Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pocałunek Dementora

Lily czuła jak całe napięcie dzisiejszego dnia z niej ulatuje. Od rozmowy z profesor McGonagall miała wrażenie, jakby mogła w każdej chwili wybuchnąć. Strach, niepewność i brak wiary w siebie dręczyły ją już od kilku godzin, z ulgą przyjęła fakt, że wszystko poszło po jej myśli, no przynajmniej większa część jej planu. Jednak dla niej najważniejszy był sam fakt tego, że miała rację. Z uśmiechem patrzyła po swoich przyjaciołach, którzy wydawali się o wiele bardziej rozluźnieni.

Gdy tylko weszli do tunelu, wszyscy starali się zachować czujność, to była już ostatnia prosta. Przejście nie było zbyt szerokie, więc musieli iść gęsiego, aby bez problemu się zmieścić. Na przedzie ich zabawnego pochodu kroczył dumnie Krzywołap. Profesor Lupin szedł jego śladem ściskając w dłoniach klatkę z Pettigrew, sam szczur wydawał się wyjątkowo spokojny, jednak możliwe, że to groźba Syriusza tak na niego zadziałała. Hermiona szła jako druga, razem z Ronem, pomagała iść Gryfonowi podtrzymując go za ramiona. Następnie byli Harry i Lily oraz Kiara, która ani na chwilę nie opuściła boku swojej właścicielki, a zaraz za nimi Black, który sterował Snape'em. Bezwładna głowa Snape’a raz po raz obijała się o niskie sklepienie. Lily miała wrażenie, że Syriusz specjalnie nic nie robi, by temu zapobiec, dlatego posłała mu rozdrażniona spojrzenie, które niestety nie spełniło swojego zadania. Łapa jedynie parsknął z rozbawieniem i poczochrał jej włosy. Nagle spoważniał i przeniósł wzrok na Harry'ego.

- Wiecie, co to oznacza? - zapytał Black, spoglądając na Evans. - Zdemaskowanie Petera Pettigrew?

- Jestes wolny. - odrzekł Harry.

- Tak... Ale jestem też... nie wiem, czy ktoś ci powiedział... jestem twoim ojcem chrzestnym.

- Tak, wiem o tym.

- No więc... twoi rodzice wyznaczyli mnie twoim opiekunem. - powiedział sucho Black. - Na wypadek, gdyby coś im się stało...

Młoda Gryfonka uśmiechnęła się pojmują do czego zmierza Syriusz. Wiedziała, że Harry nienawidzi Dursleyów, a Łapa jako jego ojciec chrzestny z chęcią zabierze go do siebie. Uśmiech bardzo szybko zniknął z jej twarzy kiedy pojęła, że Syriusz może chcieć tylko Harry'ego.

Gryfon czekał. Lily z łatwością to dostrzegła. Mimo wszystko, cieszyła się szczęściem brata. "W sierocińcu nie jest przecież tak źle." - pomyślała i spojrzała na Łapę czekając na te kilka słów.

- Oczywiście zrozumiem cię, jeśli będziesz chciał nadal zostać ze swoją ciotką i wujem. Ale... no... zastanów się. Bo kiedy zostanę oczyszczony z zarzutów... to jeśli chciałbyś mieć... inny dom...

Żołądek Gryfonki ścisnął się boleśnie, na widok radości widocznej na twarzy bruneta.

- Co?... Zamieszkać z toba? - zapytał, niechcący uderzając głową w wystający kawałek skały. - Wyprowadzić się od Dursleyów?

- Nie ma sprawy, przypuszczałem, że nie będziesz chciał. - dodał szybko Syriusz. - Rozumiem. Ja tylko sobie pomyślałem...

- Zwariowałeś? - powiedział Harry głosem prawie tak ochrypłym, jak głos Syriusza. - No pewnie, że chcę opuścić dom Dursleyów! A masz jakiś dom? Kiedy mogę się przenieść?

Syriusz spojrzał na niego. Głowa Snape’a szorowała po sklepieniu, ale Black zupełnie się tym nie przejmował.

- Chcesz? - zapytał. - Naprawdę?

- No pewnie!

Na wychudłej twarzy Syriusza po raz pierwszy pojawił się prawdziwy
uśmiech. Przemiana była uderzająca: jakby spoza maski wynędzniałego włóczęgi wyjrzała nagle osoba o dziesięć lat młodsza. Rudowłosa uśmiechała się delikatnie widząc szczęście tej dwójki, zerknęła na Kiarę, która ocierała się o jej nogę w oczekiwaniu na piszeczoty. Dziewczyna wzięła ją na ręcę, a kiedy już się wyprostowała natrafiła na przeszywające spojrzenie szmaragdowych tęczówek.

- A ty Lily? - zapytał Harry. Evans spojrzała na niego z niezrozumieniem, jednak za nim zdąrzyła odpowiedzieć Syriusz zrobił to za nią.

- To chyba jasne, że będzie mieszkać z nami. - odparł, jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie. - Rodzeństwo powinno mieszkać razem. - przez jego twarz przebiegł bolesny grymas, który szybko zniknął na koszt ogromnego uśmiechu. - Wątpię, żeby w sierocińcu robili jakieś problemy.

Nie rozmawiali już aż do końca tunelu. Dziewczyna była zbyt zdezorientowana, a chłopak zbyt szczęśliwy by prowadzić dalsze dyskusje. Krzywołap wyskoczył pierwszy; musiał nacisnąć łapą narośl na pniu, bo kiedy Lupin wydostał się z jamy, nie słychać było trzasku drapieżnych gałęzi. Syriusz dopilnował, by Snape przedostał się przez dziurę, a potem cofnął się, przepuszczając Rona i Hermionę, Harry i Lily ruszyli zaraz za nimi. W końcu wszyscy znaleźli się na zewnątrz. Było już ciemno, tylko w oddali jarzyły się oświetlone okna zamku. Ruszyli ku niemu bez słowa. Wszyscy musieli uporządkować swoje myśli, nikt nie był do końca pewny tego co stało się dzisiejszego wieczoru. W tym momencie życie kilku osób zmieniło się diametralnie. Rodzeństwo Potterów nareszcie ma zamieszkać razem, mają stworzyć prawdziwą rodzinę z przyjacielem ich rodziców, który spędził niesłusznie dwanaście lat w Azkabanie, a zdrajca... ma w końcu zapłacić za wszystko co im zrobił.

Szli w milczeniu przez błonia, światła zamku rosły im w oczach. Snape szybował dziwacznie przed Syriuszem; podbródek obijał mu się o pierś. I nagle...

Chmura minęła księżyc. Na ziemi pojawiły się długie cienie. Całą grupę skąpało blade światło.

Snape wpadł na Lupina, który upuścił klatkę z Pettigrew na ziemię. Wszyscy nagle się zatrzymali. Syriusz zamarł. Wyciągnął rękę, by zatrzymać Harry’ego, Lily, Rona i Hermionę. Kiara zeskoczyła z ramion Evans i pobiegła prosto w stronę klatki, stanęła przy niej dokładnie pilnując szczura, który rozpaczliwie próbował się wydostać ze swojego małego więzienia. Rudowłosa odetchnęła z ulgą. Dobrze wiedziała, że nie ważne co by się stało Kiara nie pozwoli by Glizdogon tak po prostu uciekł, była pewna, że jeśli spróbuje uciec, w przeciągu godziny będzie martwy.

Lily spojrzała na Lupina już bardziej spokojona, jednak widok przed nią wzbudził w niej nowe pokłady zdenerwowania i przerażenia. Widziała wyraźnie sylwetkę profesora, który na chwilę zesztywniał, a potem zaczął cały dygotać.

- Och... - jęknęła Hermiona. - Nie zażył dzisiaj swojego eliksiru! Może być groźny!

- Uciekajcie. - szepnął Syriusz. - Biegiem. Szybko!

Ale Harry nie mógł uciec, jego uwaga była skupiona na klatce leżącej kilka stup od nauczyciela. Rzucił się do przodu, ale Syriusz złapał go wpół i odciągnął do tyłu.

- Zostaw to mnie... UCIEKAJCIE!

Rozległo się ohydne warczenie. Głowa Lupina zaczęła się wydłużać. Ramiona zwisły. Gęste włosy wyrastały na twarzy i dłoniach, które zakrzywiły się w zakończone pazurami kły. Kłapnęły długie szczęki wilkołaka. Krzywołap najeżył się cały i cofał powoli na ugiętych łapach... Z kolei Kiara siedziała niewzruszona całkiem ignorując roszalałego wilkołaka, na rzecz przerażonego szczura, który piszczał jakby go torturowano.

Stojący obok Harry’ego i Lily Syriusz nagle zniknął. On też się przemienił. Olbrzymi pies skoczył do przodu. Wilkołak miotał się i skręcał, coraz bardziej gotowy do ataku. Pies chwycił go za kark i odciągnął od czwórki uczniów i nieprzytomnego profesora. Zwarli się, pysk przy pysku, drapiąc wściekle pazurami...

Lily stała, osłupiała z przerażenia, zbyt pochłonięta tą walką, by dostrzec cokolwiek innego. Wilkołak zawył przeraźliwie i rzucił się do ucieczki. Pomknął do Zakazanego
Lasu...

- Syriuszu, on uciekł, Pettigrew uciekł! - krzyknął Harry. Rudowłosa zerknęła na niego zdziwiona, po czym przeniosła przerażony wzrok na miejsce gdzie jeszcze chwilę temu znajdowała się Kiara, jednak teraz ani klatki, ani kotki nie było.

Black leżał w trawie, z pyska i karku ciekła mu krew, ale na słowa Harry’ego poderwał się i po chwili stłumiony odgłos jego łap zaniknął w ciszy, gdy pognał przez błonie.

- Jak mu się udało uciec? - zapytał zdezorientowany Ron.

- Nie wiem. - odparła Hermiona i spojrzała na zdenerwowaną Gryfonkę. - Zaklęcia nie powinny mu pozwolić na przemianę, nie mówiąc nawet o ucieczce, jednak...

- Wiem o co ci chodzi Hermiono. - mruknęła Lily. - Jeśli zaklęcia zostały źle nałożone to Pettigrew miał szansę na ucieczkę. Tylko to nie ja rzucałam czary. - wyjaśniła. - McGonagall mówiła, że zaklęcia z czasem osłabną, ale to powinno się wydarzyć dopiero za kilka godzin, a nie teraz.

Harry rozejrzał się wokoło z rozpaczą. Black i Lupin zniknęli... pozostał tylko Snape, który wciąż unosił się w powietrzu, nieświadomy niczego...

- Musimy iść do zamku po pomoc. Nie damy rady złapać Petera, jeśli jest pod postacią szczura. Przynajmniej nie sami. - powiedział Harry, odgarniając sobie
włosy z oczu i próbując zebrać myśli. - Chodź...

Lecz w tej samej chwili z ciemności dobiegł ich żałosny skowyt. Skowyt zranionego psa...

- Syriusz. - mruknął brunet, wlepiając oczy w ciemność. Nagle puścił się biegiem w las, a Hermiona popędziła za nim.

- Stójcie! - krzyknęła za nimi Lily, ale było już za późno. Spojrzała przerażona na Rona który siedział zdyszany na ziemi patrząc na nią znacząco, wystarczyło jedno, krótkie skinięcie głowy chłopaka, żeby wiedziała co ma teraz zrobić.

Pobiegła prosto do Zakazanego Lasu.

Skomlenie dochodziło gdzieś od strony jeziora. Evans, gnając ile sił w nogach, poczuła chłód, nie zdając sobie sprawy z tego, co to oznacza...

Skowyt ucichł chwilę temu. Dobiegła już do granicy lasu i zobaczyła dlaczego - Syriusz przemienił się z powrotem w człowieka. Jednak nie potrafiła ruszyć się z miejsca by jakkolwiek mu pomóc. Co najmniej stu dementorów lewitowało nad brzegiem jeziora, wyraźnie byli czymś zainteresowani. Ku jej przerażeniu tym czymś byli Harry i Hermiona. Słyszała ich przytłumione krzyki, była pewna, że mówili o jakimś zaklęciu, ale nie zbyt to do niej docierało. Znajome, lodowate zimno przeniknąło ją aż do szpiku kości, mgła zaczęła przesłaniać jej oczy. Coraz więcej zakapturzonych postaci wyłaniało się z ciemności ze wszystkich stron. Okrążali ich.

- Expecto patronum! Hermiono, pomóż mi!Expecto patronum! - tyle zdołała usłyszeć z tej odległości.

Była pewna, że już kiedyś słyszała to zaklęcie, niestety obecność dementorów nie pozwalała jej zebrać myśli.

Dementorzy zbliżali się ze wszystkich
stron, byli już dziesięc stóp od jej przyjaciół. Utworzyli zwarty mur wokół Harry’ego i Hermiony i wciąż się zbliżali. Lily naprawdę chciała im pomóc, tylko nie wiedziała jak, a nawet gdyby wiedziała nie potrafiłaby się poruszyć z przerażenia.

- EXPECTO PATRONUM! - ryknął Harry, lecz mimo wszystko Gryfonka ledwo go usłyszała, czuła, że opada z sił. - EXPECTO PATRONUM!

Wątły strzęp srebrnej mgły wystrzelił z różdżki bruneta i zawisł przed nim jak
opar. W tej samej chwili rudowłosa zobaczyła, jak Hermiona pada na ziemię.

Harry osunął się na kolana w zimną trawę. Oczy zaszły mu mgłą. Z rozpaczliwym wysiłkiem wygrzebał z pamięci myśl: Syriusz jest niewinny... niewinny... nic nam się nie stanie... będziemy z nim mieszkać... ja i Lily...

- Expecto patronum! - wydyszał.

W nikłym świetle swojego bezkształtnego patronusa zobaczył, że jakiś dementor zatrzymał się tuż przed nim. Nie mógł się przedrzeć przez obłok srebrnej mgły, którą wyczarował. Trupia, oślizgła ręka wysunęła się spod płaszcza, jakby chciał nią odgarnąć patronusa na bok.

- Nie... nie... - szepnął Harry. - On jest niewinny... expecto... expecto patronum...

Czuł, że go obserwują, słyszał ich chrapliwe oddechy, świszczące wokół jak upiorny wiatr. Najbliżej stojący dementor chyba obrał go za cel: uniósł gnijące ręce i odrzucił kaptur.

Tam, gdzie powinny być oczy, była tylko cienka, szara, sparszywiała błona, zarastająca puste oczodoły. Były jednak usta... bezkształtna dziura wciągająca
powietrze z chrapliwym świstem. Strach sparaliżował Harry’ego tak, że nie mógł się poruszyć ani przemówić. Jego patronus zamigotał i znikł. Oślepiła go biała mgła. Nie może się poddać... expecto patronum... nic nie widać... a tam, w oddali, słychać znajomy krzyk...expecto patronum... Pomacał na oślep i wyczuł rękę Syriusza... Nie zabiorą go, nie pozwoli na to...

- Nie! Zostawcie go! - usłyszał dobrze mu znany głos, był on miły i uspokajający, całkiem inny od tego, który nawiedzał go w koszmarach. Podążył wzrokiem w jego stronę, a gdy dostrzegł znajomą sylwetkę zamarł przerażony. Lily biegła w jego stronę potykając się o własne nogi, widział jak z determinacją próbuje do niego dotrzeć. Nagle potknęła się i upadła na ziemię, jeden z dementorów ruszył na nią. Próbowała wstać, ale nie miała już siły, widział to. W końcu upadła wycieńczona i nieprzytomna, ale dementor nie odpuścił.

"Nie!" - wykrzyczał jego umysł w proteście. Mocniej ścisnął swoją różdżkę gotowy do rzucenia zaklęcia...

Lecz nagle wokół jego szyi zacisnęła się para silnych, wilgotnych i zimnych rąk. Ciągnęły jego głowę do góry... czuł lodowaty oddech... A więc najpierw chcą pozbyć się jego... Cuchnący oddech... jęk matki w uszach... i ciche stękania Lily... Umrze ze świadomością, że zawiódł wszystkich na których mu zależy... Przyjaciół... Syriusza... Lily...

I wtedy wydało mu się, że poprzez mgłę, w której pogrążał się jak w lodowatych odmętach śmierci, ujrzał srebrzyste światło, rozjarzające się coraz mocniej i mocniej... i poczuł, że pada na twarz w trawę... Zbyt słaby, by się poruszyć, śmiertelnie zmęczony i rozdygotany, otworzył oczy. Trawa wokół niego tonęła w oślepiającym blasku. Jęk w uszach urwał się nagle, lodowate zimno przemijało...

Coś odciągało dementorów... Coś krążyło wokół niego, Lily, Syriusza i Hermiony... świszczące oddechy cichły. Oddalały się... Napłynęła fala ciepła... Harry zebrał się w sobie i w rozpaczliwym wysiłku podniósł głowę o parę cali. W srebrzystym blasku jakieś zwierzę galopowało poprzez jezioro. Mrugając by pozbyć się potu zalewającego mu oczy, Harry wytężył wzrok, chcąc zobaczyć, co to za zwierzę... Było świetliste jak jednorożec. Z najwyższym wysiłkiem skupiając swą gasnącą świadomość, patrzył, jak zwierzę zatrzymuje się na przeciwległym brzegu. Przez chwilę wydawało mu się, że widzi, jak ktoś je wita... podnosi rękę, by je pogłaskać... ktoś, kto wygląda dziwnie znajomo... ale przecież to nie może... to nie może być...

Harry przestał cokolwiek rozumieć. Przestał myśleć. Poczuł, że opuszczają go resztki sił i uderzył głową w ziemię. Stracił świadomość.

*-*-*
Następny rozdział pojawi się jutro.

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro