~ To skomplikowane ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przybliżyłam się do zdezorientowanego Prince'a i złączyłam nasze wargi w lekkim pocałunku...

Było cudownie, aż do momentu, kiedy nie usłyszałam skrzypienia otwieranych drzwi.

- Co...? - To chyba pierwszy raz w życiu, kiedy widzę mojego brata, który nie wie, co powiedzieć.

Momentalnie ogarnął mnie ogromny szok i strach. O, Roveno!

Szybko odskoczyłam od Zeviego, omal nie przewracając stołka stojącego obok. Księżniczka również odskoczył, tłukąc przy tym parę pustych fiolek i zrzucając miskę z resztkami cynamonu.

W jego oczach ujrzałam strach. Strach jeszcze większy od mojego. Tom jest dziedzicem Slytherina, przyszłym Mrocznym Lordem i Panem Zeviego...

Co ja zrobiłam?!

- Jak śmiesz?! - Chwile zajęło mi zrozumienie sensu zdania i dopasowania głosu do osoby: to Tom mówił do Prince'a i był naprawdę bardzo, bardzo zły.

Ruszył z wyciągniętą różdżką w stronę drugiego Ślizgona, a Zevi... a Zevi nic nie robił... Nie wyjął nawet różdżki! Chociaż w sumie... I tak nie miałby szans z Tomem. Musiałam reagować.

- Tom - powiedziałam, stając przed Princem.

Chłopak zatrzymał się centymetr przede mną i ponad moim ramieniem spojrzał na Zeviego.

- I co, dziewczyna będzie cię bronić? - zaszydził Riddle. - Powiedz, co chciałeś tym osiągnąć, hm?

- Tom... - podjęłam ponowną próbę zwrócenia gniewu Toma na siebie.

- Cicho, Rozet, nie do ciebie mówię - warknął.

- Zostaw go, Tom! - rozkazałam gniewnie. - Nic się nie stało!

- Oj, stało się...

- Nie! - zaprzeczyłam szybko. - Schowaj różdżkę i nie rób głupstw...

- A ty nie masz nic do powiedzenia, Prince? - zapytał Tom swoim okrutnym, szyderczym tonem. - Świetnego sobie wybrałaś chłopaka, nie ma co, Rozi. Zwykłego tchórza...

Chciałam zaprzeczyć jego słowom, ale... nie mogłam, bo Tom miał po części rację - Zevi do najdzielniejszych nie należał.

- Zostaw go w spokoju! - warknęłam zamiast tego.

- Mi się nie rozkazuje, zapomniałaś? - odpowiedział groźnie.

Przełknęłam ślinę, ale teraz miałam pewność, że uzyskałam zamierzony rezultat i złość Toma przeszła z Zeviego na mnie.

- Musimy porozmawiać - powiedział w końcu mój brat.

- Tak, musimy - przytaknęłam.

- Nie, Roz-... - zaczął nieśmiało Prince.

Miał ten sam plan co ja, tylko działający w drugą stronę. Nie był tchórzem - on chciał skupić uwagę Toma na sobie, żeby mi nic nie zrobił.

- Cisza! - wrzasnął na niego Tom.

Chłopak momentalnie ucichł i spuścił głowę.

- A teraz - zaczął mój brat, zwracając się w stronę Zevi'ego. - wyjdziesz stąd i pójdziesz prosto do Pokoju Wspólnego Slytherinu i tam grzecznie sobie na mnie poczekasz, jasne?

Zevi kiwnął lekko głową, a Tom opuścił różdżkę. Księżniczka ominął nas i w milczeniu, posyłając mi ostatnie smutne spojrzenie, wyszedł z laboratorium.

Ogarnął mnie straszny gniew, kiedy już przestałam martwić się o to, że Tom zaraz zrobi coś Prince'owi.

- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytał spokojnie Ślizgon.

Kierowana negatywnymi emocjami odpowiedziałam:

- Nie.

- Nie? - zakwestionował cicho, unosząc brwi. - A może to, czemu obściskiwałaś się z Zevim?

- To czemu ,,obściskiwałam się z Zevim" to moja sprawa - warknęłam, wysyłając mu buntownicze spojrzenie.

- Oj, nie sądzę.

Nie odpowiedziałam na to, gdyż nie było to pytanie.

Tom wypuścił głośno powietrze z ust.

- Rozi, posłuchaj mnie. Zevi to tchórz... - zaczął, ale ja nie miałam ochoty teraz tego słuchać.

- Nie prawda - burknęłam pod nosem.

- A powiedział ci już coś o swoim nowym znaku na lewym przedramieniu? - zagadnął z wyrachowaniem.

- Nie - przyznałam, zanim mogłabym to powstrzymać.

- Och... - zadumał się chłopak. - Jak osobliwie...

Po czym bezczelnie zaczął kierować się w stronę wyjścia, pozostawiając mnie z mieszanymi uczuciami.

- Tom, co to za ,,znak"? - zapytałam, robiąc zdecydowany krok w jego stronę.

- A może... informacja za informacje? - zaproponował, ale na jego gierki też nie miałam dzisiaj ochoty.

- I tak Zevi mi powie.

- Jesteś tego taka pewna?

- T-tak - odpowiedziałam bardzo pewnie swoim niepewnym głosem.

Wiedziałam, że tego nie zrobi, ale musiałam grać. A ciekawość nie ułatwiała mi tego. Kiedy człowiek jest rozkojarzony przez ciekawość i pragnienie łatwo nim manipulować, a jestem pewna, że mój brat wykorzysta moją ciekawość.

- To świetnie - powiedział cicho, znowu odwracając się w stronę drzwi. - Masz zakaz spotykania się z nim - poinformował spokojnie.

Przez chwile byłam w takim szoku, że nie mogłam nic zrobić. Dopiero po chwili zrozumiałam znaczenie słów brata.

- Nie możesz mi tego zabronić! - wrzasnęłam, wybiegając za nim na korytarz.

- Mogę, a do tego najpóźniej jutro Zevi sam do ciebie przyjdzie i zerwie z tobą.

- Nie zrobi tego!

- Zrobi - zapewnił mnie Tom. - Bo ja mu tak rozkażę.

Był strasznie pewny siebie i to mnie tak bardzo irytowało. Pragnęłam mieć jego stalowe nerwy i tę wieczną nonszalancję oraz tę cholerną pewność siebie, która nigdy nie opuszcza mojego brata.

Czemu on musi być taki perfekcyjny?

- Nie! On mnie kocha! - zaczęłam krzyczeć, chociaż przez Toma nie byłam już tak pewna swoich słów.

I nagle z niewytłumaczalnych powodów chłopak roześmiał się swoim melodyjnym śmiechem, który powodował ciarki na plecach. Zirytowało mnie to jeszcze bardziej.

- Ty naprawdę w to wierzysz? - zapytał sceptycznie.

- Tak - odpowiedziałam najbardziej przekonująco, jak potrafiłam.

- Och? A nie sądzisz, że to dlatego, że jesteś moją siostrą?

Zaskoczyło mnie to. Nigdy nawet taki pomysł nie przeszedł mi przez myśl i kompletnie to nie pasowało do Zeviego.

- Jak możesz być mylnie przekonany, nie wszystko kręci się wokół ciebie - odparłam.

- Ach, tak? A mi jednak zdaje się inaczej.

- To źle ci się zdaje! - wybuchłam. - Jesteś aroganckim palantem! Myślisz, że jesteś taki cudowny i że wszyscy cię uwielbiają, ale tak nie jest! Masz nie równo pod sufitem! Jesteś psycholem i...

- Coś jeszcze? - Tom niebezpiecznie zbliżył się do mnie, a gniew i szaleństwo tańczyło w jego wściekłym spojrzeniu.

- To ty jesteś tchórzem!

Oczy Toma zaszły dziwną mgłą i wydawało się, że Ślizgon zamarł, uspokajając się. Zaczęłam głęboko oddychać, aż nagle mgła, która zaszła oczy chłopaka odeszła tak szybko i nagle jak się pojawiła, a nowa energia i szaleństwo wybuchło w oczach przyszłego Czarnego Pana.

Tom uniósł dłoń i zrobił krok w moją stronę, a ja intuicyjnie zrobiłam krok w tył.

- No proszę, uderz mnie! Jesteś przez to taki cudowny i wielki - zaszydziłam.

Było mi już teraz wszystko jedno, czy Tom mnie uderzy, czy nie. To obecnie nie grało roli, a przynajmniej nie tak istotnej. Tu chodziło o coś ważniejszego.

- Nie będę się z tobą o to teraz kłócił - oznajmił Tom, cofając dłoń.

Jego głos był taki smutny, zraniony. Nie chciałam tego. W całej naszej kłótni przecież nie o to chodziło.

Chłopak odwrócił się do mnie plecami i zaczął odchodzić.

Całe życie zaczęło mi się nagle walić z każdym kolejnym krokiem Ślizgona.

- Tom... - zaczęłam cicho i upokarzająco.

Chłopak nie odwrócił się, ale stanął, co oznaczało, że daje mi ostatnią szansę.

- Przepraszam - powiedziałam. - Ja... ja wiem, że nie powinnam ci tego mówić, nawet jeżeli w większości to prawda... Ale proszę, zrozum mnie... Ja go kocham, nawet jeśli on nie kocha mnie... Jestem z nim szczęśliwa... Nie rób mu nic i pozwól nam być razem. Bo przecież to nic nie zmieni...

- Mylisz się. To dużo zmieni - odpowiedział cicho. - Nie rozumiesz, po co on to robi? Miłość... oczywiście - dodał z sarkazmem.

- To nic nie zmieni, Tom - odparłam uparcie. - Proszę.

Chłopak westchnął.

- Wiesz, w co się pakujesz? - zapytał.

- Tak - odpowiedziałam z uśmiechem i pewnością w głosie.

- W takim razie nie chcę was tylko widzieć migdalących się gdzieś, a już szczególnie gdzieś publicznie, jasne?

Przytaknęłam z wielkim bananem na ustach. Tom się zgodził i nie do końca rozumiem, czemu to tak mnie cieszy. Ale mniejsza o to... Wygrałam!

- A teraz idziesz prosto do swojego dormitorium - rozkazał Tom.

- Jasne! - zgodziłam się z entuzjazmem.

Szybko podbiegłam do brata i mocno go przytuliłam, a potem pędem pognałam na wieżę.

Kiedy weszłam do swojego dormitorium, dziewczyny jeszcze nie spały.

- Co ci jest, Rozi? - zapytała z troską Serbia.

- Mam chłopaka, ale to skomplikowane. - odpowiedziałam, a moje współlokatorki zaczęły piszczeć z zachwytu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro