Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- W takim razie do zobaczenia w następnym tygodniu. - Ethan zmarszczył brwi, patrząc na ich dwójkę, Louis próbował pomóc Harry'emu w ubraniu płaszcza, a brunet czuł się niemal martwy. Albo naćpany. Nie był jeszcze pewien. - Nie wierzę, że już wychodzicie, przyszliśmy dopiero godzinę temu.

- Pozwól im iść, kochanie. - Niall uśmiechnął się powoli, spostrzegawczy jak zawsze. - Harry zdecydowanie wydaje się być chory, nie sądzisz?

- Chyba za dużo wypiłem. - Harry powtórzył dokładnie to co Louis kazał mu powiedzieć. Trzeci raz.

Był dobrym chłopcem.

Każda część tego pokoju była teraz niewyraźna i nieważna, liczył się tylko Louis. I jego dłonie na jego talii. I jego stanowczy głos. Uśmiechał się na ten dźwięk.

- Wymiotował wcześniej? - Zapytał Ethan. - Mogę zadzwonić po mojego kierowcę.

- Nie martw się, zadzwoniłem już po swojego - powiedział Louis i to było muzyką dla uszu Harry'ego.

- Dlaczego on się tak uśmiecha? - Zachichotał Niall.

- Ma kierowcę. - Harry uśmiechnął się szerzej.

- O mój Boże, jesteś takim sugar baby.

- Sugar baby? - Zapyta łLouis.

A Harry będzie musiał później to wyjaśnić. Zdecydowanie później.

- Jesteś moim tatusiem! - Usłyszał swój własny szczęśliwy głos. O wiele za głośny.

Louis stał teraz obok niego z szeroko otwartymi oczami. Ooops.

- Wyjaśni ci to później - powiedział Niall przez śmiech. - Drogi Boże, masz z nim jazdy.

Harry dostrzegł jak policzki Louisa stały się czerwone. Dlaczego takie się zrobiły prez to co Niall powiedział? Harry zmarszczył brwi.

- Musimy iść - złapał dłoń Louisa i pociągnął go w stronę wyjścia.

- Tak. - Louis pokręcił głową. - Pa, panowie.

- Trzymajcie się! - Powiedział Ethan.

Harry był przekonany, że słyszał jak Niall szepcze coś do ucha swojego narzeczonego, zanim skończyli się żegnać.

- Dokładnie wiedzą co się wydarzyło, prawda? - Wyszeptał Louis, kiedy szli wzdłuż ulicy.

- I czyja to wina? - Wypalił Harry, chwiejąc się.

Louis złapał go za biodra.

- Twoja - stwierdził, ściskając tyłek Harry'ego i uzyskując w ten sposób jęk od mężczyzny. - Jezu, wsiadaj do samochodu - zachichotał, otwierając drzwi.

Harry upadł do środka bez gracji i jęknął jeszcze głośniej, kiedy jego tyłek dotknął siedzenia. Louis uśmiechał się i kręcił głową.

- Do domu, John - powiedział ze śmiechem.

- Masz na imię John? - Zapytał Harry.

Louis odwrócił wzrok, by na niego spojrzeć, ale nic nie powiedział, wciąż się uśmiechał.

- Tak, proszę pana - odpowiedział mężczyzna za kółkiem.

- Jestem Harry! - Uśmiechnął się do mężczyzny w lusterku wstecznym.

- Dlaczego jesteś taki przyjazny? - Louis zachichotał ze swojego miejsca obok niego, przytulając bruneta bliżej swojej talii.

- Będzie widział różne rzeczy, lepiej być najpierw przyjaznym - wyszeptał dramatycznie Harry.

Kochał bycie dramatycznym, to sprawiało, że było jasno i kolorowo. Tak jak teraz, Louis przyniósł kolory do jego życia. Uśmiechnął się ponownie.

- Jesteś najlepsiejszy - wyszeptał do jego ucha.

To sprawiło, że mężczyzna się zaśmiał. Jego oczy się zmrużyły, a jego zęby świeciły w poruszających się światłach ulicznych. Albo to one się ruszały. Ziemia się ruszała!

- Czuję jak ziemia się rusza! - Zadeklarował Harry.

Louis umierał już ze śmiechu.

- Haz, kurwa, zabijesz mnie.

- Nie, póki mnie nie wypieprzysz. - Harry wskazał na niego swoim palcem i usłyszał jak John kaszlnął na swoim miejscu kierowcy. - Ooops - przygryzł swoją wargę, by się jasno nie uśmiechnąć.

- Jesteś kłopotem. - Louis pokręcił głową, zamykając swoje oczy. Jego policzki były różowe. To zasługa Harry'ego.

- Mam kłopoty? - Harry poruszył swoimi brwiami.

Louis przygryzł swoje wargi, jakby chciał ukryć swój uśmiech, ale odwrócił wzrok, kręcąc głową. Droga do mieszkania Louisa nie była długa, ale Harry potrzebował, aby szatyn coś zrobił. Już był twardy i jego jeansy wydawały się być zbyt ciasne na jego ciele. Próbował usiąść w bardziej komfortowej pozycji, ale ruch spowodował, że zatyczka przesunęła się bliżej jego prostaty i ponownie jęknął.

- Przestań się ruszać - wyszeptał Louis do jego ucha.

- Nie mogę - jęknął Harry. - To niekomfortowe. Muszę ściągnąć swoje jeansy.

- Nie dotknę cię, jeśli ściągniesz z siebie jakiekolwiek ubranie. - Louis wskazał palcem na jego klatkę piersiową. - Nie chcemy tego, prawda?

Harry wydął wargę i opuścił dłonie na swoje kolana. Jednak kiedy spojrzał w dół coś innego zwróciło jego uwagę. Louis był twardy. I Boże to nie był miły widok. Harry powoli położył swoją dłoń na udzie szatyna. Naprawdę musiał go w tej chwili dotknąć. Jedynym problem był w tym, że Louis wyglądał na rozproszonego. Patrzył przez okno, a jego brwi były zmarszczone.

- Znowu myślisz - zauważył Harry, ściskając udo Louisa. - Nie rób tego.

- To nie tak, że to coś ważnego. - Louis przewrócił oczami.

Harry powiedziałby, że nie, ale z całą szczerością było. Nie był pewien co powstrzymywało Louisa od spania z nim. Jego terapeutka miał na ten temat pewne przemyślenia, ale Harry miał więcej. Niektórych z nich nawet nie był w stanie powiedzieć jej na głos.

- Chcesz tego? - Zapytał jeszcze raz.

Louis patrzył na niego, jego zmarszczenie się pogłębiło. - Czy moja twardość w spodniach nie daje ci konkretnej odpowiedzi?

Wtedy Harry się uśmiechnął. Zbyt czule jak na tego typu komentarz. Jednak właśnie taki był. Erekcja byłą dla niego niczym komplement, a Louis sam w sobie był prezentem.

Podjechali do budynku i podeszli do głównego wejścia dłoń w dłoń. Louis wydawał się być chętny do tego, by wpakować Harry'ego do windy najszybciej jak to możliwe, ale Harry rozglądał się niczym dziecko na spacerze.

- Mickey! Jak minął ci dzień? - Pomachał do konsjerża.

- Dobrze, dziękuję proszę pana - odpowiedział mężczyzna z małym uśmiechem. Jego kolor był jasny przy jego ciemnej skórze.

- Idziemy do domu. - Harry uśmiechnął się, chichocząc na próby Louisa odciągnięcia go. - Mamy plany - poruszył brwiami.

- Jezu Chryste - wymamrotał Louis, robiąc kółko wokół Harry'ego i wpychając go do windy.

- Widzę - zaśmiał się Mickey. - Miłego wieczoru.

- Taki będzie! - Odkrzyknął Harry.

- Przepraszam. - Louis pokręcił głową, odwracając się do mężczyzny za ladą. - Jest pijany.

- Życiem! Jestem upojony życiem.

- Tak, jesteś. - Louis przygryzł swoją wargę, aby się nie zaśmiać.

Wyszli z windy i Harry niemal upadł na drzwi mieszkania Louisa.

- Jest zamknięte - wydął wargi.

- Po to są drzwi. - Louis wyjął klucze, jego dłonie się trzęsły, a Harry potrzebował go zrelaksowanego.

- Jesteś taki inteligentny - powiedział swoim najbardziej uwodzicielskim głosem.

Louis zachichotał. - Jesteś sarkastyczny?

- Dlaczego? - Harry zmarszczył brwi. - Mam to na myśli! Jesteś.

- Uważasz tak, ponieważ potrafię korzystać z drzwi? - Louis w końcu je otworzył, łapiąc Harry'ego za łokieć, zanim pociągnął za klamkę.

- Nie, nie tylko. - Harry miał problem z ściągnięciem butów. - Sam władasz pierdoloną firmą.

- Która prawie w zeszłym roku zbankrutowała. - Louis ściągnął swój płaszcz i pomógł Harry'emu z jego własnym.

- To był sposób wszechświata na to, byś poczuł się wystarczająco smutny i zdesperowany, by ze mną porozmawiać. - Harry chwiał się, ale przytrzymał się ramion Louisa. - Ooops - powiedział, uśmiechając się.

- Cześć. - Louis oddał uśmiech, przytrzymując się bioder bruneta.

- Musisz przestać się degradować - wyszeptał Harry, powoli odpinając guziki koszuli Louisa. - Jesteś inteligentny i zabawny i seksowny - kontynuował z uśmiechem, wskazując na unoszącą się klatkę piersiową szatyna. - Jesteś przynętą.

Ich wzrok się spotkał w przyciemnionym świetle korytarza, tym które pochodziło z kuchni. Louis po prostu zapomniał je wcześniej wyłączyć. Niebieskie oczy wpatrywały się w te zielone.

- Dlaczego mówisz to wszystko? - Wyszeptał Louis.

Harry przejechał dłonią po włosach mężczyzny, ciesząc się tym uczuciem i zyskując tak potrzebną trzeźwość z każdym łatwym oddechem.

- Ponieważ sprawiasz, że czuję się bezpiecznie i nie sądzę, że robię to dla ciebie.

Cisza rozprzestrzeniła się między nimi, jednak kiedy wzrok Louisa się zatrzymał, Harry wiedział, że załapał. Szatyn westchnął i spojrzał na chwilę w dół.

- To nie ty - powiedział powoli. - To ja i mój umysł - zachichotał. - Nie pracujemy dobrze razem.

Harry podrapał go po głowie, mając nadzieję, że w ten sposób Louis poczuje się komfortowo.

- To dlatego nie chciałeś ze mną spać? - Zapytał cienkim głosem.

- Tak - powiedział Louis.

Uśmiech pojawił się na twarzy Harry'ego i przygryzł swoją wargę, by z tym walczyć.

-Dzięki Bogu, myślałem, że chodzi o mnie - jego głos nigdy nie był słabszy.

Louis zmarszczył brwi i uniósł wzrok, by spotkać oczy Harry'ego.

- Dlaczego to miałbyś być ty? - Przechylił głowę.

- Cóż, wiesz - młodszy mężczyzna wzruszył ramionami. - W pewien sposób psuję wszystko co dobre. Nie byłbym zaskoczony gdybyś czuł się nieco odrzucony.

Brwi Louisa powędrowały do góry. - Nie, nie, kochanie, to nie to, Boże. - Wziął dłoń Harry'ego w swoją. - Nie mogę uwierzyć, że doprowadziłem do tego, że tak myślisz.

- Mój umysł i ja również nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. - Harry uśmiechnął się, ciesząc się z uczucia dłoni szatyna na swojej skórze.

Uśmiechali się do siebie i w Harry'ego nagle uderzyło ciepłe uczucie w jego klatce piersiowej i brzuchu. To nie było podobne do niczego, ale po prostu w tej chwili istniało. Jakby Louis był jedyną rzeczą jakiej potrzebował żeby znowu poczuć się dobrze. To było przerażające, więc Harry pochylił się do przodu, zamykając swoje oczy i ponownie całując Louisa.

Ten pocałunek był powolny i pełny, dłonie Louisa wciąż znajdowały się na jego twarzy, a Harry był w stanie poczuć puls szatyna pod opuszkami swoich palców, które prowadziły do szyi mężczyzny. Nigdy nie czuł takiego powiązania z inną osobą. Nigdy nie myślał, że będzie w stanie. Pierwszy raz w swoim życiu nie czuł potrzeby, by stało się to seksualne. Myślał o całowaniu Louisa przez godziny i dni, o powolnym podziwianiu swoimi dłońmi jego ciała. Nie czuł potrzeby dojścia, jednak był twardy. Był bardziej skłonny do pozostania takim, gdy ssał wargi Louisa i czuł jego ciepły oddech w swojej buzi.

- Nie jesteś uszkodzony - wyszeptał Louis przy jego wargach.

- To w porządku to powiedzieć. - Harry uśmiechnął się. - Mój terapeuta powiedział, że uszkodzenie jest lepsze niż złamanie, to da się naprawić.

- Kiedy na ciebie patrzę nie widzę żadnego uszkodzenia. - Louis teraz na niego patrzył, a Harry wierzył tym niebieskim oczom.

- Jest lepsza wersja mnie.- Harry poruszył swoją głową aż ich czoła się spotkały. - Mam nadzieję, że będziesz tutaj na tyle długo, by ją poznać.

Zamknął swoje oczy, słowa były ciężkie na języku.

- Mam taką nadzieję.

To był ledwie szept, bardziej niczym oddech, który dotknął twarzy Harry'ego. A potem jego serca i duszy.

- Myślę, że cię ko... - przygryzł wnętrze swojego policzka, jeszcze raz się nad tym zastanawiając. Pozostał cicho.

- Myślę, że cię kocham - powiedział zamiast tego Louis.

Dźwięki ubrały się w słowa. Słowa stworzyły zdanie. Jednak zdanie nie miało żadnego sensu. Harry otworzył swoje oczy, by spojrzeć na Louisa ze zmarszczonymi brwiami.

- Co powiedziałeś?

Louis teraz przytulał jego ramiona i uśmiechnął się do niego ze zmarszczkami przy oczach. To wydawało się być dla niego takie proste, takie łatwe. Kochanie Harry'ego.

- Powiedziałem, że cię kocham, głuptasie - zachichotał oczywiście rozbawiony wyrazem twarzy bruneta. - Nie musisz mi odpowiadać tym samym, po prostu od dłuższego czasu chciałem to powiedzieć.

- Od jak dawna?

- Od tego wieczoru ze sponsorem. - Louis wzruszył ramionami. - Właściwie to powiedziałem, że czuję, jakbym był w tobie zakochany.

- Pamiętam to. - Harry mówił prawdę.

- W takim razie dlaczego jesteś zaskoczony?

- Myślałem, że zmieniłeś zdanie - odpowiedział szczerze.

Louis przechylił głowę i przygryzł swoją wargę, patrząc na Harry'ego z tym spojrzeniem, które prawie mówiło 'nigdy nie przestanie mnie szokować to jak głupi jesteś'.

- Co? To było dość wcześnie. - Harry próbował bronić swojego punktu widzenia.

- Czy to w porządku mówić to teraz? - Uśmiechnął się Louis.

Harry przewrócił oczami i przytulił Louis blisko swojej klatki piersiowej. Chciał poczuć Louisa niesamowicie blisko i również schować swoją zaczerwienioną twarz.

- Czy to bolało? - Zapytał.

- Czy co bolało?

- Zakochiwanie się we mnie.

Niby żartował, ale powiedział to tak poważnie, że jego serce na chwilę stanęło. Louis odsunął się, a jego wyraz twarzy nie był rozbawiony. Była zacięta.

- Nienawidzę tego, że sądzisz, że tak trudno jest cię pokochać, Harry.

Zdanie upadło na klatkę piersiową Harry'ego niczym torba cegieł. Nie sądził tak, nigdy po prostu nie zdawał sobie z tego sprawy. Jakiś czas temu otworzył się na miłość, witał ją każdego nieznajomego którego spotkał. Jakoś po drodze przyzwyczaił się do bycia lubianym i pożądanym. Teraz zdał sobie sprawę z tego, że nigdy nie powinien się trzymać poniżej tego. Poniżej miłości, ciepła i komfortu. Poniżej Louisa.

- Też cię kocham.

Słowo po prostu opuściły jego usta, ale nie próbował ich cofnąć. Miał to na myśli. Wcześniej się bał, ale jak powiedzenie ich teraz mogłoby być złe? Kiedy po raz pierwszy w swoim życiu mógł mieć to na myśli.

- Nie musisz teraz tego mówić, kochanie. Rozumiem, że to może być za dużo...

- Nie jest... - powiedział Harry, teraz już bardziej zdeterminowany. - Właściwie to okazało się być o wiele łatwiejsze, niż myślałem. Łatwo jest cię kochać, Lou. Też powinieneś to wiedzieć.

Wtedy Louis go pocałował. Mocno i z pasją, jak wygłodniały mężczyzna, który napił się pierwszej szklanki wody od dni. Harry był bardziej jak alkoholik, który w końcu dał na luz. Tęsknił za kochaniem, tęsknił za byciem kochanym. Uczucie paliło w jego klatce piersiowej i był zaskoczony tym, że nie upadł od prób.

- Sypialnia - powiedział Louis pomiędzy pocałunkami.

- Czekaj. - Harry odsunął się i złapał się dłoni Louisa dla złapania równowagi. - Byłem wcześniej samolubny. Nie chcę żebyś mnie pieprzył tylko dlatego, ponieważ jestem desperacko napalony - uśmiechnął się trochę zażenowany. - Po prostu musiałem wiedzieć, że mnie chcesz.

Jego penis stał się jeszcze twardszy od ich wyznań miłosnych, ale był gotowy poczekać tak długo jak Louis potrzebował. Kochał go. Był gotowy zrobić wszystko dla mężczyzny przed sobą.

- Chcę ciebie i to teraz - powiedział Louis z nieśmiałym uśmiechem. - Powiedz mi... - pochylił się bliżej do ucha Harry'ego i wyszeptał gorąco, sprawiając że ciało bruneta pokryło się gęsią skórką. - Czy ktokolwiek uprawiał z tobą miłość?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro