Darling

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Harry nie potrafił sobie przypomnieć kiedy to wszystko właściwie się zaczęło. Kiedy spojrzenia pełne nienawiści przemieniły się w coś innego.  W coś czego nie znał. W coś czego tak właściwie nie chciał poznać, a tym bardziej poczuć. A jednak zaczęło się. Nieraz jak o tym myślał to do głowy przychodziło mu jedno zdanie: ,,to nigdy tak naprawdę się nie zaczęło, trwało od zawsze". A jednak chciałby wiedzieć kiedy znaczenia zaczęły się zmieniać. Kiedy czysta nienawiść przeszła w lekkie przekomarzanie się. Od zawsze pragnął wiedzy, może nie tak desperacko jak Hermiona, ale pragnął. Pragnął znać odpowiedzi. Irytował się kiedy sterowano jego życie, manipulowano nim, zatajano fakty. Wiedza była pewnością. Stałością. Czymś, co zamknęłoby jego pytania i rozterki. A jednak na to jedno konkretne pytanie nie potrafił sobie odpowiedzieć.

Westchnął głęboko i ciaśniej opatulił się szalikiem. Noce robiły się coraz zimniejsze. Spojrzał jeszcze raz na litery wyryte w marmurze piękną kursywą. Drogim marmurze, przypomniał sobie Harry i nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, który wpłynął na jego usta.

– Nawet ten kamień musiał być niezwykle elegancki czyż nie? – mruknął Harry przejeżdżając opuszkami palców po srebrzonych literach.

„Draco Lucjusz Malfoy

5 VI 1980 - 2 V 1998"

Tylko tyle. Żadnego dopisku. Harry pamiętał TĘ rozmowę. Pamiętał jak ustalili co ma być na ich nagrobkach. Pamiętał swoje zaskoczenie, gdy blondyn zażyczył sobie tak niewiele. A jednak nie pytał. Nie miał prawa. Więź, która ich łączyła była krucha. A pytania, szczególnie takie, mogłyby ją zerwać. Harry nie chciał tego, szczególnie nie wtedy.

Uśmiechnął się jeszcze raz. Tym razem inaczej. Pełnym smutku, a jednak podszyty ciepłem i miłością grymasem.

– Wybacz ale jeszcze trochę będziesz musiał na mnie poczekać – powiedział z nostalgią. – Tak wiem zbyt patetyczne. – Parsknął cicho śmiechem, który zaraz się urwał. – Do zobaczenia Darling.

I odszedł poprawiając zsuwające się z nosa okulary. Wiedząc, że gdzieś tam, może nie koniecznie w niebie, chłopak o stalowym spojrzenia wyklina go w najlepsze za jedno proste słowo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro