Rozdział 36.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa: Liam.

Poprzedni dzień minął bardzo burzliwie, ponieważ szanowny mość Bercik aka Wampir chuj wie iluletni stwierdził, że znowu da mi jakąś wstrętną karę. Tym razem napalił mnie na siebie, a potem perfidnie zostawił. Widziałem w jego oczach, że bardzo się pilnował, aby mnie nie wziąć na ścianie. Pomyślałem, że ja też się na niego obrażę i nie będę pokazywał, że mi zależy, bo sobie na to świnia nie zasłużył.

Z Sezamkiem nie pójdzie mu tak łatwo, co to, to nie. 

Poprzednią noc spędziłem oczywiście na podłodze, bo nie ukrywam, ale byłem śmiertelnie obrażony na Bercika i nie chciałem dać po sobie poznać, że mnie to ruszyło. W ramach swojego protestu położyłem się na podłodze, otulając kocem, pomimo tego, że mężczyzna cały czas się na mnie wydzierał, że mam nie odpierdalać szajsu i iść spać do łóżka. Z tego tytułu zdążyliśmy się pokłócić około piętnaście razy, ale ja byłem, jestem i pozostanę nieugięty. Nie dam się tak łatwo zmanipulować, co to, to nie. Sezamek oczywiście nie chciał dać się podporządkować i dzielnie leżał na podłodze.

Bo Sezamek jest małym buntownikiem.

Sezamek nic nie poradzi na to, że wkroczył w etap dojrzewania. 

Oczywiście nie mogłem zasnąć, bo było mi zbyt twardo i potrzebowałem mięciutkiego materaca i dziesięciu małych poduszek oraz dwóch dużych, a miałem jedynie kocyk. Skandaliczne warunki, które śmiało można zgłosić do jakiegoś rzecznika zajmującego się prawami nastoletnich wilkołaków. Kręciłem się jak oszalały, aż w końcu czułem, że przysypiam, bo byłem jednak zmęczony. 

W pewnym momencie poczułem, że nie leżałem już na ziemi, tylko wisiałem w powietrzu. Przestraszyłem się i chciałem się zerwać, krzycząc, że jakieś duchy mnie nawiedziły i chcą zabrać w zaświaty, ale poczułem przyjemne perfumy wampira, więc uspokoiłem się. Bercik wziął mnie na ręce, a potem powolnym krokiem wszedł do sypialni i położył na swoim łóżku. Udawałem, że spałem, a chłopak pokrył mnie kołderką, po czym pocałował w czoło. Chciałem piszczeć z radości, ale musiałem zachować powagę.

W końcu dalej jesteśmy na siebie obrażeni. 

Kiedy wyszedł z pomieszczenia, otworzyłem oczy i byłem bardzo zadowolony, że wampir Brett tak bardzo troszczy się o Sezamka. Uśmiechnąłem się niezwykle nieszczęśliwy, po czym otuliłem się szczelnie kołderką, a następnie zasnąłem z poczuciem bezpieczeństwa oraz troski, jaką ofiarowuje mi wampir.

Obudziłem się z samego rana, bo dochodziła już godzina dwunasta. Zaspany przetarłem oczy, po czym wziąłem telefon do ręki i zobaczyłem, że Hayley do mnie dzwoniła razem z Sebastianem, ale ja nie odebrałem, bo byłem zbyt zajęty dobrym spankiem. Stwierdziłem, że wybiorę się dzisiaj do domu, bo możliwe, że przyjaciele dzwonili po mnie, bo przecież Sezamek ma dzisiaj swoje osiemnaste urodziny. Odczytałem również SMS-a od przyjaciela, że mam w tej chwili wracać do domu, bo nie powinienem sam łazić po dworze.

Podekscytowany wybiegłem z łóżka, biorąc szybki, poranno-popołudniowy prysznic na pobudzenie, a następnie zjadłem kopiaste śniadanie, nie mając umiaru w jedzeniu i piciu. Ubrałem się w jakieś fajne rzeczy w nadziei, że jak przekroczę próg swojego ex domu, to będzie na mnie czekać impreza-niespodzianka. Jestem pewny, że dzwonili i pisali do mnie, bo nie mogą się doczekać świętowania moich urodzin. 

Będę udawał, że się zdziwiłem.

Nie chcę dać po sobie poznać, że coś wiem. 

 Wziąłem telefon i zerknąłem do pomieszczenia, w którym znajdował się Bercik. Wampir miał strasznie zasinione oczy i wyglądał na bardzo zmęczonego, o ile to jest w ogóle możliwe. Powinien sobie zrobić jakieś okłady z ogórka na oczy, ale nie będę mu podpowiadał, bo sobie nie zasłużył. Wzruszyłem ramionami i stwierdziłem, że nie będę mu się meldował, bo po pierwsze regeneruje się na kanapie, czy coś, a po drugie, to jestem dalej obrażony. Mam zamiar dzisiaj się wspaniale bawić na imprezie urodzinowej. 

Droga do dawnego domu zajęła mi około godziny, bo podczas spaceru zmęczyłem się z pięć razy i musiałem odpocząć, bo dwie miski płatków śniadaniowych z miodem i owocami, to była zdecydowanie przesada. Powstrzymując odruchy wymiotne, wszedłem przed drzwi do środka, udając, że nic nie wiem o imprezie-niespodziance. 

Rozejrzałem się dookoła i ani śladu ludzi, ani przedmiotów sugerujących, że może się tu odbywać przyjęcie, ale przecież dom jest duży i możliwe, że wszyscy schowali się np. w moim pokoju. Pomyślałem, że przeszukam każde pomieszczenie w domu, a gdy to już uczyniłem, to poczułem się nieziemsko zawiedziony, ponieważ nic takiego nie znalazłem.

Czy to oznacza, że nikt nie chce świętować z Sezamkiem?

Urażony, ale i bardzo przygnębiony skierowałem się z powrotem do salonu. W domu oprócz zapachu spermy Dylana i Thomasa, nie wyczułem nic innego. Nikogo prócz naszej trójki nie było. Poczułem się niezwykle głupio, że wcześniej nie pomyślałem o tym, aby spróbować kogoś wywęszyć, ale byłem zbyt bardzo podekscytowany tym faktem. Szkoda tylko, że na darmo.

Usiadłem na kanapie, obracając w dłoniach szklany sok pomarańczowy, który uprzednio zabrałem z lodówki i poczułem dziwny ścisk w żołądku. Myślę, że to było z nerwów, ponieważ prawie się rozpłakałem na to wszystko. Czując, że zaraz wyleję morze łez, do pomieszczenia wszedł ubrany jedynie w białej majtki Thomas, a właściwie, to chwiejnym krokiem przytoczył się, przytrzymując się każdej ściany dotoczył się ledwo do stojącego obok wejścia do ich sypialni stolika. Przez chwilę myślałem, że on ma na sobie pampersa, ale byłoby to dziwne.

- Liam? A co Ty tu robisz? - spytał się zachrypniętym głosem, jak nie stracił kontakt z rzeczywistością. Spojrzałem na niego i z wrażenia wypierdolił mi się z rąk wcześniej wzięty z kuchni soczek, który nagle rozlał się po podłodze. Chłopak wyglądał co najmniej źle i dziwnie, a ja prawie zwymiotowałem na samą myśl o tym, co oni musieli tam robić, że on jest w takim kurwa stanie!

Mój Boże!!!

Dobrze, że ja nie muszę tego przeżywać.

Thomas miał poczochrane włosy, czerwone policzki oraz spuchnięte usta. Ledwo trzymał się na niego i widziałem, jak zaciska uda. Na jego ciele gdzieniegdzie pojawiły się siniaki, co świadczyło o tym, że chłopcy nie próżnowali. Ponadto jego postura świadczyła sama za siebie o tym, że lepiej nie wyobrażać sobie tego, co oni tam robią. 

- Mieszkam? - odpowiedziałem, bo poczułem się cholernie zbity z tropu. Teoretycznie już tu nie mieszkam, bo przecież wyprowadziłem się do Bercika, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. 

- A, no tak, faktycznie. - powiedział, wręcz co chwilę przerywając swoje słowa pojedynczymi syknięciami. - Ja pierdole, wszystko mnie boli, auć. - dodał, masując się po zasiniaczonym udzie, a moim oczom ukazał się kulejący Dylan, który wyglądał, jak by miał za chwilę umrzeć.

Kurwa mać, co tu się odjebało?

Ten widok mnie przeraża, autentycznie.

Sezamek czuje się jak w jakimś ryjącym mózg filmie. 

- Thomas, wracaj do sypialni, znowu się zaczyna. - powiedział obolałym głosem, prawie płaczliwym. - Penis mi zaraz odpadnie, już mam dość tego ruchania, ale ta zjebana ruja nie chce się kończyć. - dodał zrozpaczony, gładząc blondyna po głowie, aż w końcu mnie zobaczył. Chłopak zmieszał się, widząc moją skonsternowaną minę. - O, hej Liam. Jak się masz? - spytał od niechcenia, próbując wybrnąć z sytuacji. 

- Yyyyy, okej? - odpowiedziałem niepewnie, a on tylko pokazał mi kciuka do góry, po czym zniknął w czeluściach swojego pokoju. Thomas oznajmił, że idzie pomóc swojemu ,,mężowi" w problemie dotykającym alfy, a ja czułem, że zaraz chyba dostanę zawału na to wszystko.

Boże kochany, to jest obrzydliwe!!!

Mam nadzieję, że wampir Brett nie ma takich zajawek na kilkudniowe bzykanie, bo moja dupka może tego nie wytrzymać.

I tak szacun dla Thomasa, że jako tako jeszcze może chodzić, choć też średnio mu to wychodzi, bo się kiwa od lewej do prawej i kuleje. 

,,Przyjaciele" pożegnali się ze mną, po czym wrócili do swojego łóżka, które po tym wszystkim podejrzewam, że będzie ostro rozjebane. Patrzyłem tępo jeszcze chwilę na wejście do ich pomieszczenia i biegiem udałem się do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zakryłem usta dłonią, bo ten widok zmarnowanego Dylana z Thomasem był co najmniej jak z jakiegoś psychicznego, chorego horroru.

Boże, co się w tym domu dzieje?!

Całe szczęście, że Sezamek mieszka teraz u wampira Bretta.

Tam jest chociaż bezpiecznie. 

Zniesmaczony, zaciskając usta w wąską linię, wstałem z kanapy słysząc, że dzikie harce dzieją się za ścianą, z rękoma uniesionymi do góry wyszedłem z salony kierując się do swojego pokoju. Tam jest chociaż bezpiecznie, bo w tym salonie były porozwalane ściany, w sensie, że popękane, które nie mają już chyba nic wspólnego z dźwiękoszczelnością. Zamknął, w sumie, to trzasnąłem drzwiami od swojego azylu, po czym siadłem z naburmuszoną miną na łóżko.

Świetnie.

Wszyscy olali Sezamka.

Po kilkunastu minutach poczułem zapach Sebastiana, który przyszedł z Hayley do domu. Słyszałem, że idą w stronę mojego pokoju. Ucieszyłem się na chwilkę, bo może poszli na szybko po jakiś prezent dla mnie, ale nic bardziej mylnego. 

- Jest nasza zguba. - powiedziała dość zdenerwowanym tonem Hayley. Dziewczyna weszła do środka razem z moim kolega bo tylko tam mogę ich nazwać. Spojrzała się na mnie jak matka, która jest wściekła na swoje dziecko. Poczułem się nieswojo. - Gdzieś Ty się szwendał, co? Kto Ci pozwolił samemu wyjść poza obręb ogrodu?! - zapytała wojowniczo, a ja nie wiedziałem, o co im chodzi. 

- Ja? Nigdzie... - odpowiedziałem, kłamiąc oczywiście, na co dziewczyna prychnęła. Myślę, że chyba mi nie uwierzyli. Nie mam pojęcia, dlaczego osa ugryzła ją w dupę, ale przecież oni nigdy się tak wobec mnie nie zachowywali. Wszyscy zawsze byli dla Sezamka mili, ale odkąd nas porwali i odkąd pojawili się Ci zimnokrwiści, to wszystkim odjebało. 

- Nie kłam. Przecież nie było Cię w domu, więc pytamy się, gdzie się szwendasz?! Nie możesz sam chodzić po mieście, bo coś Ci się stanie. Jeszcze załoga Constantine'a Cię dorwie i dopiero będziesz miał przejebane. - powiedział niesympatycznie Sebastian, a ja tylko prychnąłem, bo przeież on sam gdzieś łazi z tym durnym wampirem Kolem, a Sezamkowi wszystkiego zabraniają. 

Sezamek ma serdecznie tego dość i nie będzie się dawał podporządkowywać!

Sezamek jest wolnym Sezamkiem!

I też ma swojego wampira.

- Przyganiał kocioł garnkowi. - burknąłem, krzyżując ręce na torsie. - Sami sobie łazicie chuj wie gdzie, a biedny Sezamek musi siedzieć sam. Jesteście wstrętnymi hipokrytami i ogólnie to chuj Wam w dupę. Nie będę się słuchał takich debili, jak Wy. - powiedziałem obruszony, czując jak narasta we mnie agresja, bo mam serdecznie dość tego, że kiedyś każdy się mną zajmował, a teraz mają mnie wszyscy w dupie i jedyne, co by ronili, to dawali mi jakieś zjebane zakazy. Oni tylko wybałuszyli oczy ze zdziwienia, po czym otworzyli gęby z doznanego szoku. - Co się tak gapicie? - warknąłem.

- Liam? - spytała zdziwiona dziewczyna. - Od kiedy przeklinasz? I co to w ogóle jest za postawa?! - dodała. - Poza tym, jak śmiesz się do nas tak odzywać?! Jesteśmy starsi i należy nam się szacunek do cholery jasnej. - dodała wkurzona, a ja tylko przedrzeźniałem ją strojąc jakieś durne miny. Sezamek od paru dni staje się odważniejszy. Sezamek w końcu dojrzewa, a gdy dostanie swoją pierwszą gorączkę, zostanie samodzielnym i niezależnym wilkołakiem, który zamieszka z wampirem Brettem.

- Będę robił to, co mi się podoba. - rzekłem, pokazując jej język, a chłopakowi to się nie spodobało. Dostrzegłem, że oboje tylko wymienili porozumiewawcze miny, jak by nie mogli uwierzyć w to, co się tu dzieje. 

- I od kiedy sprzątasz w pokoju, co? - dodał Sebastian, grożąc mi po chwili paluchem. - Jeszcze raz się tak brzydko do nas odezwiesz, to dostaniesz karę, jasne? - dopowiedział, a mnie szlag jasny trafił. 

- Jak wszyscy mają Sezamka gdzieś, to Sezamek musi coś robić. - powiedziałem agresywnie. - Wszyscy chcą tylko karać Sezamka, a Sezamek jest przecież niewinny, kurwa mać! - wrzasnąłem, co spowodowało osłupienie u tej dwójki.

- Nie możemy się cały czas Tobą opiekować, do cholery. - burknął Sebastian.

- Liam, nie możesz od nas wymagać opieki całodobowej. Musisz się w końcu ogarnąć. - dodała, a jej słowa zadziałały na mnie jak czerwona płachta na wkurwionego byka. Nie wiem, po jaką cholerę oni mi prawią morały, bo są nielogiczni w tym, co robią. Najpierw coś wymagają, a potem mają pretensje. Próbują pewnie ukryć fakt, że wszyscy mnie olali.

- Skoro nie mogę wymagać, to się ode mnie odpierdolcie wszyscy raz na zawsze! - wrzasnąłem, rzucając w nich poduszką. - Jesteście wstrętnymi wilkołakami, nienawidzę Was! Kazaliście Sezamkowi się usamodzielnić, a gdy Sezamek to robi, to teraz drzecie mordy, że mi nie wolno tego, tamtego i sramtego! Jesteście chujowi, nie cierpię Was! - dopowiedziałem, biorąc kolejne poduszki oraz figurki stojące nad łóżkiem, który rzucałem w nich, jak opętany.

- Dość tego! - huknął wściekły Sebastian, którego oczy aż zaczęły się mienić różnymi kolorami na znak swojego ogromnego wkurwienia. - Masz szlaban. Od dzisiaj nie będziesz wychodził z pokoju aż do swojej osiemnastki, jasne?! - dopowiedział, a Hayley poparła go. Wkurwiłem się i jedyne, co zrobiłem, to pokazałem im środkowy palce i wystawiłem jęzor.

Co za świnie.

Nienawidzę ich. 

- Od dzisiaj masz zakaz wychodzenia ze swojego pokoju, dlatego też zamkniemy Cię na klucz, abyś nie wywinął żadnego durnego pomysłu. - dopowiedziała Hayley, a ja, nim zdążyłem się obruszyć, oni wyszli z pomieszczenia, przekręcając klucz w zamku od mych drzwi. Zdziwiłem się oraz jednocześnie wkurwiłem, bo oni są chyba nie poważni, jeśli myślą, że zabronią Sezamkowi wychodzenia z domu. Poza tym, bitch please, żeby oni wiedzieli, w jakie kłopoty wpakowałem wampira Bretta, to by chyba dostali zawału. 

Chuj im w dupska.

Sezamek od paru dni mieszka u wampira Bretta.

Mój dom jest u niego, a nie tu, więc nie mogą mi nic zrobić.

Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, ponieważ ten denny szlaban mogą sobie wsadzić gdzieś. Sezamek z dniem dzisiejszym osiągnął osiemnaście lat i nie zamierza tutaj siedzieć ani sekundy dłużej. Zerwałem się z łóżka, a gdy znajomi, bo teraz tylko tak mogę ich określić, najniższą rangą, jaką się da, wyszli z domu, to ja otworzyłem okno i najprościej w świecie spierdoliłem z domu.

Oni naprawdę myśleli, że ja nie wyjdę oknem?

Żałosne.

Jestem zbuntowanym Sezamkiem i jeszcze im pokażę na co mnie stać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro