37.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harper doprowadzała mnie do szału każdego dnia. Nasze kłótnie chyba słyszała już cała kamienica, chociaż wolałbym, żeby nikt nie był tego świadkiem. Dziewczyna obróci to przeciwko mnie, gdy tylko coś nie spodoba jej się w moim zachowaniu. Starałem się wychodzić, gdy wydawało mi się, że traciłem nad sobą panowanie. Działo się to coraz częściej. Raz uderzyłem pięścią w ścianę, wyobrażając sobie, że to była moja dziewczyna. Wcale mi nie ulżyło. Przeraziło mnie to. Nie chciałem jej uderzyć. Czułem się okropnie z tą myślą. Jednak szybko o tym zapomniałem, gdy Harper przez kolejne dnie mnie prowokowała. Nie byłem w stanie jej ignorować. Szczególnie gdy wyzywała mnie od beznadziejnego faceta, który ucieka od seksu z nią, bo i tak by jej nie zadowolił. To było nic w porównaniu, z tym że cały czas wmawiała mi zdrady i wypominała mój związek z Lily, obwiniając ją o wszystko. Nie mogłem tego znieść.

– Zamknij się! – wrzeszczałem.

Harper znowu się o coś mnie czepiała. Nie wiedziałem już o co. Dzisiaj miałem dość. Na co dzień starałem się ją ignorować. Jednak dziś nie byłem w stanie wytrzymać jej gadania. Chodziłem rozdrażniony prawie każdego dnia, co przekładało się na moją pracę i kontakt z innymi ludźmi. Przez wiele lat starałem się udowodnić wszystkim, że warto było ze mną rozmawiać, a moja dziewczyna mi to niszczyła. Nie wychodziliśmy nigdzie od dawna. Chociaż na to akurat nie narzekałem. Nie chciałem pokazywać się z nią na mieście. Przynajmniej nie musiałem widywać się z przyjaciółkami Harper, bo to jedyne osoby, z którymi się spotykała, a nie lubiłem słuchać ich paplaniny. Nie mieliśmy żadnych wspólnych znajomych. Głównie dlatego, że nie miałem kumpli.

– Spotykasz się z kimś!

Znowu wmawiała mi zdradę. Czekałem, kiedy oskarży mnie o romans z sekretarką swojego ojca. Przecież rozmawiałem z nią w pracy wiele razy, a według mojej dziewczyny to niewybaczalne. Już nawet nie wspominała o Lily. Chyba ostatnim razem uznała, że przegięła. Wymyśliła sobie, że wdałem się w romans z kimś innym. Nie wiedziałem z kim, skoro spędzałem czas tylko w pracy i domu. Wcześniej nie komentowałem jej insynuacji. Wybuchałem śmiechem. Niestety dzisiaj miałem gorszy dzień i lepiej byłoby, gdyby dziewczyna przestała do mnie gadać.

– Wole pierdolić inne Panienki niż ciebie!

Seks z Harper nie sprawiał mi żadnej przyjemności. Chociaż zdarzał się bardzo rzadko. Dwa może trzy razy, od kiedy do niej wróciłem. Zaspokajałem tylko swoje potrzeby, nie myśląc o niej. Traktowałem ją jak dziwkę. Długo mi na to pozwalała. Robiła wszystko, żeby wrobić mnie w dzieciaka. Nieskutecznie. Zaczynałem podejrzewać, że byłem bezpłodny, co akurat w tej sytuacji by mnie bardzo ucieszyło. Zaoszczędziłbym na prezerwatywach. Nie zamierzałem pozwolić, żeby dziewczyna osiągnęła swój cel. Nie będę ojcem.

– Poważnie, Linc? - Stanęła przede mną. – Aż taki żałosny się stałeś?

Skoro byłem żałosny to, czemu się ze mną związała? Pokazywała, że była zakompleksiona i że to ona była żałosna. Skoro jej ze mną źle niech odejdzie. Droga wolna. Nie zatrzymam jej. Ulżyłoby mi. Podejrzewałem, że właśnie dlatego dziewczyna nie chciała dać mi spokoju. Wolała się nade mną pastwić. Karała mnie za to, że ją zdradziłem i chciałem ułożyć sobie życie z inną dziewczyną. Mogła zrobić to samo. Próbowałem wytłumaczyć jej to wiele razy. Przynajmniej oboje bylibyśmy w końcu szczęśliwi. Chyba nie wymagałem wiele. Widocznie dla Harper to było niewyobrażalne.

– Odwal się. - Odsunąłem ją od siebie.

Chciałem, żeby znalazła się ode mnie z daleka. Dla własnego dobra. Przestawałem nad sobą panować. Z nas dwojga to ona była bardziej żałosna. Próbowała zatrzymać przy sobie faceta, który jej nie kochał. Traktowałem ją okropnie, a ona się do mnie przymilała. Co, do kurwy, było z nią nie tak? Mogła mieć wszystko. Dlaczego uwzięła się akurat na mnie? Nic nie znaczyłem. Żerowałem na rodzinie Harper. Utrzymywali mnie.

– Nie jesteś w stanie zaspokoić mnie, a wydaje ci się, że inne laski są zadowolone? - Nadal stała przede mną tyle, że tym razem uśmiechała się zadowolona z siebie.

– Zamknij się – warknąłem.

– Jesteś pojebany. - Kręciła głową.

A ona była idealna. Piękna i cudowna Harper Green, która powinna być dla mnie spełnieniem marzeń. Za taką uważała się od dawna. Powinienem dziękować z to, że pragnęła mnie w swoim życiu. Rozpieszczona gówniara, której wydawało się, że mogła mieć wszystko na skinienie palcem. To wina Greena. Wpajał córce tę myśl od lat. Miała być taka jak on. Potrzebował godnego następcy. Miałem wrażenie, że dziewczyna powoli stawała się gorsza od ojca. Przestałem dostrzegać w niej dobro. Nic dla mnie nie znaczyła. Nienawidziłem Harper.

– Pierdolona suka z ciebie!

– Byłeś zwykłym śmieciem. Zlitowałam się nad tobą. Skończyłbyś jak matka. Ćpunka, alkoholiczka i kurwa. Myślałeś, że nie wiem? - Patrzyła na mnie. – Nie odetniesz się od tych ludzi.

Nie słyszałem jej dalszych słów. Wpadłem w szał. Moja cierpliwość się skończyła. W moment znalazłem się przy dziewczynie i uderzyłem ją pięścią w twarz. Miałem ochotę zrobić to kolejny raz. Jednak pisnęła, odskakując do tyłu, co wytrąciło mnie z równowagi. Patrzyłem na Harper przerażony. Nie spodziewałem się tego. Nigdy nie podejrzewałem, że będę zdolny ją uderzyć. Chociaż od niedawna się tego obawiałem coraz bardziej. Do tej pory starałem się wychodzić, gdy wydawało mi się, że przestawałem nad sobą panować. Czemu tym razem mi się to nie udało? Stałem się człowiekiem, którego nienawidziłem. Sięgnąłem dna. Ten dzień był dla mnie upadkiem. Musiałem uciec.

– Ty chuju! – wrzeszczała. – Pożałujesz tego!

Była czerwona na twarzy i dostrzegłem w jej oczach łzy. Na pewno czuła ból. Nie potrafiła w takiej sytuacji udawać silnej, chociaż widziałem, że próbowała. Nie wzbudziło to we mnie współczucia, a powinno. Skrzywdziłem ją. Jednak nie zamierzałem przepraszać. Doigrała się. Każdego dnia mnie prowokowała. Nie byłem dłużej znieść jej gadania. Chyba oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że któreś z nas w końcu nie wytrzyma. Oczywiście padło na mnie. Sięgnąłem dna. Właśnie tego się obawiałem. Stałem się człowiekiem, którym nigdy nie chciałem być. Wyszedłem z domu. Musiałem znaleźć się z dala od Harper. Czas najwyższy zakończyć ten związek. Nie mogłem dopuścić, żeby dzisiejsza sytuacja się kiedyś powtórzyła. Nic nie miałem już do stracenia.

Przerażało mnie, że ani trochę nie żałowałem tego, co zrobiłem. Przecież potrafiłem współczuć innym. Kiedy stałem się takim nieczułym chujem? Od dawna miałem ochotę uderzyć Harper. Jednak wyobrażałem sobie, że wtedy mi ulży. Niestety. Nawet nie umiałem wytłumaczyć swojego zachowania. Nie wierzyłem, że tym razem się nie powstrzymałem. Czułem się beznadziejnie. Stałem się najgorszą wersją siebie. Powinienem trzymać się z dala od Harper. Skończę przez nią w więzieniu albo psychiatryku. W najlepszym wypadku zapiję się na śmierć. Miałem nadzieję, że stanie się to szybciej niż w przypadku mojej matki. Nie chciałem być taki jak ona.

Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Błąkałem się po mieście, próbując uspokoić nerwy. Miałem ochotę się upić. Może po drodze uderzy we mnie samochód. Zakończy moje beznadziejne życie. Nikt by za mną nie tęsknił. Zapewne wielu ludziom by ulżyło, że zniknąłem z ich życia na zawsze. Nie wrócę do Harper. Bałem się, co jeszcze mogło się między nami wydarzyć. Jeśli byłem w stanie uderzyć ją raz, zrobię to kolejny. Zapewne dziewczyna zadzwoniła już do ojca na mnie naskarżyć. Nie pozwoli mi o tym zapomnieć. Powinienem zniknąć. Tym razem nie uniknę kary. Green mi nie odpuści. Skończę w więzieniu. Alkohol. Potrzebowałem alkoholu. W dużej ilości.

Do mieszkania wróciłem dopiero następnego wieczora. Wcześniej nie mogłem. Potrzebowałem zebrać myśli. Bałem się, że znowu straciłbym nad sobą panowanie. Nie odezwałem się do Harper słowem. Ona do mnie też nie. Powiedzieliśmy sobie wcześniej wystarczająco dużo. Więcej słów nie potrzebowaliśmy. Żadne przeprosiny nie zmienią naszej sytuacji. Poza tym uderzyłem ją. Tego nie da się zapomnieć. Nie powinienem spodziewać się, że po czymś takim dziewczyna jeszcze się do mnie odezwie. I dobrze. Oby w końcu do niej dotarło, że nasz związek nie miał już sensu i dała mi spokój. Chociaż podejrzewałem, że zrobi wszystko, żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć mi życie. Jeśli nie będziemy razem Harper albo Green zadbają, żebym skończył w więzieniu. Pozbędą się mnie jak wielu ludzi ze swojego otoczenia.

Zastanawiałem się, czy pojechać do firmy. Nie widziałem już tam dla siebie miejsca. Wolałbym się nie pojawiać w pracy przez jakiś czas. Musiałem iść do biura inaczej byłoby to podejrzane. Jednak nie chciałem spotkać się z Greenem. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy. Gdy dowie się, że uderzyłem jego córkę, zrobi aferę. Będę skończony. Wolałbym, żeby nikt w pracy się o tym nie dowiedział, że stosowałem przemoc, bo tak właśnie przedstawi to moja dziewczyna. Harper będzie zgrywała męczennicę. Całą winę zgoni na mnie. Kolejny raz miała mnie w garści. Chociaż tym razem liczyłem, że uda mi się od niej uwolnić.

Próbowałem sobie przypomnieć słowa Harper z wczoraj. Co mnie tak wkurzyło? Wiele razu się kłóciliśmy. Rzucała oskarżenia o zdradzie i to mnie nie ruszyło. Tym razem powiedziała prawdę. Tylko skąd dowiedziała się o mojej matce? Unikałem poznania swojej rodziny z Greenami. Nie chciałem, żeby mieli cokolwiek z nimi wspólnego. Chroniłem siebie. Harper wiedziała tylko tyle, że moja matka miała problemy. Nic więcej jej nie powiedziałem, a ona nie wnikała. Nikt nie wiedział o mojej dysfunkcyjnej rodzinie. Tak mi się przynajmniej wydawało. Wychodziło na to, że dziewczynie jakoś udało się dowiedzieć, czemu nie chciałem mieć nic wspólnego ze swoimi rodzicami. Wcale tego nie ukrywałem. Wstydziłem się ich. Zniszczyli mi życie. Nic tym ludziom nie byłem winien.

Zamknąłem się w swoim gabinecie, unikając ludzi. Potrzebowałem spokoju. Tylko tutaj mogłem go mieć. Przynajmniej przez jakiś czas. Nie potrzebowałem współpracować z innymi w firmie, a ze stażystami nie chciałem mieć nic wspólnego. Wolałem być z dala od Lily, ale to akurat Green pewnie wiedział, bo Harper by oszalała. Oby nikt nie chciał ode mnie dziś nic. Nie miałem ochoty na rozmowy. Zamierzałem spędzić cały dzień, zajmując się swoimi obowiązkami.

Pod koniec dnia sekretarka Greena uprzedziła mnie o jutrzejszym spotkaniu. Czemu nie powiedziała nic wcześniej? Przecież mogłem mieć już inne plany. Poza tym chciałbym się przygotować. To chyba nie był pomysł Greena. Chociaż mogłem się spodziewać, że zacznie mi utrudniać życie. Córeczka pewnie się poskarżyła. Powinienem się spodziewać, że czekała mnie niemiła rozmowa z Greenem na temat tego, jak traktowałem Harper.

– I mówisz mi to dopiero teraz? – spytałem wkurzony.

– Ciesz się, że w ogóle ci powiedziałam – burknęła.

To należało do jej obowiązków. Chyba o tym zapominała. Kobieta nienawidziła mnie od samego początku. Nawet nie ukrywała swojej niechęci. Jednak nie mogła nic poradzić na to, że Green zdecydował się mnie zatrudnić. Jednak wcześniej nie utrudniała mi pracy. Zapewne kobieta uznała, że dobrze będzie się mnie stąd pozbyć. Ciekawe czy szef wiedział o planie swojej sekretarki. Chyba zapominała, że nadal spotykałem się z Harper i przez to musiała mnie tolerować. Green spełni każdą zachciankę swojej rozpieszczonej córeczki. Właśnie dlatego pozwolił mi tutaj wrócić, mimo że tego nie chciałem.

– Porozmawiam na ten temat z Greenem.

Oczywiście nie spodziewałem się, że przestraszy się szefa. Miała z nim dobry kontakt. Bez niego by sobie nie poradziła. Ciężko było o zaufanie w takim miejscu. Zapewne mieli swoje układy. Kiedyś oskarżyłbym ich o romans, ale nie zachowywali się niestosownie i żadne z nich nie dało się przyłapać. Jeśli coś ich łączyło, nie miałem na to ani jednego dowodu. Gdyby tak było, już dawno uwolniłbym się od popieprzonej Harper. Szukałem wszystkiego, co by mi w tym pomogło. Niestety nic nie znalazłem, bo nie wierzyłem, że Green był czysty. Musiał mieć coś za uszami. Nie był nietykalny.

– Nie boję się. - Patrzyła na mnie, pewna siebie.

– Jasne, że nie.

Nie miałem zamiaru rozmawiać z szefem, ale sekretarka wcale nie musiała o tym wiedzieć. Nie zwierzałem jej się z niczego. Greena najchętniej też bym unikał. Nie mieliśmy już o czym rozmawiać. Żałowałem, że zgodziłem się na powrót do firmy. Chociaż niewiele miałem do powiedzenia. Przecież miałem dobrą pracę w wydawnictwie. Mogłem tam zostać. Przynajmniej Harper by mnie nie kontrolowała. Tutaj czułem się śledzony. Czasami miałem wrażenie, że ktoś obserwował każdy mój krok. Jeszcze trochę a zwariuję. Popadnę w jakąś paranoję, co zapewni dziewczynie nade mną władzę. Nie powinienem do tego dopuścić. Jednak z moich planów zazwyczaj nic nie wychodziło.

Nie wróciłem po pracy do domu. To nie było moje miejsce. Czułem się tam jak w więzieniu. Żałowałem, że pozbyłem się swojego mieszkania. Mógłbym się tam skryć. Zamierzałem szlajać się po mieście do wieczora. To lepsze niż patrzenie na Harper, która przypominała mi o chwili słabości. Odwiedzę jakiś bar i się upiję. Od kilku dni zaprzyjaźniłem się z alkoholem. Stoczę się. Uciszałem w ten sposób swoje wyrzuty sumienia, ale też odpychałem w ten sposób od siebie córkę Greena. Nie miała ochoty na rozmowy ze mną po pijanemu.

Upiłem się. Nawet nie byłem w stanie policzyć, ile trunków wypiłem. Zabawne, że nagle nie przeszkadzał mi smak alkoholu ani stan, do jakiego się doprowadzałem. Przestało mieć to dla mnie znaczenie. Wystarczyło, że czułem się odrętwiały i o niczym nie musiałem myśleć. Nie pamiętałem drogi do domu. Miałem wrażenie, że potknąłem się na ulicy. Upadłem. Na pewno. Myślałem o tym, że zginę. Liczyłem na to. Niestety ktoś pomógł mi wstać. Wydawało mu się, że wyświadczył mi przysługę. Pieprzony dureń!

– Czemu? Przecież leżałem... Odpoczywałem. Miałeś. Idź. Dojdę tam – bełkotałem. Nie byłem w stanie złożyć sensownego zdania. – Gdzieś. Może.

Byłem pijany. Nie pamiętałem, żebym kiedykolwiek doprowadził się do takiego stanu. Nienawidziłem widzieć matki pijanej. Brzydziłem się jej. Nie chciałem stać się taki jak ona. Właśnie dlatego unikałem alkoholu. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jednak wcale się tym nie przejmowałem. Może nie miałem wpływu na to, kim się stanę. Może to prawda, że złe cechy dziedziczyliśmy w genach. Udawaliśmy, że mogliśmy być lepsi niż nasi rodzice, chociaż to nieprawda. Od początku byłem spisany na straty. Miałem dość życia.

– Człowieku, ogarnij się! – wrzeszczał, myśląc, że coś do mnie dotrze.

Ten ktoś nawet mnie nie znał. Nie wiedział, z jakim gównem mierzyłem się na co dzień. Może gdyby tak było, zostawiłby mnie tu, żebym zdechł. Czemu było mu mnie żal? Przecież inni nie przejmowali się obcymi ludźmi. Woleli odwrócić wzrok niż pomóc. Chciałem umrzeć. Teraz. Ostatnio miałem wrażenie, że to jedyny sposób, żeby uwolnić się od Harper i jej ojca. Zapewne byliby zadowoleni, gdyby dowiedzieli się, do jakiego stanu mnie doprowadzili. Lubili niszczyć ludzi. Sprawiało im to przyjemność. Było mi wstyd, że kiedyś chciałem być taki jak Green. Imponował mi.

– Zostaw. - Chwiejnym krokiem ruszyłem do przodu.

Szedłem przed siebie bez celu. Nawet nie wiedziałem, gdzie byłem, ale to bezznaczenia. Chwiałem się, co zaczynało mnie bawić. Zapewne wyglądałem jak wariat. Musiałem się zatrzymać na chwilę. Traciłem równowagę. Na pewno nie wrócę do domu. Tam była Harper. Nie chciałem jej znać. Zrujnowała mi życie. Zniszczyła mnie. Zrobiła coś o wiele gorszego niż moi beznadziejni rodzice. Wyprowadzę się, jeżeli uda mi się przetrwać noc. Lepiej byłoby skończyć w więzieniu niż zwariować u boku córki Greena.

Rano obudziłem się z okropnym bólem głowy w pomieszczeniu, którego nie znałem. Powinienem być przerażony. Jednak uspokoiłem się, gdy upewniłem się, że w pobliżu nie było Harper. Próbowałem przypomnieć sobie cokolwiek, ale odpuściłem. Skupie się powodowało jeszcze większy ból. Przesadziłem wczoraj z alkoholem. O ile pijący czułem się świetnie, o tyle teraz żałowałem. Chociaż na pewno byłoby lepiej, gdybym sięgnął teraz po piwo. Prawdziwy alkoholik od razu by o tym pomyślał, zamiast męczyć się z kacem i bólem głowy.

– Nie wystarczy ci problemów? - Próbowałem rozpoznać ten głos.

– Louis? - Spojrzałem na niego zaskoczony.

Czemu tutaj był? Czy to jego mieszkanie? Jak mnie znalazł? I dlaczego akurat on? Miałem mnóstwo pytań. Oby wyjaśnił mi, w jaki sposób się spotkaliśmy, bo sam sobie tego nie przypomnę.

– Nic nie pamiętasz?

Absolutnie. Piłem. Miałem słabą głową. Zapewne nawet nie potrzebowałem dużo trunków. Zastanawiałem się, czy sam tutaj doszedłem, że prawnik zgarnął mnie z jakiegoś obskurnego miejsca. Pewnie do niego dzwoniłem.

– Nic.

– Może to i lepiej.

Racja. Nagle przyszło mi do głowy, że mogłem zadzwonić do jeszcze jednej osoby. Nie chciałem się z nią widzieć, a już na pewno nie chciałem, żeby widziała mnie pijanego. Oby jej tutaj nie było.

– Jest tu Lily? - Rozejrzałem się po pomieszczeniu.

Czułem się dziwnie. Nie powinno mnie tutaj być. Jeśli Louis mnie znalazł to, dlaczego nie pomyślał, żeby zawieźć mnie do domu. Może wspomniałem mu o tym, że nie chciałem wracać do swojej dziewczyny. Ale mógł mnie zostawić w hotelu. Wcale nie musiałem przyjeżdżać z nim tutaj.

– Czemu uważasz, że powinna tu być? - Patrzył na mnie, marszcząc brwi. – Chyba do niej nie zadzwoniłeś?

Miałem nadzieję, że nie. Zaskoczyło mnie jego zachowanie. Myślałem, że spotykał się z Lily. Był dla niej dobrym kandydatem. I podobał się Carlsonom. Potrafił zadbać o ich córkę. Dzięki niemu dziewczyna zapomniała o mnie.

– Spotykacie się.

– Nie, do cholery!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro