20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trzy tygodnie zajęło mi podjęcie decyzji. Rozważałem wszystkie opcje. Dużo rozmawiałem z Lily. Chociaż powinienem od razu ograniczyć nasz kontakt. Widziałem, że było jej przykro, że nie odszedłem od swojej dziewczyny od razu. Miałem tylko nadzieję, że zdawała sobie sprawę, że bardzo tego chciałem. Jednak mogłem, mimo że to Lily była dla mnie ważna. Przeanalizowaliśmy wszystkie możliwe rozwiązania. Niestety żadne z nich nie było idealnym wyjściem. Zamierzałem wyjechać na jakiś czas i ukryć się, czekając na oskarżenie. Dopiero później zdecyduję, co dalej. Nie wierzyłem, że uda mi się wyrwać bez żadnych konsekwencji. Harper z pomocą tatusia postara się, żeby zniszczyć mnie nawet na odległość. Bałem się, że wykorzystają do tego Lily. Chciałbym ją jakoś przygotować.

Postanowiłem na dobre odciąć się od Harper. Musiałem. Mimo że nie miałem żadnego planu. Nie byłem pewien, co się stanie, gdy opuszczę nasze mieszkanie. Jednak nie mogłem się cofnąć. Już za późno. Wykorzystałem wszystkie możliwe sposoby, żeby znaleźć coś na Greena i go pogrążyć. Niestety nie udało mi się to. Ryzykowałem coraz bardziej, dlatego nie zamierzałem dłużej odkładać tego, co nieuniknione.

– Odchodzę – powiedziałem spokojnie.

Na początku chciałem wyjść bez słowa pod nieobecność Harper, ale uznałem, że na to nie zasłużyła. Przez pierwsze lata naszego związku naprawdę ją kochałem. Myślałem, że spędzimy razem resztę życia. Naprawdę nie planowałem, że nasz związek się rozpadnie. Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić. Sama doprowadziła do tego, że w końcu ją znienawidziłem. Zachowywała się coraz gorzej. Męczyłem się w jej towarzystwie.

– Nie zrobisz tego.

Była cholernie pewna, że nie odejdę. Myślała, że wystarczająco mnie zastraszyła. Nie przewidziała tylko, że któregoś dnia będę tak zmęczony, że wszystko jedno, co się ze mną stanie. Już nawet nie przejmowałem się, że mogłem stracić wolność. Miałem nadzieję, że Harper jednak mi odpuści. Jeśli chociaż trochę mnie kochała, nie będzie próbowała zniszczyć mi życia.

– Nie boję się, Harper. Odejdę. Spakowałem swoje rzeczy. - Wskazałem na walizkę.

Nie miałem zbyt wiele ubrań, a nic więcej nie chciałem stąd zabrać. Większość rzeczy należała do Harper. To ona w pełni urządziła nasze mieszkanie. Wcześniej mi się to podobało. Jednak z czasem poczułem, że tak naprawdę to nie było moje miejsce. Nie miałem żadnego wkładu w nasze mieszkanie. Może dlatego nie miałem problemu, żeby je opuścić i zostawić dziewczynie.

– Zniszczę cię! – wrzeszczała.

Już pogodziłem się z tym, co zrobi. Od miesięcy mnie na to przygotowywała. Wyjadę na tydzień, a później poczekam cierpliwie na policję i przedstawię im swoją wersję wydarzeń. Będę czekał na cud. Miałem nadzieję, że adwokat, którego znalazła dla mnie Lily, pomoże. Chociaż nie robiłem sobie zbyt wielkim nadziei. I tak byłem skończony. Samo oskarżenie wystarczyło, żeby zrujnować mi życie. Będę miał problem ze znalezieniem dobrej pracy i z przekonaniem do siebie ludzi.

– Możesz robić, co chcesz.

Udawałem obojętnego, chociaż miałem ochotę wykrzyczeć jej wiele okropnych rzeczy. Jednak uznałem, że usłyszała ich wystarczająco dużo podczas trwania naszego związku. Może, gdy Harper zobaczy, że nie przejąłem się jej groźbami, odpuści. Nie zamierzałem pokazać jej, że się bałem. Chciała tego. Wykorzystałaby mój strach. Robiła to wystarczająco długo, ale to naprawdę koniec. Nie zmienię zdania.

– Masz zbyt wiele do stracenia! – krzyczała. – Ta suka nie jest tego warta!

Nie podobało mi się, jak wypowiadała się o Lily. Ona nie była winna naszego rozstania. Rozumiałem, czemu Harper załatwiła mi pracę w firmie ojca. Wydawało jej się, że dzięki temu już zawsze będzie miała nade mną kontrolę i że od niej nie odejdę. Zapewne zaplanowała też w przyszłości szybko wrobić mnie w ślub i dziecko. Niestety nie udało jej się. Może gdyby pomyślała o tym wcześniej, teraz nie miałbym nic do gadania. Chciałbym zapewnić dzieciakowi normalny dom i męczyłbym się z jego matką. Na szczęście ten problem miałem z głowy. Nie skrzywdzę nikogo poza sobą i Harper.

– Jest.

Lily była warta tego, żeby zaryzykować dla niej wszystko. Miałem tylko nadzieję, że moje decyzje nie odbiją się na niej. Wolałem nie myśleć, że zniszczyłem jej życie albo karierę, o której marzyła od zawsze. Możliwe, że byłem naiwny, ale wierzyłem, że dziewczyna przetrwa beze mnie kilka tygodni, a później będziemy mogli być razem, nie przejmując się już Harper ani Greenem.

– Zniszczę was obu.

Harper mogła pogrywać ze mną, ale wierzyłem, że rodzice Lily nie pozwolą zrobić jej krzywdy. Tym bardziej że zależało im na córce. Green nie był nietykalny, a oni mieli sporo znajomości. Zwłaszcza w kręgach prawniczych. Właśnie dlatego liczyłem na pomoc Państwa Carlson. Chociaż wydawało mi się, że zrobią wszystko, żeby ich córka o mnie zapomniała. Wcale by mnie to nie zdziwiło.

– Nie masz takiej władzy – mówiłem spokojnie.

Wiedziałem, że to wkurzy ją bardziej niż, gdybym krzyczał. Harper mogła grozić mnie, ale nikomu więcej. Wydawało jej się, że kasą mogła kupić każdego. Tego nauczył ją tatuś. Niestety nie przewidzieli, że na świecie byli jeszcze ludzie, którzy mieli większe znajomości niż oni, na których pieniądze nie robiły żadnego wrażenia. Byłem zły na siebie, że kiedyś chciałem być taki, jak Green. Imponowało mi jego bogactwo.

– Ciekawe, czy zostanie z gwałcicielem.

Nie wiedziałem. Nawet nie mogłem mieć pewności, że jeszcze kiedykolwiek Lily się do mnie odezwie. Brałem pod uwagę, że ta sprawa przerośnie dziewczynę. Byłem przygotowany na to, że zostanę sam. Jednak moja była już dziewczyna nie musiała sobie zawracać tym głowy. Powinna znaleźć sobie jakieś inne zajęcie albo faceta, któremu będzie zatruwać życie.

– To już nie twój problem.

– Jesteś idiotą! – wrzeszczała.

Poważnie? I to dlatego chciała ze mną zostać? Przecież już dawno mogła mnie zostawić. Przez ostatnie miesiące byłem okropnym facetem. Czasami sam siebie nie poznawałem, a mimo to chciała zatrzymać mnie przy sobie. Po co? Harper od dawna wiedziała, że jej nie kochałem. Chyba nie myślała, że moje uczucia jeszcze się zmienią. Każdego dnia oddalałem się od niej coraz bardziej. Wolałem być wszędzie tylko nie w domu z nią.

– W końcu zaczęło ci to przeszkadzać. - Prawie się zaśmiałem.

Zastanawiałem się, czemu Harper chciała ze mną być. Nie pochodziłem z bogatej rodziny i nie miałem jej nic do zaoferowania. Wykorzystałem ją. Przecież zdawała sobie sprawę, że praca w firmie jej ojca była dla mnie ważna. Do takiego stopnia, że byłem w stanie poderwać jego córkę. Gdyby nie związek z Harper nigdy nie miałbym szansy, żeby się tam dostać. Skończyłem tylko szkołę średnią, a studia rozpocząłem dopiero po tym, jak dostałem się do firmy. Inaczej nigdy nie byłoby mnie na nie stać.

– Zastanów się jeszcze, gdy stąd wyjdziesz, nie będzie odwrotu. - Skrzyżowała ręce na piersiach.

Nie zamierzałem. Spędziłem zbyt dużo czasu z Harper, bojąc się jej groźby. Wystarczająco dużo, żeby podjąć decyzję o odejściu. Miałem też trochę czasu, żeby dowiedzieć się, co naprawdę mi groziło. Zaplanowałem również swój wyjazd z miasta. Nie na długo. Musiałem sprawdzić, czy dziewczyna rzeczywiście mnie oskarży. Mogło się okazać, że nie spełni swojej groźby. Chciała mnie tylko zastraszyć, chociaż nie miałem co do tego pewności.

– Nie żałuję tego, co zrobię.

– Pożałujesz, gdy przyjedzie po ciebie policja.

Może, ale na to przyjdzie czas później. Jednak już nic nie sprawi, że zostanę z Harper. I doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie zatrzyma mnie. Zabrakło jej argumentów. Czas pogodzić się ze stratą. Będzie zmuszona poradzić sobie beze mnie. Chociaż to nie powinno być trudne. Liczyłem na to, że szybko o nas zapomni i ułoży sobie życie z kimś innym. Zasłużyła na szczęście. Mimo tego, że ostatnie miesiące naszego związku były okropne nie życzyłem Harper źle.

– Mam nadzieję, że zanim po nich zadzwonisz, pomyślisz o tych latach, kiedy jeszcze cię kochałem. - Patrzyłem na nią. – I o tym, że byłem z tobą szczery, gdy chciałem odejść, o moich prośbach, żebyś zwróciła mi wolność.

Miałem nadzieję, że ją to trochę ruszy. Naiwnie wierzyłem, że miała jakieś uczucia, które sprawią, że mi odpuści. Przecież lata temu zakochała się w biednym dzieciaku. Pomogła mi, chociaż wcale nie musiała. Mogła wyzywać mnie jak inni. Może właśnie dlatego uważała, że zostanę z nią na zawsze, że byłem jej coś winny.

– Pierdol się! - Rzuciła w moją stronę wazonem, który w szale chwyciła ze stolika.

Nie zostałem dłużej. Wolałem nie oberwać. Od jakiegoś czasu oboje bywaliśmy agresywni w stosunku do siebie. Obawiałem się, że kiedyś podniosę na Harper rękę. Teraz obstawiałem, że prędzej sam bym stał się ofiarą przemocy domowej. Któreś z nas nie wyszłoby cało z tego związku. To kolejny powód, żeby odejść.

Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Miałem plan, ale zwlekałem. Popełniłem ogromny błąd, że pojechałem do Lily. Nie powinno mnie tutaj być. Jednak nie mogłem wyjechać, nie żegnając się z nią. Musiałem się z nią zobaczyć. Nie wiedziałem, kiedy ponownie się spotkamy. Będę za nią tęsknił. Poza tym nie miałem pewności, że dziewczyna na mnie poczeka.

– To naprawdę koniec? - Miała łzy w oczach.

Jeśli chodziło o Harper – tak, a jeśli o nas to liczyłem, że za jakiś czas będziemy mogli być razem. Chciałem tego. Jednak najpierw musiałem poradzić sobie ze swoimi problemami. Nie mogłem zrzucić nic na Lily. Gdy znowu się spotkamy, będzie wiedziała, na czym stoi i sama zadecyduje, czy ze mną zostanie. Do niczego nie zamierzałem jej zmuszać. Pod moją nieobecność będzie mogła sobie wszystko przemyśleć.

– Mam nadzieję. - Chwyciłem jej twarz w dłonie i próbowałem się uśmiechnąć. Chciałem ją pocieszyć. – Lily, niedługo znowu się zobaczymy.

Potrzebowałem tygodnia i rozmowy z prawnikiem. Zamierzałem się bronić. Nie wezmę na siebie żadnej winny. Poza tym musiałem poczekać na reakcję Harper. Dopiero wtedy wykorzystam wszystkie możliwe sposoby, żeby odeprzeć jej atak. Nie byłem naiwny, ale mogło okazać się, że dziewczyna nie wniesie żadnego oskarżenia. Przecież nie dotykałem jej tygodniami. Badania wystarczą, żeby to udowodnić. Chyba że Green odpowiednio postara się, żeby ktoś poświadczył nieprawdę.

– Nie zostawiaj mnie. - Lily spojrzała na mnie. – Porozmawiam z rodzicami. Mają znajomych. Coś wymyślimy.

Nie chciałem mieszać w to Carlsonów. Poza tym wątpiłem, że będą chcieli mi pomóc. Ich córka nie zasługiwała na takiego faceta. Lepiej, żeby mnie nie poznali. Wystarczyło, że Lily zapytała o adwokata dla mnie. Na pewno wzbudziła tym sporą ciekawość rodziców. Będę miał przerąbane, gdy kiedyś zechce mnie im przedstawić. Nie wiedziałem, czy uda mi się na nich zrobić dobre wrażenie, ale tym pomartwię się później.

– Lily, rozmawialiśmy o tym.

Wiele dni spędziliśmy na szukanie idealnego rozwiązania, chociaż żadne takie nie był. W każdym z nich ktoś musiał cierpieć. Chyba sprawiedliwie, że padło na mnie. Nie chciałem zniszczyć Harper. Zbyt wiele jej zawdzięczałem i dawne uczucie do niej nie pozwalało mi jej zranić, mimo że ona nie będzie miała żadnych skrupułów, żeby zniszczyć mnie. Lily nie zasłużyła, żeby oberwać za moje błędy. Wystarczyło, że była zamieszana w cały ten bałagan.

– Wtedy nie myślałam, że będzie tak trudno.

Rozumiałem ją. Nie wyobrażałem sobie, że spędzę samotne dnie na zastanawianiu się, jak sobie radziła i co robiła. Nie wiedziałem, czy zniosę myśl, że beze mnie wcale nie było jej źle. Jednak jeśli chcieliśmy być razem, musieliśmy to zrobić po mojemu. Wierzyłem, że się do siebie zbliżymy. Jeśli poradzimy sobie z tym problemem to z innymi też damy sobie radę.

– Kocham cię. - Pocałowałem ją. – Cokolwiek się stanie, nie zostawiam cię z własnego wyboru. Nie zrobiłbym tego. Jednak chcę, żebyś zadbała o siebie, a gdy znowu się spotkamy... - Pokręciłem głową. Zapomniałem, żeby nic jej nie obiecywać. Tylko wszystko pogorszę. – Po prostu musisz poradzić sobie beze mnie. Dasz radę. Wierzę w ciebie. - Uśmiechnąłem się lekko.

– Nie znikniesz na zawsze? - Patrzyła na mnie przerażona.

Miałem nadzieję, że nie. Przecież nie zaplanowałem swojej ucieczki. Po prostu musiałem zrobić coś, żeby się bronić, a na to potrzebowałem czasu. Poza tym nie wiedziałem jeszcze, jak poradzę sobie z wściekłością Greena, gdy dowie się jutro, że nie poinformowałem go o odejściu w pracy. Zapewne sam zechce mnie znaleźć. Wtedy Harper rozpocznie swoją walkę. Nie będzie mnie kryła przed ojcem i wcale tego nie oczekiwałem.

– Wrócę, gdy tylko będzie bezpiecznie. - Przytuliłem ją.

– Powinnam wyjechać z tobą.

Nie mogłem jej o to prosić. Chociaż bardzo chciałem mieć ją przy sobie. Tyle że wtedy nie potrzebowałbym wrócić. Nic mnie tutaj nie trzymało. Nie wspomniałem o tym Lily. Nie mogłem wywierać na niej żadnej presji. Doskonale wiedziałem, że chciała zostać. Nie powinna zmienić planów dla mnie. Być może straci szansę na pracę w firmie Greena. Harper jej nie odpuści. Przecież podejrzewała nas o romans. Jej chora zazdrość sprawi, że zniszczy karierę niewinnej dziewczynie i nic nie będę mógł zrobić. Czy Lily zdawała sobie z tego sprawę?

– Nie podejmuj tej decyzji teraz. - Patrzyłem jej w oczy. – Musisz być silna. Dla nas.

Gdyby nie ona, poddałbym się. Nie odważyłbym się odejść od Harper. Bałem się, że pozwoliłbym, żeby zaplanowała nasz ślub i wrobiła mnie w dziecko. Zastanawiałem się, ile lat w takim związku wytrwałbym, zanim popełniłbym samobójstwo. Zrobiłbym to, jeśli nie potrafiłbym po prostu odejść.

– Kocham cię, Linc. - Pocałowała mnie.

Było o wiele trudniej, niż myślałem. Miałem tutaj przyjść, pożegnać się i wyjść. Proste. Jednak nie byłem w stanie odepchnąć id siebie Lily i udawać obojętnego. Ułatwiłbym jej w ten sposób życie. Miałem wrażenie, że zachowywałem się samolubnie. Chciałem, żeby mnie kochała. Podobała mi się myśl, że na mnie zaczeka, ale nie mówiłem nic na ten temat.

– Wiem. - Uśmiechnąłem się.

Gdy wyszedłem od Lily, długo nie mogłem zdecydować, co ze sobą zrobić. Byłem w rozsypce, a przecież miałem gotowy plan od kilku dni. Od razu powinienem wsiąść w autobus i wyjechać. Inaczej za kilka godzin policja znajdzie mnie, gdziekolwiek będę. Musiałem na spokojnie skontaktować się z adwokatem i wszystko ustalić, wspomnieć o groźbach Harper. Miałem kilka dowodów na swoją niewinność, ale podejrzewałem, że to za mało, gdy do walki wkroczy Green. Nawet nie wiedziałem, w jaki sposób powinienem się bronić, żeby nikt nie wykorzystał tego przeciwko mnie. Zabawne, że mogłem skończyć w więzieniu przez to, że kiedyś byłem zakochany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro