↪ 14 ↩

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lily Evans nie potrafiła ukryć zmartwienia. Widziała jak z twarzy jej najlepszego przyjaciela zszedł radosny uśmiech, a jeśli jakikolwiek się pojawiał był wymuszany. Nie potrafiła znieść tego widoku. Jej serce krajało się, gdy widziała Lupina w takim stanie. Coraz mocniej znikał w jej oczach. Był zmęczony, jego skóra stała się szarawa, a ubrania wisiały na nim jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. To wszystko go niszczyło, widziała to, jednak nie potrafiła pomóc. Każda rozmowa z Remusem kończyła się tak samo – chłopak klepał jej ramie mówiąc, że wszystko się ułoży, zostawiając zmartwioną rudowłosą samą, z jej własnymi myślami. Jednak oboje wiedzieli że kłamał. Wilkołak miał coraz mniej czasu, a nic nie robił w stronę wyzdrowienia. Zielonooka widziała, że szatyn się poddał. Pogodził się z przegraną i dał losowi decydować o sobie. To zdecydowanie nie podobało się nastolatce. Potrzebowała piętnastolatka. Huncwoci go potrzebowali. Nie mógł się poddać teraz.

Lily postanowiła, że odnowi życie w zielonookim. Nie wiedziała jeszcze jak chce to zrobić, ale nie mogła patrzeć jak chłopak poddaje się, choć ma jeszcze całe życie przed sobą. Syriusz nie był wart oddawania życia. Nie dla niej. Dlatego w ostateczności – choćby miała zrobić to siłą – zaciągnie go do szpitala, aby poddał się operacji. Nie pozwoli, aby ten uśmiechnięty chłopak zniknął na zawsze.

— Lily! — Rudowłosa usłyszała z daleka dobrze jej znany głos. Stanęła w miejscu i odwróciła się w stronę nadbiegającego chłopaka. — Widziałaś Remusa?

— Nie — mruknęła zgodnie z prawdą, jednak widząc zmartwienie na twarzy chłopaka, również stała się niespokojna. — Coś się stało?

— Podobno nikt go nie widział od rana. Obawiam się że coś się mogło mu stać.

— Co? — Dziewczyna spojrzała zszokowana na okularnika, czując stres.

Wiedziała, że młodszy ostatnio starał się ich unikać, gdyż nie chciał ich zamartwiać, jednak zawsze choć na chwilę, ktoś go zauważał. W końcu, pomimo wszystko Lupin nie stał się niezauważalny. Po chwili zastanowienia, sama doszła do wniosku, że faktycznie nie widziała dzisiaj jeszcze brązowowłosego, pomimo, że zapewne normalnie miałoby to już miejsce przynajmniej kilka razy. Zagryzła nerwowo wargę i bez celu zaczęła rozglądać się wokół siebie. Pragnęła teraz tylko zobaczyć te brązowe loki, lub twarz, na której znajdują się blizny. Potter widząc w jakim stanie jest Evans, przytulił ją delikatnie, a ta tylko wtuliła się.

— Znajdziemy go, tylko musisz się uspokoić. Wszystko będzie okej, tylko nie możemy marnować czasu.

Starsza skinęła głową, po chwili odsuwając się od bruneta. Wzięła kilka głębokich wdechów i popatrzyła hardo, wprost w oczy okularnika. Skinęła głową na znak, że się już uspokoiła, i dwójka czarodziejów ruszyła na poszukiwania swojego przyjaciela.

Przeszukali dużą część parteru, zdążyli znaleźć nawet Petera, Franka i Blacka, którzy również pomagali w znalezieniu wilkołaka, choć nie mieli pojęcia jak ważne to naprawdę jest. Nikt jednak nie mógł znaleźć zielonookiego. Rudowłosa układała w głowie najgorsze scenariusze, a Potter pomimo iż sam zamartwiał się niemiłosiernie, próbował uspokoić dziewczynę, zachowując przy tym również chłodny umysł.

— Nie sądzicie, ze powinniśmy powiedzieć McGonagall o tej sytuacji? — zapytał Longbottom, lecz zanim zdążył dodać coś jeszcze, dwójka nastolatków, wiedząca o chorobie jednego z Huncwotów zaprzeczyła głośno.

Choć wiedzieli, że Remus może w każdej chwili umrzeć, oboje czuli, że to oni muszą być tymi, którzy znajdą wilkołaka.

— O czym mi nie chcesz powiedzieć, Potter? — Chłopak podskoczył słysząc za plecami Minerve. Odwrócił się do nauczycielki transmutacji ze swoim typowym uśmieszkiem, a starsza kobieta uniosła tylko brew.

— O niczym ważnym pani profesor! — Czarnowłosa przyjrzała się wszystkim twarzom z dokładnością, po czym ponownie spojrzała na brązowookiego.

— Gdzie pan Lupin?

To pytanie sprawiło, że wszyscy wciągnęli gwałtownie powietrze. To było bardzo dobre pytanie. Wszyscy chcieliby wiedzieć, gdzie znajdował się prawie szesnastoletni chłopak.

— W dormitorium — odezwał się w końcu Syriusz. — Nie czuł się dzisiaj za dobrze i postanowił zostać w pokoju.

Nastała chwila ciszy. Wszyscy przyglądali się wychowance ich domu z niepokojem. Mieli nadzieję, że uwierzy w małe, a do tego nie najgorsze kłamstwo arystokraty. Kobieta westchnęła tylko cicho i odeszła od nich spokojnym krokiem. Uczniowie szóstego roku odetchnęli z ulgą wznawiając poszukiwania.

— Tak właściwe... czy ktokolwiek sprawdzał czy Remus jest w dormitorium? — zapytał Pettigrew po chwili, a wszyscy, jak jeden mąż ruszyli w stronę wieży Gryffindoru.

Gdy dobiegli do pokoju, wbiegli do niego szybko, sprawiając tym samym, że Frank i James wywrócili się na podłogę. Usłyszeli krótkie mruknięcie, a po chwili na łóżku usiadł Remus. Jego roztrzepane włosy i przymrużone oczy wskazywały na to, że przed chwilą spał. Nastolatkowie odetchnęli z ulgą widząc, że wilkołakowi nic nie jest. Był na szczęście cały i żywy.

Nikt jednak nie zauważył leżących obok łóżka zielonookiego zakrwawionych chusteczek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro