Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kłopoty

Lily rozumiała, dlaczego Harry jest tak zły na Hermione, w końcu zaledwie przez kilka godzin miał najlepszą miotłę na świecie, a teraz, i to właśnie przez swoją przyjaciółkę, zabrano mu ją. Jednak nie potrafiła pojąć jego dziecinnego zachowania. Ron i Harry byli śmiertelnie obrażeni na Hermionę. Dziewczyna natomiast, nadal pewna, że zrobiła najlepszą rzecz pod słońcem, zaczęła unikać pokoju wspólnego. Evans ta cała sytuacja przytłaczała, nie chciała opowiadać się po żadnej ze stron, przecież Hermiona chciała jak najlepiej, no ale Harry to jej brat. Przez to wszystko postanowiła zaszyć się w swoim dormitorium. Nie rozmawiała z nikim. Wychodziła stamtąd tylko na posiłki i spacery z Łapą.

Co do jej czworonożnego towarzysza... Lily wiedziała, że nie może trzymać Łapy w swoim pokoju po powrocie uczniów. Bała się, że ktoś w końcu się skapnie, że pies przesiaduje w jej dormitorium. Profesor Lupin już się czegoś domyślał, nie chciała by jej włochatemu przyjacielowi coś zagrażało. Dlatego postanowiła schować psa w tej dziwnej chacie na końcu tunelu pod Bijącą Wierzbą. Nauczyciel Obrony sam przyznał, że nikt nic nie wie o przejściu, więc była pewna, że ten przerośnięty szczeniak będzie tam bezpieczny.

Dzień przed przyjazdem uczniów wyszła z Łapą na spacer, starając się unikać wszystkich mieszkańców zamku, jak dotąd jeszcze nikt ich nigdy nie nakrył. Jednak dzisiaj coś nie poszło po ich myśli. Właśnie skręcali w korytarz, którym zawsze przechodzili, aby dojść do wyjścia na błonia kiedy na ich drodze znalazła się Pani Norris. Łapa zaczął głośno szczekać, przez co kotka szybko uciekła, ale Lily nie dała się zwieść, wiedziała, że zaraz pojawi się tu Filch. Cała blada z czarnym psem przy nodze zaczęła uciekać w przeciwnym kierunku, na ich nieszczęście, zaraz za nimi rozległ się dźwięk kroków i krzyki woźnego. Przerażona rudowłosa otworzyła pierwsze lepsze drzwi na korytarzu. Razem z Łapą weszli w głąb, jak się okazało małej, nieużywanej klasy. Schowali się w rogu pomieszczenia i czekali na nieuniknione. Evans starała się zachowywać, jak najciszej, ale niestety strach przed stratą przyjaciela doprowadził ją na skraj ataku paniki. Cała się trzęsła, a z jej gardła wydobywał się cichy szloch. Łapa z całych swoich sił próbował ją pocieszyć, ale nie był w stanie zrobić nic więcej niż po prostu polizać ją po policzku. Załamany swoją porażką położył łebek na kolanach rudowłosej i wpatrywał się w jej smutne, zielone oczy. Całkiem zdruzgotani nie zwrócili uwagi na nieproszonego gościa, który w ciszy się im przyglądał.

- Lily... - odezwał się dobrze znany Gryfonce głos. Evans zaskoczona podniosła głowę i spojrzała prosto na przeźroczystą postać, która unosiła się kilka stóp nad ziemią.

- Sir Nicholas? - szepnęła zdziwiona. - Co ty tu robisz?

- Mógłbym zapytać o to samo. - odparł, patrząc zaciekawiony na czarnego psa. - Skąd ty wzięłaś ponuraka!?

- Ponuraka? - zapytała z niezrozumieniem. - Czy ponurak nie jest przypadkiem omenem śmierci?

- Jest, dlatego pytam się skąd go, na Merlina wytrzasnęłaś! - zawołał lekko zdenerwowany Nick, który wydawał się wręcz przerażony perspektywą spotkania ponuraka.

- Łapa nie jest ponurakiem. - odparła spokojnie, była lekko rozbawiona zachowaniem ducha, przecież on już nie żyje, więc raczej nic mu nie grozi. - To zwykły czarny pies.

- Skąd masz tą pewność? - dopytywał.

- Bo jeszcze żyje. - odparła, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Łapa przesiaduje w moim pokoju od przeszło dwóch tygodni. - na jej słowa, Nick wyraźnie się rozluźnił, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Nikt się nie domyślił?

- Jeszcze nie, ale coś czuje, że Filch zaraz się dowie. - powiedziała, patrząc wymownie na drzwi od klasy.

- Och, raczej wątpię. - zaczął duch. - Filch pobiegł na piąte piętro za Irytkiem, podobno niszczy jedną z tamtejszych sal. Poprosiłem go o to, jak tylko zobaczyłem, że uciekasz przed woźnym.

- Dziękuję. - powiedziała, po czym wstała z miejsca. - Musimy już iść, obiecałam Łapie spacer. - wytłumaczyła. Duch skinął głową ze zrozumieniem i pozwolił jej przejść. - Do widzenia, Sir Nicholasie.

- Do widzenia, Lily.

Evans cały czas rozglądała się dookoła, chciała mieć pewność, że nikt ich nie zobaczy. Łapa najwyraźniej też wczuł się w to zadanie, ponieważ warczał za każdym razem, gdy usłyszał jakikolwiek odgłos. Było to bardzo pomocne, bo dzięki temu udało im się ominąć niczego nieświadomą profesor McGonagall. Gdy tylko wydostali się na zewnątrz, Lily odetchnęła z ulgą. Pies najwyraźniej podzielał jej entuzjazm, bo jeszcze za nim ta zdążyła się zorientować pobiegł w "ich" miejsce. O czym dokładnie mowa? Zawsze kiedy opuszczali zamek, aby odpocząć i po prostu się przejść, za każdym razem chodzili tą samą trasą. Przechadzali się najmniej uczęszczanymi korytarzami, aby ograniczyć kontakt z kimkolwiek do minimum, nawet duchy unikały niektórych z nich. Łapa znał Hogwart lepiej niż nie jeden nauczyciel, kilka razy musieli użyć jakiegoś tajnego przejścia, żeby uniknąć konfrontacji z którymś profesorem bądź uczniem. Kiedy tylko znajdowali się na zewnątrz szli w stronę chatki gajowego, a następnie wracali idąc na granicy z Zakazanym Lasem. Oczywiście mogło to być głupie i nieodpowiedzialne, ale jak dotąd nie wydarzyło się nic niepokojącego, przez cały ten czas nie spotkali żadnego niebezpiecznego stworzenia. Na samym końcu każdej wycieczki, udawali się do "ich" miejsca. Bijącej Wierzby. Praktycznie nikt tam nie przesiadywał, tym bardziej w czasie przerwy świątecznej kiedy to zamek świecił pustkami. Nauczyciele się tam nie zapuszczają, więc było to stosunkowo bezpieczne miejsce. Oczywiście Łapa uwielbiał tam z nią przesiadywać, często bawił się też z Wierzbą próbując uniknąć jej zabójczych gałęzi. Lily próbowała go trzymać od drzewa jak najdalej, obawiała się, że kiedyś psiak może nie mieć tyle szczęścia, dlatego teraz od razu pobiegła w pogoń za futrzastym towarzyszem.

Rudowłosa Gryfonka razem ze swoim kudłatym przyjacielem bawili się wspólnie niedaleko Bijącej Wierzby, byli tak zajęci sobą, że nie zwrócili uwagi na to, że ktoś im się przygląda. Lily leżała na śniegu próbując złapać oddech po nie udanej próbie złapania Łapy. Czarny pies szybko skorzystał z okazji i ułożył się wygodnie na brzuchu dziewczynki domagając się pieszczot. Korzystali z ostatnich chwil spokoju, oboje zdawali sobie sprawę, że teraz nie będą mogli spędzać ze sobą aż tyle czasu. Po kilku minutach Lily podniosła się z ziemi, otrzepując z resztek śniegu. Łapa ani na chwilę nie spuścił z niej wzroku, przynajmniej dopóki nie usłyszał czyichś kroków. Od razu wstał na równe łapy w pełnej gotowości do ochrony rudowłosej dziewczynki. Gryfonka patrzyła na niego zaskoczona, przez chwilę nie rozumiała o co może chodzić Łapie, jednak po chwili dostrzegła, że pies warczy na jakąś postać, która chowała się w zaroślach. Stała w miejscu zbyt przerażona, by ruszyć się choćby o centymetr. Kiedy ośnieżone gałęzie poruszyły się, a zza nich wyszła osoba, która cały czas im się przyglądała, Lily gwałtownie zbladła. Szybko rozpoznała obserwatora, był nim nie kto inny, jak sam profesor Lupin.

- Lily, co ty tu robisz... - zaczął spokojnie z delikatnym uśmiechem na twarzy, który szybko zniknął zastąpiony najprawdziwszym przerażeniem, gdy tylko zobaczył futrzastego obrońce dziewczynki. - Lily, odsuń się od tego psa. - próbował mówić, jak najciszej i najspokojniej potrafił, jednak sytuacja w jakiej się obecnie znaleźli zdecydowanie do spokojnych nie należała. O czym on w ogóle myśli!? Jego uczennica jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, nie... Córka Lily i James'a jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. - Lily, błagam... Posłuchaj mnie i odsuń się od tego psa.

Gryfonka patrzyła na niego zdziwiona i zmieszana.

- Profesorze, niech się Pan nie martwi to tylko... - chciała mu wytłumaczyć całe zajście, w końcu jej nauczyciel zasługuje na wyjaśnienia, jednak nie dane jej było dokończyć.

- Lily, na Merlina, odsuń się od tego psa! - krzyknął, a Evans mogła by przysiąc, że zobaczył w jego oczach jakiś dziwny złoty błysk.

- Profesorze, to tylko Łapa. - szepnęła lekko przestraszona, jej głos się załamał, a ona zaczęła się samoistnie cofać. Pies od razu to wyczuł i odwrócił się w jej stronę, aby spojrzeć czy wszystko z nią w porządku. Ten moment wykorzystał profesor Lupin na atak. Wyciągnął różdżkę i wymierzył nią w psa, Lily widząc to chciała krzyknąć i ostrzec Łapę, jednak nie zdążyła, czerwony promień poleciał w stronę psa, mijają go zaledwie o cal. Czarny pies szybko ruszył się z miejsca i pobiegł w jej kierunku, szybko minął ją i uciekł, chowając się w tunelu pod Wierzbą. Lily chciała ruszyć za nim, ale została zatrzymana przez silną dłoń profesora na ramieniu. Próbowała się wyrwać, ale nieskutecznie, nauczyciel nawet na nią nie spojrzał, od razu pociągnął ją w stronę zamku, nie mają żadnego wyboru ruszyła za nim.

Gdy tylko znaleźli się w Hogwarcie, profesor zrobił coś czego Lily w życiu by się nie spodziewała. Przytulił ją. Stała nieruchomo nie wiedząc co ma teraz zrobić, po chwili jednak niezręcznie poklepała nauczyciela po plecach. Ten po chwili się otrząsnął i spojrzał na Gryfonkę z naganą.

- Okłamałaś mnie. - patrzył na nią surowo, a Lily skruszona spuściła wzrok, jej buty wydały się teraz nad wyraz interesujące. - Czy pomyślałaś choć przez chwilę, czy ten pies nie jest przypadkiem niebezpieczny? A co, gdyby cię zaatakował i zrobił ci krzywdę? Tobie, albo komuś z twoich przyjaciół?

- Łapa by tego nie zrobił! - zaoponowała szybko, podniosła wzrok i spojrzała z pewnością w miodowe tęczówki profesora. - Nigdy nie zrobił mi krzywdy.

- Skąd masz tą pewność? - zapytał z powagą w głosie, a Lily skuliła się w sobie. - A pomyślałaś choć przez chwilę, że to mógł być Animag?

- Oczywiście, że pomyślałam. - odparła. - Mogę być młoda, ale nie głupia. - dodała zdenerwowana, po czym już spokojnie wyjaśniła. - Kiara jest kuguharem. Od razu by wyczuła, gdyby Łapa był Animagiem, w końcu spędzali ze sobą praktycznie całe dnie.

- Czekaj!? - przerwał jej wypowiedź, coś sobie uświadamiając. - Chcesz mi powiedzieć, że ten pies był w zamku?

- Tak. Cały czas siedział w moim pokoju. - powiedziała, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Właśnie wtedy Łupina dopadły pewne wątpliwości.

- I nikt o tym nie wiedział?

- Mam doświadczenie w ukrywaniu zwierząt, poza tym oboje byliśmy bardzo ostrożni. - teraz wyraźnie zmarkotniała.

- Do dzisiaj. - stwierdził profesor.

- Dzisiaj, Łapa miał wrócić do... - przerwała na chwilę. - do pewnego miejsca. Nie chciałam, żeby ktoś się o nim dowiedział, a na pewno po powrocie uczniów ukrywanie go nie byłoby takie proste. Przynajmniej mam pewność, że nic mu nie będzie.

- Dlaczego tak ci na nim zależy? - zapytał wbrew sobie nauczyciel. On wiedział kim był ten pies, nie ważne czego by mu nie powiedział Lily, on wiedział. Zbyt dobrze go pamiętał, by nie poznać tego czarnego psa. Jednak, narastały w nim wątpliwości co do winy tego człowieka. W końcu jeśli powinno mu zależeć na śmierci rudowłosej, to dlaczego teraz z nią rozmawia.

- Ja... nie wiem. - odpowiedziała całkiem szczerze. - Po prostu czuje się przy nim bezpiecznie, jakbym znała go od dawna. To takie odległe wspomnienie z dzieciństwa, wszystko w nim wydaje się takie znajome.

- I nigdy cię nie skrzywdził? - dopytywała zaskoczony nauczyciel.

- Nigdy.

Patrzyli na siebie przez chwilę, po czym profesor zrozumiał, że już niczego więcej się nie dowie. Westchnął ze zrezygnowaniem, po czym uśmiechnął się delikatnie.

- Lily, to było bardzo nieodpowiedzialne, jednak cieszę się, że nic ci nie jest. Ale nadal musi ponieść konsekwencje swoich działań. - powiedział, patrzą z rozbawieniem na grymas niezadowolenia na twarzy Gryfonki. - Myślę, że kilka szlabanów, skutecznie zniechęci cię do wpadania w kłopoty. Mam rację?

*-*-*
Okej. Wiem, że ten rozdział miał być dłuższy, ale gdzieś zgubiłam swoje notatki i muszę je napisać od nowa, dlatego rozdział został podzielony. Postaram się wstawić następny rozdział, już zdecydowanie dłuższy, do piątku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro