55. - ostatni.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

5 LAT PÓŹNIEJ







Pięć lat temu wyjechaliśmy do Kanady. Zostawiliśmy wszystko za sobą. Z czego byłem zadowolony. Mogłem ułożyć sobie z Lily i obserwować, jaka była szczęśliwa. Miałem nadzieję, że dużo w tym mojej zasługi. Chciałem wynagrodzić jej wszystko złe, co ją spotkało. W końcu mogliśmy zaznać spokoju. To tutaj dowiedzieliśmy się o ciąży. Byłem przestraszony. Nie wiedziałem, jak zareagować. Przygotowywałem się na to, ale myślałem, że zareaguję inaczej. Raczej spodziewałem się radości i łez szczęścia. Strach zniknął, dopiero gdy Eden przyszła na świat. Jej pojawienie zmieniło wiele rzeczy w naszym życiu. Na dobre. Poza tym musieliśmy kupić większe mieszkanie, żeby mieć miejsce dla dziecka. Miesiące oczekiwania na córkę były szalone, ale zleciały dość szybko. Chociaż ostatnie dwa nie należały do najlepszych.

Wróciliśmy do swoich prawdziwych imion, gdy rodzice Lily przyjechali i przekazali nam informację o śmierci Greena. Było to kilka miesięcy po naszym zaaklimatyzowaniu się w Vancouver. Nie sądziłem, że wszystko potoczy się tak szybko, ale Carlsonowie znaleźli wiele więcej dowodów na winę ojca Harper. Z tego nikt nie był w stanie go wybronić. Poza tym zeznania żony go pogrążyły. Chyba nie myślał, że zostanie bezkarny do końca życia. Gdyby nie śmierć jego córki i gdybym mógł uwolnić się od jego rodziny, nawet nie dążyłbym do zniszczenia go. Odszedłbym, nie przejmując się jego przekrętami. Jednak musiałem się bronić. Przez to naraziłem na bezpieczeństwo siebie i Lily. Już nie był w stanie nas skrzywdzić w żaden sposób. Wtedy mi ulżyło. Wcześniej cały czas miałem z tyłu głowy, że mężczyzna, kiedyś mnie znajdzie. Jednak ostatnie lata swojego życia spędzi w więzieniu. Na pewno odnajdzie się w nowej rzeczywistości. Tak miało być. Jednak nie wytrzymał presji. Był słaby jak jego córka.

Pierwsza córka urodziła nam się po tym, jak kupiliśmy mieszkanie i zamieszkaliśmy w Vancouver na dobre. Czyli cztery lata temu. Byłem przerażony, bo niewiele wtedy mieliśmy. Nie wiedziałem, czy starczy nam pieniędzy na wychowanie dziecka, ale to dało mi motywację w walce o awans. Oczywiście nasiliły się wszystkie nasze obawy. Strach powrócił ze zdwojoną siłą. Ostatnie miesiące ciąży były koszmarne, a ja wykrzyczałem Lily, że więcej tego nie chcę. Mieliśmy zostać rodzicami jednego dziecka, ale nasze plany trafiał szlag prawie za każdym razem. I dobrze. Niczego nie żałowałem. Cieszyłem się, że przetrwaliśmy czas oczekiwania na Eden, mimo że wcale nie wspominaliśmy go dobrze. Znowu uwierzyłem, że byliśmy w stanie poradzić sobie z każdym problemem. Na szczęście Lily nadal mnie kochała.

Dwa lata temu na świecie pojawiła się Mia, a ja zapragnąłem kolejnego dziecka. Nie poznawałem sam siebie. Z faceta, który bał się stworzyć rodzinę, stałem się troskliwym tatusiem. Niesamowite, jak ta mała istota, którą stworzyłem, odmieniła moje życie. Ona i jej siostra. Chociaż nieźle dały mi w kość w pierwszych latach swojego życia. Narzekałem na nie wiele razy, a Lily rozbawiona pomagała ogarnąć mi wszystkie rodzicielskie obowiązki. Miała wiele cierpliwości. Były momenty, kiedy obawiałem się, że ciąża spowoduje powrót jej lęków. Jednak dziewczyna o to zadbała. Regularnie chodziła na terapię. Sama obawiała się, jak jej zachowanie mogło wpłynąć na dzieci. Na szczęście nic złego się nie działo. Podziwiałem Lily. Wzięła na siebie sporą odpowiedzialność. Kilka razy szczerze wyznała, że była tym zmęczona. Starałem się zdjąć z niej ten ciężar. Niestety problem polegał na tym, że nie byłem tak silny, jak ona. Chociaż ciężko było mi się do tego przyznać. Lily trzymała naszą rodzinę w ryzach. Bez niej byłbym nikim.

Udało mi się dogadać z Carlsonami. Chociaż po ich przyjeździe mieliśmy kilka sprzeczek. Wygarnęli mi śmierć Harper. Zapewne uczestniczyli w rozprawie Greena i usłyszeli o wszystkim, co przez lata działo się w moim związku. Do tego doszły opowieści mojej matki. Wiedziałem, że nie odpuści. Wykorzystała najlepszy moment, żeby mnie pogrążyć. Dała Carlsonom wiele do myślenia. Nawet nie próbowałem tłumaczyć im, jak czułem się w swojej rodzinie. Uznałem, że to bez sensu. Najważniejsze, że Lily znała całą prawdę. Jej zdanie było dla mnie najważniejsze. Teściowie wcale nie musieli za mną przepadać. Wystarczyło, że byli obecni w życiu mojej żony. W końcu jednak uwierzyli, że chciałem chronić ich córkę. Nie miałem tylko takich możliwości jak oni. Tym bardziej się do mnie przekonali, gdy zobaczyli szczęśliwą Lily w ciąży. Mogliśmy na nich liczyć. Pomogli nam przy dzieciach i chcieli uczestniczyć w życiu wnuków. Nie protestowałem, a to, dlatego że chciałem dla swoich dzieci czegoś, czego sam nie miałem.

– To ostatni raz, gdy karmię piersią – narzekała moja żona.

Ślub wzięliśmy dzień przed narodzinami Mii. Aż szok, że zdążyliśmy. Musiałem zająć się wszystkimi urzędowymi sprawami, mimo że nie wiedziałem, jak się za to zabrać. Chciałem wyręczyć ciężarną Lily. Wolałem, gdy poświęcała czas na odpoczynek. Przez co śmiała się ze mnie, gdy gotowałem i sprzątałem, że zrobiła ze mnie kurę domową. Przyjmowałem to ze spokojem, chociaż czasami się odgryzałem. Poprosiłem o pomoc w pracy. Ci ludzie, przecież lepiej wiedzieli, jak załatwić ślub w Kanadzie. Dla mnie wiele rzeczy tutaj jeszcze było dziwne. Ku mojemu zaskoczeniu kilka osób udzieliło mi pomocy i nawet zechcieli uczestniczyć w tym wydarzeniu. Dzięki temu szybko znalazłem świadków. Wcześniej w ogóle nie myśleliśmy o ślubie, mimo że byliśmy już rodzicami. Jednak jakoś jedna rozmowa, gdy nie mogliśmy zasnąć, pchnęła nas pod ołtarz. Tydzień przed porodem, mimo że wcześniej myślałem, że będziemy mieć na przygotowanie ślubu więcej czasu. Szaleństwo, że w ogóle się udało. Lily wydawała się szczęśliwa, gdy stanęła przede mną w białej sukni z dużym brzuchem, a jej szczęścia pragnąłem najbardziej.

Charles miał dwa miesiące, a moja żona była wykończona. Jednak się nie skarżyła, a powinna. Chciałem posłuchać, jak narzekała na ciążę. Na macierzyństwo. Dzieliła się tylko ze mną swoimi obawami na temat rodzicielstwa. Wiele razy zastanawialiśmy się, jak damy sobie radę. Nie byłem w stanie przewidzieć wszystkiego. Zapewne czasami nawalimy jako rodzice, ale będziemy się starać. Najważniejsze było dać dzieciom poczucie bezpieczeństwa i miłości. Tego mi brakowało w dzieciństwie. Chciałem w przyszłości jeszcze jedno dziecko, ale zaczekam cierpliwie. Lily była młoda, więc może za kilka lat się zgodzi. Na razie zasłużyła na dłuższy odpoczynek. Chociaż nie będę smutny, gdy nasza rodzina zostanie w takim składzie, jak teraz. Naprawdę było dobrze. Miałem trójkę dzieci. To i tak o trójkę więcej niż kiedyś chciałem mieć.

– Dobrze. - Pocałowałem ją.

– Naskarżę na was dziadkowi! – krzyczała Eden.

Zapominałem, że dzieciaki nie lubiły, gdy okazywałem miłość ich mamie. Powinny się cieszyć, że tak bardzo ją kochałem. Przytulasy były ok, ale buziaki już nie. Kiedyś mnie zrozumie. Sama będzie skradać ukradkowe pocałunki chłopakom. Chociaż wcale na to nie czekałem. Nawet nie wyobrażałem sobie, jak miałem dopilnować idiotów, którzy zaczną kręcić się koło mojej córki. Na razie bawiło mnie, że własne dziecko zamierzało na mnie skarżyć. I to dziadkom! A wieczorem przyjdzie do mnie, żebym przeczytał bajeczkę na dobranoc. Oczywiście nie odmówię swojej kochanej córeczce. Kobiety w naszym domu próbowały owinąć mnie sobie wokół palca. Nie zawsze się dawałem. Raczej one powinny skakać wokół mnie. Do niedawna, przecież byłem jedynym facetem w domu.

– Idź. - Zaśmiałem się, opierając głowę na ramieniu Lily.

Nie musiałem dwa razy powtarzać. Mała od razu pobiegła w stronę dziadka. I to bardzo chętnie. Lubiła swojego dziadka. Opowiadał jej wiele historyjek z dzieciństwa Lily. Sam lubiłem je słuchać. Dzięki temu poznawałem swoją żonę coraz lepiej. Mimo lat związku okazywało się, że nadal nie wiedziałem o niej wszystkiego. Potrafiła mnie zaskoczyć wiele razy. W ogóle nie przejmowałem się, córka, że na nas naskarży. Mieliśmy chwilę spokoju, zanim wróci. Przy małych dzieciach ciężko było znaleźć moment dla siebie, ale dzięki Carlsonom mieliśmy takich chwil nieco więcej. Starałem się z nich korzystać jak najczęściej. Dziadkowie w niektóre dni zabierali dziewczynki na spacery. Mogłem wtedy wcześniej wrócić do domu, do swojej żony. W pracy mnie rozumieli. Kilku facetów też wariowało na punkcie swoich kobiet. Odnalazłem się wśród dobrych ludzi. Czasami nawet wychodziliśmy z Lily na miasto z niektórymi osobami z pracy i ich rodzinami. Nie sądziłem, że uda nam się z kimś zakolegować. Wcale tego nie potrzebowałem, a może tak mi się tylko wydawało. Mieliśmy ludzi, którzy chcieli być obecni w naszym życiu. Poznałem też kilka rodzin z pracy swojej żony. W jej firmie często organizowano imprezy dla dzieci, w których uczestniczyliśmy. Eden i Mia nie mogły być samotniczkami.

– Kocham cię, Linc.

– Pomasuję ci piersi. - Od razu ich dotknąłem.

Oczywiście, że szukałem byle powodu, żeby obmacywać swoją piękną żonę. Nadal mi się podobała. Nie straciła figury po dwóch ciążach. Teraz trochę przytyła, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Przecież mogłem cieszyć się jej większymi piersiami. Przy dzieciach mieliśmy mniej okazji do seksu. Ostatnio prawie w ogóle. To akurat wyszło na dobre Lily. Zaczęła sobie radzić ze swoimi problemami. Rozmawialiśmy. Dużo rozmawialiśmy. Już nie tylko o sobie, ale i o przyszłości naszych dzieci. Zastanawiałem się, kim będą w przyszłości. Czy któreś pójdzie w nasze ślady i zatrudni się w wydawnictwie albo firmie marketingowej? Carlsonowie pomogli nam finansowo, żebyśmy mogli każdemu z dzieci utworzyć fundusz powierniczy. Niestety sami nie mieliśmy wystarczających pieniędzy, żeby stworzyć konta dla całej trójki. Musiałem zacząć odkładać na edukację swoich dzieci. Na tym nie zamierzałem oszczędzać. Na szczęście miałem jeszcze kilka lat. Uda mi się.

– Nie tutaj. - Zaśmiała się.

– Bolą cię.

– Tu są! - Usłyszałem za sobą zadowolony głosik córki.

Mała zdrajczyni! Myślałem, że jednak zostanie z dziadkiem i zajmie się zabawą. Mogła go zagadać swoimi ulubionymi pytaniami. A gdzie? A po co? Męczyła mnie nimi każdego wieczoru, gdy musiałem ją kąpać. Przecież nie znałem odpowiedzi na pytanie, dlaczego niebo jest niebieskie albo czemu w nocy pada deszcz? Serio? Skąd to się brało? Myślałem, że raczej zainteresuje ją, czemu biedronka ma kropki, chociaż odpowiedź na to pytanie wcale nie była łatwiejsza. Dziadek na pewno znalazłby lepsze odpowiedzi niż ja. Powinienem lepiej przygotować się na ciekawość dzieci. Tym bardziej że moje wydawnictwo wydawało wiele poradników dla rodziców. Skorzystałem z jednego i uznałem to za brednie podczas pierwszych miesięcy z niemowlakiem w domu. Miałem wrażenie, że książkę napisał ktoś, kto dzieci widział tylko u sąsiadów albo dalekiej rodzinie. Niestety Eden lubiła mi czasami dokuczać. Droczyłem się wtedy z nią. Nie powinienem, ale mała zabawnie się złościła. Lily karciła mnie za każdym razem. Oczywiście bardzo kochałem swoją córeczkę i okazywałem jej to każdego dnia.

– Chyba się zapominacie – odezwał się Pan Carlson.

– Linc, mi pomagał. - Żona odsunęła się ode mnie. Zaśmiałem się pod nosem. – Gdzie mama?

– Z Mią. - Wskazał na koniec ogrodu.

Kobieta biegała zadowolona wokół wnuczki. Dziewczynka uciekała, śmiejąc się w głos. Zabawa zakończy się, gdy w końcu się przewróci i zacznie się płacz. Przerabialiśmy to wiele razy. Wtedy robiłem za nosiciela, bo MIa nie chciała tulić się do nikogo innego. Czasami nie poznawałem w matce Lily osoby, którą była wcześniej. Może dlatego, że wtedy mnie nienawidziła, a teraz nawet potrafiliśmy ze sobą porozmawiać. Głównie na temat dzieci, ale lepsze to niż unikanie się. Pamiętałem, że kobieta zawsze była poważna i zdystansowana. Zmieniło się, to gdy pojawiły się wnuki. Dzieciaki wywróciły nie tylko moje życie. Czy one miały jakąś niesamowitą moc? Potrafiły sprawić, że dorośli zapominali o problemach. Głównie w ich obecności. Przecież po pojawieniu się Eden uznałem, że dam sobie radę z jeszcze jednym dzieckiem i kolejny. Obudziła we mnie uczucia, o których nawet nie miałem pojęcia i zbliżyła mnie do Lily. Chociaż wydawało mi się, że bliżej już być nie mogliśmy.

– Cieszę się – odezwał się Pan Carlson.

– Słucham? - Przeniosłem na niego wzrok.

Zapatrzyłem się na Lily z dziećmi. Bardzo podobał mi się ten widok. Tym bardziej że wszyscy byli zadowoleni. Dziewczynki były zapatrzone w mamusię jak w obrazek. Biegały za nią cały czas i cieszyły się, gdy udało im się ją złapać. Lubiłem ich obserwować. Moja cudowna rodzina. Cieszyłem się tym widokiem. Nie sądziłem, że kiedyś będę szczęśliwy z posiadania rodziny. Jednak wszystko się zmieniło. Akurat takie zmiany bardzo mi się podobały. Widocznie w końcu dojrzałem, a może trafiłem na odpowiednią osobę, która pokazała mi, że wcale nie byłem spisany na straty. Potrzebowałem kilku lat, żeby to zrozumieć. Dzięki temu moje dzieci dostaną ogrom miłości i zrozumienia. Wiedziałem już, jakich błędów jako rodzic nigdy nie chciałem popełnić. Nie sprawię, żeby któraś z dziewczynek albo syn nie mogli na mnie liczyć.

– Lily jest szczęśliwa i moja żona też.

– Też jestem szczęśliwy.

– Wiem, że popełniliśmy błąd. Lata temu wydawało nam się, że lubi Louisa. Dlatego chcieliśmy, żeby byli razem. - Spojrzał na mnie. – Rozumiesz? Nie musieliśmy się bać. Byłaby bezpieczna, ale gdy się o tym dowiedziała oszalała. Zatrudniła się na staż u Greena, zamiast na załatwiony etat u rodziców Louisa. Wtedy nie mieliśmy jej pod kontrolą. Wspomniała ci o swoich lękach?

Lily opowiedziała mi o tym, jak ktoś na jej oczach zrobił krzywdę mężczyźnie. To musiało bardzo wpłynąć na jej psychikę. Była jeszcze dzieckiem. Nie potrafiła sobie z tym poradzić. Najgorsze, że nikt nie był w stanie przewidzieć czegoś takiego. Mogło zdarzyć się każdemu. Niestety padło na kilkuletnią dziewczynę, która nie poradziła sobie z tym, co zobaczyła. Gdy dorastała, miała momenty, gdy zamykała się w domu ze strachu albo kroczyła krok w krok za kimś, kogo miała pod ręką. Takie zachowania trwały tygodniami, a później funkcjonowała normalnie. Żałowałem, że nie wiedziałem o tym wcześniej. Wiele rzeczy mogłem zmienić. Przez nasze rozstanie Lily zamknęła się w domu. Myślałem, że to z powodu Carlsonów, że kazali jej zostać ze względu na niebezpieczeństwo i żeby nie spotkała się ze mną. Jednak prawda była gorsza.

– Tak.

– My baliśmy się o wiele bardziej.

Byłem w stanie zrozumieć ich strach. Przecież nie wiedzieli, jak naprawdę czuła się Lily, co działo się w jej głowie. Nikt z nas nie był w stanie tego zrozumieć. Przykro mi, że nie wiedziałem nic wcześniej. Skrzywdziłem dziewczynę i przyczyniłem się do jej problemów. Musiała radzić sobie z nimi sama, bo ja w tym czasie użalałem się nad sobą i rujnowałem sobie życie u boku Harper. Wielu rzeczy mogliśmy uniknąć. Mogliśmy też zapobiec problemów Lily, gdyby dziewczyna zdecydowałaby się porozmawiać ze mną. Chociaż rozumiałem jej strach. Bała się, że odejdę, gdy poznam o niej prawdę. Przykro mi, że nie wiedziała, że mogła mi zaufać. Na szczęście dla nas wszystko dobrze się skończyło. Starałem się nie myśleć o przeszłości. Skupiałem się na tym, co mieliśmy. Inaczej już dawno byśmy ześwirowali.

– Związek ze mną nie pomógł.

Powinienem się trzymać od dziewczyny z daleka. Gdybym tylko wiedział o jej problemach, zastanowiłbym się nad wieloma rzeczami. Tyle że moje życie wtedy też wyglądałoby inaczej. Nie znalazłbym w sobie odwagi, żeby odejść od Harper. Zniszczyłaby mnie. Tłumaczyłem sobie, że z tej sytuacji nie było innego wyjścia, że ktoś i tak by cierpiał. Chyba nie mogłem winić siebie, że chciałem przetrwać. Chociaż czasami jeszcze męczyły mnie wyrzuty sumienia.

– Związek tak, ale to, co było z Greenami to koszmar. Po powrocie do domu Lily nie wychodziła nigdzie. Zamknęła się, a my baliśmy się, że zrobi sobie krzywdę.

Nie chciałem się tłumaczyć, ale zastanawiałem się, czy Carlsonowie wiedzieli, że ich córka nie powiedziała mi o tym, co przeżyła i że w ogóle niewiele chciała mi o sobie mówić. Zapewne nie. Lily przecież niewiele rozmawiała z rodzicami. Cały czas była zła za to, że próbowali ją kontrolować. Jednak ojciec powinien wiedzieć, że nie zostawiłbym dziewczyny samej z problemami. Gdybym znał prawdę, może nawet zdecydowałbym się na rozmowę z nim. Poprosił go o pomoc. Czy wtedy Pan Carlson zdecydowałby się ze mną współpracować? Dla dobra córki. Czy dalej uważałby, że lepiej byłoby, żebym trzymał się od niej z daleka? Na pewno. Przecież miał o mnie złe zdanie od samego początku. Nie uwierzyłby w moje dobre intencje.

– Naprawdę nie wiedziałem wcześniej. Może wtedy nie wróciłbym do Harper.

Znalazłbym inne rozwiązanie. Chociaż wtedy nie widziałem na to żadnych szans. Jednak wolałbym ratować Lily niż siebie. Nasze chwilowe rozstanie się, nie sprawiło, że przestałem ją kochać. Gdyby tak było, od razu bym się poddał. Na pewno spytałbym o pomoc Carlsonów. Nie krzywdziłbym ich córki. Przecież nie zrobiłem tego specjalnie. Nie przewidziałem, że dziewczyna się we mnie zakocha. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, co czuła Lily, gdy wróciłem do Harper. Jak ona w ogóle radziła sobie z tym wszystkim? Cały czas wydawała się silna. Czy miała jakieś wątpliwości? Myślała o tym, żeby skreślić mnie ze swojego życia na zawsze? Chciałem o tym zapomnieć. Mieliśmy siebie i to było najważniejsze. Tyle że Pan Carlson chyba potrzebował tej rozmowy.

– To by niewiele zmieniło. Co, jeśli byś zostawił Lily, gdybyś znał prawdę? Chciałeś uwolnić się od dziewczyny z problemami psychicznymi, żeby być z dziewczyną z lękami z dzieciństwa?

– Nie zostawię jej.

Przeszliśmy zbyt wiele, żebym się wycofał. Przy Lily dopiero zrozumiałem, czym była prawdziwa miłość. Wszystko, co było przed to zwykłe zakochanie i nie mogło się równać z tym, co czułem teraz. Na pewno nie zostawiłbym swojej żony. Byłem tego pewien. Lily była przy mnie w najgorszych momentach. Nigdy się nie poddała. Wierzyła, że będziemy razem, mimo że sam myślałem, że już nie było dla nas nic. Chyba dlatego pokochałem ją jeszcze bardziej. Sprawiła, że uwierzyłem, że miałem szansę jeszcze być szczęśliwy. Właśnie dlatego mieliśmy trójkę dzieci. Nie uzdrowiły mnie od razu. Bywały chwile wątpliwości i użalania się nad sobą, ale nie dałem się złym myślom. Eden, Mia i Charles zasługiwali na wszystko, co najlepsze, na rodziców, którzy zawsze będą ich wspierać.

– Jasne, że nie. - Zaśmiał się. – Na pewno nie teraz. Myliłem się.

– W związku z czym? - Spojrzałem na Carlsona zdezorientowany.

– Z tobą. To, co przeszedłeś, jako dzieciak sprawiło, że zabłądziłeś. Green był okropnym człowiekiem, ale był lepszym ojcem niż ja.

Nieprawda. Carlson w ogóle nie znał tego człowieka. Człowieka, któremu przyjemność sprawiało niszczenie ludzi i wcale nie ruszało go, czy byli obcy, czy z rodziny. Stracił córkę, a żona od niego odeszła. Nie sądziłem, że kobieta zdecyduje się zeznawać przeciwko mężowi. Uważałem, że uciekła, bo wiedziała, że inaczej zrobiłby jej krzywdę. Greena nigdy nie interesowało, jak czuła się jego córka. Podejrzewałem, że w jego rodzinie nie rozmawiało się o uczuciach. Podczas rodzinnych spotkań, w których uczestniczyłem, nic takiego nie miało miejsca. Od kiedy trafiłem do jego firmy, poświęcał mi więcej uwagi niż Harper. Zrobił ze mnie swojego pupilka. Tak nazywali mnie w biurze. Spełniał każdą zachciankę dziewczyny, ale nie był w stanie jej pomóc. Pan Carlson dostrzegał problemy swojego dziecka i próbował zapobiec tragedii. Udało mu się. Może popełnił kilka błędów, ale dzięki jego troski Lily nadal żyła i była szczęśliwa. Akurat dla mnie to liczyło się najbardziej.

– Nieprawda.

– Przyjął cię do firmy, bo chciał dobra swojej córki. Ja bym trzymał cię od niej z daleka, ale potrzebowałeś, żeby ktoś wyciągnął do ciebie rękę. - Poklepał mnie po ramieniu. – Dzięki temu jesteśmy tutaj. Wszyscy wyciągnęliśmy ogromną lekcję.

Tutaj akurat miał rację. Sprawa z Greenami wszystkim nam dała wiele do myślenia. Ucieczka pomogła docenić nam, co było najważniejsze. Rodzina. Każdego dnia cieszyłem się ze swojego życia dzięki Lily, a i Carlsonowie zrozumieli, że tylko akceptując wybory córki, nadal mogli być przy niej. Właśnie dlatego zdecydowali się na przeprowadzkę do Kanady. Akurat tego się po nich nie spodziewałem. Raczej myślałem, że będą odwiedzać nas, co jakiś czas. Widocznie taka opcja w ogóle ich nie zadowalała. Uczestniczyli w życiu jej i wnuków. Maluchy miały dziadków. Nie musiałem już przygotowywać się na rozmowę, czemu inne dzieci spędzały czas z dziadkiem i babcią, a one nie. Moja żona potrafiła być uparta, ale to ona trzymała nas na powierzchni. Musiałem pamiętać, żeby nigdy nie pozwolić jej upaść. Bez niej nasza rodzina się nie podniesie. Miałem nadzieję, że Lily wiedziała, jak bardzo ją kochałem. Jeśli nie zamierzałem jej o tym dzisiaj znowu przypomnieć. Nie pozwolę jej w nas zwątpić. Zapewne w jej firmie już dawno nazywali mnie pantoflarzem, ale miałem to gdzieś. Przecież kobiety w pracy nadal zazdrościły mojej żonie, gdy przyjeżdżałem po nią z kwiatami.

– Tak – odpowiedziałem, patrząc na swoją żonę, która się do mnie uśmiechała.

Postanowiłem do niej podejść. Do niej i dziewczynek. Nie mogłem dłużej trzymać się z daleka. Jedyne chwile, które byłem w stanie znieść bez swojej żony to te, gdy siedziałem w pracy. Chociaż często dopytywałem wtedy o dzieci i o to, jak się czuła. Starałem się nie przesadzać z troską. Charles nadal spał w wózku obok mamy. Hałasy wcale nie przeszkadzały mu w drzemce. I dobrze, bo często bywał marudny. Chyba to najbardziej wykańczało Lily. Mia podbiegła, żebym wziął ją na rączki. Prosiła przy tym ze swoimi szklistymi oczkami, chociaż wcale nie musiała. Od razu tuliłem ją do siebie. Czasami zastanawiałem się, czy będę w stanie jej czegoś odmówić. Będę musiał, bo nie chciałem wychować rozpuszczonych dzieciaków. Miłość nie znaczyła, że miałem dać wejść im sobie na głowę. Musiałem postawić granice, za co pewnie wiele razy mnie znienawidzą. Jednak miałem nadzieję, że docenią to w przyszłości.

– Kocham cię, tatusiu – wyszeptała i zarzuciła mi rączki na szyję.

Wtuliłem twarz w jej włosy, żeby ukryć łzy. Rozczulały mnie takie momenty. Kiedyś myślałem, że nigdy nie usłyszę tych słów, a już na pewno nie z ust swoich dzieci. Czułem na sobie spojrzenie Lily, jeszcze zanim jej dłoń dotknęła moich pleców. Zawsze wiedziała, jak mnie poskładać w całość. Odetchnąłem głęboko i zerknąłem na żonę z uśmiechem.

– To jest nasze szczęśliwe zakończenie – powiedziała.

– To wcale nie jest koniec, Lily – zaśmiałem się – ale na pewno szczęśliwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro