Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uczestnicząc w tej akcji wiedziałam, że nie wyjdę z niej mając czyste sumienie. Nie mogąc zrezygnować muszę stanąć przed ważnym wyborem od którego zależeć będzie moja przyszłość.

***

Przemieszczając się kilkunastoma korytarzami starałam się skupić na moim zadaniu .Muszę go znaleźć i usunąć... Ale gdzie mam go szukać, ten budynek jest ogromny. Nie zatrzymując się idę przed siebie rozglądając się ,ta akcja ma być cicha tak jakby w ogóle nas tu nie było.

Gdy zastanawiałam się nad drogą lewo - prawo usłyszałam śmiech z prawej strony. Uważnie przyglądając się korytarzowi z mojej prawej nacisnęłam słuchawkę którą miałam na uchu.

- Co jest Deynis znalazłaś go? - usłyszałam z drugiej strony ,moim rozmówcą była Carmella moja partnerka w tej akcji.

- Możliwe, jestem na "XPsr2B" kieruję się na prawo . - powiedziałam zagłębiając się w korytarz.

-Zaraz tam będziemy. - odpowiedziała stanowczo i urwała połączenie.

Podążając za wcześniejszym odgłosem starałam się być ostrożna i nie wpaść w żadną pułapkę. Korytarz wydawał się być najdłuższy z tych które do tej pory zwiedziłam. Gdy zauważyłam drzwi za którymi powtórzył się czyjś śmiech założyłam tłumik na pistolet. Muszę być cicho jak mysz pod miotłą inaczej wszystko pójdzie się jebać. Powoli zbliżalam się do pomieszczenia gdzie znajdowała się moja ofiara. Wszystko byłoby super gdyby nie to, że serce próbowało wskoczyć mi do gardła. Nogi miałam jak z waty kiedy uchylałam drzwi by zbadać teren. Nagle usłyszałam głos ,który nie należał do tamtego mężczyzny. No pięknie jeżeli ktoś jeszcze tam jest oprócz tej dwójki cicho napewno nie będzie.

Nagle usłyszałam kroki w kierunku drzwi przy ,których stałam. Czułam już jak facet łapie za klamkę chyba w celu zamknięcia wejścia gdy rozbrzmiał odgłos mojej słuchawki. Nie był głośny ale dam sobie rękę uciąć, że on to słyszał. Szybko odebrałam połączenie i gdy facet otworzył drzwi sprzedałam mu kopa w klatkę piersiową przez co wylądował na szafce.

-Deynis słyszysz mnie? Co się tam dzieje? - Carmella była wściekła nie dziwię się jej. Mieliśmy sprzątać tylko JEDNEGO gościa i zwiewać. Gość obok rzucił się w moim kierunku, szybko od skoczyłam i uderzyłam go łokciem w tył głowy. Stracił przytomność podobnie jak jego kolega.

-Mam go, kierujcie się tą samą drogą. - odpowiedziałam powoli celując pistoletem w głowę faceta w garniaku na przeciwko mnie który zdawał się nie być zaskoczony zaistniałą sytuacją.

-Dobra, uważaj na siebie. - ucięła połączenie.

Moja ofiara przyglądała mi się jakby szukała we mnie sensu swojego życia. Spięłam się gdy bez żadnego logicznego powodu zaczął się śmiać jak psychopata. Spojrzał na mnie wzrokiem w którym widziałam tylko szaleństwo.

- To ma być żart? Co wy robicie na mojej posesji?!

- To już nie istotne.

- Niby dlaczego suko?

- Po co Tobie taka informacja skoro... - Spojrzałam z chytrym uśmiechem na jego bezpłodna mordę i powoli podchodziłam do jego biurka za którym stał. - ...zaraz nikt więcej Cię nie usłyszy.

Zaczął chichotać pod nosem czym zaczynał mnie wkurwiać. Po chwili uniósł łeb wprost pod mój pistolet lecz nie patrzał na mnie czy na niego tylko za mnie.

- Czyżby? - uniósł się a razem z nim uniosło się biurko. Odruchowo odskoczyłam w tył czego pożałowałam bo osobnik za mną złapał mnie mocno za ramię. Próbowałam się wyrwać ale nic z tego, koleś był wyższy i większej masy niż ja. Musiałam czekać na odpowiedni moment bo w tej chwili nic nie zdziałam.

Nagle usłyszałam sygnał z mojej słuchawki, starałam się odebrać ale goryl trzymał mnie dość mocno by uniemożliwić mi użycia mojej ręki.

-Biedny pionek w Ich marnej grze. - mężczyzna powoli kierował się w moją stronę, z jego twarzy nie dało rady nic wyczytać. Dzieliły go trzy kroki ode mnie jednak stanął i zaczął się znowu śmiać. Wygladał jakby uciekł z psychiatryka ,aż po moim ciele przeszły dreszcze. Nie odpowiadałam mu niech myśli, że się boję.
Uspokoił śmiech i zaczął się do mnie zbliżać. Za pleców wyjął karabin maszynowy. Zatrzymał się przede mną i przystawił mi broń do szyji.

-Gdzie jest reszta? - powiedział dość ściszonym głosem patrząc mi prosto w oczy. Jego oczy były puste, nie widziałam źrenic tylko pustą przestrzeń. Coś mi tu nie pasuję...

W tej właśnie chwili do pomieszczenia wbiegła moja załoga. Korzystając z dezorientacji naszych wrogów temu na przeciwko mnie nogą wybiłam karabin a temu za mną głową podbiłam oko. Byłam wolna, ale ciągle czuję jakby coś było nie tak. Przyglądając się facetowi przede mną znalazłam coś co dało mi dużo do myślenia. Zamachnął się na mnie, zrobiłam unik i nacisnęłam spust raniąc go w ramię. Upadł na kolana i kurczowo chwycił postrzelone miejsce. Carmella podeszła do nas trzymając w ręku banglet zatrzymała się na przeciwko mnie.

- O co chodzi Deynis? - wyczuła że jest coś nie tak, że mi tu coś nie pasuję. Spojrzałam na nią poważnie i kiwnęłam na po strzelonego. W tym właśnie momencie mężczyzna między nami wstał twarz miał zwróconą ku blondynce.

-Mała ma oko... - przerwał swoją wypowiedź histerycznym śmiechem. Widziałam jak Carmella się spięła, pociągnęłam ją za łokieć na moją stronę. Lekko zadrżała, ale szybko się opanowała i przyglądała się raz psychopacie raz naszej załodze.

I nagle wydała rozkaz...

- Ognia! - pokazując na faceta przed nami, nie wiem czemu ale spięłam się a nogi miałam jak z waty. Mężczyzna został dosłownie podziurawiony i upadł na kolana do nas plecami.

Wszyscy się uspokoili, wszyscy oprócz mnie. Nastała tak przerażająca cisza jakbyśmy zapomnieli słów.

Nagle rozbrzmiało pikanie a z klatki piersiowej naszej ofiary świeciła się czerwona, mała lampka.

Bez zastanowienia pobiegłam w stronę Carmelli. - 3

Chwyciłam ją jedna ręką w pasie a drugą z typu głowy. - 2

I biegłam na szklaną ścianę przed nami - 1

W ostatnim momencie przed wybuchem bomby, wyskoczyłam ratując tylko jedno życie...

**********
Witam was i zapraszam do czytania Dangerous Women. Jeżeli przeczytałeś zostaw gwiazdkę i skomentuj. Dziękuję i do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro