Wolność jest źle postrzeganą wartością

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


,,I ona była księżycem. Najładniej wyglądała w ciemności''

Trzy kolejne dni to była maksymalna i wyczerpująca dawka wilkołaczego życia. Dzieci najwyraźniej wyczuwały, że jestem kimś ważnym, bo lgnęły do mnie na każdym kroku. Do tego stopnia, że cały wczorajszy dzień spędziłam na zabawie z nimi i musiałam przyznać, że było to dosyć męczące doświadczenie. Dzisiejszy dzień natomiast zapowiadał się dosyć zwyczajnie, mimo że był to dla mnie kolejny dzień ukrywania się.

Obudziłam się z fatalnym bólem głowy. Ashtona nie było już w pokoju, a ja z ulgą zauważyłam, że drzwi zostawił otwarte. Kiedy w domu była służba mogłam się spokojnie po nim poruszać. Znaczy jedynie, gdy ktoś nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na moment.

Głowa niemiłosiernie mi pulsowała, a oczy same się zamykały. Weszłam do kuchni, gdzie na szczęście nie było nikogo, nawet Ruth. Usiadłam przy jednym z krzeseł i schowałam
twarz w dłonie. Całe moje ciało było zdrętwiałe i nawet ciepły prysznic nie pomógł. Ashton dał mi jakieś cieplejsze ubrania, z wyraźnym zdziwieniem, jednak nawet najgrubszy sweter i jeansy nie dawały mi wystarczająco ciepła.

Musiałam zapolować, inaczej będzie ze mną źle.

Nie miałam ochoty nic jeść ani nawet pić kawy. W ustach miałam jedynie suchości, mój żołądek zaciskał się na myśl o zjedzeniu czegoś innego niż krew. Zerknęłam na las za oknem i dosłownie mogłam poczuć zapach życia, który się w nim unosił.

Usłyszałam czyjeś szybkie kroki, więc upewniłam się czy na pewno maskuję swój zapach. A coraz ciężej było mi się skupić. Do kuchni wszedł Ashton, rozmawiając przez telefon, ale swój wzrok utkwił w mojej osobie.

- Oddzwonię Richard - mruknął do telefonu i schował go do kieszeni swojej marynarki. Nie miałam nawet siły, żeby na niego ponownie spojrzeć, więc skupiłam się na gazecie leżącej obok. Literki rozmazywały mi się przed oczami.

- Dobrze sie czujesz? - mruknął, a ja słyszałam jak odsuwa sobie krzesło na przeciwko mnie i po chwili na nim siada - spójrz na mnie.

- Może gdybyś mnie tutaj nie więził byłoby lepiej - warknęłam - kiedy w końcu dowiesz się kto naprawdę zabił? Ja tego nie zrobiłam, w przeciwieństwie do tego, co wszyscy o mnie sądzicie.

- Właśnie o tym chciałem porozmawiać - odparł, a ja wreszcie spojrzałam na jego osobę. Odchylił się na krześle i mruknął - ale zrobimy to u mnie w biurze.

Kiwnęłam głową, bo nie miałam nawet siły się kłócić. Podniosłam się i powolnym, ospałym krokiem ruszyłam pierwsza schodami. Czułam palący wzrok Ashtona na swoich plecach. Kiedy mężczyzna zamknął za nami drzwi, opadłam na skórzaną kanapę, starając się wyglądać normalnie. Jednak coraz trudniej było mi utrzymać głowę w pionie. Ashton przeszedł obok mnie i zajął miejsce za swoim wielkim mahoniowym biurkiem.

- Mów - westchnęłam.

- Nie mamy żadnych dowodów, na to, że jesteś temu winna - mruknął po chwili ciszy a ja zamarłam i uniosłam oczy na jego osobę.

- I zajęło wam to ponad tydzień? - uniosłam brew z niedowierzaniem - przecież ci to cały czas mówiłam. Zniknę stąd jeszcze dzisiaj.

- Nie możesz - odparł ze spokojem - zostajesz tutaj jednak z zupełnie innego powodu.

- Chyba sobie żartujesz?! - syknęłam - to już się nazywa porwaniem!

- Ally, pewne rzeczy ciężko będzie ci zrozumieć, ale to nie podlega dyskusji - westchnął wstając, a kiedy jego ciało zaczęło znowu górować nade mną, stwierdziłam, że jeśli chcę wyjść z tej sytuacji cała, to też muszę się podnieść. Pożałowałam tego od razu, bo niemiłosiernie zakręciło mi się w głowie.

- Nie ma czego rozumieć - warknęłam, widząc zarys jego sylwetki, która rozmazuję się przed moimi oczami - może chcesz zrobić ze mnie jeszcze swoją prywatną zabawkę, co? Albo służącą jak wspominałeś? Prędzej umrę niż na to pozwolę.

- Jeszcze nie czas na tyle informacji - westchnął - bo obawiam się, że nie przyjmiesz ich zbyt dobrze.

- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś elfem kurwa? - warknęłam - i wiesz gdzie mam twoje gówniane obietnice. Jesteś chorym pojebem i tyle.

- Opanuj się - jego tęczówki pociemniały, a ja prychnęłam widząc jak szybko traci nad sobą panowanie. Mój cały plan opuszczenia tego miejsca po dobroci właśnie legł w gruzach - mam już wystarczająco problemów na głowie. Nie mam zamiaru tolerować twoich histerycznych scen.

- Nazywasz mnie histeryczką? - podeszłam do niego i wskazującym palcem walnęłam w twardą klatkę - ja jedynie chcę wrócić do normalności. Do mojego dawnego życia. Bez ciebie.

- A jakie było to życie? - syknął tak lodowatym głosem, że przez chwilę zabrakło mi ze zdziwienia tchu. Był przerażający - marna praca, rozwalające się mieszkanie i obskurna okolica. Tam chcesz właśnie wrócić? Do tego gówna?

- Przynajmniej byłam wolna - warknęłam - i nie musiałam zadręczać się jeszcze twoimi nastrojami.

- Nie obchodzi mnie to- syknął - pogódź się z tym. Im prędzej tym lepiej.

- Nie możesz mnie tutaj trzymać - szepnęłam, bo głos ugrzęzł mi w gardle. Potem poczułam jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Jedną ręką złapałam się zimnej ściany, a moje ciało przeszedł dreszcz - nie zbliżaj się - warknęłam w jego kierunku, gdy kątem oka zobaczyłam, że się porusza.

Miałam dużo samokontroli, ale zapach świeżej krwi działał na mnie w tym momencie jak najmocniejszy afrodyzjak.

- Ashton, wróciłam! - drzwi do biura otworzyły sie z hukiem, uderzając w ścianę obok mnie. Gwałtownie się wyprostowałam i spojrzałam na czarnowłosą dziewczynę, która właśnie weszłam do gabinetu. Przejechałam wzrokiem po jej drobnej sylwetce, poplątanych włosach i kolorowej sukience, którą miała na sobie. Mimo ostrej urody, ubrana była jak mała dziewczynka, a na jej twarzy rozciągał się szeroki uśmiech. Zlustrowała nas wzrokiem a potem szybko do mnie podeszła. Wzdrygnęłam się, gdy jej dłoń zacisnęła się na moim ramieniu.

- Ash! - krzyknęła z niedowierzaniem - coś ty jej zrobił?

- Nic Katie - burknął jedynie i odwrócił się.

Katie, bo tak najwyraźniej miała na imię dziewczyna, przyjrzała się mojej, zapewne przeraźliwie bladej twarzy, a potem zmarszczyła brwi, jakby ze zdziwieniem i pociągnęła nosem.

- Ty nigdy nic nie robisz i to jest najgorsze - westchnęła - a i tak każdego przerazisz. Ty jesteś Ally, tak? - zwróciła się w moją stronę - nie przejmuj się nim. On tylko szczeka, ale nie gryzie.

Mimowolnie musiałam uśmiechnąć się pod nosem.

- Katie - warknął ostrzegawczo, ale ta mała wilczyca totalnie go ignorowała.

- Chodź, musisz odpocząć, jesteś strasznie blada - posłała Ashtonowi znaczące spojrzenie - a ty z nami nie idziesz.

Wyszłyśmy na korytarz a czarnowłosa zaprowadziła mnie do jednego z pokoi. Pomogła mi usiąść na miękkim łóżku i podłożyć poduszkę pod plecy. Odetchnęłam, odchylając lekko głowę do tył. Kątem oka obserwowałam jak Katie zamyka drzwi na klucz a potem wykonuje dziwny ruch ręką. Zmarszczyłam brwi, widząc jak mamrocze coś niewyraźnie pod nosem.

- Co ty... - zaczęłam, ale czarnowłosa odwróciła się w moim kierunku z błyszczącymi na zielono oczami.

- Dziewczyno, ty jesteś kurwa wampirem! - pisnęła, gwałtownie podchodząc do mnie - zresztą na skrajnym wyczerpaniu, jak widzę.

Dosłownie zamarłam i poczułam jak moje ciało zalewa przeraźliwy dreszcz. Wgapiałam się w  nią, na przemian otwierając i zamykając usta. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu a stres odebrał mi panowanie nad sobą.

- Spokojnie - wdrapała się na łóżko i uspokajająco wystawiła przed siebie ręce - wątpię, żeby ktoś oprócz mnie wiedział.

Chciałam zadać masę pytań, powiedzieć cokolwiek, jednak z moich ust wyszło tylko jedno słowo.

- Jak? - stęknęłam cicho.

- No coż kochana, tak się składa, że ostatnie czas spędzałam w towarzystwie głównie wampirów - zaśmiała się - no w zasadzie to się u nich uczyłam.

- Nie usłyszą nas? - wyprostowałam się i zerknęłam nerwowo na drzwi.

- Kolejny ciekawy fakt o mnie, jest taki, że tak jakby potrafię rzucać kilka zaklęć - uśmiechnęła się pod nosem - więc o to możesz być spokojna.

- Jesteś wiedźmą? - uniosłam brwi, powoli łącząc fakty. Od wieków wampiry były najlepszymi nauczycielami, a Katie  najwyraźniej musiała mieć coś wspólnego z magią.

- Sama jeszcze nie wiem - wzruszyła ramionami - jako dziecko zostałam porzucona, a teraz staram się dowiedzieć czegoś o przodkach. Ojciec Ashtona przygarnął mnie lata temu do rodziny i traktował jak własna córkę. Mimo tego, nie jest łatwo.

- Posłuchaj mnie - zaczęłam, odzyskując trzeźwy umysł - oni o niczym nie widzą, a ja przyrzekam, że nie mam złych zamiarów i zniknę stąd jak najszybciej się tylko da.

- Wiem, że nie masz - prychnęła - jesteś na skrajnym głodzie, już dawno rozszarpałabyś jakiegoś nieszczęśliwca. Ashton ma duże szczęście.

- Nawet nie wie jakie - zagryzłam wargę, żeby nie zerknąć na jej odkrytą szyję - muszę się stąd wymknąć, żeby zapolować, bo inaczej stracę nad sobą panowanie.

- Spokojnie, pomogę ci - westchnęła, podnosząc się - przede wszystkim Ash nie może sie dowiedzieć. Nie jest przychylny dla wampirów. W zasadzie całe stado nie jest. A już szczególnie Ryan. Lepiej na niego uważaj, bo to nie jest osoba, z którą da się rozmawiać.

- Zapamiętam - odparłam - zresztą miałam z nim już nie za miłą rozmowę.

- Jest gburem, ale miał ciężkie życie - mruknęła - w dodatku jesteś oskarżona o zabójstwo, więc żaden wilkołak nie zostanie temu obojętny.

- Podobno juz oczyścili mnie z zarzutów - westchnęłam - ale sytuacja w tamtym barze wyglądała zupełnie inaczej.

- O tym też będziemy musiały pogadać - przerwała mi - ostatnio dzieje się tutaj zbyt dużo zbiegów okoliczności. Ale to dopiero, jak nabierzesz sił. W takim razie dlaczego tutaj jeszcze jesteś?

Właśnie.

Przez te cholerną więź.

- Podobno jestem jego mate - prychnęłam rozbawiona - czy jak wy tam to nazywacie. I dlatego przed chwilą się kłóciliśmy. Nie pozwala mi opuścić tego miejsca, a ja muszę udawać głupią ludzką dziewczynę. Chciałam odejść bez problemów, ale widzę, że będzie to znacznie trudniejsze.

- Żartujesz?! - pisnęła, łapiąc mnie za ramiona - jesteś jego mate? Nową Luną?!

- Proszę cię, czy ty się słyszysz?  - pokręciłam głową - po pierwsze jestem wampirem, to się nie uda a po drugie, obecnie, on i ja nie wytrzymujemy w swoim towarzystwie więcej niż kilkanaście minut.

- Zdarzały się i takie przypadki - mruknęła - to zdecydowanie komplikuje sprawy i szczerze mówiąc, nie wyglada zbyt ciekawie. 

Poczekaj aż dowiesz się więcej, pomyślałam.

- Ash już taki jest - dodała jeszcze, kierując się ponownie w stronę drzwi - nasze stado ma teraz masę problemów, do tego czasu przynajmniej część swojego prywatnego życia miał poukładaną. Zanim się pojawiłaś umawiał się z Lucy. Nie poznałaś jej jeszcze?

Pokręciłam głową

- Ciesz się - mruknęłam pod nosem - obawiam się, że serio musisz tutaj zostać. Może postaracie się chociaż zaprzyjaźnić? Lucy to totalna suka, uważaj na nią. Ash zasługuje by mieć przy sobie kogoś dobrego. Wręcz tego potrzebuje.

Ale jak nie byłam dobra w żadnym aspekcie. Moja obecność powodowała same problemu, jakby za mną ciągnął się sznur nieszczęść. Na pewno nie poprawię sytuacji tego stada.

- Wieczorem chcę wymknąć się do lasu - mruknęłam, kiedy dziewczyna ponownie wykonała ten dziwny ruch ręką.

Potem odwróciła się i uniosła kciuka w górę posyłając mi uśmiech. Kiedy zamknęła drzwi podniosłam się, nasłuchując jej oddalających się kroków. Dopiero chwilę później ponownie do moich uszu dotarła cicha rozmowa.

- Co z nią? - usłyszałam głos Ashtona. Zacisnęłam wargi, skanując pokój, aby w razie czego znaleźć jakieś miejsce do schowania się. Nie ufałam Katie, ale czułam, że nie zdradzi mnie. Życie nauczyło mnie, że nie powinnam polegać na nikim i tego miałam jednak zamiar się trzymać.

- Jest zmęczona - usłyszałam głos Katie - a ty masz przerąbane, że nie powiedziałeś mi o swojej mate.

- Skąd wiesz? - zamarłam i już miałam nacisnąć na klamkę, żeby przerwać ich rozmowę, jednak Katie nie wydawała się panikować.

- Czuję to, zresztą potem ci wyjaśnię. Powiem ci tylko, że musisz się zacząć inaczej zachowywać jeśli chcesz, żeby została tutaj dobrowolnie na dłużej. A wszyscy wiedzą, że potrafisz mieć okropny charakter.

- Oh zamknij się - mruknął - jeszcze niedawno była oskarżona o zabójstwo wilkołaków...

- To byli banici - przerwała mu - nie udawaj, że  się tym przejąłeś. Odpychasz ją, bo się zwyczajnie boisz. I tego pożałujesz prędzej czy później, bo z Lucy daleko nie zajdziesz. A Ally jest twoją mate i dla tego stada nie jest już obojętna.

- Czegoś jej potrzeba? - wypuściłam głośno powietrze i odetchnęłam.

- Teraz pewnie śpi - mruknęła szybko Katie - potem porozmawiacie.

I rzeczywiście moje oczy zamknęły się, gdy tylko opadłam na miękkie poduszki a ja nie mogłam nic na to poradzić.

.....

Kiedy obudziłam się, za oknem zachodziło już słońce. I chyba tylko myśl, że wieczorem zapoluję trzymała mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach. Moim ciało wstrząsały zimne dreszcze, palce miałam całe odrętwiałe, a mój żołądek zaciskał się z głodu. Leżałam zwinięta na bok, z głową wciśniętą w poduszkę, bo światło dostające się do moich oczu, niemiłosiernie je drażniło. Jedyne czego się teraz obawiałam, to tego, że stracę nad sobą panowanie zanim Katie coś wykombinuje. Dodatkowo nie interesowało mnie już nawet w jaki sposób mi pomoże, marzyłam jedynie o tym, by znaleźć się na świeżym powietrzu.

Drzwi od pokoju otworzyły się a ja, słysząc mocne kroki, nie musiałam podnieść głowy, aby wiedzieć kto zaszczycił mnie swoją obecnością. Do mojego nosa dotarł dwa razy mocniejszy niż zwykle zapach krwi, a ja mocno zagryzłam dolną wargę. Materac obok mnie ugiął się pod czyimś ciężarem i nigdy nie sądziłam, że będę walczyłam sama ze sobą, aby nie wysunąć kłów. Dawno nikt nie wystawił mnie na tak długą próbę, a Ashton nie wiedział w jak dużym niebezpieczeństwie się znalazł.

Kiedy poczułam jego ciepłą dłoń na mojej głowię, byłam pewna, że przegram walkę z tym okropnym pragnieniem. Jednak zamiast tego wypełniło mnie zaskakujące ciepło, które przynosiło jednocześnie ogromną ulgę. Ashton odgarnął włosy z mojej twarzy, ale kiedy nie czułam już jego dotyku, zimno i odrętwienie nawracało.

- Zrób to jeszcze raz - mruknęłam ożywionym głosem, patrząc na niego z wyczekiwaniem. Na jego twarzy malowało się ewidentne zdziwienie i niedowierzanie. Zresztą ja sama nie wiedziałam, co w zasadzie robię. Jednak w tym momencie, gdy byłam na krawędzi od zwariowania, ten chwilowy dotyk sprawił, że nigdy nie czułam się lepiej. Nie obchodziła mnie żadna głupia więź ani fakt, że to Ashton, marzyłam jedynie, żeby ktoś ukoił ten ból. Nie myśląc wiele, podniosłam się i położyłam tak, żeby przyciskać policzek do jego klatki.

Ashton ewidentnie był zszokowany całą sytuacją, a ja nie mogłam uwierzyć, że nagle poczułam się jak nowo narodzona. Nie przeszkadzało mi nawet to, że mężczyzna objął mnie w tali i wciągnął na swoje kolana. Nie myślałam o tym, że właśnie leżę w łóżku z wilkołakiem, który jak żaden inny, testował moją wytrzymałość i nigdy w życiu nie czułam się lepiej.

Zrozumiałam wtedy, że pierwszy raz w życiu poczułam się bezpiecznie. I znalazłam namiastkę tego upragnionego uczucia w ramionach wilkołaka.

Bijące od niego ciepło było jak afrodyzjak. Nawet jego odkryta skóra szyji nie kusiła mnie tak bardzo jak jego dotyk, który przynosił mi tylko ukojenie.

- Nic nie mów - westchnęłam, słysząc jak przełyka ślinę.

- Nawet nie wiem jak to skomentować.

Uśmiechnęłam się pod nosem i przymknęłam oczy, wsłuchując się w bicie jego serca.

- Zimno mi - mruknęłam jeszcze, czując potrzebę wytłumaczenie mu się.  W żadnym stopniu nie odprężyłam się, jednak w tym samym czasie nie wypełniał mnie strach. I to było dosyć szokujące.

- W porządku - objął mnie lekko.

Nie sądziłam, że potrafi być tak delikatny i spokojny jednocześnie. Zerknęłam na jego twarz, a moje oczy spotkały się z jego ciemnymi tęczówkami. Nie odwróciłam wzroku, jedynie kolejny raz zapamiętywałam rysy jego twarzy. Poczułam jak mój oddech przyśpiesza, kiedy zacisnął szczękę i przełknął ślinę. Wtedy jego kości policzkowe były jeszcze bardziej widoczne. Malinowe usta wręcz prosiły o niewinne pocałunki a w jego oczach mogłam zobaczyć iskierki zaciekawienia.

Ktoś zapukał do drzwi, a ja dopiero wtedy oprzytomniałam i opierając się na rękach, przeniosłam na drugą część łóżka.

- Mam spotkanie - wyjaśnił Ashton a w jego głosie słychać było zirytowanie i... nutkę złości? - potrzebujesz czegoś?

- Chyba tylko snu - uśmiechnęłam się, mimo tego że znowu moje ciało zaczął dręczyć ten przenikający chłód - jutro będę już pełna życia.

Albo bez życia, jeśli się nie uda.

Kiwnął głową i wyszedł z pokoju a ja chwilę potem wstałam i na obolałych nogach ruszyłam do szafy. Obok niej zauważyłam moje stare kozaki, a w środku pod podeszwą nadal były ukryte noże. Poczułam rosnącą w moim wnętrzu ekscytację. Ubrałam czarne spodnie i tego samego koloru golf. Nie mogłam rzucać się w oczy, dlaczego założyłam na siebie jeszcze duży, czarny płaszcz.

Kiedy otwierałam drzwi od pokoju, każdy dźwięk wydawał mi się niezmiernie głośny. Nawet skrzypienie podłogi czy odgłosy rozmów dobiegających zza ścian, przyprawiały mnie o ciarki. Na chwiejnych nogach dotarłam do schodów i powoli po nich zeszłam. Rozejrzałam sie po salonie i na szczęście nie było w nim żywej duży. W kuchni słyszałam podśpiewywanie Ruth, ale żadne inne odgłosy nie docierały do moich uszy. Na palcach ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Teraz miałam jedną szansę i mogłam jedynie liczyć na to ze Katie nie oszukała mnie. Inaczej zaraz będę miała do czynienia z strażnikami.

Kiedy jednak wyszłam na mały ganek, nie zobaczyłam żadnego z wilkołaków. Wokół było całkowicie cicho i pusto, co zdecydowanie rozwiało mój niepokój.

Odetchnęłam dopiero po kilku krokach, gdy za murem strażniczym zobaczyłam dwójkę mężczyzn, lecz spali oni jak zabici. Na twarzy mieli wypieki a zmierzwione włosy i leżące obok butelki nie zostawiały żadnych wątpliwości. Zresztą był początek weekendu i nie dziwiłam się, że skorzystali z okazji.

Zerknęłam na olbrzymie drewa i gęsty, ciemny las, który wręcz prosił, żebym ruszyła w jego stronę. Nie wiele myśląc przemierzyłam ogród i wbiegłam między konary, dając pochłonąć się mojej wampirzej stronie.

........

Wolność to bardzo źle zdefiniowane pojęcie.

Równie prawdziwe jest stwierdzenie ,,jestem wolna'' i ,,nie jestem wolna''. Tak naprawdę całe życie zależymy od kogoś lub czegoś. Podlegamy zasadom, wyznaniom, a czasami nawet przypadkowym ludzie, który i tak mają wpływ na nasze życie.

Kiedyś stwierdziłam jednak, że można być wolnym nosząc nawet najcięższe kajdany. Bo nosiłam ich ogromną masę. W zasadzie przez te kilkanaście lat nie miałam nawet kontroli nad swoim umysłem czy umiejętnościami. O swoim ciele już nie wspomnę.

Jedyne momenty, gdy mogłam poczuć namiastkę ulgi i beztroski, zawsze kojarzyły mi sie z polowaniami. Pozwalałam wtedy swojej wampirzej naturze przejąć nade mną kontrolę i po prostu biegłam, czując we włosach wiatr. Kiedy miałam jeszcze swoje moce, to były chwilę, gdy zwyczajnie mogłam wykorzystywać je do zabawy, nie do zabijania.

Mijałam drzewa, porośnięte grubym mchem, w zawrotnym tempie, do moich uszu dobiegał każdy najmniejszy szelest, a moja klatka opadała i unosiła się bardzo szybko. Na ustach pojawił się uśmiech pełen ulgi a kły wysunęły się, gdy tylko poczułam tętniące wokół mnie życie. Związane w ciasnego koka włosy dawno wysunęły się, opadając wzdłuż moje twarzy. Biegłam, nie zważając na nic innego. Liczyła się jedynie otaczająca mnie natura, zapach ziemi i energii,  który roznosił się wokół mnie, napierając z wszystkich stron na moje spragnione życia nerwy.

Wybiegając na teren,  gdzie było zdecydowanie mniej drzew, dostrzegłam małą rzeczkę. Upadłam przy niej na kolana, a w przejrzystej wodzie mogłam przez ułamek sekundy dostrzec  swoje prawdziwe oblicze. Para, iskrzących się od wysiłku, niebieskich oczu wpatrywała się we mnie a lśniące białe włosy pobłyskiwały w tafli wody. To byłam prawdziwa ja. Silna i wolna.

I to było oblicze, które tylko ja mogłam znać.

A potem zapolowałam. I dopiero czując krew na ustach, a potem energię, która powraca do mnie ze zdwojoną siłą, roześmiałam się. Głośno i szczerze. Dosłownie mogłam poczuć jak do mojego ciała napływa nowa porcja sił i chęci. Nigdy w życiu nie była tak długo na głodzie i w życiu nie pomyślałabym, że będę odczuwać teraz tak wielką ulgę. Wszystkie moje zmysły i czujny umysł zdawały się wracać na swoje miejsce. Moje mięśnie nie sprawiały mi już bólu podczas szaleńczego biegu, głowa była lżejsza niż zwykle a euforia wypełniała całe moje ciało.

Zerknęłam na księżyc, bo nawet wampiry miały z nim swoją więź. Wzięłam głęboki oddech świeżego powietrza i odwróciłam głowę, za drzewami dostrzegając dach rezydencji. Westchnęłam i przez chwilę na myśl przyszła mi ucieczka. A ta perspektywa wydawała się teraz idealnym rozwiązaniem. Byłam w genialnym stanie fizycznym, nie daliby rady mnie powstrzymać. Jednak czułam, że muszę tam wrócić. Poza tym byłam tutaj bezpieczna, dopóki George nie zorientuje się w całej sytuacji. Na ucieczkę przyjdzie czas póżniej.

I to cholerne uczucie bezsilności sprawiało, że chciałam tylko krzyczeć. Zrzuciłam z siebie ubrudzony krwią płaszcz i wrzuciłam go do rzeki. Przez chwilę obserwowałam jak czarny materiał opada na dno a potem ruszyłam w stronę mojego tymczasowego więzienia.

Do którego właśnie dobrowolnie wracałam. Oh, ironia kochała moje życie.

Przemierzałam drogę powrotną znacznie wolnej, ponownie nakładając na siebie zaklęcie maskujące zapach. Mijane przez mnie drzewa szumiały nad moją głowa, rzucając dookoła różnokształtne i przerażajace cienie. Chyba zbierało się na deszcz, bo ciemne niebo przesłoniły gęste chmury. Przyśpieszyłam, bo nie mogłam zmoknąć. Wtedy już nie uniknęłaby różnych pytań. Z daleka mogłam dostrzec wielki ogród, jednak kiedy przekraczałam skraj lasu, do mojego nosa dotarł dobrze znany mi zapach. Poczułam jak na moim karku pojawia się gęsia skórka.

Cholera jasna, czułam zapach wampira.

Od razu w mojej głowie pojawiły się masakryczne scenariusze. Gwałtownie rozejrzałam się, ale wokół mnie nie było żadnej żywej duszy. Mimo to zapach nie znikał, a wydawał się znacznie mocniejszy. Z sercem zawiązanym na supeł ruszyłam w przeciwną stronę, skąd docierała ta woń. Każdy krok wydawał się dla mnie jak walka z samą sobą. Jak walka z instynktem, który wręcz krzyczał,  żebym uciekała. Jednak często robiłam rzeczy,  niekoniecznie słuszne. Dlatego też kierowana zapachem, dostałam się w głąb lasu, tym razem jednak idąc w zupełnie innym kierunku. Jeśli okaże się, że zaraz zaatakuje mnie wampir, przynajmniej będę w stanie się bronić. Jednocześnie wiedziałam, że nie dam rady funkcjonować, dopóki nie dowiem się całej prawdy. Stanęłam przed wiekim bluszczem, który zagrodził mi dalszą drogę. Po chwili zawahania wyjęłam z buta mały nóż i zaczęłam nim przecinać roślinę. Czułam jednak całą sobą, że zbliżam się do czegoś strasznego. I obiecywałam sobie, że będę unikać problemów, jednak najwyraźniej one same zawsze znajdywały mnie.

W roślinności pojawiła się już wystarczająco duża dziura, żebym mogła  przez nią bez problemu wejść. Jednak gwałtownie cofnęłam się w bok, bo kilka metrów przede mną przebiegł brązowy wilk. Przez chwilę zamarłam, nasłuchując zbliżających się odgłosów. Powoli docierały do mnie uderzenia łap o ziemię. Kiedy uspokoiłam oddech wysunęłam głowę i przyjrzałam się wilkowi. Najwyraźniej patrolował on jakiś teren, bo przede mną znajdowało się miejsce, otoczony ze wszystkich stron gęstym bluszczem. 

Potem dostrzegłam jeszcze kilka innych postaci. Z daleka czułam zapach wysoko postawionych wilkołaków i dokładnie stamtąd dobiegał też zapach wampira.

Cholera, chyba właśnie trafiłam na miejsce, gdzie wykonują wyroki.

Bo wątpiłam, żeby akurat tutaj, pod osłoną nocy, wszyscy bawili się w chowanego.

Przełknęłam ślinę i na ugiętych nogach zrobiłam krok na drugą stronę, tym razem uzyskując także widok na resztę zgromadzonych.

Na środku znajdował się powód mojej ryzykownej wyprawy. Wampirzy mężczyzna, wyglądający na dosyć starego, ledwo stał na własnych nogach i trzymany był z dwóch stron przez strażników. Wysoki osobnik, znajdujący się obok, najwyraźniej coś do niego mówił, jednak wiatr skutecznie zagłuszał mi jego słowa. Zagryzłam wargę, widząc jak kolejny z wilkołaków przyjmuje postać wilka. Musiałam podejść bliżej, mimo tego, że całe moje ciało krzyczało, abym nie ujawniała się.

Zanim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch, usłyszałam za sobą głośne warczenie. Zamarłam, unosząc ręce do góry. Kątem oka zobaczyłam zbliżającego się w moją stronę szarego wilka. Jego oczy były utkwione w mojej osobie, obniżył głowę i wystawił kły. Zwierzak głośno zawył, a wszyscy zgromadzeni gwałtownie odwrócili się w moją stronę. Wilkołak zbliżał się do mnie ostrzegawczo powarkując, więc byłam zmuszona ruszyć się do przodu. I weszłam na te cholerną polanę,  przeklinając swoją głupotę. Podniosłam głowę dopiero, gdy kolejny wilk zjawił się tuż przy mnie. Wtedy moje oczy spotkały się z oczami mężczyzny, który właśnie pojawił się na skraju lasu.

- Odsuńcie się od niej - głośne warknięcie Ashtona rozniosło sie echem po lesie. Potem znalazł się w zawrotnym tempie przy mnie, a ja w szoku zauważyłam, że wydaje się znacznie wyższy niż dotychczas.

Do cholery jasnej i tak byłam przerażona.

Przerażona faktem, że zaraz będę  prawdopodobnie musiałam walczyć o życie z kilkunastoma wilkołakami. Jednak Ash stanął obok mnie, tak abym zeszła z pola widzenia wilkom. Potem spojrzał na mnie przez ramię z wściekłością w oczach.

- Co ty tu do kurwy nędzy robisz? - syknął, łapiąc mnie za ramię i odciągając w stronę wyjścia z lasu.

Przeniosłam szybko wzrok na trzymanego przez nich wampira i teraz jeszcze większe przerażenie ogarnęło moje ciało.

Znałam go.

A on znał mnie.

.........


Hejka kochani! Rozdziały będą teraz znacznie częściej i na pewno będą znacznie ciekawsze. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro