𝗺𝗮𝗿𝗯𝗹𝗲 𝗹𝗶𝗸𝗲 𝘆𝗼𝘂𝗿 𝘀𝗸𝗶𝗻.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-

Siedziałyśmy w dusznej sali artystycznej przy długim białym blacie naprzeciwko siebie. Wokół leżało wiele przyborów przeznaczonych do rzeźbienia w glinie, które pamiętały jeszcze czasy sprzed ostatnich sześciu dekad. W tle przygrywały ciche dźwięki pierwszej suity wioloneczelowej Bacha wydobywające się z wnętrza wysłużonego gramofonu. Zdawało się, że Twoje smukłe dłonie przybrudzone rdzawą masą poruszały się idealnie w rytm tej melodii. Z niebywałą delikatnością i precyzją nadawały kształt Twojej rzeźbie, która swoimi kształtami jak dotąd nie przypominała niczego konkretnego. Wiedziałam jednak, że to tylko kwestia czasu, aż zdołasz przemienić niepozorny kawałek gliny w coś niebywale kreatywnego w swoistym dla Ciebie, abstrakcyjnym stylu. W pewnym momencie poczułaś na sobie mój wzrok i oddałaś go przelotnym spojrzeniem własnych głęboko zielonych oczu. Twoje policzki na moment przybrały rumianej barwy, a kosmyk ognistych włosów opadł na Twój profil.

- Rzeźba nie jest moją mocną stroną - mimo onieśmielenia, zaśmiałaś się perliście.

Ciebie również zainteresował mój twór jakim był niewielki wazonik o zaokrąglonej główce i prostej podstawie.

- Jaki doszlifowany, widać że musiałaś bardzo się przyłożyć - uraczyłaś mnie miłymi słowami, a ja momentalnie poczułam ten szczególny ucisk w klatce piersiowej.

Nie byłam nawet pewna, czy moja praca faktycznie wywołała Twój zachwyt, czy były to tylko jedne z tych ujmujących słów, którymi potrafiłaś operować w taki sposób, by w szczególny sobie sposób zdobywać sympatię wszystkich wokół. W końcu moja rzeźba mimo wręcz perfekcjonistycznej formy, nie pozwalającej nawet na najmniejszą niezamierzoną smugę, czy nierówność nie dościgała w żadnym stopniu Twojej artystycznej nieszablonowości, zauważalnej w każdym Twoim kroku. Dzieła wręcz wykalkulowane w swojej rzekomej idealności, siłą rzeczy stające się szablonowymi, podręcznikowymi abominacjami prawdziwej sztuki, nie umywały się do tych wytworzonych pod wpływem prawdziwego twórczego natchnienia i ty zdawałaś się to rozumieć, jak nikt inny.

- W domu mojej babci stał podobny, trzymała w nim polne kwiaty - zdradziłam Ci źródło mojej inspiracji.

Ty jedynie uśmiechnęłaś się ze zrozumieniem i powróciłaś do swojego zajęcia. Nie odważyłam się na powrót utkwić na Tobie spojrzenia, tym bardziej że moje serce biło zdecydowanie zbyt szybkim rytmem, a ja i tak byłam wystarczająco spięta po naszej jakże krótkiej wymianie zdań. Zamiast tego wbiłam wzrok w skrawek zielonego terenu na dziedzińcu szkolnym za oknem. Podziwiałam kilka pojedynczych stokrotek, w nadziei pozbycia się natrętnych myśli...

-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro