Chyba nie mówisz na serio

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


,,Jakiekolwiek bezkarne morderstwo odbiera cząstkę bezpieczeństwa z życia każdego''.

- Ally - poczułam ręce Ashton na mojej twarzy, jednak ja nie mogłam oderwać wzroku od stającego, zaledwie kilkanaście metrów przede mną, wampira. Każdy milimetr mojego ciała błagał, żebym ruszała się, zrobiła cokolwiek, albo chociaz się odezwała.Ja natomiast byłam do granic możliwości wstrząśnięta. Jakbym właśnie uderzyła w lodowatą taflę wody.

Byłam gotowa na ten moment od miesięcy. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała stanąć twarzą w twarz z wampirami z rodu George'a. A teraz znajdowałam się na polanie, pełnej znienawidzonych wilkołaków, ukrywając swoją tożsamości i wpatrując się w rosnący na obitej twarzy wampira złowieszczy uśmiech. Jeśli przez chwilę mogłam myśleć, że mnie nie pozna, to teraz już wiedziałam, że jestem w totalnej dupie.

Silny uciska Ashtona zmusił mnie, żebym wreszcie na niego spojrzała. Otworzyłam usta, żeby powiedzieć cokolwiek, chociaż żaden dźwięk ich nie opuścił. Czarne tęczówki mężczyzny przez chwilę skanowały moją twarz a ja przez te pare sekund zebrałam się w sobie na tyle, żeby zmusić swoje mięśnie do ruchu. Musiałam jakos wyjść z tej sytuacji.

Jednocześnie zorientowałam się, że jako ludzka dziewczyna, znajdując się w takim miejscu, najprawdopodobniej zaczęłabym krzyczeć, albo próbować uciekać. Teraz jednak ten wampir mógł spisać mnie na śmierć,więc pozostało mi jedynie grać przerażoną i szokowaną. W obecnej sytuacji nie musiałam zbytnio udawać. Z szeroko otwartymi oczami obserwowałam dwa wielkie wilki, odsuwając się na krok od Ashtona.

- Nie powinno cię tu kurwa być - warknął i chciał do mnie podjeść, ale wyciągnęłam ręce i odsunęłam się dalej.

- Nie zbliżaj się - jęknęłam, kiedy dodatkowo usłyszałam cichy śmiech wampira - jesteś potworem.

Ale ja byłam większym.

Przez chwilę w jego oczach zobaczyłam zdumienie jednak ten dźwięk także dotarł do jego uszu i z mordem w oczach odwrócił się do zgromadzonych. Blada twarz wampira wydawał się jeszcze mniej żywa niż zwykle, a zakrwawione usta były rozciągnięte w uśmiechu. A kiedy utkwił swój wzrok w mojej osobie, nie wytrzymałam.

- Ashton - szepnęłam cicho, jednak on nie odwrócił się, tylko ruszył w stronę związanego mężczyzny - co tu się dzieje?

- Nie wiedziałem, że przy tym wszystkim będzie towarzyszyć nam twoja mate - wysyczał wampir, okropnie zachrypłym głosem. Jeden z wilków zbliżył się do niego z głośnym warknięciem.

- Zamilcz - strażnik uderzył go w bark - teraz będzie mówił Alfa.

- Vincencie Avonie Attlee - wzdrygnęłam się, słysząc jego przeszywający każdą część mnie, lodowaty głos. Stojąc do mnie tyłem, wydawał się jeszcze bardziej potężny i mroczny. Jego ubrana na czarno szeroka sylwetka, wtapiała się w ciemny las przed nim, a wiatr targał jego roztrzepanym włosami. Przełknęłam ślinę, bo doskonale mogłam wyobrazić sobie czerwone oczy Ashtona - zostałeś skazany ma śmierć za zabójstwa wilkołaków, porwania kobiet i dzieci a także zdradę swojego rodu. Dla takich jak ty, nie ma wybaczenia.

Wzięłam głęboki oddech.

- W takim razie nie tylko ja powinienem ponieść karę - zamknęłam oczy, gdy usłyszałam te słowa - jest tu jeszcze jedna osoba, a popełniła znacznie gorsze rzeczy niż ja.

Wypuściłam powietrze z płuc, czas wydawał się nagle zwolnić.

- Zabić go - mruknął jedynie Ashton, jednak po chwili zawahania. Potem odwrócił się i odszedł kilka kroków.

- Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię Ally - przez ułamek sekundy mogłam jeszcze na niego spojrzeć - a może powinienem nazwać cię St...

Jego ostatnie słowa zagłuszył krzyk i szum targanych przez wiatr drzew. Potem jeden z wilków po prostu wbiegł w wampira, odbierając jednym sprawnym ruchem szczęki jego życie. Wszędzie zapanowała cisza, przerywana jedynie moim cichym oddechem.

- Możecie odejść - przez chwilę śledziłam wzrokiem oddalających się członków stada. Teraz dopiero zacznie się piekło.

- I tak musiałaś się dowiedzieć - odwrócił się w moją stronę - chociaż nie tak i nie w taki sposób.

- Czy ja śnie? Albo dałeś mi znowu jakieś narkotyki, prawda? - zawsze udawana panika wychodziła mi perfekcyjnie. Wystarczyło zadawać masę pytań i unikać jakiegokolwiek kontaktu cielesnego i wzrokowego.

- Ally, wszystko ci wytłumaczę - zaczął, a ja pokręciłam gwałtownie głową.

Czułam się jak ostatnia zdzira, kiedy w jego oczach pojawiła się wina. W życiu nie sądziłam, że aż tak w to we mnie uderzy.

- Zabiliście go - szepnęłam, głośno wciągnąć powietrze - jesteście mordercami! Mnie też przetrzymujecie tu tylko dlatego?

To ja byłam mordercą. Nikt inny tutaj nie miał na swoim sumieniu tylu istot, co ja.

- Inaczej on zabiłby nas - odparł ze spokojem - porozmawiamy w domu, cała się trzęsiesz.

- Dziwisz się? - pisnęłam - właśnie się dowiedziałam, że wilkołaki istnieją naprawdę i na moich oczach kazałeś zabić im jakiegoś człowieka!

- Nie człowieka, ale wampira - Ashton widząc szok na mojej twarzy, odchrząknął i poprawił się - ale nie ważne. Tobie nic nie grozi.

- Nie ważne, to tylko czyjeś życie - prychnęłam w szoku - i sądzisz, że powinnam ci ufać? Przetrzymując mnie tutaj na pewno nie wydajesz się wiarygodny.

Ja zabrałam tysiące takich żyć.

- A co miałem ci powiedzieć? - syknął, nagle znajdując się blisko mnie. W jego oczach błysnęło odbicie księżyca a czarne kosmyki włosów opadły mu na czoło - sama widzisz jak reagujesz, a nie wiesz jeszcze wielu rzeczy.

Ty też nie wiesz.

- W takim razie mów teraz - syknęłam - mam dosyć tajemnic. I albo teraz dowiem się wszystkiego, albo ucieknę stad, rozumiesz? Nawet jeśli miałabym zginąć.

- Porozmawiamy w domu - warknął ponownie, przez zaciśnięte zęby a potem chwycił mnie za rękę. Nie stawiałam oporu, bo i tak był zbyt silny, dodatkowo nadal próbowałam ochłonąć po sytuacji sprzed chwili.

Ledwo nadążałam za jego szybkim krokiem, unikając po drodze gałęzi i drzew. Ashton ciągnął mnie za sobą, nie zważając na zupełnie nic. Dodatkowo na swojej twarzy poczułam zimne krople deszczu. A chwilę póżniej zerwał się potężny wiatr i wtedy nie miałam suchego miejsca na ciele. Do domu głównego wszedł jak burza a ja byłam wdzięczna, że było już bardzo późno i przynajmniej inne mieszkające tutaj wilkołaki, nie będą widziały jego pokazu władzy. Zatrzymał się przy drzwiach od tej cholernej sypialni i dopiero wtedy puścił moją rękę.

Zdyszana spojrzałam na jego mokre ciało, z przyklejonymi do niego ubraniami. Koszula, teraz jeszcze bardziej uwidaczniała jego szeroką klatkę i wyrzeźbiony brzuch. Odwróciłam wzrok, żeby nie zjechać spojrzeniem niżej.

Moim ciałem wzdrygały dreszcze i sama do końca nie wiedziałam czy spowodowane były zimnem czy tym, że atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. Ashton podniósł rękę i przejechał dłonią swoje włosy, wprawiając je w jeszcze większy nieład. Kilka kropel deszczu spłynęło po moich policzkach, skapując na ziemię z cichym pluskiem. Mimo to, nie mogłam oderwać od niego wzroku.

- Chyba powoli domyślasz się, dlaczego musisz tutaj zostać - mruknął, zbliżając się do mnie. Stałam jak zaczarowana, obserwując jego wysoką sylwetkę, kiedy stanął kilka centymetrów ode mnie.

- Ja już niczego sie nie domyślam - westchnęłam - to wszystko jest nierealne.

- Wiem, że jesteś w szoku - wzdrygnęłam się zaskoczona, gdy poczułam jego rękę na swoim biodrze. Przez chwilę w mojej głowie zaświeciła się czerwona lampa i byłam pewna, że zaraz strach zaatakuje moje ciało, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Jego dotyk nie był dla mnie przerażający, nawet gdy wiedziałam jakim potworem jest i jak bardzo igram z losem.
Sam fakt tego, że powinnam uciekać, ale jakaś nieznana siła kazała mi trzymać się blisko tego dupka, była wystraczającą mrożąca krew w żyłach. Jego cała osoba uzależniła mnie mocniej niż jakikolwiek narkotyk.

- Co byś zrobił na moim miejscu? Gdybyś znalazł się w takim miejscu, uwięziony i przetrzymywany, a potem odkrył kim tak naprawdę jest twój oprawca? Hmm, bo kim ty właściwie jesteś, co?

- To krew? - totalnie zignorował moje pytanie, zjeżdżając swoim wzrokiem na moją szyję. Zamarłam i podniosłam palec, przejeżdżając po tamtym miejscu.

- Pewnie zraniłam się czym, gdy ciągnąłeś mnie jak szalony przez las - prychnęłam.

- A co tam robiłaś? - zmusił mnie, żebym cofnęła się o krok. W żadnym stopniu nie podobał mi się fakt, że nie miałam możliwości obrony.

- Poszłam się przewietrzyć - wzruszyłam ramionami, kładąc ręce na jego klatce, aby go odepchnąć- myślałam, że wtedy poczuję się lepiej.

- Jak widać, tak się już czujesz - uniósł brew i przeniósł wzrok na moje dłonie. Podniosłam brodę do góry i także na niego spojrzałam.

- Potem usłyszałam krzyk, więc poszłam zobaczyć, co się dzieje. I sam wiesz jaki był finał - odetchnęłam, starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.

Ashton pokręcił głową i wydawał się rozbawiony. Zmarszczyłam brwi, gdy cichy, ale suchy śmiech opuścił jego usta.

- Dlaczego ciagle kłamiesz? - mruknął - nikt nie krzyczał.

Jego uwaga wybiła mnie na chwilę z równowagi, ale szybko otrząsnęłam się i powiedziałam.

- Musiało mi się coś w takim razie wydawać. A teraz przepraszam, idę zmienić ubranie.

- Wydajesz się jaka żywsza - kiedy odchodziłam, czułam na swoich plecach jego czujny wzrok - jeszcze kilka godzin temu było z tobą źle.

Zawsze byłam żywsza po mordowaniu. 

- Jeszcze kilka godzin temu byłaś zwykłym człowiekiem - uśmiechnęłam się złośliwie.

Zamknęłam za sobą drzwi od łazienki i wypuściłam głośno powietrze.

...........

Po wzięciu porządnego prysznica, stwierdziłam, że moja reakcja była zupełnie inna niż się jej pewnie spodziewał. Ja  natomiast ułożyłam sobie już pytania, które mu zaraz zadam. Wytarłam się ręcznikiem a na siebie wciągnęłam czarne legginsy i zwykły T- shirt, który zabrałam po drodze do łazienki. Mokre włosy jedynie rozczesałam, a po pozostałości mojego makijażu nawet nie było juz śladu. Zerknęłam w lustro, znowu widząc swoją ludzką twarz, która była znacznie mniej błyszcząca i dużo bardziej obca, niż moje wampirze oblicze. Poza tym wyglądałam już i tak lepiej niż kilka godzin temu. Prychnęłam pod nosem i pokręciłam głową. Po co w ogóle zastanawiam się nad wyglądem? I tym bardziej, dlaczego pomyślałam o tym, gdy jestem przy nim?

Wyszłam z pomieszczenia, a w łazience lustra od razu pokryły się parą. Zimne powietrze uderzyło we mnie, powodując dreszcze na mojej skórze. Rozejrzałam się po pokoju, gdzie było całkowicie ciemno. Gdyby nie mój wampirzy wzrok, nie dałabym rady dostrzec nawet łóżka. Rolety w oknach zostały zasłoniete a jedynie spod drzwi dochodziła cienki strużek światła.

- Ashton? - mruknęłam cicho, szukając go wzrokiem. Dopiero chwilę poźniej poczułam rękę na swoim bioder, więc wzdrygnęłam się i gwałtownie odwróciłam. Stanęłam twarz w twarz z umięśnionym torsem mężczyzny, więc musiałam unieść głowę, aby zobaczyć jego złośliwy uśmiech.

- Nie nastraszyłeś mnie już dzisiaj wystarczająco? - walnęłam go pięścią w klatkę. Mocno, bo na jego twarzy pojawiło się ledwo widoczne zdziwienie. No coż, niektórych nawyków nie zmienię.

- Nie wydajesz się być przestraszona - zauważył.

- Po prostu jestem w szoku. Czemu zgasiłeś światło?

- Jest późno - odparł jedynie i odsunął się, a ja znowu poczułam powiew wiatru na swojej skórze - idziemy spać.

- Fajnie jakbym chociaż mogłam zobaczyć, gdzie jest kanapa - warknęłam, chociaż doskonale ją widziałam.

Poczułam jego dużą dłoń, która owija się wokół mojej, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Zerknęłam na nasze splecione palce i stwierdzam, że moja niewielka dłoń wygląda tak bezpiecznie w jego. Odgoniłam szybko te głupią myśl.

Nikt cię nie ochroni Stormi, jeśli nie zrobisz tego sama.

Tylko, że po tylu latach nieustannej walki, nie mogłam już kontrolować nawet nieumyślnego szukania jakiegoś schronienia.

- Chodź - mruknął, tuż przy moim uchu, a ja poczułam jego oddech, który otulił moją skórę w tamtym miejscu. Potem uważnie obserwowałam jak jego druga dłoń obwija się wokół mojej tali, a długie palce rozprostowują tuż na moim brzuchu. Wzięłam gwałtownie oddech, nie wiedząc, co robić. Ashton najwyraźniej wyczuł, że się spięłam, bo jego uścisk troche zelżał.

Chociaż w jego dotyku nie było niczego nachalnego, nie chciałam, żeby mnie tak dotykał.

A jeszcze bardziej nie chciałam, żeby zaczynało mi się to podobać. Wolałabym czuć już znane mi przecież obrzydzenie do siebie i każdego wilkołaka. Cokolwiek innego, tylko nie tę burze emocji, która teraz rodziła się w moim sercu.

- Puść mnie - szepnęłam, a moje słowa wydawały się strasznie ciche. Ashton zatrzymał się, a ja poczułam jak jego dłoń opuszcza moje ciało. W miejscach gdzie mnie dotykał czułam mrowienie. Przyjemne mrowienie.

Dotarłam już sama do brzegu łóżka i usiadłam na nim. Słyszałam jak Ashton porusza się, a chwilę później poczułam jak druga strona łóżka się ugina. Jego zapach dotarł o moich nozdrzy, znowu drażniąc wszystkie zmysły. Przełknęłam ślinę, odwracając się. Jedynie białe punkciki w jego oczach były widoczne, a od długich rzęs odbijało się światło. Znowu zabrakło mi oddechu w piersi.

Był piekielnie idealny. Jak pieprzony Apollo, najbardziej uzależniający narkotyk i przepaść, w którą niewidzialna siła każdego ciągnęła. Zrobisz jeden krok i nie masz odwrotu.

- Co ty robisz?- mruknęłam, gdy on jakby nic się nie wydarzyło, położył się na łóżku i odchylił fragment kołdry, patrząc na mnie z wyczekiwaniem - nie będziemy spać w jednym łóżku.

- Będziemy rozmawiać - odparł i poklepał miejsce obok siebie - no wskakuj.

Prychnęłam pod nosem, ale ostatecznie położyłam się na boku, wsuwając pod kołdrę. Co ja do cholery wyrabiałam? Moje kolano stykało się z jego nogą, mimo że nasze twarze były daleko od siebie. Oparłam głowę o poduszkę, obserwując jak on przyjmuje podobną pozycję. Potem w pomieszczeniu zapanowała cisza.

- Masz jakieś pytania?

- Chce wiedzieć wszystko - odparłam powoli - od początku. Czym ty jesteś?

- Więc to, co teraz usłyszysz, może zburzyć trochę twoje pojęcie o świecie - zaśmiał się bez krzty radości -  poza ludźmi na ziemii żyją także inne hmm... istoty.

- Wilkołaki?

- Nie tylko - wyjaśnił - ale może najpierw skupmy się na tym. Więc tak - wilkołaki istnieją. I jest ich znacznie więcej niż możesz myśleć.

- Jak to w ogóle możliwe? - mruknęłam, chcąc brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.

- Ukrywamy się - wzruszył ramionami - w Ameryce jest kilkanaście dużych stad i każdy wilkołak ma obowiązek należeć do jednego z nich. Są też wygnańcy i uciekinierzy, ale narazie nie zawracaj sobie tym głowy.

- A wampiry? I inne magiczne stwierdzenia? - zapytałam.

- Magiczne? - uniósł brew i uśmiechnął się - to brzmi zdecydowanie zbyt przyjemnie. Ten świat jest jeszcze gorszy niż ludzki.

Doskonale o tym wiedziałam.

- Kiedyś czytałam masę książek o spekulacjach na ten temat - po części moje słowa były prawdą, bo na pamięć znałam księgi praw tego świata - nie sądziłam, że to wszystko okaże się prawdą.

- Życie lubi zaskakiwać - prychnął - mimo że teraz zapewne masz przed oczami dzisiejszy obraz, wierz mi, że to była słuszna decyzja. I wampiry są głównym powodem, dlaczego my wilkołaki musimy być wiecznie czujne.

Przełknęłam ślinę.

- Od wieków trwa wojna. Raz jest to po prostu bierna nienawiść, ale czasami dochodzi do ataków, a nawet wieloletnich sporów. Jako przywódca tego stada nie moge dopuścić do takiej sytuacji, więc muszę pozbywać się zagrożenia.

Powiedział to bez żadnej emocji.

- Ten wampiry zabijał i gwałcił kobiety oraz porywał dzieci, tylko dla własnej przyjemności, rozumiesz? Te istoty są całkowicie piekielne i okrutne. Mój ojciec od lat walczył z ich rasą, ale to wszystko było na nic. Tak dużego zła nie da się pokonać, nie tylko dobrem, ale nawet samym złem. Dlatego muszę pilnować, żeby na terenie Florydy nie było żadnych wampirów. To mój obowiązek.

Moje ludzkie serce biło bardzo szybko.

- Dlaczego ty też ich nienawidzisz? - to pytanie szybciej opuściło moje ust, niż tego chciałam.

- Nie musisz tego teraz wiedzieć - odparł wymijająco, ale cały się spiął. Chyba znalazłam czuły punkt - jeśli musisz coś wiedzieć o tym świecie, to tylko tyle, że wampiry nigdy nie odpuszczają. A z roku na rok ich imperium staje się coraz potężniejsze, nowi władcy natomiast coraz groźniejsi. Żaden wampiry nie jest dobry, żaden.

Powiedział to z taką pewnością w głosie, że nie mogłam teraz już złapać oddechu.

Żadne wampir nie jestem dobry. I chociaż bardzo nie chciałam przyznawać mu racji, nigdy nie spotkałam dobrego wampira. Oprócz jednej osoby, która umarła właśnie przeze mnie. Wampiry w większości były przeklętymi manipulatorami, a dobrzy przedstawiciele tego gatunku nigdy za długo nie pożyli, albo musieli ukrywać swoją prawdziwą twarz. Nie bez powodu mój ród nazywa się królestwem mroku. Tam nie mam miejsca na życie.

- Muszę to sobie wszystko poukładać - zmusiłam się do lekkiego uśmiechu, chociaż mój żołądek zacisnął się w supeł - nie rozumiem jeszcze tylko jednej rzeczy.

- Hm? - jego oczy uważnie skanowały moją twarz.

- Czemu nadal tutaj jestem?

Tego pytania wyraźnie się spodziewał, bo westchnął ciężko.

- To będzie zdecydowanie za dużo - odparł, ale posłałam mu stanowcze spojrzenie, więc jedynie ponownie przewrócił oczami - wilkołaki nie zakochują się od tak. Możemy mieć partnerów, dziewczyny, kochanki, a nawet dzieci, ale kiedy spotkamy swoją przeznaczoną, to przestaje mieć znaczenie.

Czyli jednak miałam rację, a moje obawy w tym momencie stały się najprawdziwszą prawdą. Byłam jego mate.

- To dlatego nazywają mnie Luną stada? - uniosłam brew - mamy się niby teraz ożenić? Przecież mi się nawet nie znamy. To totalnie do dupy.

- Niestety tak już jest od wieków - odparł - i nic na to nie poradzę.

- A nie można tego po prostu zignorować? Przecież na pewno nie na każdego to działa - mruknęłam, ale widząc jego poważną minę mogłam już znać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

- O ile wiem, to prowadzi tylko do śmierci z rozpaczy albo tęsknoty - odparł sucho - nie szukam miłości na stałe.

- Wierz mi, ja też - jęknęłam, a w jego oczach widziałam mieszane uczucia - mamy przerąbane. 

Ja miałam nawet bardziej.

W sypialni zmowu zapanowała cisza. Do moich uszu docierał jedynie jego cichy oddech, a ja po tym wszystkim poczułam się niewyobrażalnie przytłoczona. Musiałam stąd odejść zanim skrzywdzę kolejne osoby.

- Żebyś wiedziała - odparł, a ja jedynie westchnęłam i przymknęłam oczy. Powieki ciąży mi, a poduszka wydawała się znacznie wygodniejsza niż chwilę temu.

Usłyszałam jak Ashton wstaje, a ja poczułam chłód owiewający moje ciało, więc uniosłam głowę i spojrzałam jak idzie w stronę skórzanego fotela. Przez kilka minut w pomieszczeniu słuchać było jeszcze uginanie się materiału, a potem znowu zapanowała cisza.

- Ashton - mruknęłam nagle, sama nie wierząc, że to robię - położysz się obok mnie?

Wmawiałam sobie, że to moja potrzeba poczucia bezpieczeństwa w tym wypadku była silniejsza. Jednak moje serce znowu zabiło szybciej, gdy usłyszałam jak wstaje. Odwróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy. Kiedy jego ciało znalazło się niedaleko mojego, mogłam czuć bijące od niego ciepło, które koiło moje nerwy.

Leżałam bezbronna obok potężnego wilkołaka. Rozmawiałam z tym wilkołakiem, bez żadnych przymuszenia czy interesów. Nie mogłam wyrzucić z głowy jego intensywnego spojrzenia ani tajemniczości. Cały był tak cholernie intrygujący.

Do tego stopnia, że bałam się zaufać sama sobie. Myślałam, że juz nigdy zaznanie spokoju nie będzie proste, a poczułam namiastkę bezpieczeństwa, właśnie tu, blisko tego Alfy.

Zranimy siebie oboje, tego mogłam być pewna.

...........

Kolejnego ranka miejsce obok mnie było puste, w pokoju także nie widziałam już Ashtona. Zerknęłam na zegarek, dochodziła 8. Przyzwyczaiłam się do porannego wstawania i treningów, a dzisiaj czułam rozpierającą mnie energię. I wiedziałam, że muszę wykorzystać ją na jakieś ćwiczenia. Po szybkim ogarnięciu się i ubraniu w jakieś wygodne ciuchy, opuściłam pomieszczenie, kierując się w stronę kuchni. Czułam na sobie czujne spojrzenie mijanych przeze mnie wilkołaków, niektórzy nawet schylali głowy. Chyba nigdy nie dałabym rady się do tego przyzwyczaić i naprawdę denerwowało mnie, że jestem o nich traktowana jako ważniejsza. Jeszcze nie dawno stałam na ich miejscu, posłusznie schylając głowę przed George. Wzdrygnęłam się, a wspomnienia z tamtych lat uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. To już nawet nie były przeszłe wydarzenia, ja miałam je wyryte w pamięci. George o to zadbał.

- Czemu on nadal żyje? - przeraźliwie spokojny głos dotarł do moich uszu. Przypominał raczej syk niż normalny ton. George doskonale wiedział że, nawet nie krzycząc, ma nade mną całkowitą władzę.

To był zwykły sierpniowy poranek, gdy do jego zamku wdarła się grupa mężczyzn, mających zamiar pojmać George'a. Był to z ich strony oczywisty akt samobójstwa i jak się póżniej okazało, każdy z nich został stracony.

- To tylko dziecko - szepnęłam, patrząc na małego zapłakanego chłopca, który niewyjaśnionym sposobem znalazła się na terenie tej przeklętej twierdzy.

- Wiesz, co to dziecko zrobi w przyszłości?  - podszedł do mojej osoby, a ja poczułam silny uścisk na ramieniu - pomści swojego ojca i będzie stanowić kolejny problem. A wiesz Stormi, co my z nimi robimy?

Kiwnęłam głowa, nie zdolna wydusić z siebie żadnego słowa. Jego stalowe palce zacisnęły się, zimne oczy zabłysły, a ja syknęłam z bólu.

- Powiedz to - warknął, a ja w tle mogłam słyszeć już wyraźny płacz dziecka.

- Usuwamy - mruknęłam i dopiero wtedy George mocno mnie od siebie odepchnął. Potknęłam się i cofnęłam kilka kroków. Na dziedzińcu zebrało się juz kilka osób, tworząc okrąg wokół mnie i tego małego chłopca. Odwróciłam wzrok, nie mogąc patrzeć na te malutką istotkę.

- Nie zrobię tego - zacisnęłam mocno ust, wiedząc co bedzie to dla mnie oznaczało - będziesz musiał mnie zabić.

Wgapiałam się w mur obok mnie, mocno unosząc podbródek. Chłopiec łkał już trochę ciszej, a ja słyszałam jak George wzdycha cieżko.

- Przeprowadźcie go - spojrzałam jak macha ręką w stronę dwóch strażników. Chwilę później zza kamiennego muru wyłoniły się trzy postacie.

Straciłam oddech. Dwójka wampirów prowadziła, a w zasadzie ciągnęła za ramiona Alexa. Wydałam z siebie zduszony okrzyk, gdy jego kolana z hukiem zetknęły się z twardą powierzchnią.

- Myślałaś, że nie wiem, że ostatnim czasem się zaprzyjaźniliście? - złowieszczy śmiech dobiegł do moich uszu, ale ja nie mogła oderwać wzroku od skatowanej twarzy mojego przyjaciela. Zaledwie 16 letniego wampira, który odpłacał winy swoich rodziców, pracując dla Georga. Jedyna osoba, do której nie bałam się odezwać w tym zamku. Jedyna osobą, którą mogłam uznać za swoje wsparcie, teraz klęczała u stop tego potwora.

Mimowolnie moje kły wysunęły się, a ja czułam jak moje oczy czerwienieją. Na usta George'a wkradł się zwycięski uśmiech. Wiedziałam jak to się wszystko skończy.

- W twoim życiu nie ma miejsca na żadne uczucia, przecież to wiesz - mruknął nisko - zabijesz tego dzieciaka, albo on już długo nie pożyje.

Znalazłam się w tym samym punkcie odrętwienia, który przez całe moje życie zdarzał się bardzo często. Zapłakane oczy tego malucha i podbite policzki mojego przyjaciela, to widoki, których nie pozbędę się nigdy w życiu ze swojej głowy. Zrobiły nieuleczalne dziury w moim sercu i psychice.

- Musimy ją chyba zachęcić - George klasnął w ręce, a ja w przerażeniu obserwowałam jak strażnicy ciągną Alexa w stronę wielkiej przepaści, nad którą wznosiła się ta forteca.

- Nie! - wrzasnęłam, a mój przyjaciel zawisł ze strachem wypisanym na twarzy, trzymany jedynie przez dwóch wampirów - stójcie!

- No nareszcie - warknął George - widzisz do czego doprowadzają twoje emocje? Przez ciebie mogą zginąć aż dwie osoby. I to tylko twoja wina.

Pare dni wcześniej skończyłam swoje 16 urodziny.

- Masz minutę, żeby zabić tego dzieciaka - oparła sucho - możesz go podpalić, użyj tych swoim mocy, ale za chwilę ma już nie żyć. Więcej czasu nie będę marnował.

- Wiesz, że nie mogę - przełknęłam ślinę - po tamtej nocy nie potrafię ich kontrolować.

- Uwierz, że jakoś je z ciebie wyciągnę - zagroził i palcem wskazał chłopca - czas mija.

Zerknąłem na wiszącego Alexa, który bezwładnie machał nogami i chłopca kilka metrów przede mną. Potem kątem oka zauważyłam jego matkę w kącie sali, która z wytrzeszczonymi na wierzch oczami patrzyła na swoje dziecko. Przełknęłam ślinę, zbierając się w sobie. Wiedziałam, że nie jestem w stanie tego zrobić.

- Wnoszę prośbę o ułaskawienie dla tego chłopaka - podniosłam głos, aby wszyscy mogli mnie usłyszeć. Po zgromadzonych przeszedł szept zaskoczenia. Spojrzałam na opanowaną twarz George'a i wściekłość, która się na niej szybko pojawiła. Właśnie ratowałam to dziecko, na siebie spisując wyrok śmierci.

- Wiesz jak to działa - jeden z radnych wysunął się z tłumu - musisz dać Najwyższej Radzie coś w zamian.

Doskonale o tym wiedziałam. Tylko, że ja nie miała nic do stracenia.

- Zgadzam się na publiczną karę - wydusiłam z sobie - a chłopiec ma wrócić do swojej matki.

Żaden zdrowy na umyśle wampir nie zgodziłby się na to, jednak ja znosiłam już gorsze rzeczy. Twarze wszystkich zgromadzonych skupiły się na Georgu, który nie odrywał swojego lodowatego spojrzenia ode mnie.

- Zgadzam się - jego słowa były dla mnie wyrokiem - gdzie jest matka?

Z tłumu nieśmiało wysunęła się niska kobieta, a chłopiec odrazu rzucił się w jej ramiona. Zapłakane oczy obu z nich zwróciły się w moją stronę, a ja zobaczyłam w nich ulgę nie do opisania.

- Zabraniam wam zbliżać się do zamku - powiedział George stając obok - macie natychmiast opuścić prowincje.

- Dziękuję - załkała kobieta, patrząc w moją stronę i podnosząc syna na ręce.

To był jeden z piękniejszych momentów w moim życiu i ulga, która chociaż trochę złagodziła ból mojej duszy.

Odetchnęłam, gdy zniknęli z mojego wzroku, a wampiry dookoła zaczęły się rozchodzić. Dopiero wtedy zobaczyłam jego kiwnięcie głową i znaczący wzrok. Gwałtownie odwróciłam wzrok, widząc ciało mojego przyjaciela, znikające za krawędzią przepaści.

- Niech to będzie dla ciebie nauczka- usłyszałam jeszcze, zanim zostałam zupełnie sama na szarym dziedzińcu.

Zupełnie sama.

- Ally? - potrząsnęłam głową i podniosłam spojrzenie na Katie przed mną - ty płaczesz?

Płakałam?

Dotknęłam szybko policzków, w szoku widząc, że są mokre. Płacz w moim życiu był nieustannym towarzyszem, aż to tamtego momentu. Wtedy już nigdy nie uroniła żadnej łzy.

- Coś mi wpadło do oka - odparłam - albo dostałam jakiejś alergii. Może na psy.

- Och, czyli jednak krew nadal nie pomogła ci się zrelaksować -  prychnęła w odpowiedzi - nie myśl, że ci wierzę, ale mega się śpieszę. Widzimy się wieczorem!

Jeszcze przez chwilę patrzyłam za jej oddalającą się sylwetką, a potem wzięłam kilka głębokich oddechów i ruszyłam w stronę schodów.

...........

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro