Subaru x OC (kontynuacja) | Inaczej niż myślisz |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zasypię was trochę shocikami i mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza

Shocik dla mojej wiernej czytelniczki PatixaLovic <3 

POV. Iyumi

Na mojej twarzy zagościł ciepły, szeroki uśmiech, gdy machałam do moich przyrodnich braci. Trójka była już w limuzynie i również odmachali mi. Ruki stał obok mnie oraz naszej nowej mieszkanki - Yui. Od pierwszego dnia nie potrafię normalnie funkcjonować przez nią. Coraz mniej rozumiem z planu KarlHeinz'a, który najpierw postarał się o pobyt blondynki u Sakamaki'ch a następnie kazał Mukami'm ją zabrać. 

- Iyumi - odchrząknął Ruki zwracając moją uwagę. Spojrzałam na niego. 

- Tak? - odpowiedziałam z uśmiechem. 

- Pamiętaj, że ona jest nam potrzebna. Mam nadzieję, że zajmiesz się nią tak, żeby nic jej się nie stało - powiedział. Westchnęłam ciężko i pokiwałam głową na potwierdzenie. 

- Tak, wiem. Musi być w jednym kawałki i żywa. Nie musisz mi o tym przypominać - mruknęłam. On tylko położył dłoń na mojej głowie. 

- I wierzę, że również nie powiesz Subaru o niej - dodał a ja skinęłam. 

- Przecież obiecałam - odparłam. Chłopak pogłaskał mnie z małym uśmiechem i poszedł do limuzyny. Swoją drogą to słodkie, że tak się martwi. Oczywiście, wcześniej rozmawiał ze mną o moim bezpieczeństwie i pokazał mi, gdzie mam wszystkie potrzebne rzeczy. Gdyby miał prawdziwą młodszą siostrę to byłaby to najbardziej szczęśliwa dziewczyna pod słońcem. 

- Uważajcie na siebie. Do zobaczenia za tydzień! - zawołał przez okno a ja pomachałam im wszystkim. 

- Miłej podróży! - krzyknęła Yui zanim zniknęli nam z oczu. Przez chwilę o niej zapomniałam. Pozamykałam bramę i złapałam blondynkę za nadgarstek. 

- Jako, że jesteś pod moją opieką, będziesz wykonywać moje polecenia - zarządziłam. Nie mam zamiaru brać odpowiedzialności za coś, czego jej nie kazałam. Weszłyśmy do budynku i usadziłam ją na fotelu. 

- Idę teraz do kuchni po twoje lekarstwa, czy cokolwiek to tam jest. Ruki kazał ci to podawać rano i wieczorem. Ty się stąd nie ruszasz - powiedziałam i ruszyłam do kuchni. Tego jeszcze nie było, żebym ja robiła za nianię do ofiary. Może powinnam? Przynajmniej płaciliby nieźle. Opiekunka do ofiar. Aż parsknęłam śmiechem na głos i wzięłam przygotowane tabletki. Nalałam jeszcze soku żurawinowego do szklanki. Wróciłam do salonu. 

- Masz, jedz to i wypij wszystko - odparłam podając jej talerzyk oraz szklankę. Dziewczyna posłusznie połknęła tabletki i wypiła sok. 

- Muszę iść od razu do pokoju. Te jedne tabletki wywołują u mnie senność - oznajmiła. Odstawiła naczynia na stół i wstała. Skinęłam łapiąc ją pod ramię, żeby czasem nie upadła. Zaprowadziłam ją do jej pokoju. Blondynka położyła się na łóżku a po chwili zasnęła. Przynajmniej więcej spokoju dla mnie. Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc wyszłam z pokoju dziewczyny zamykając go i zeszłam na dół. 

- Subaru! - krzyknęłam szczęśliwa. Przytuliłam się do wampira z uśmiechem. 

- Cześć Iyumi. Mówiłaś ostatnio, że twoi bracia wyjeżdżają, więc przyszedłem, żeby ci potowarzyszyć - powiedział obejmując mnie. Spojrzałam na niego z wdzięcznością, ale nagle przypomniałam sobie, że przecież nie jestem sama...

- Wiesz, to jest bardzo miłe z twojej strony i z chęcią bym skorzystała, ale nie mogę - odparłam. Białowłosy zmarszczył brwi. 

- Jest tu ktoś jeszcze. To człowiek... - powiedział. Musiał poczuć woń Yui. Szczególnie, że przecież przed chwilą prowadziłam ją do pokoju. 

- Tak, dlatego nie możesz tu być. Wiesz, ofiara chłopaków i tak dalej. Może przejdziemy się na spacer? - spytałam, żeby odwrócić jego uwagę. Jednak on się nie dał zmylić. 

- Iyumi, oszukujesz mnie. To twoi bracia porwali Yui, tak? - zapytał nie zważając na moją propozycję. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, on wszedł do środka. Ruszyłam za nim, żeby go powstrzymać. 

- Subaru! Nie możesz tam pójść! Ona musi tu zostać! - krzyknęłam i złapałam jego ramię. Wampir tylko prychnął wyrywając rękę. Potężnie się wkurzył. W sumie, to nie dziwię mu się. Też byłabym zła. 

- To nasza ofiara. Została przysłana do nas - warknął i otworzył odpowiednie drzwi. Dziewczyna smacznie spała. 

- Ale to KarlHeinz kazał chłopakom ją porwać! Rozumiesz, że to część jakiegoś głupiego planu? - spytałam starając się zagrodzić mu drogę do Yui. On tylko prychnął i przesunął mnie, żeby podejść do łóżka. Wziął stamtąd blondynkę na ręce. 

- Więc tym bardziej ona wraca do nas - powiedział. 

- Nie mogę ci na to pozwolić Subaru. Przepraszam, ale obiecałam braciom, że będę jej pilnować - odparłam stając w wejściu tak, żeby nie mógł mnie minąć. 

- Stawiasz ich ponad naszą przyjaźń? Stawiasz mojego ojca ponad nami?! Inaczej powiedziałabyś mi o Yui! - krzyknął zły. Wkurzyłam się również. 

- Nie stawiam ich ponad nas! To przysługa, którą wyświadczam mojej rodzinie! Tak działa rodzina! Że sobie pomaga wzajemnie! A nie tak, jak wy, że mieszkacie ze sobą i nawet słowa nie wymienicie, nie wspominając o pomocy sobie! - odpowiedziałam krzykiem. Chłopak spojrzał na mnie ze złością i zawodem. 

- To spędzaj sobie czas z nimi i nie zawracaj mi głowy - powiedział i siłą przeszedł przez wejście. Ruszył korytarzem. 

- Teraz to ty stawiasz całą tą głupią sytuację ponad nas - odparłam idąc za nim. On tylko prychnął i wyszedł. 

- I nie dasz mi nawet tego wytłumaczyć? Po prostu idziesz? Ten głupi bank krwi jest ważniejszy niż nasza przyjaźń? - spytałam stając w drzwiach.

- Nie, ważniejsze jest to, że mnie okłamałaś w żywe oczy. Mówiłaś, że nie wiesz, gdzie ona jest a była tuż obok ciebie - odpowiedział i teleportował się z miejsca. Poczułam ciepłe łzy na policzkach. Wyjęłam szybko telefon wybierając numer. 

- Ruki... Jest problem... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro