Rozdział 2.4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny rozdział dzisiejszego dnia ♥

Chcę jakoś uczcić, że książka ma nową okładkę, którą wykonała LeaReynold


Tylko przypomnę, że to OKŁADKA TYMCZASOWA, będzie widniała dopóki wydawnictwo nie prześle mi oficjalnej okładki ♥

Jak się Wam podoba?  ;)

Ja się nią nie mogę nacieszyć ♥

__________________________________

— Gadaj. Już. — Wskazałam na nią palcem i sięgnęłam po swojego tosta, posmarowałam go obficie dżemem. W ogóle nie przeszkadzało mi, że jadłam tuż po tym, jak głaskałam kota i nie umyłam po tym rąk. Cóż, byłam kociarą od dziecka i zwyczajnie nie miałam takiej paranoi. James to jednak co innego. Zawsze się na mnie o to denerwował i uważał, że kiedyś nabawię się niestrawności. Jakoś jednak nigdy tak się nie stało. Pewnie mój organizm już się do tego przyzwyczaił i tyle.

— Czemu ja nic o tym nie wiem? Przecież chciałaś, żebym została twoją świadkową! I druhną w jednym, jakby tego było mało. Swoją drogą jak bardzo doceniam twoją prośbę, to jednak zostanę przy jednej roli, poczytałam o obowiązkach i nie ogarnę wszystkiego sama, mogę zostać świadkową, ale na jedną z druhen weź Lenę.

Ugryzłam tosta.

— Lena już nią jest — mruknęła, patrząc na swoją kawę, a raczej coś co miało nią być.

Nigdy nie zrozumiem jakim cudem napój mający większą ilość mleka niż kawy Kathy ośmiela nazywać „kawą". Przecież to musiało zawierać śladowe ilości kofeiny, nie mówiąc już o ledwo wyczuwalnym smaku kawy. — I w porządku Liv. To co mówisz ma sens, zwyczajnie wtedy byłam taka podekscytowana, że nie przemyślałam o co dokładnie cię proszę.

Posłała mi słaby uśmiech.

Dobra, teraz to ja zaczęłam czuć podenerwowanie. Jej kiepski nastrój jak się okazuje miał niewiele wspólnego ze zmęczeniem i wczesną godziną.

— Co się dzieje, Kathy? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć?

— Zafir niedługo wylatuje do Kanady, wiesz, ma zagrać jedną z głównych ról w „Czarnym świcie".

Kiwnęłam głową. Miała na myśli ten serial o wampirach, wiedziałam.

— Tak. To chyba w porządku? Wcześniej jak o tym wspomniał to wydawałaś się być z tym pogodzona i w ogóle.

— To nie do końca tak, że jestem pogodzona... Poza tym to się nazywa robić dobrą minę do złej gry. Coś, czego ty nie potrafisz. — Spojrzała na mnie znacząco.

Potarłam dłonią swoją szyję i powstrzymałam się od zgryźliwego komentarza.

Tak, byłam w tym beznadziejna, nie musiała mi tego przypominać.

—Myślałam, że skoro chce się ze mną ożenić to chociaż zapyta co o tym myślę, zanim przyjął propozycję... To znaczy ja wiem, że to jego praca, kariera i tak dalej. Zawsze chciał żyć po swojemu, to dlatego odszedł z Level i zaczął tworzyć na własną rękę — mówiła powoli. — I wiem, że zawsze chciał spróbować aktorstwa. Cóż, okazało się że jest w tym dobry... Ja to wszystko rozumiem, ale on nawet nie powiedział mi o przesłuchaniu. Dowiedziałam się o tym z gazety. Cholera jasna wie ile czasu spędzi w Kanadzie, a jeśli serial okaże się sukcesem to zapewne przedłużą go o kolejne sezony.

Słuchałam jej w ciszy, pozwoliłam jej wyrzucić z siebie wszystko, kiedy powoli dojadałam swoje tosty.

— Liv, ty i ja niedługo przeniesiemy się do Stanów, do Atlanty. Może uda nam się wrócić do rodzinnego miasta w ciągu miesiąca...

— Tak szybko? — wyrwało mi się, zanim pomyślałam. Spojrzała na mnie z nieszczęśliwą miną, a ja kiwnęłam głową. — Miałam na myśli, że James teraz zaczął nagrywanie i że miałyśmy najpierw zdobyć popularność na kanale...

I że nadal przeraża mnie wizja podróży samolotem, dodałam w myślach.

Dotarło do mnie też nagle, że przeraża mnie też wizja rozstania z Jamesem.

On zostanie w Londynie, przynajmniej na kilka tygodni, bo dopiero co zaczął nagrywać nową płytę ze swoimi nowymi kumplami... Zaschło mi w gardle i poczułam oblewające mnie zimno.

Zaczęłam powoli oddychać, wpatrzona w resztki swojego tosta w dłoni. Nie chciałam, żeby Kathy zauważyła w jakim byłam stanie, nie chciałam jej dowalać dodatkowego zdenerwowania.

— Powiedziałam, że może, bo wiele zależy od ciebie i od sukcesu choreografii oraz tutorialu, ale nie w tym rzecz. Znowu rozstaniemy się na długi okres, pewnie z przerwami na weekendowe odwiedziny jak dawniej, a on nawet nie zechciał ze mną o tym porozmawiać. Powinien chociaż zapytać się mnie, co o tym uważam. Nie chodzi o cholerną zgodę, ale o zwyczajną opinię. — Zakryła na chwilę twarz w dłoniach, opierając łokcie na stole. Prawie przewróciła kubek z resztkami kawy. Przez chwilę panowała cisza. Czekałam cierpliwie, bo przypuszczałam, że to nie wszystko.

I miałam rację. Uniosła głowę znad swoich dłoni.

— Po tym jak mi się oświadczył ustaliliśmy, że wstrzymamy się ze ślubem, jesteśmy młodzi, mamy jeszcze sporo czasu i na razie skupiamy się na naszych karierach. Z tym że od tamtego czasu Zafir nic nie wspomniał na ten temat, ja nadal nie znam jego rodziny, a co śmieszne mieszkają w Wielkiej Brytanii, a przynajmniej jego rodzice i dwie starsze siostry, Shani i Khepri. Cała reszta jego rodziny jest w Egipcie, to wiem.

Wcale nie dziwiło mnie, że doskonale znała takie szczegóły, w końcu zanim zaczęła się z nim spotykać była jego ogromną fanką i jej marzeniem była chociażby jedna randka z nim. Cóż, okazało się, że ona także mu się spodobała i ku jej szczęściu przemieniło się to w coś głębszego.

— Nie zaproponował ci, żebyś się z nimi spotkała? — spytałam zdziwiona.

— W tym rzecz, nie. A ja nie dopytywałam... Nie chcę się narzucać. Znaczy ja wiem, że jego rodzice są wyznania islamskiego i pewnie mogą mieć problem, że ja jestem katoliczką, ale on sam jest ateistą. Skoro jego rodzice są na pewno przyzwyczajeni do jego ateizmu odkąd skończył dziesięć lat, to na pewno nie przerazi ich, że jestem innej wiary. Czy może jednak o to chodzi?

— To na pewno nie o to chodzi — uspokoiłam ją. — Mamy dwudziesty pierwszy wiek, a Zafir powiedział mi, że jego rodzice nie przywiązują do tego aż tak dużej wagi, jego najstarsza siostra Shani wyszła za Anglika i z tego co mi opowiadał ich rodziny się lubią.

— Tak, tak, wiem... — westchnęła. No tak, pomyślałam nieco rozbawiona. Przed państwem Katherine Roberts, chodząca encyklopedia na temat wiedzy o rodzinie Maluf. Której zresztą niedługo stanie się częścią. — Ale ja jestem Amerykanką.

Skrzywiła się lekko, jakby to było jakieś przekleństwo.

— Szukasz dziury w całym — odparłam. — Nie przejmuj się tak. Jesteście zaręczeni raptem kilka miesięcy, wyluzuj. Nie wszyscy są tacy pro rodzinni jak moja, czy twoja rodzina.

Faktem było to, że wszyscy jej byli partnerzy bardzo szybko poznawali jej rodzinę i odwrotnie. Nie dziwiłam się więc, że czuła się zagubiona w tej nowej sytuacji, tym bardziej że na litość Boską byli zaręczeni.

Posłałam jej pocieszający uśmiech, ale w zamian otrzymałam jedynie kolejny grymas.

— Niby tak. Ale jakby tego było mało, to ostatnio dość dużo się kłócimy, niestety...

— Zmęczenie, napięty grafik. — Od razu powiedziałam. — To też jest normalne. Sama zauważyłaś, że Zafir ma urwanie głowy, a to nagrywanie spotu reklamowego, a to jakieś inne zdjęcia czy występy w telewizji, czy co on tam jeszcze robi. Zapytaj się jego agenta, na pewno od ręki da ci jego rozpiskę.

Uśmiechnęła się delikatnie i odsunęła za ucho kosmyk brązowych włosów. Na jej policzkach i nosie widniały całkiem wyraźne piegi, które zawsze pojawiały się na jej twarzy latem.

— Dziękuję, Liv. Jesteś najlepsza.

Sięgnęłam przez stół i złapałam jej rękę, mocno ją ściskając.

— Nie ma sprawy. James przez ostatnie dwa tygodnie często na mnie warczał i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak trudno mi było być cicho i nie powiedzieć mu czegoś przykrego.

— Sheridan jest nie do wytrzymania w swoim normalnym stanie. Podziwiam cię, że z nim wytrzymujesz. — Odwzajemniła uścisk dłoni i tym razem na jej twarzy zagościł prawdziwy, szeroki uśmiech. — Szczerze mówiąc spodziewałam się, że w końcu zadzwonisz do mnie w środku nocy i poprosisz mnie o pomoc w ukryciu jego zwłok, taki stał się wkurwiający że ani trochę by mnie to nie zdziwiło.

— Nie podsuwaj mi pomysłów! Jeszcze się skuszę i do końca życia będę musiała nosić jakiś okropny pomarańczowy strój więzienny. Dobrze wiesz, że wyglądam koszmarnie w tym kolorze.

Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

— Aha, o ile nie dokonasz morderstwa w Stanie, w którym dozwolona jest kara śmierci. Wtedy niezbyt długo ponosisz sobie takie wdzianko... Z twoim brakiem talentu do kłamania to jest bardziej prawdopodobny scenariusz, Liv.

Parsknęłam śmiechem i rzuciłam w nią kawałek mojego tosta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro