Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Nie, nie, nie, nie, nie. - Całe ciało drżało. Przerażone spojrzenie i niedowierzenie obserwowały jak głowa turlała się. -NIE! - Oddech urywał się za każdym razem kiedy była ponawiana próba wzięcia go z powrotem. 

Karasu była cała we krwi. Nie swojej. Zaczęła drżeć. Kiedy tylko miała zostać zabita, blond włosy zasłoniły jej widoczność, a liliowe oczy zabłyszczały ostatni raz by zaraz pozostać zmatowiałe. Uchiha drżała i nabierała szybkie wdechy. Nara patrzył załamany na nią. Nie potrafił się ruszyć. Ich ciała całkowicie oddały się przerażeniu. Mięśnie były napięte i nie do ruszenia.

Hyūga Eizō, nie żyje. Jeszcze bardziej dobijał fakt, kiedy przyjaciele zauważyli jego uśmiech. On się uśmiechał mimo tego iż wiedział o swojej śmierci. Do jasnej cholery. Uśmiechał się, bo wiedział że uratował przyjaciółkę, która zrobiłaby i to samo. To było jego pożegnanie i życzenie by nie obwiniali się o jego śmierć. Ich ciała zalał pot i zaraz panika. Czuli jak wielki głaz kładzie im się na płucach. Oddychali płytko i świszcząco.

Rozbawiony śmiech przedarł się przez zmącony umysł. Spojrzała na Urashiki'ego. Drżał ze śmiechu i patrzył na Karasu. Jego śmiech zadudnił jej w uszach nieprzyjemnie wbijając się w czaszkę. 

-Jak uroczo, oddał za ciebie życie. Czyż to nie piękne? - Zerknął na jej oczy. - Uuu nieźle. Ten wzrok. Nienawiść? Piękne. Ale też za nim skorzystasz z nich, będziesz... martwa. 

Rzuciła w niego shurikanemi. W ich odbiciach dojrzałą inny wzór shiaringana. Przebudziła mangekyo sharingana. Wstała na chwiejnych nogach. Ciało powracało do swojej  wcześniejszej sprawności. Odzyskiwała swoje ciało z powrotem. Oddechy stawały się bardziej wyrównane. Nie mogła polec po takim poświęceniu. Miała siły i wykorzysta je do odwetu. Zacisnęła mocno szczękę i wręcz wgryzła się zębami w dolną wargę z której zaraz polała sią stróżka krwi będąca niczym w porównaniu z otoczeniem. 

-Martwy, będziesz ty. - Syknęła. Na jej czole pojawił się fioletowy romb. Ōtsutsuki odsunął się nagle czując niepokojącą moc wypływającą z dziewczyny. - Byakugō no In!
Jak bardzo żal zalał jej głowę gdy zdała sobie sprawę, że mogła przelać więcej czakry i ta technika byłaby zakończona szybciej... Kucnęła przy liliowych zmatowiałych oczach i z ostatnią godnością zsunęła powieki. Ostatni raz zerknęła na zastygnięty uśmiech. 

Nie miała się obwiniać... Teraz zdała sobie sprawę jak słaba była. Zimna krew jaka powinna być cały czas zaniknęła przy śmierci przyjaciela. Dzięki tej stracie, poczuła jak całkowicie zatacza się w ciemności a druga storna medalu shinobi pochłonęła ją całkowicie. 

Po jej ciele i twarzy rozprzestrzeniły się linie. Znaki wyglądał nie tak prosto. Przypominały jak sunąca po ciele rozprzestrzeniająca się błyskawica. 
Uderzyła gwałtownie w ziemie, że aż poczuła zawrotu głowy, a ta za trzęsła się pod naporem siły. Kamienie zaczynały się łamać i poruszać w górę i w dół. Powstało małe trzęsienie ziemi. Emocje zniknęły. Umysł został wyciszony. Przykryła je płachta obojętności. Organizm zadrżał od szybkiego wzrostu mocy. 

Powietrze zrobiło się zimniejsze i cięższe. Wszystko jakby straciło barwę i stało się biało czarne. Słońce skryło się za wielkim kocem chmur, a niebo przybrało ciemniejszą barwę. Delikatna para wydobywała się z ust trójki żyjących. Atmosfera zgęstniała, a chmury barwiły się na ciemniejsze odcienie jak niebo.
Kolory powróciły i ukazały ponurą rzeczywistość. Gwałtowny wiatr wdarł się z pomiędzy drzew. Musnęły ich zimne podmuchy, a drobinki ziemi próbowały wpaść prosto do oka. 
Jedynym kolorem, który odznaczał się na tle natury, była czerwień. Zaskrzepnięta czerwień, otuliła trawę jak koc. Nie było widać co pod nim jest. Otulona natura została przyozdobiona jak choinka na święta. 
Krew. Jej matowe powłoka przykuwała wzrok. 

Puste spojrzenie jakie zagościło u Karasu, złamało Shikaro. Tego się obawiał. Zamknęła się całkowicie. Trudno będzie już otworzyć kłódkę by wejść do jej serca. Drgawki w jego ciele zaczynały dawać o siebie znać. Zdał sobie sprawę jak bardzo jego twarz jest zalana łzami, a on sam nie ma siły na nic. Stracił prawie całą swoją czakrę. Ciągle analizował jak to mogło się stać. Jedyną osobą, która miała tutaj zginąć to jebany Urashiki! 
Spojrzał na Uchihe ponownie. Wydobyła dwie silne i piekielnie mocne techniki. Widziała jak w zastraszającym tempie jej rany się regenerują, mimo to dalej będzie słabsza, bo straciła dużo krwi. Jednak miała jeszcze jedną rzecz do wypełnienia. Śmierć przyjaciela... Pragnie zemsty, a ukrywająca się pod skorupą, rządza krwi, wyszła na światło dzienne. Nikt jej nie powstrzyma, nawet sam Hokage. Nie odpuści. Jak nie zabije go teraz, to po kres swoich zasranych dni będzie go gonić i gnębić. Znał ją i wiedział jaka teraz będzie. 

Byli w ANBU, na wysokim stanowisku. To prawda. Śmierć była z nimi od kiedy tylko tam dołączyli. Jednak była to śmierć nic nie znaczących dla niech osób. Nie interesowało ich czy mieli rodziny, czy miłość. Oni mieli misje i potrafili oddzielać życie prywatne i zawodowe. Nawet jak widzieli śmierci sojuszników, nie ruszało ich to bardzo (Karasu w ogóle). Jednak Eizō, to był przyjaciel. Cudowna osoba, nie pasująca charakterem do ANBU, a nadawająca się tam bardziej niż inni ANBU mniej kompetentni. A jednak był z nimi prywatnie i zawodowo. Był kimś! A teraz już go z nimi nie ma. Emocjo nagromadzone w końcu wybuchły. To jasnej cholery! Była dla nich jak brat! Shikaro zawył. Był teraz rozdarty, nie mógł pracować. Nigdy tak czegoś rozdzielającego serce nie czuł. Istna katastrofa. Upadł na ziemię nie przejmując się bólem jaki mu doskwierał - fizycznym. Ten psychiczny właśnie mącił mu w głowie. Nie mógł funkcjonować. Nie przyda się teraz. Dał wolną rękę Karasu. Pozwala jej. Pozwala jej by jej druga twarz wyszła na światło dzienne. 

-Zajeb go. - Kolorowe tęczówki obserwowały ruch jego ust. Każde słowo i sylaba zostały zakodowane. 

Uchiha odchyliła się delikatnie w tył by zaraz zniknąć i zacząć prawdziwy bój. Jej ciało stało się chłodne. Krew zaczęła wolniej przepływać, a branie częstych oddechów było niepotrzebne. Świat jakby stracił na szybkości, a wszystko co się działo było przełączone na zwolnione tempo. Ruszyła. 
Ōtsutsuki tylko czekał aż zaatakuje. Pierwsze minuty walki było ciche w rozmowę. Usta były zamknięte. Jedynie co było słychać to sparowane ataki czy ostrza ocierające się o siebie. Reszta świata stała się głucha. Nero widząc ten stan jaki zobaczył zawrócił w drogę powrotną. Widział jak Karasu zamęczy się po kres swoich sił. Nie wytrzyma długo, a szczególnie dlatego, że ciągle używała czakry, a ona malała z każdą chwilą. Musiał po kogoś polecieć nawet jakby musiał wypluć płuca. 

Mała łza wypłynęła z jego małego oczka i opadła. Stuknęła w zimne ciało przyjaciela i tam ostała. Tak samo jak oni, był zrozpaczony. 

Czarnowłosa ruszyła. Co chwile pojawiała się w innych miejscach by zmylić wroga. Za każdym razem robiła to z inną prędkością by nie przyzwyczaił się do jej ruchów. Uważnie ją obserwował aż w końcu aktywował swoje liliowe oczy. Widział ją wszędzie.

Rozchylił bardziej oczy z zdziwienia. Zniknęła. Dosłownie. Mruknął coś pod nosem. Nie mógł z nią się więcej bawić. Znała jedyną słabość tych oczu. Miejsce gdzie nie można nikogo zobaczyć. Czarne strefa. Punkt ślepy dla klanowych oczu. Warknął niezadowolony i odchylił się szybko unikając kunai'a. Zgrabnie zadziałał wędką by wykurzyć wroga z martwego dla niego punktu. Miał się ciągle na baczności. Co chwila jakieś różnorakie techniki dolatywały do niego. Kilka zadały mu mocne obrażenia. Oczywiście nie był dłużny. Denerwował go tylko fakt, jak dziewczyna ciągle się regenerowała. Grała na czas. Dzięki swojemu dojutsu widział jak szybko jej spora ilość czakry maleje. Chciał od razu ją zdobyć lecz skubana ciągle unikała jego haczyka. 

Sapała coraz mocniej, a mięśnie piekły ją. Czuła jak niektóre z nich pękają przyprawiając ją o mocne bóle. Nie było to jednak tak bolesne jak to co działo się w jej głowie. Wszystko tam szalało, burzyło jej spokój. A krzyki wychylały się z poza jej skorupy, który chciała nieodwracalnie zamknąć. Śmierć przyjaciela przyprawił ją o mdłości.  Śmierć bliskiej jej osoby wjebała ją na granice swojego umysłu. Stanęła między młotem a kowadłem. Zemsta czy żal, co wybrać? W pierwszej opcji wszystko co ukrywała ujrzy światło dzienne. W drugiej podda się i prędzej zapłacze nad martwym ciałem. 

Jedne spojrzenie na Shikaro dało jej odpowiedź. Nieważne co zrobi on będzie przy niej. Dlatego też wybrała pierwszą opcję. Zajebanie białej szmaty wydawało się najlepsze. Krew, którą miała na sobie, była zaskrzepnięta. Wszędzie  było jej pełno, a czerwień ciągle miała przed oczami jakby ta krew zalał jej oczy. Poczuła w nich dziwny ból, aż w końcu zauważyła, że widzi lepiej. Coś się zadziało. Kiedy tylko zobaczyła inny wygląd poczuła siłę. I to ją wykorzysta do zamordowania tego chłystka. Wbiła swoją pięść z jego twarzą wbijając go w drzewa. Przebija się przez nie kilkanaście dobrych razy za nim całkowicie się zatrzymał. Ich walka przesuwała ich jeszcze bardziej poza bliski obręb wioski. Oddalali się, a katastrofy, które za sobą ciągnęli były ogromne. Ziemia popękana, las spalony, woda wylewała się strumieniami, a błyskawice trzaskały o wszystko co popadnie. Niestety były i też ofiary, obrywające rykoszetem. Zwierzęta uciekały w popłochu. Niektóre nie miały jak uciekać. 
Dotarli do małej wioski na granicy wielkiego lasu, daleko położone od Konohy. Ludzi krzyczeli i uciekali. Wrzaski i płacz małych dzieci były słyszalne z każdej strony. Jednak Karasu jakby ogłuchła. Nie słyszała nic poza własnym serce i przepływającą krwią w jej żyłach. Puste oczy były tylko przyczepione do jednego osobnika. Urashiki nie krył zdziwienia kiedy Uchiha rzuciła shurikenami w niego, które uniknął i trafiły w matkę osłaniające swoje dziecko. Mogła ją szybko uratować, ale zamiast tego zignorowała ją i pognała do niego z techniką kumulowanych błyskawic. 

-Nie interesują cię życia tych niewinnych ludzi? - Nie odpowiedziała. Zaparte nacierała na niego i próbowała zabić. - Tch.

Plotki, które były prawdą...

Karasu Uchiha to jebana maszyna do zabijania. Swoją drugą twarz skrywa pod maską, która pękła kiedy zabito przyjaciela. Żądza krwi pokazała swe oblicze w najokrutniejszy sposób. Broń w rękach Hokage wymknęła mu się spod kontroli. Brak sumienia. Nie obchodziło jej, żadne niewinne stworzenie. Zabijała bo chciała i pragnęła. Czysta zabawa ludzkim życiem, które było tak łatwo złamać. 

Ōtsutsuki zdążył to zobaczyć. Walka trwała już poza wioską... Cóż już nazwać jej tak nie było można. Mnóstwo martwych ludzi i splądrowane domy, zniszczone w drobny mak. Dużo rannych osób, nie wiedzący co teraz począć. Krew wylała się w każdym możliwym kącie. Wielka rozpacz, żal i smutek. Z wioski zostały tylko ruiny. Przyczyniły się to tego tylko dwie osoby... 

Mała dziewczynka z zakrwawionym misiem łkała nad ciałem swojej matki, która ją osłoniła. Kwiczała i pociągała noskiem. Otaczała ją mgła spalonych domów i ciał. Smród spalenizny był nie do zniesienia ale nie miała sił się podnieść.

-Pomóc ci? Chcesz by to cierpienie znikło? - Tuż obok niej pojawił się mężczyzna z ciemniejszą karnacją. - Wystraszyła się. Spojrzała na jego przyjazną twarz i nieufnie kiwnęła. Chciała by jej mama wróciła. - Zaraz wszystko będzie po sprawie. - Szepnął. Poruszał palcami, a w tle usłyszano cienkie żyłki. Dziecko upadło topiąc się w swojej krwi. - Jest lepsza niż myśleliśmy. - Mruknął patrząc w dal na walczącą Karasu. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro