na Scorpiego który stał obok swoich sióstr. Po chwili jednak ruszyliśmy biegiem w jakimś kierunku. Jednak nadal nikt nie odpowiedział na moje pytanie
-Pani Pomfrey powiedziała że za tym posągiem jest jakieś tajne przejście do innego korytarza a oni będą w pierwszej sali na prawo-powiedziała Doria wskazując palcem na posąg- biegliśmy kilkoma grupami bo rozdzieliliśmy sie gdy zaatakowano nas w skrzydle szpitalnym, nie wiem czy wszyscy dotarli
Kiwnąłem głową mając nadzieje że James i Weronika już tam są. Razem ze Scorpiusem i Olą przesunęliśmy duży posąg a gdy przeszliśmy przepchaliśmy go z powrotem na swoje miejsce. Pojawiliśmy sie w dużym dosyć ciemnym korytarzu ale to nie było nic dziwnego bo była noc a większość świec była zgaszonych. Zapukaliśmy trzy razy w drzwi po prawej stronie i weszliśmy do środka. Mimo pół mroku jaki panował w środku można było dostrzec kilka różdżek skierowanych w naszą stronę które opadły gdy tylko zielono białe światło zza okien padło na nas. Przez całe niebo rozciągał sie mroczny znak który błyszczał złowieszczo. Rozejrzałem sie po pomieszczeniu i po chwili spostrzegłem znajome rozczochrane czarne włosy. Podbiegłem do chłopaka i uściskałem go szczęśliwy że nic mu nie jest
-Jest z wami Weronika prawda?-zapytał James
-To nie ma jej z tobą?- zapytałem czując co raz większy strach- Mówili że sie rozdzieliliście na grupy ale myślałem że z nią pobiegłeś!
-Cicho-skarciła nas szeptem Dominika która przytulała do siebie jakąś małą dziewczynkę- nie mogą usłyszeć że tu jesteśmy
-To już wszyscy?-zapytała Rozi rozglądając sie po sali. W pomieszczeniu znajdowało sie dość sporo osób jednak żadna z nich nie przypominała rudowłosej.
-Większość, nie ma Weroniki i dwóch innych dziewczynek; jednej dziewięciolatki od Longbottomów i sześciolatki od Jordanów. Nie ma tu też nikogo dorosłego. Pani Pomfrey musiała iść pomóc bronić Hogwart, jest tu tylko kilka starszych uczniów
Pokręciłem głową odtrącając myśl że Weronice mogło sie coś stać. Może po prostu zgubiły sie biegnąc tutaj. Wybuchła panika i...
-Musimy je poszukac! Mogło im sie coś stać-powiedziałem patrząc na Jamesa który przytaknął mi głową
-Wiem że to wasza siostra ale nikt nie powinien sie stąd ruszać. Niedługo teleportuje sie tu ktoś z zakonu i poszuka ich a nas wszystkich z stąd zabierze-powiedziała Dominika która spuściła wzrok jakby wiedząc że to mało prawdopodobne że ktoś sie tu szybko zjawi
-Do czasu aż ktoś tu przyjdzie im może sie coś stać. Ja ide po nie-powiedział James i wstał a ja ruszyłem jego śladami
-To ja też pójdę-powiedziała Ola-pomogę wam
-No to ja też ide-powiedziały równocześnie Doria i Dominika
-Nie wy zostańcie, zajmijcie sie Kailem i Lią pilnujcie ich jak oka w głowie- powiedział James na co dziewczyny przytaknęły
-Ale ja pójde-powiedział Scorp na co Rozi spojrzała na niego przestraszona- gdzie ty tam i ja stary
-Nie nie, Scorp zostań z rodzeństwem-poszedłem do niego- jesteście wszyscy razem i niech tak zostanie
-Jesteś pewny?-zapytał a ja pokiwałem głową. Objął mnie i poklepał po plecach- uważaj na siebie stary
Tylko przytaknąłem i spojrzałem na Ole która moim zdaniem też powinna zostać. To była nasza siostra a Ola nie miała z tym nic wspólnego.
Kilka innych osób powiedziało nam powodzenia i prosiło byśmy uważali. Po drodze do drzwi zatrzymał nas jeszcze Tobby Longbottom
-Idziecie poszukać dziewczyn prawda? Słyszałem że tam jest też wasza siostra
-Tak idziemy ich poszukać, może poprostu sie zgubiły a żadna z nich nie ma różdżki i nie zna zaklęć
-Ide z wami-powiedział od razu a gdy zobaczył nasze spojrzenia dodał- no weźcie jestem bratem Kate
Zgodziliśmy sie bo prawda była taka że im nas więcej tym bezpieczniej plus on też chciał znaleźć swoją siostrę. Gdy wyszliśmy zza posągu korytarz okazał sie pusty. Część okien była porozbijana a z niektórych ścian odpadały ich kawałki
-Idziemy w lewo i zobaczymy czy nie ma ich na tamtym korytarzu. Pełno tam miejsc w których można sie schować
Ruszyliśmy szybko w tamtą stronę cały czas mając w głowie to że nikt nie może nas zobaczyć. Po drodze widzieliśmy że gdzieś daleko ktoś z kimś walczy lub ktoś gdzieś ucieka jednak ani razu nic nas nie zatrzymało. Nagle przed naszą grupe wbiegła mała brunetka o ciemniejszej karnacji
-Daisy?-zapytał Longbottom. Dziewczynka tylko pokiwała głową i zaczęła wskazywać palcem na korytarz. Cały czas płakała.
-Tam...tam są...one...mają...płaczą i...ona ma duże ała...-wyszlochała. James wziął ją na ręce i pobiegliśmy w skazany przez nią kierunek. I tak jak powiedziała Daisy Jordan tak było. W jednym kącie za dużym murkiem siedziała zapłakana Tommy Tusday z rozwaloną nogą i przerażona Kate Longbottom. Tobby podniósł Tommy a Ola wzieła z ręke Kate i Daisy
-Biegnijcie z powrotem za posąg, my idziemy szukać dalej Weroniki-powiedziałem
-Ona pobiegła dalej korytarzem bo nie zdążyła sie schować gdy nas gonili-powiedziała Kate. Pokiwałem głową wdzięczny za te informacje następnie skinąłem głową do Jamesa i pobiegliśmy dalej. Nie wiem ile czasu biegliśmy ale sprawdzaliśmy po kolei każde miejsce w którym mogła sie ukryć. Zmęczenie co raz bardziej dawało sie we znaki. Nie dość że była noc to ja przebiegłem już wcześniej bardzo dużo. W głowie jednak miałem tą myśl że Weronika jest moją młodszą siostrą i musze ja znaleźć. Dobiegliśmy do końca korytarza skąd odbiegały dwie różne drogi
-Musimy sie rozdzielić-powiedział James. Pokiwałem głową próbując złapać oddech a po chwili biegłem sam korytarzem.  W ręce cały czas miałem różdżke na wszelki wypadek jednak w tej części szkoły było zupełnie cicho a moje kroki odbijały sie echem po ścianach. Biegłem tak dłuższą chwile aż w końcu zwolniłem bo ta cisza zaczęła sie robić podejrzana. Nie słyszałem niczego poza sobą i swoimi krokami. W pewnym momencie jednak usłyszałem że ktoś biegnie, ścisnąłem mocniej różdżke i przygotowałem sie do rzucenia zaklęcia oszałamiającego jednak w tedy rozpoznałem kręcone brązowe włosy.
-Albus! Całe szczęście że cie znalazłam! Wszyscy was szukają-powiedziała Victoria- mamy sie za raz deportować świstoklikiem, chodź musimy iść. Jest bardzo niedobrze mają już prawie cały Hogwart
-Nie ja nigdzie nie ide, musze znaleźć Weronike
-Greg mówił że widział ją z Jamesem, no chodź nie ma czasu twoja mama czeka już na miejscu. Wszyscy śmierciożercy jakoś specjalnie szukają waszej rodziny, grupa z Kailem musiała sie szybko deportować
-James i Weronika są już na miejscu?
-Nie oni mają deportować sie inną grupą, no rusz sie w końcu bo za raz nas ktoś znajdzie
-Jesteś pewna że oni są razem?-zapytałem chcąc mieć 100% pewność
-No Greg ich widział jakieś 4 minuty temu 3 korytarze stąd jak gdzieś biegli. Mówię ci co mi powiedział
Mimo że mi sie to nie podobało ruszyłem na dziewczyną w stronę kilkuosobowej grupy głównie dzieci które trzymały w rękach książkę
-O nareszcie jesteście!-powiedziała kobieta stojąca pośród dzieci-musimy wydostać z tąd jak najwięcej osób, łapcie sie i spadamy. Twoja mama już na ciebie czeka Albus
Skinąłem głową a w korytarzu pojawiła sie postać Jamesa. A w tej sytuacji najgorsze było to że był sam. Podbiegł do nas i rozejrzał sie
-Gdzie jest Wera?-zapytałem zaskoczony
-Powiedzieli mi że jest tutaj-odpowiedział James patrząc sie na mnie. Szybko spojrzałem na równie zaskoczoną Victorie co ja i zrozumiałem że ten cały Greg mógł z kimś ich pomylić
-Złapcie sie wszyscy!-powiedziała kobieta a wszyscy posłusznie chwycili książkę
-Miała być z tobą-powiedziałem i wsłuchiwałem sie w odliczanie do deportacji-jeśli nie ma jej z tobą to znaczy że nadal jest gdzieś sama
Rzuciłem Jamesowi spojrzenie i w ostatniej chwili puściłem książke. W tej samej chwili gdy ja ją puściłem oni sie deportowali. Musiałem znaleźć Weronike. Wiedziałem że jeśli ja nie zrobie tego pierwszy to ona może nie żyć.

Perspektywa Oktawii
Spojrzałam na walące sie z jedej strony ściany hogwartu. Wygrałam. Zaśmiałam sie w duchu bo właśnie dokonał sie mój plan. Przed chwilą przyszła do mnie informacja o podbitym świecie mugoli i ministerstwie które również upadło. To był wspaniały moment. Wszystko należało do mnie. Byłam królową.
Spojrzałam na mężczyznę który mi sie ukłonił. Był ubrany w jakieś lepsze ubrania niż szmaty co musiało oznaczać że zajmował sie czymś więcej niż tylko bezmyślną walką za mnie. Chociaż czy walke za mnie moge nazwać bezmyślną?
-Pani moja-powiedział jeszcze niżej sie kłaniając. Bał sie mnie więc albo jest tchórzem albo niesie złe informacje- w wyniku komplikacji związanych z podbiciem Beauxbatons grupa podwładnych postanowiła bez wiedzy i zgody z góry wysadzić szkołe, moja pani
-Wszyscy zgineli?
-Wszyscy z wyjątkiem kilku ludzi na zewnątrz, o pani
Chyba mi to specjalnie nie przeszkadzało
-No dobrze, więc mamy mniej problemów. Czy zginął jakiś śmierciożerca lub oddany sługa?
-Zgineli uczniowie i nauczyciele moja pani, pośród nich było 2 śmierciożerców i 3 wierne sługi
-Czyli 5 oddanych mi.... no cóż skoro wysadzili szkołe mówi sie trudno, jak dalej będą walczyć to z hogwartu też niewiele zostanie. Grupe która wysadziła Beauxbatons ukaraj za zabicie 5 moich sług, a osoby które przeżyły z tamtej szkoły zabj
-Dobrze moja pani-powiedział kłaniając mi sie
-Możesz odejść-odpowiedziałam i odwróciłam sie a on teleportował sie z powrotem do tamtej szkoły. Teraz przynajmniej wiedziałam jak podłamać psychike naszych małych czarodziei którzy nadal walczyli za Hogwart. Skupiłam sie by poprawnie wykonać to zaklęcie. Przyłożyłam różdżke do szyi i zaczełam mówić tak aby wszyscy usłyszeli mój głos w swoich głowach
-Hogwart został podbity, ministerstwo magii upadło. Świat mugoli został przejęty a szkoła Beauxbatons została zrównana z ziemią. Wszyscy wasi przyjaciele z niej, nie żyją. Wasza walka jest niepotrzebna. Nie chce by więcej czarodzieji traciło swoje życie w tak bezsensowny sposób. Wiem że wielu waszych przyjaciół opuściło już Hogwart by się ratować i nie wiem czy osoba którą szukam nadal tu jest ale jeśli nadal tu jest i mi jej nie wydacie zrównam Hogwart z ziemią tak jak Beauxbatons. Szukam Albusa Pottera. Chce by pojawił sie przed wschodem słońca. Moi słudzy przyprowadzą go do mnie. A teraz odpocznijcie przyjaciele, pożegnajcie zmarłych, wróćcie do swoich rodzin i odpocznijcie. Nie chce by ktoś z was zginął na marne. Jako dowód nakazuje moim sługą nie zabijać was. Jeśli będziecie walczyć wznowie swój rozkaz i zabije was 2 razy tyle ile zginie moich sług.
Przerwałam zaklęcie i zaśmiałam sie. Teraz została mi już ostatnia rzecz do zrobienia. Musiałam zabić Albusa. Miałam również w planach uśmiercić Scorpiusa ale przysięgłam ciotce Narcyzie że nie zabije nikogo z jej rodziny. No a skoro obiecałam sobie z Albusem przyjaźń po grób to trzeba dotrzymać obietnicy i jak najszybciej go uśmiercić by spotkał już swój grób.
Spojrzałam na Ellie która siedziała na jednym z dużych kamieni. Byłyśmy daleko od centrum Hogwartu więc była tu bezpieczna. Zdecydowanie nie była zadowolona z tego co powiedziałam. Pewnie domyśla sie że chce zabić Albusa.
-Hej kochanie posłuchaj mnie-powiedziałam i przykucnełam przy niej- wiem że nie podoba ci sie to co się tu dzieje ale pamiętaj że gdyby cokolwiek sie działo musisz sie bronić, jesteś dla mnie bardzo ważna i możesz zostać kartą przetargową więc nie pozwól sie złapać, dobrze?
-W porządku-powiedziała naburmuszona i skrzyżowała ręce. Gdy taka była z jednej strony mnie denerwowała a z drugiej wydawała mi sie podobna do mnie. Co to jest za dziecko?! Skąd ono właściwie jest?! I kto jest jej rodzicami?! Wiedziałam że teraz ja pełnie te role ale jednak ktoś musiał ją urodzić. Irytowało mnie to że nie znam odpowiedzi na te pytania i postanowiłam sobie że poznam tą tajemnice gdy tylko zakończę to co sie ma tu jeszcze wydarzyć.
-Nie obrażaj sie tak, jeszcze trochę. Nie chce żebyś była ze mną w pokoju tronowym bo tak jak sie domyślasz musze zabić Albusa a ty sie dzisiaj wystarczająco dużo naoglądałaś- dziewczynka kiwnęła głową potwierdzając że nie chce tego widzieć- gdy skończę pójdziemy tam razem, zajmiesz swój mały tron i....
Przerwałam i natychmiast skierowałam różdżke w strone poruszających sie kawałek za Ellie krzaków. Mała aż podskoczyła zaskoczona ruchem za jej plecami i natychmiast skierowała tam ręce. Mimo że byłam z niej dumna chwyciłam jej ramie i pociągnęłam ją tak by stała za mną. Coś zatrzeszczało jeszcze mocniej więc rzuciłam drętwote. Czerwone światło trafiło w jakąś postać a gdy ta wypadła zza krzaków nieruchoma, Ellie aż pisnęła ze strachu lub zaskoczenia. Na ziemi lerzał jakiś mężczyzna którego nie znałam. Przyjrzałam sie krzakom i drzewom jeszcze raz bo miałam wrażenie że jest tam ktoś jeszcze. Ponownie rzuciłam zaklęcie oszołamiające w stronę cienia jednak postać sprawnie odbiła zaklęcie a po trzasku gałęzi mogłam domyśleć sie że zaczęła uciekać. Odwróciłam sie w strone Mike'a który stał parę metrów od nas
-Mike-powiedziałam a chłopak momentalnie podszedł do mnie-masz złapać te postać która tu była. To twoje zadanie
Chłopak skinął głową i pobiegł za postacią w lesie. Musiałam pojawić sie w sali tronowej jak najszybciej w razie gdyby znaleźli Albusa. W tedy ja sie go pozbędę i prosze. Mamy 100% zwycięstwo Oktawii. Na razie brakuje mi tylko tego jednego procenta jakim jest jego śmierć i śmierć tej przyjaźni.
-Aisha!-zawołałam w strone dziewczyny która wcześniej rozmawiała ze swoim bratem. Podeszła do mnie i skłoniła sie. Jednak bardziej usatysfakcjonował mnie fakt że ukłoniła sie również Ellie- Masz jedno i za razem najważniejsze zadanie. Masz pilnować Ellie jak oka w głowie. Jeśli spadnie jej chociaż włos z głowy ty i twój brat pożałujecie tego i pożegnacie sie z rodzicami. Jasne?
-Tak pani-powiedziała roztrzęsionym głosem, przerażona na samą myśl że moge zrobić krzywde jej i jej rodzinie. Odwróciłam sie w strone Ellie która była smutna i naburmuszona
-Przepraszam kochanie, obiecuje że jak wróce będzie po wszystkim i spędzimy twoje urodziny tak jak o tym marzysz, dobrze?
-Jasne mamo-powiedziała nie podnosząc na mnie wzroku
-Prosze cie, gdyby coś sie działo masz sie bronić i uciekać, ok? Obiecaj że nie będziesz sie bała o mnie i nie zaryzykujesz by mnie ratować gdyby ktoś powiedział że tego potrzebuje-dziewczynka wstrzymała oddech i podniosła na mnie głowe
-Nie chce tego obiecywać
-Prosze, musisz mi to obiecać i musisz mi obiecać że gdyby ktokolwiek cie atakował nie poddasz sie i go zabijesz lub uciekniesz
Ellie zacisnęła usta wahając sie jednak po chwili pokiwała głową
-Obiecuje
Odetchnęłam. Bałam się że nie będzie chciała sie bronić w razie czego. I chociaż wiedziałam że będzie bezpieczna musiałam mieć zabezpieczenie że gdyby odbył sie jakiś bunt w moich szeregach lub któryś z wrogów by nas podszedł ona będzie sie bronić.
-Dziekuje, a teraz musze już iść. Uważaj na siebie- dziewczynka przytuliła mnie a ja odwzajemniłam ten uścisk. Moje serce mnie kuło a mój znak po raz pierwszy od dawna sie poruszył. To nie był dobry znak
-Ty też uważaj mamo, kocham cie
Uśmiechnełam sie i pocałowałam ją w czoło
-Ja ciebie też-powiedziałam i teleportowałam sie. Wylądowałam w królewskiej komnacie którą postawiłam na czas tej krótkiej wojny. To tu miałam przyjmować wszystkich którzy mieli do mnie jakieś sprawy w związku z atakiem. Przeszłam po długim czerwonym dywanie prowadzącym do dużego czarnego tronu. Po jego prawej stał prawie identyczny tron tylko że mniejszy. Ubrałam mój diadem wiedząc że to on dopełniał mój strój. Była całkiem spora kolejka ludzi do mnie więc przez ponad godzine wysłuchiwałam ich i dyplomatycznie rozwiązywałam problemy. Dyplomatycznie czyli albo po mojemu albo cruciatus. Cały czas irytowałam sie że co raz bliżej wschodu słońca a nadal nie przyprowadzono mi Albusa. Wzrastało we mnie również jakieś uczucie niepokoju które było związane z Ellie a w ciągu ostatnich 5 wzrosło na tylko dramatycznie że moje serce przyśpieszyło swój rytm. Powinnam powiedzieć że moja głupota że przywiązałam sie do tego dziecka na tyle że nawet w normalnym momencie miałam dziwne przeczucia była ogromna ale w tedy akurat wydarzyło sie coś czego nie oczekiwałam.
Drzwi sali otworzyły sie z łoskotem a ja nie mal poskoczyłam z podniecenia że złapali Albusa. Podniosłam ręke by uciszyć jakiegoś tam człowieka i z uśmiechem spojrzałam na postać którą ciągneły moje sługi. Nie szarpała sie ani nie krzyczała z przerażenia. A ja zamarłam. Uśmiech zszedł z mojej twarzy a moje serce naprawdę przyspieszyło. To nie był Albus.
-Gdzie ona jest?!-krzyknęłam nie panując nad emocjami przez co musiałam brzmieć na zdesperowaną. Po sekundzie jednak opanowałam sie. Za dużo osób na mnie patrzy. Wstałam i zrobiłam kilka kroków w stronę grupy.
-Pani-odezwał sie śmierciożerca stojący po lewej stronie Aishy- znaleźliśmy ją gdy stała na wejściu do lasu. Nie ruszała sie i nie zaatakowała czarodzieja który ogłuszył kilku naszych
Spojrzałam na nią wściekła. Gdzie jest Ellie?!
-Gdzie ona jest?-zapytałam jeszcze raz. Tym razem byłam bardziej opanowana. Patrzyłam na Aishe czując że moje serce za raz ze mnie wyskoczy
-Wbiegła do lasu-powiedziała cicho dziewczyna
-Sama?!
-Nie, on pobiegł za nią
Czułam jak mnie zemdliło. Dobry boże.
-Kto ze sług pobiegł za nimi?-zapytałam śmierciożerce który tylko zniżył głowe. Jeśli pobiegł tam ktoś ogarnięty może sie okazać że Ellie nadal nic nie będzie.
-Niestety pani ale gdy tam przybyliśmy Ellie pobiegła już za daleko i nie wiedzieliśmy gdzie jej szukać. Dwóch ludzi z naszego oddziału chodzi teraz po lesie. Goyle Senior, dowódca oddziału przy lesie powiedział że nie wysłał za nimi nikogo bo stwierdził że dziewczynka nie jest ważna i trzeba pozwolić jej odejść
Wstrzymałam oddech. Oni przeprowadzili zamach stanu na moim dziecku. Złość jaka emanowała we mnie była nie do opanowania
-Dlaczego nie zareagowałaś?!-powiedziałam ostro do Aishy- dostałaś rozkaz i go nie wypełniłaś! Crucio!
Dziewczyna zwijała sie na podłodze a ja odwróciłam sie do śmierciożercy
-Kto oszołomił tamten oddział i pobiegł za Ellie?
-Nie jesteśmy pewni pani, ale powiedzieli nam że był to Harry Potter- czułam jak coś przekręca mi sie w żołądku. Spojrzałam na Mike'a który stał w kącie i dopiero teraz oderwał wzrok od swojej siostry by na niego spojrzeć. Mike gonił właśnie Harrego. Nie udało mu sie go złapać i uciekł mu gdzieś więc Mike wrócił do mnie by mi to przekazać. Rozkazałam w tedy by wysłać dodatkową straż do Aishy i Ellie ale jak widać nie wykonano mojego rozkazu.
-Obiecałam ci taki los więc go otrzymasz-powiedziałam do leżącej na ziemi Aishy-moje rozkazy są świętością, niezależnie kim jestem i czy boisz sie czy nie. Avada Kedawra
Zielony promień wystrzelił w strone dziewczyny a ona znieruchomiała. Spojrzałam na Mike który chciał sie teraz rzucić w strone swojej siostry jednak uścisk innych śmierciożerców mu na to nie pozwalał
-Ona ci pomagała! Ona ci pomogła a ty ją zabiłaś!-krzyknął Mike
-Była zwykłym tchórzem i ją również obowiązywały moje rozkazy-odpowiedziałam a następnie odwróciłam sie w strone śmierciożerców- zamknąć go, ma być pilnowany. Niech ktoś tylko spróbuje kwestionować moje rozkazy.
Opowiedziało mi tylko potakiwanie.
Zdjełam diadem z głowy i zrzuciłam górną warstwę mojego stroju zostając w bluzce bez ramion i czarnych rurkach z wysokim stanem. Pelerynę miałam krótką mniej więcej do kolana i była przyczepiona w tyłu bluzki więc ramiona i ręce miałam gołe. Teleportowałam się z powrotem w miejsce w którym rozpoczęła sie ta cała bitwa i ruszyłam w strone lasu. Musiałam ją znaleźć i nic nie mogło mnie powstrzymać.
Wbiegłam do lasu czując sie jak zdesperowana nastolatka. Biegłam tak szybko jak to możliwe z wysokimi paniami pod nogami. Gdzieś przed sobą usłyszałam trzaski zaklęć. Próbowałam jeszcze przyśpieszyć jednak w tedy rozbłysło zielone światło i powiew wiatru przeszedł po drzewach. Zamarłam. Naprawde modliłam sie żeby to Ellie rzuciła to zaklęcie. Zaczełam powoli iść w tamtą strone bojąc sie tego co moge spotkać. Zaklęcie na pewno było trafione. Tylko błagałam żeby to Harry został trafiony. I gdy już prawie widziałam miejsce w którym zostało rzucone zaklęcie moje serce mi pękło. Stałam przerażona wpatrzona w jedną osobe która stała po mojej prawej między drzewami. W moich oczach zabrały sie łzy bo nie zobaczyłam tam Ellie. Stał tam Harry z rozcięciami na skórze i ponurą miną. Staliśmy nie ruchomo a nasze spojrzenia się spotkały. Jeśli jego mina była ponura to moja musiała być w tamtym momencie najbardziej przerażoną miną na świecie. Czułam jak moje ciało przechodzi ból. Jak każdy skrawek ciała mnie boli. A przecież fizycznie nic mi nie było. Staliśmy tak parząc na siebie przez drzewa. Nie atakowałam go. Patrzyłam na niego czując jeszcze większy ból. Zaczynałam rozumieć co sie stało. Ona nie żyje. Odwróciłam głowe w strone miejsca gdzie odbyła sie ta walka i przygryzłam warge starając sie nie wydać z siebie jęku rozpaczy. Na mioch policzkach pojawiły sie łzy. Zerwałam sie biegiem w strone tej niedużej polanki między drzewami i ją zobaczyłam. Leżała ta ziemi, pod jednym z większych drzew. Wyglądała jakby spała. Przecież to było tylko dziecko. Klęknęłam przy niej i odsunęłam włosy z jej twarzy. Ona naprawdę nie żyje. Nie miała na sobie peleryny więc musiała ją zgubić podczas ucieczki. Na jej policzku była jedna mała czerwona rysa, jej nogi również były w drobnych rozcięciach prawdopodobnie od gałęzi o które haczyła po drodze
-Nie nie nie-wyszeptałam opierając głowe na rękach-Nie!
Ona nie żyje. Trzęsącymi sie rękami podniosłam dziewczynkę. Czułam jak moje nogi odmawiają posłuszeństwa jednak ostatecznie zmusiłam je do ruszenia sie. Trzymałam w ramionach Ellie i byłam tak strasznie zła. Zła że pozwoliłam jej zostać tutaj z samą Aishą. Że nie zabrałam jej ze sobą. Przecież miałyśmy świętować jej urodziny. Jako prezent chciałam jej dać ten wymarzony dom na klifie przy polanie i obok lasu. Ten dom o którym kiedyś jej opowiadałam. Po dzisiejszym dniu naprawde miałam w głowie wizje tego że będziemy rodziną. Spojrzałm na miejsce do którego doszłam. Była to malutka polanka pełna pięknych kwiatów otoczona drzewami. Położyłam ją na moment na ziemie a następnie machnęłam różdżką tworząc na środku tej niewielkiej polanki coś jakby blok ziemi na wysokość 1.5m. Zaklęciem sprawiłam że obrósł on zielonymi liśćmi, kwiatami i trawą Podniosłam Ellie i położyłam ją na tym nowo stworzonym zielonym posłaniu. Machnęłam jeszcze raz ręką a dookoła drzew pojawiły sie malutkie światełka które błyszczały w powietrzu przypominając świetliki. Jej twarz, nogi i ręce zaczynały tracić swój kolor i stawały sie białe i podobne do moich. Dotknęłam jej zimnej dłoni czując że moje oczy znów zachodzą sie łzami. Wyczarowałam białą róże na której położyłam jej dłoń. Nie żyje. Obiecałam że ją ochronie. Że będzie bezpieczna. Zacisnełam oczy czując nagły i uderzający ból wewnątrz. Moja Ellie nie żyje, moje dziecko. To był pierwszy dzień w moim życiu gdy miałam rodzine. Mój pierwszy dzień w roli matki. A ona nie żyje. Czy ja od zawsze skazywałam wszystkich na takie niebezpieczeństwo jakim byłam?
I pierwszy raz płakałam tak mocno. Szczerze płakałam czując sie tak bezsilna. Deportowałam sie do jednej ze starych przystani która pochłonięta mrokiem wyglądała przerażająco. Nie dla mnie. Wytarłam oczy i nie mal upadłam na ziemie. Siedziałam na ziemi czując że trace tą Oktawia którą miałam być. Moje serce przebijały setki gwoździ. Nie dopilnowałam jej, nie ochroniłam. Nachyliłam sie nad taflą wody i spojrzałam na swoje odbicie. Gdzie była ta królowa? Gdzie do cholery była ta twarz pełna pogardy i wyższości?! Dlaczego życie tego jednego dziecka mogło zaważyć losy całej wojny. To tak nie znaczące życie. Czułam jak zapadam sie wewnątrz. Co ja narobiłam?

Perspektywa Narratora
Dziewczyna płakała wpatrując sie we własne odbicie. Pierwszy raz nie wyglądała tak jak zawsze. Pierwszy raz gdby ktoś ją zobaczył mógłby powiedzieć że wygląda na bezbronną i zagubioną. Chyba nawet po raz pierwszy mogło tak być. Nawet gdyby chciała nie mogła sama odpowiadać za to kim sie stała. Może gdyby kilka rzeczy potoczyło sie inaczej, może gdyby kiedyś dano jej szanse na inne życie? Może nie byłaby teraz tutaj.
Czarnowłosa oparła sie o ściane czując sie tak strasznie zagubiona. Nie była już tą królową. Przyciągnęła nogi do pasa i po raz pierwszy od dawna zaczeła śpiewać. Śpiewała cicho, ale jak zwykle robiła to pięknie. I choćby mogło wydawać sie to dziwne i nie naturalne ona postanowiła tak zapamiętać tą dziewczynke która tak zmieniła w niej coś. Postanowiła zaśpiewać piosenke którą jakiś czas wcześniej śpiewała jej Ellie by pochwalić sie czego sie nauczyła gdy była młodsza.

-Tam gdzie zaprowadziła cie ta ścieżka
Czekała na ciebie przygoda
Jeśli chcesz ją przeżyć
To nie daj sie pokonać
Tam gdzie kończą sie góry
A słońce sie chowa
Gdzie kwiaty zaczynają rosnąć
A dzieci śmieją sie z zachwytu
Ty stoisz niepokonana
Bo wiesz o co walczysz
Dlaczego płaczesz w dzień zwycięstwa
Twoje łzy cie tu doprowadziły
Nie martw sie słońce wróci
To było przeznaczenie by poznać koniec
Ona wraca gdy słońce wschodzi
Bo byłaś kimś kogo warto spotkać
Oni chcą cie niszczą
Ale ty Walcz do końca
Nawet gdy upadłaś tak nisko
Spójrz gdzie jesteś. Co dokonałaś
To było przeznaczenie by poznać przyszłość
Bo masz w sobie siłe

Śpiewała cicho celowo zmieniając niektóre słowa a jej głos rozbrzmiewał echem po całej przystani. Cały czas płakała a gdy dochodziła do ostatnich wersów jej głos niebezpiecznie zaczynał sie trząść.
-Przepraszam-wyszeptała zaczynając znowu płakać-twoja przyszłość miała być lepsza


I tak właśnie zakończymy ten bardzo długi rozdział. Dużo sie w nim wydarzyło i całkiem sporo sie jeszcze wydarzy ale oficjalnie jest to najdłuższy rozdział w historii tego opowiadania. Ma on prawie 7tys słów. Dziękuje wam tak bardzo za to ile wyświetleń i gwiazdek zostawiacie po sobie. Jest to niesamowite i nigdy nie uwierzyłabym w to że jest was tak wiele. Przepraszam was za te duże przerwy jednak nie mam jakiejś wewnętrznej motywacji by pisać. Pozostają nam już tylko 2 rozdziały do końca i dalej rozdział w którym wam napisze coś od siebie. Bardzo sie ciesze że tak wyczekujecie na rozdziały i do zobaczenia w następnym rozdziale😘

Jeśli masz jakieś opinie którymi chciałabyś/chciałbyś sie podzielić napisz mi proszę w komentarzy (tylko nie mówcie mi o poprawianiu błędów bo już dużo razy pisałam że zrobię to gdy skonczę całe opowiadanie i napisze od nowa początkowe rozdziały)




Zostaw po sobie gwiazdke⭐żebym wiedziała że ci sie podobało

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro