↪ 16 ↩

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uchylił delikatnie oczy chcąc zobaczyć co jest wokoło lecz nie było mu to dane przez nagłe promienie słoneczne które zaatakowały go delikatnie. Przymknął z powrotem powieki chcąc dać sobie czas na przyzwyczajenie się do światła. Gdy w końcu uznał, że jest okej otworzył zielone oczy i rozejrzał się pomału po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Pomieszczenie było małe. Całe pomalowane na biało, co dawało wilkołakowi jasny znak, że znajduje się w szpitalu. Sam leżał na łóżku, a obok niego zauważył siedzącą ze spuszczona głową Hope Lupin. Chciał coś powiedzieć, jednak przez suchość w gardle nie był w stanie mówić. Z jego ust wyrwał się tylko cichy dźwięk. Był on na tyle głośny, że mama nastolatka podniosła głowę, a gdy ujrzała wpatrującego się w nią syna, oczy zaszły jej łzami.

— Witaj z powrotem. — Uśmiechnęła się szeroko przez łzy i przytuliła do siebie piętnastolatka.

— Co się stało?

— Spadłeś ze schodów w szkole i mocno się potłukłeś. Straciłeś przytomność, poobijałeś sobie mocno żebra i uderzyłeś się w głowę. Na szczęście lekarz powiedział, że nic poważnego się nie stało — skłamała gładko. Doktor mówił, aby na razie nie wspominać Lupinowi o jego kwiecistej chorobie. Mogłoby wywołać to niechciany stres, co utrudniłoby tylko leczenie nastolatka. — Martwiłam się.

— Przepraszam — szepnął gdyż jego gardło wciąż było podrażnione i mówiło się mu ciężko. Kobieta zauważając to wzięła wodę leżącą na komodzie obok łóżka i pomogła się napić synowi. Ten od razu poczuł się lepiej.

Przeprowadził jeszcze krótką rozmowę z kobietą na temat kilku rzeczy. Widział jak spina się gdy tylko zapytał o przyjaciół, lecz zawsze odpowiadała mu z uśmiechem. Nie rozumiał jej dziwnego zachowania, ale nie chciał drążyć tematu. Rozumiał, że musi być to dla niej niewygodne. A pani Lupin po prostu wiedziała, że czeka ich tam szóstka. W tym chłopak, przez którego jej syn zachorował na hanahaki. Czy obwiniała go? Oczywiście, że nie. Po prostu wiedziała jakie plany ma Syriusz Black i wcale się jej to nie podobało. Jednak nie miała wpływów na decyzje arystokraty i musiała pogodzić się z tym, co miało nadejść.

Bała się jedynie, że choroba powróci gdy Remus dowie się prawdy.

Po półgodzinnej rozmowie Hope poszła po lekarza, który niedługo później zjawił się w pokoju brązowowłosego. Wypytał go o kilka podstawowych rzeczy, które powinien pamiętać, zbadał go, a następnie stwierdził, że po obiedzie zrobi mu badania kontrolne.

Gdy tylko wyszedł Lupin nie miał ani chwilę spokoju, gdyż drzwi otworzyły się gwałtownie, a do pomieszczenia wbiegła rudowłosa nastolatka. Podbiegła prędko do przyjaciela zamykając go w szczelnym uścisku. Chłopak nie potrafił ukryć swojego zaskoczenia i objął ją delikatnie. Po chwili obok łóżka stała czwórka innych mężczyzn: Peter Pettigrew, Frank Longbottom, James Potter i jeszcze jeden, którego niestety wilkołak nie rozpoznawał.

— Tak się o ciebie martwiliśmy, idioto — szepnęła rudowłosa, a następnie odsunęła się delikatnie. Posłała mu mały, lecz szczery uśmiech i usiadła na brzegu jego łóżka. — Jak się czujesz?

— Dobrze — odpowiedział szczerze Remus i spojrzał na szarookiego chłopaka stojącego obok okularnika. — Um... Przepraszam, ale... czy my się znamy?

Syriusz wiedział, że tak będzie. Nie łudził się, że piętnastolatek go będzie pamiętał, a mimo to serce waliło mu szybko i poczuł ból w klatce piersiowej. Rozumiał z czym się wiąże operacja, myślał że jest przygotowany na to spotkanie, lecz pytanie zielonookiego zbiło go z tropu. Spuścił wzrok próbując uspokoić swój oddech. Zagryzł nerwowo wargę. Nie potrafił poradzić sobie ze zbierającymi się w oczach łzami. Lekko zaczął się trząść, co zauważył Longbottom. Objął ramieniem najstarszego i przeniósł wzrok na pacjenta.

— Później to sobie obgadacie, okej?

Młodszy skinął głową. Poczuł, że zrobił źle. Czul napięcie w powietrzu, którego starał się pozbyć brązowooki rzucając nieśmieszne żarty. W tym czasie Frank uspokajał arystokratę. Czuł, że powinien znać czarnowłosego, jednak pomimo wielkich starań, nie potrafił go do nikogo przyporządkować do twarz szarookiego.

Przyjaciele zostali z nim długo. Cały czas rozmawiali i się śmiali i po jakiejś półtorej godzinie postanowili wrócić do szkoły. Mimo wszystko, nie mogli spędzać tyle czasu poza Hogwartem. Black został jednak w środku pokoju wilkołaka i usiadł na krześle, na którym wcześniej siedział Pettigrew. Reszta postanowiła poczekać przed pomieszczeniem, aby później wrócić razem do zamku.

— Znamy się. Nawet bardzo dobrze — zaczął niższy, a drugi przyglądał się mu, uważnie go słuchając. — Twoja mama wcisnęła ci jakiś kit, dlaczego tu jesteś. Takie były polecania lekarza, jednak ja nienawidzę okłamywać ludzi. Trafiłeś tu, bo byłeś chory. — Oczy półkrwistego czarodzieje rozszerzyły się. — Hanahaki. Wiesz co to? — Chłopak skinął głową. — Byłeś zakochany we mnie. Twoim zdaniem tego nie odwzajemniam, więc choroba szła do przodu. To dlatego mnie nie pamiętasz. Przeszedłeś operację,a  to jest równe z wymazaniem wspomniń o ukochanej osobie.

— Przykro mi — szepnął po chwili młodszy. — Nie wyobrażam sobie jak ciężki musi być dla ciebie fakt, że twój przyjaciel cię zapomniał. W takim razie... spróbujmy zaprzyjaźnić się jeszcze raz.

Remus wydawał się teraz taki radosny. Uśmiech który posyłał w stronę młodego arystokraty był naprawdę szczery, co cieszyło mężczyznę. Prychnął tylko cicho śmiechem i skinął głową. Wstał z miejsca i ruszył w stronę wyjścia.

— Jeszcze cię odwiedzimy — mruknął na odchodne i zamknął drzwi od sali szpitalnej.

Zakaszlał cicho wychodząc z niej i spojrzał na rękę, którą przed chwilą zasłaniał sobie usta. Ujrzał na nim płatek kwiatu. Zaśmiał się cicho pod nosem, choć tak naprawdę nie było mu do śmiechu. Westchnął wyrzucając go do kosza i mruknął cicho:

— Wygląda na to, że teraz moja kolej na cierpienia, Remusie.

~^~

No i mamy ostatni rozdział tej książki!

Postanowiłxm napisać otwarte zakończenie, także mam nadzieję, że się wam podoba!

Będę wdzięczny jeśli każdy z was zostawi tu komentarz dotyczący tej książki, czy wam się podobała, czy też nie.

Dziękuję również za każde wsparcie z waszej strony. Jestem wdziecznx za każdą gwiazdkę, komentarz, czy chociażby po prostu przeczytanie rozdziału.

Do zobaczenia w innych książkach mam nadzieję!

Bye~!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro