Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Była jakaś 6 rano, kiedy Harry przestał próbować. Jego sen stawał się coraz gorszy i nie pomagało to, że jego dzień pracy zaczynał się teraz od 10. Był przyzwyczajony do złapania kilku godzin snu w ciągu dnia, ale teraz był zmęczony i zestresowany.

Dobrze, że była sobota. Louis wciąż spał, kiedy Harry wrócił z siłowni (Louis nie miał pojęcia, że ta istnieje w kompleksie jego mieszkania), więc Harry poszedł pod prysznic i przez jakiś czas stał pod gorącą wodą, próbując znaleźć w swoim umyśle spokojne miejsce.

Myślał o tym wczoraj, podczas wieczoru z rodzeństwem Louisa. Spali teraz rozrzuceniu po domu. Lottie chciała zabrać dzieciaki do siebie, ale potem Doris zasnęła na kolanach Harry'ego i Fizzy poprosiła ją, by została i dzielą pokój gościnny. Dlatego dwie kanapy na dole, były zajęte przez dzieci. Lottie i Fizzy spały obok sypialni Harry'ego i Louisa, a brunet czuł się nerwowo schodząc na dół.

Przebrał się w nową parę bokserek, jakieś dresy i t-shirt. Louis wciąż był martwy dla świata. Większość jego twarzy była zakryta poduszką. Harry zastanawiał się jakim cudem wciąż oddychał. Chciał na niego skoczyć, przytulić go powoli albo wrócić do spania. Jednak nie czuł, że miał na to dzisiaj pozwolenie. Było coś w tym, że w mieszkaniu dzisiaj było rodzeństwo Louisa, sprawiało, że wszystko było takie prawdziwe i nie był pewien czy na to zasługiwał.

Tutaj był. Siedział na skraju łóżka, łapiąc swoje myśli. To nie było prawdziwe, mówił sobie. To była bardzo intruzywna myśl.

Powoli jego świat ponownie zaczynał mieć sens. Słyszał ruch na piętrze, siedząc w całkowitym otępieniu. Zrobił wdech i wydech, spoglądając na zegar. 8:30. Siedział tutaj od 20 minut. Medytacja pomagała.

Schodząc na dół Harry zauważył puste miejsce na kanapie, więc nie był zaskoczony, gdy znalazł Ernesta w kuchni. Chłopak jednak był zaskoczony nagłym pojawieniem się bruneta. Stał na małym stołku, którego Harry nigdy wcześniej nie widział i wspinał się do lodówki. Jego oczy były szeroko otwarte i były skupione na twarzy Harry'ego, w chwili kiedy mężczyzna przeszedł przez drzwi kuchni.

- Witaj - wyszeptał Harry, stojąc w miejscu.

- Cześć - powiedział chłopiec, a jego ramiona zamarzły w powietrzu.

Harry zerknął do lodówki i uśmiechnął się.

- Chcesz mleko czekoladowe?

Ernest spuścił swoje dłonie wzdłuż ciała. - Powiesz Achoo? - Zapytał, patrząc na Harry'ego z zainteresowaniem.

Jakim cudem Harry czuł, że to test. Powinien powiedzieć Louisowi? Naprawdę przez chwilę o tym myślał.

- Nie powiem - powiedział, kiwając głową. - Zjesz ze mną śniadanie przed czekoladowym mlekiem?

Ernest zmarszczył brwi, patrząc na kartonik, a potem na Harry'ego.

- Dobrze, ale szybko.

Harry zachichotał, podchodząc do lodówki, by wyjąć trochę jajek i warzyw. Zaczął robić omleta, mając nadzieję, że nie był zbyt głośny. Ernest usiadł na małym stołku obok lodówki i patrzył w swój telefon.

- Skąd to masz? - Zapytał Harry, wskazując łyżką na stołek. - Nie widziałem tego wcześniej.

- Achoo trzyma to w tej szafce - wskazał na drzwiczki obok zmywarki. Harry myślał, że są tam tylko rury. To sprawiło, że się uśmiechnął. Wyobraził sobie Louisa na tym stołku, próbującego sięgnąć do wyższej szafki.

- Mieszkasz tutaj? - Zapytał Ernest, zaskakując Harry'ego.

- Nie - powiedział szybko. - Czasami tylko tu zostaję.

- Ale Achoo jest teraz twoim chłopakiem. Nie chcesz z nim mieszkać?

Ten chłopak był lepszy niż filiżanka espresso. Brwi Harry'ego poszybowały do góry.

- Z wielką chęcią zamieszkałbym z Louisem - ostrożnie dobierał swoje słowa. - I w końcu do tego dojdziemy. Taką mam nadzieję.

Był zaskoczony, widząc że chłopak go słuchał, zapomniał o telefonie w swojej dłoni.

- Dobrze - wymamrotał, wzruszając ramionami. - Lottie mieszka ze swoim chłopakiem. Ma na imię Luke.

Harry odwrócił się z powrotem do kuchenki. - Jest w porządku?

- Nie za bardzo go lubię, ale nie powinienem być niemiły.

To sprawiło, że Harry zachichotał nieco nerwowo. - Więc mnie też nie lubisz? - Zapytał tak nonszalancko jak tylko mógł.

- Jeszcze nie wiem - powiedział Ernest znudzonym głosem.

Harry robił się nerwowy wokół tego małego chłopca, który nie miał nawet siedmiu lat. Siostry Louisa aż tak mu się nie przyglądały. Właściwie to był zadowolony z poprzedniego wieczora. Wszyscy dobrze się bawili. To, że impreza była bezalkoholowa było dobre dla jego poziomu niepokoju. Louis powiedział mu, że to był ich sposób na wspieranie Fizzy. To wydawało się być naprawdę miłe.

- Podobają ci się gry, które ci dałem? Louis pomógł mi wybrać.

Skrzywił się wewnętrznie na to, że użył Louisa jako tarczy, ale uznał, że mężczyzna nie będzie miał nic przeciwko.

- Tak, 'overcooked' jest naprawdę fajne. Ja i Dory chcieliśmy tą grę od długiego czasu.

- Co jeszcze lubisz? Mam na myśli... - przeczyścił swoje gardło, kładąc dwa talerze na wyspę. - Co powinienem ci kupić następnym razem?

Chłopak spojrzał na niego z zainteresowaniem w oczach. Był bardzo poważny, ale nie w ten sposób, który jest słodki u dzieci. Był bardzo ochronny. Tak jak sam Louis.

Powoli koniuszek jego ust uniósł się do góry. - Mogę ci pokazać na swoim telefonie - szybko uniósł urządzenie. - To nowa gra, wyjdzie za miesiąc. - Podszedł bliżej i wspiął się na wysoki stołek obok Harry'ego.

Oglądali razem filmik, jedząc przy tym śniadanie, przyciszonymi głosami dyskutowali odpowiednie kwestie. Ernest był naprawdę inteligentny jak na swój wiek. Używał trudnych słów i porównywał grę do książki, którą czytał.

- Co robicie? - Doszedł do nich cienki głos z progu.

Phoebe wiązała swoje włosy w kucyk, a mały ręcznik znajdował się na jej ramieniu. Musiała obudzić się jakiś czas temu, kiedy oboje mieli słuchawki na uszach.

- -Jemy śniadanie. Chcesz też? - Harry próbował się uśmiechnąć bez niepokoju w swoich oczach.

- Tak, pewnie - udała się do wyspy i usiadła. - Co oglądasz, Erny?

- Filmik o tej grze, o której ci mówiłem. Harry'emu się podoba.

- To prawda - powiedział Harry, zamykając lodówkę z kartonikiem mleka czekoladowego w jednej dłoni i kartonem jajek w drugiej. - Mogę napić się trochę twojego mleka, Ernest?

Powieki chłopaka rozświetliły się i skinął głową.

- Gry, mleko czekoladowe - zachichotała Phoebe. - Nie jesteś za młody dla mojego brata?

Harry zarumienił się, próbując znaleźć jakieś słowa, ale potem poczuł ciepłą obecność za swoimi plecami i małą dłoń na swoim biodrze.

- Wystarczająco stary - powiedział Louis, swoim porannym, zachrypniętym głosem i pocałował ramię Harry'ego.

Uśmiech, który przyozdobił twarz Harry'ego pojawił się bezproblemowo, tak jak miało to miejsce przez cały poranek. Odwrócił się do Louisa, ukrywając się przed jego rodzeństwem, by ukraść mu buziaka.

- Dobry - wyszeptał, pocierając razem ich nosy.

- Dzień dobry, kochanie. - Louis też się uśmiechał, widać że dopiero co wyszedł z łóżka. Miał 'nawyk' pożyczania ubrań Harry'ego. Był w nich taki słodki, że brunet był szczęśliwy za każdym razem, gdy miało to miejsce.

- Mam na myśli, ile tak naprawdę masz lat? - Zapytała Phoebe, machając tostem, którego ukradła Ernestowi.

- Dwadzieścia cztery - odpowiedział, odwracając się i idąc w stronę kuchenki, by ponownie zacząć śniadanie.

- Cholera, jesteś młody - pisnęła dziewczyna. - To bliżej mojego wieku.

Louis pocałował Erny'ego w czoło, pomagając mu zejść, zanim spojrzał ponownie na Phoebe.

- Nie sprawiaj, że pożałuję tego, że lata temu załatwiliśmy ci korepetytora z matematyki.

Harry zachichotał i odwrócił się, kiedy poczuł jak Ernest pociągał go za koszulkę.

- Hhmmm? - Wymamrotał, pochylając się.

- Możesz nalać mleko do kubka, tak żeby Achoo nie widział?

Chłopak był naprawdę mądry jak na swój wiek. I podstępny. Harry skinął głową z uśmiechem i odwrócił się, by nalać mu pełen kubek czekoladowego mleka. Widział jak Louis patrzył na ich dwójkę i posłał mu pytającego spojrzenie od razu, gdy Ernest opuścił kuchnię.

- To sekret - powiedział samymi wargami.

Jedna strona ust Louisa poszybowała do góry, ale wciąż przewrócił oczami, patrząc na Phoebe, która była teraz zdeterminowana, by udowodnić swój punkt widzenia na temat 'wieku mentalnego'. Każdy w krótkim czasie pojawił się w kuchni, obudzony przez aktywną rozmowę i zapach bekonu. Louis miał rację pomagając Harry'emu poprzez zadawaniu wielu niepotrzebnych pytań aż brunet się śmiał i odsuwał go od kuchenki.

- Ale jak to ma się nie przypalić do pieprzonej patelni, jeśli nie użyjesz to tego oleju? - Przytulił się do Harry'ego w klatce piersiowej, więc ten nie mógł się go pozbyć.

- Bekon zawiera dużo tłuszczu, roztopi się na patelni i nic się nie przypali - odpowiedział Harry tak spokojnie jak tylko umiał.

- Czy to oznacza, że będziemy mieć mniej tłusty bekon? Czy to kolejne 'zdrowe' jedzenie, które we mnie wmuszasz?

Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem i rozbawieniem. Jego oczy były gotowe do zjedzenia Louisa żywcem. To musiało zostać przetłumaczone Louisowi, ponieważ już patrzył na Harry'ego z oczami szczeniaczka.

- Wynoś się z mojej kuchni! - Zaśmiał się Harry, zszokowany zachowaniem Louisa.

To tak jakby mężczyzna nie był w stanie pomieścić tej całej szczęśliwej energii i to było świetne, cóż, przez większość czasu. Louis wydął swoje wargi, dostał buziaka, aby dąsanie zniknęło z jego twarzy i wrócił do stołu w głównej części. Harry zachichotał, patrząc jak odchodzi.

- Potrafi być groźny - usłyszał zza siebie.

Jęknął, prawie upuszczając szpatułkę.

- Jezu, Fizz - przewrócił oczami. - Nie widziałem cię tutaj.

Zachichotała, podchodząc do lady, by pomóc Harry'emu w rozłożeniu talerzy.

- Cieszę się waszym szczęściem - powiedziała prawie szeptem. - Czy to złe, jeśli powiem, że trochę bardziej cieszę się z twojego szczęścia niż z jego?

Harry uśmiechnął się, czując rumieniec na swoich policzkach.

- Skradłem twoje serce?

- Może - zachichotała. - Chociaż na początku, twoje pojawienie nie było dla mniej dorbrą informacją.

Harry przestał się uśmiechać i zmarszczył brwi, patrząc przez chwilę na jej twarz. Wydawało się, że była zażenowana tym stwierdzeniem.

- Dlaczego? - Zapytał, próbując nie brzmieć na zranionego.

On i Fizzy mieli szczególną relację. Była jedyną, która uświadomiła mu, że musi iść na terapię. Stała się kimś do kogo mógł zadzwonić, by przedyskutować swoją sesję. Nie z Louisem, a z nią. I było tak od samego początku. Więc kiedy była niechętna do przyjęcia go do rodziny?

- Czułam jakby to była moja wina, że Louis czuł potrzebę pomagania ci - powiedziała, kręcąc w dłoniach talerzem. - Na początku nie zdawałam sobie sprawy z tego jak wiele dla niego znaczysz, myślałam, że po prostu stara się kogoś uratować - powiedziała i uśmiechnęła. - Ponieważ nie mógł uratować mnie.

Teraz to miało sens, pomyślał Harry'ego. Był przekonany, że nawet jeśli on i Louis by się w sobie nie zakochali, to Louis wciąż zrobiłby wszystko, by mu pomóc. Jednak to nie była cała prawda.

- Myślę, że po prostu taki jest - powiedział powoli. - Nie jesteś kimś kto zostawia osobę w potrzebie. Jest hojny i bezinteresowny, uprzejmy aż do bólu. Oczywiście, że czuł się winny przez to, że nie zaglądał do ciebie częściej - uśmiechnął się. - Jego pomoc pochodzi z serca. Jedynie jego żałoba pochodzi z winy.

Rodzeństwo Louisa wyjechało wieczorem. Po śniadaniu oglądali film i zamówili pizzę na lunch, gdyż czuli się zbyt leniwie, aby się ruszyć. Louis głównie leżał ze swoimi siostrami, przytulał je i szeptał coś do każdej z nich. Harry był zadowolony z towarzystwa Ernesta. Chłopak oczywiście go polubił i był chętny do tego, by mówić brunetowi o wszystkim co lubił. Harry z przyjemnością słuchał, nie zwracając uwagi na film wyświetlany na ekranie. Chodzili po parku blisko budynku Louisa i poszli do włoskiej restauracji, której Harry i Louis byli regularnymi gośćmi od zimnego, lutowego wieczora. Kelnerka wciąż wierzyła w to, że byli zaręczeni. To była część zabawy.

Harry uśmiechał się, odwracając swoją głowę do tej pięknej twarzy. Louis właśnie wyjął swoje kontakty i oczyścił swoją twarz produktami Harry'ego (coś co próbował ukryć, ale zapach go zdradzał). Wyglądał miękko i na śpiącego, najlepszy sposób. Nakręcony Louis. Albo wściekł Louis. Albo cichy Louis.

- Zarąbisto-odjazdowy dzień.

Louis zachichotał zmęczony. - Zgaduję, że tak. - Przytulił się do Hary'ego i położył tam swoją głowę, by spojrzeć na bruneta zza długich rzęs. - Byłoby lepiej, gdyby Ernest nie uderzył cię tak mocno w głowę - powiedział.

- To nic, po prostu próbował ukraść piłkę, poza tym przeprosił po wszystkim.

- Ale potrzebował przypomnienia. - Louis przewrócił swoimi oczami, sprawiając że Harry przypomniał sobie jego wcześniejszą złość.

To naprawdę nie było nic wielkiego. Ernest po prostu mocno kopnął, a Harry prawie popłakał się z bólu. Był trochę niezdarny, więc to też jego wina. Harry zdał sobie sprawę z tego, że ostatnio jego ból było powiązany z innymi ludźmi, nie zauważał tego, zanim zaczął brać swoje leki. Teraz bał się gorącej wody i swędzących bluz. Dziwnie było czuć tyle nowych rzeczy.

- Myślę, że na początku się bał i był trochę zszokowany. Twoje wrzaski też nie pomagały.

Louis westchnął. - Ale wiem, że czujesz teraz wiele i to musiało kurewsko boleć.

Harry poruszył swoimi palcami po miękkiej grzywce Louisa. - Nie musisz mnie pilnować i wszczynać bójki z dziećmi. Nie zrobił niczego złego, Lou.

Louis zamknął swoje oczy, ciesząc się uczuciem, kiedy Harry drapał jego czaszkę.

- Ale jak mogę się tobą nie opiekować, kiedy jesteś moim kochaniem? - Uśmiechnął się, nie otwierając oczu.

Harry pokręcił głową, trzymając swoje emocje na wodzy. To było słodkie, ale Harry czuł się trochę zmęczony czuciem bezpomocnym i małym.

- Kiedy jutro jedziesz? - Zapytał kolejne palące pytanie.

- W południe, Liza będzie tego pilnować, bo sam zapomniałem, że wyjeżdżam. Zgaduję, że spakuję się rano.

Harry zamruczał w odpowiedzi. Louis leciał na trzy dni do Nowego Jorku. Miał za zadanie podpisać nowe umowy. To Steven kazał Louisowi lecieć. Jedli obiad w zeszłym tygodniu, który całkowicie nie był niezręczny. Ani trochę.

Harry się upił, a Louis musiał poprosić Micka, swojego konsjerża, by pomógł mu zanieść go do mieszkania. Następnego poranka mieli pogadankę o piciu bruneta. Nie powinien pić wcale, ale lekarz powiedział, że lampka wina była w porządku. Tak zrobił.

Louis nie powinien wiedzieć o shotach, które Harry pił przy barze. Wciąż to robił, tylko tego nie mówił.

Teraz Louis wyjeżdżał i Harry był przekonany, że w pewnym momencie będzie miał załamanie. Nie wiedział czy to, że Louis będzie daleko było dobrą czy złą rzeczą. To nie był śliczny widok.

- Jakie są twoje plany na jutro? - Zapytał Louis, ziewając.

- Dobrze cię wyssać, abyś nie szukał kogoś innego, kiedy cię nie będzie - powiedział Harry.

Louis zachichotał, przytulając się do jego klatki piersiowej i całując jego dodatkowy sutek. - Nie mogę się doczekać. Co jeszcze?

- Hmm - pomyślał przez chwilę Harry. - Będę pisałem z Edem piosenki na jego album - uśmiechnął się.

Louis też się uśmiechnął. - Brzmisz jak dumny rodzic.

- Po prostu cieszę się z tego, że dostał możliwość. Zasługuje na to.

- Tak samo jak ty - wyszeptał Louis cienkim głosem.

Harry wziął głęboki wdech. - Lou - wymamrotał.

- Nigdy nie dałeś mi dobrego powodu, abym tego nie robił, prawda? Zawsze o to pytam, nawet Kit myśli, że jesteś dobry, a on zna się na rzeczy.

- Możemy o tym nie mówić? - Harry położył się na boku i sprawił, że Louis poruszył się na jego klatce piersiowej. Nie planował zrobić tego tak ostro, ale jego emocje wzięły górę. Wszystko przez te głupie tabletki.

- H, wiem, że masz swoje powody. - Louis usiadł i spojrzał na niego smutnym wzrokiem.

- To dlatego rozmawiasz o mnie z moim szefem? - Harry uniósł brew. - Swoją drogą, świetny sposób, bym czuł się jak dzieciak w pieprzonym przedszkolu. Sprawia, że przypominam sobie jak się tam w ogóle dostałem.

- Hej. - Louis zmarszczył brwi. - W ogóle nie o to mi chodzi.

- Cóż, nie myślałeś nad tym co mówisz, więc ci pomagam.

- Wkładasz słowa do moich ust, Harry.

- Dlaczego to takie ważne? - Usiadł, patrząc teraz na Louisa z wściekłością. - Dlaczego to żebym był piosenkarzem jest dla ciebie takie ważne? Nie zmieniłeś jeszcze wystarczająco mojego życia?

I to musiało zaboleć, jeśli wyraz twarzy Louisa miał być jakąkolwiek wskazówką. Zmarszczył się na te słowa i przyciągnął kolana do swojej klatki piersiowej. Harry zamknął swoje oczy, a potem je zamknął, oddychając powoli.

- Przepraszam - powiedział trzęsącym się głosem. - Nie miałem tego na myśli.

- Wiem, że nie. - Louis skinął głową, wciąż przytulając swoje nogi.

Harry miał pełne prawo do nienawidzenia siebie, ale ten obraz Louisa siedzącego i przepraszającego w swoim własnym łóżku, kiedy tak naprawdę nie miał za co przepraszać. To będzie go teraz prześladować.

- Nienawidzę tego jak cię ranię - opadł ponownie na łóżko.

Czuł, jakby uderzył Louisa, a teraz nawet nie miał prawa go dotknąć. Louis jakimś cudem przeczołgał się do swojego poprzedniego miejsca i położył swoją głowę na klatce piersiowej Harry'ego. To sprawiło, że po kręgosłupie Harry'ego przeszedł dreszcz. To sprawiało, że dreszcz przeszedł przez brzuch bruneta.

- Przestanę pytać, jeśli szczerze mi odpowiesz. Wiem, że jesteś dobry, piszesz i produkujesz, czego swoją drogą o tobie nie wiedziałem. To naprawdę fajne, H. - Harry przejechał swoją dłonią po włosach Louisa. Przeprosiny jak zwykle znajdowały się na jego języku. - Powiedziałeś wcześniej, że chcesz być artystą. Dlaczego nie teraz?

Harry wziął drżący oddech i spojrzał w sufit. To było jego marzenie, dziecięce marzenie, wszystko co kiedyś miał, jego jedyna siła.

- Nie mogę teraz tego zrobić - wyszeptał. - Zbyt dużo ludzi w branży zna mnie jako... prostytutkę. Będą mówić, a ty razem ze mną będziesz mieszany z błotem. To byłaby katastrofa, Lou.

- Nie obchodzi mnie to - powiedział szybko Louis.

- Wiem, że nie. - Harry uśmiechnął się smutno na odwagę swojego chłopaka. - Ale mnie to obchodzi. Nie chcę żebyś to przeżywał. I sam też nie chcę tego przeżywać.

Wymienili się długim spojrzeniem, niebieski spotkał się z zielenią. Harry chciałby zabrać trochę niebieskiego z oczu Louisa i dodać trochę zieleni do tych jego. Był przekonany, że świat stałby się troszeczkę jaśniejszy chociaż na na jeden dzień.

- W porządku - wyszeptał Louis.

Przesunął się wyżej, bliżej twarzy Harry'ego i pocałował go w usta, powoli i czule.

- Przepraszam. - Harry cały czas miał zamknięte oczy, a Louis złączył ich czoła razem. - Za to, że jestem kutasem tak jak teraz.

Louis zachichotał, całując jego nos. - Wiesz co mówią, jesteś tym co jesz.

Harry otworzył swoje oczy i wpatrywał się zszokowany w Louisa. Jego szczęka upadła w zaskoczeniu. Louis zachichotał, a jego policzki były zaróżowione.

- Przekupiłem cię, kochanie. - Harry zaśmiał się z czułością i niedowierzaniem w swoim głosie.

- Nie. - Louis pokręcił swoją głową i przysunął swoje wargi do ucha Harry'ego. - Po prostu uwielbiam z tobą sprośnie gadać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro