12.Saki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Jak masz na imię?- pytam się chłopaka.
-***- odpowiada, ale w śnie jak w rzeczywistości, nie mogę przypomnieć sobie jego imienia.
-Ale super! Zostaniemy przyjaciółmi?- uśmiecham się. Widzę, jak okulary coraz bardziej zsuwają mu się z nosa i mam z jakiegoś powodu ogromną ochotę, by je poprawić.
-Jasne!- gdy odwzajemnia go, czuję się naprawdę szczęśliwy.
Sceneria się zmienia, to na pewno ta sama pora roku, ale na 100% z sześć lat później. Siedzę na drzewie i już od dłuższej chwili obserwuję chłopaka, który siedzi pod nim. Czyta książkę, a wiatr lekko czesze jego krótkie, kruczoczarne włosy. Mógłbym patrzeć tak na niego już zawsze. On nawet nie wie, jak często go obserwuję. Wiedząc o nim więcej mam wrażenie, że lepiej go znam. Jest moim najlepszym przyjacielem, ale strasznie mało o sobie mówi... Zeskakuję z drzewa i krzyczę.
-Buu-
Podrywa się wystraszony, a książka upada na trawę.
-Ale masz minę!- w rzeczywistości mam ochotę poprawić mu okulary i powiedzieć, że uroczy jest gdy się go wystraszy. Nie wiem co ja z tym mam. Od dnia kiedy go poznałem. Mam ochotę poprawić te cholerne okulary. Nawet wyciągam już rękę, by to zrobić, ale się opanowuję gdy mówi
-O rany! Ale mnie przestraszyłeś - śmieje się i znowu siada, ja obok niego.
-Nie chce, by wakacje się kończyły- mówię i ziewam.
-Ja też- przyglądam mu się kontem oka. Mam wrażenie, że na mnie patrzy, ale pewnie tak nie jest.
-Hej, ****- patrzę na niego. Ma piękne oczy. Są pełne dobroci i życia. Promienie słońca odbijają się w nich. W tym momencie pomyślałem, że żadne kwiaty nie są tak piękne, żadna gwiazda nie lśni tak jasno jak drobinki światła w jego oczach, żadne niebo nie jest tak przejrzyste. One po prostu są najpiękniejsze w moim świecie  - Już zawsze będziemy razem, prawda?- wymsknęło mi się. Chce go pocałować. Patrzy się na mnie lekko zdziwiony. Właściwe co ja powiedziałem? O rany, to mogło zabrzmieć nie tak, jakbym chciał. Chociaż... Może teraz mu powiem? Nie, zrobię to w pierwszy dzień liceum.- Znaczy ... No wiesz, przyjaciele.- ja nie chce być tylko przyjacielem. Miałem to powiedzieć, ale on zniknął. Tak po prostu. Musiałem zapomnieć o najpiękniejszych oczach na świecie. Tak było też w śnie, w tym momencie on po prostu się rozpłynął. Wołałem, szukałem. Ale go już nie było.

-Spóźnimy się!- Wrzeszczy tornado, które właśnie wpadło do pokoju i wnioskując po huku, trzasnęło drzwiami.
-Yhym- mruczę, chowając twarz w poduszkę - fajnie-
-Musisz zaprowadzić Sayori do przedszkola-
-Mam pierwszą matematykę- mówię znudzony.
-Dzisiaj środa- podrywam się na równe nogi i wrzeszczę.
-Spóźnię się na WF!- szybko się ubieram i myję zęby. Postanawiam nie jeść śniadania. Nie ścielę łóżka i zabiegam po schodach.
-Cześć mamo!- krzyczę, łapię moją siostrę za rękę i wybiegam z domu. -Pa mamo!- zdziwiona kobieta patrzy się za zamykającymi się drzwiami.
-Saki!- wrzeszczy. - co mu się stało?-
-Wcisnęłam mu kit, że jest środa- śmieje się Suki, schodząc po schodach.
-WF?-
- WF-
- mężczyźni- śmieje się kobieta i patrzy na swoją najstarszą córkę.- A ty?-
-Co ja?-
-Nie śpieszysz się?-
-Nie ma starego z... To znaczy... Pana od historii i mam na 9.15-
- Rozumiem- wzdycha.-nie wziął  śniadania...-
-Zaniosę mu-
W tym czasie ja dobiegam z Sayori do przedszkola- Uf... Z jaką panią masz w środy?-
-Ale braciszku, jest wtorek-
-Nie Sayori, dzisiaj mamy...- uświadamiam sobie, że ma rację- A to me...- w ostatniej chwili się  powstrzymuję. - jednak masz rację kochanie. Miłego dnia.- Zostawiam ją i biegnę do szkoły, niestety na matematykę. Oczywiście jestem spóźniony. Wbiegam do klasy.
-Ten tego...- zaczynam, widząc wzrok nauczyciela. - nie uwierzy pan...-
-No nie uwierzę, ale chętne posłucham- siada. Słyszę zduszony śmiech przyjaciół.
-Już wychodziłem z domu, byłem nawet pod szkołą, ale wtedy no... Przypomniało mi się, że zostawiłem chomika... Znaczy żelazko, tak żelazko, włączone... No w basenie... Znaczy piecu. No i ten chomik... Znaczy, żelazko mogło się zapalić. Musiałem się wrócić do domu. Wie pan, ile czeka się na autobus. Biegiem za daleko. Musiałem uratować tego biednego chomika od utonięcia- zamilkłem na chwilę i szybko się poprawiłem- Znaczy żelazko od spalenia się, tak... Tak właśnie było- brwi nauczyciela poszły do góry, ale chyba szybko się zmęczyły, bo opadły.
-Cóż... To najbardziej absurdalna historia w mojej karierze i pewnie najgorsze kłamstwo w tym stuleciu, ale lepsze to niż "Proszę pana, bo umarła mi 11 babcia w tym miesiącu" Nie wstawię ci uwagi za kreatywność, ale więcej bez takich. Siadaj- Serio mi się upiekło?
Siadam na swoim miejscu i szczerzę się jak głupi do Hagiego. Potem patrzę się na Kou który trochę dziwnie się zachowuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro