-1-

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pierwsze cztery dni wypoczynku w domku wynajętym od greka imieniem Staver, minęły miło i spokojnie. Rodzina chodziła na plażę, zwiedzała ruiny udostępnione do deptania turystom i jadła tradycyjne, greckie dania takie jak tsatsiki, różne rodzaje ryb, souvlaki czy kulki z cukini w lokalnych restauracjach. Było ciepłe, czwartkowe popołudnie - godzina 16:30. Wszyscy wracali właśnie z niedaleko położonego miasteczka pod nazwą Lavrio czarnym, wypożyczonym BMW. Promienie słoneczne odbijały się od lakieru samochodu tworząc cienką, ciepłą powłokę która parzyła opuszki palców od pierwszego dotknięcia. Słońce, mimo późnej popołudniowej godziny, nie zamierzało zajść i ustąpić miejsca księżycowi, który pełnię miał mieć dopiero w przyszłym tygodniu. Świeciło za to mocno i rzucało swoje złote, niczym płynny bursztyn, promienie na wszystko co tylko spotkało - ludzi, zwierzęta, budynki oraz taflę morza, która odbijała je z gracją a częściowo pochłaniała i łączyła się z nimi tworząc kojąco działający na oczy krajobraz. BMW zatrzymał się na betonowym podjeździe a jego cień rozciągnął się, jakby jakiś zbudzony ze snu potwór, czający się w półmroku i polujący na nowe ofiary. Pierwsza z pojazdu wysiadła kobieta, zaraz po niej do jednopiętrowego domku popędziły dzieciaki, prześcigając się kto pierwszy zajmie najlepsze miejsce przed telewizorem, ostatni zaś wysiadł mężczyzna zamykając jeszcze bramę. Była ona co prawda zamykana na pilot ale często się przycinała a przy większym wietrze trzeba było ją popychać. Dzisiaj także trzeba było jej pomóc, więc czarnowłosy mężczyzna stał i czekał tylko kiedy będzie skazany na podejście do bramy i popchnięcie jej. Gdy już udało mu się ją zamknąć wszedł do domu zamykając za sobą mosiężne drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro