Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Więc przekazałem Edowi koncept piosenki, tak naprawdę to prawie nic. A on wyszedł z refrenem w jakieś pięć minut, kiedy ja tylko wyszedłem do łazienki. - Harry uśmiechał się od ucha do ucha i gestykulował tak mocno, że ludzie z stolików obok zaczynali się denerwować.

Szczerze mogli iść i cieszyć się swoim nudnym wieczorem gdzie indziej, pomyślał Louis. Łapał każde słowo Harry'ego z dziecięcą ekscytacją, czekając na koniec opowieści.

- I wysłałeś to Tomowi? - Skinął głową, przypominając sobie o jedzeniu przed sobą.

Planowali wieczór w środku, ale kiedy Harry zadzwonił i przekazał wieści, Louis od razu zadzwonił do ich ulubionej restauracji. Dostali nawet ten sam stolik, przy którym siedzieli podczas swojej ostatniej randki. Wieczór był perfekcyjny.

- Tak, nagraliśmy demo. Zaśpiewałem jakiś dupny wers, ale to nie ma znaczenia, refren był kurewsko dobry, przysięgam. - Wziął kolejny łyk wina ze swojego kieliszka i uśmiechnął się do Louisa. - W każdym razie, jak minął ci dzień?

Louis wzruszył ramionami. - Zayn jak chce to potrafi być prawdziwym wrzodem na tyłku.

To sprawiło, że Harry zachichotał. - Co tym razem zrobił?

Louis przez chwilę myślał nad tym, by poprowadzić rozmowę z powrotem na Harry'ego, ale potem uznał, że równie dobrze może to teraz wyjaśnić?

- Chodzi o moją książkę - przygryzł swoją wargę. - Zayn dał zarys swojemu przyjacielowi ze studiów - westchnął Louis. - Jest pisarzem.

- Och. - Harry uśmiechnął się jasno. - Wiesz, że...

Nie dokończył swojego zdania, ponieważ delikatna dłoń została położona na jego ramieniu. Harry zesztywniał na chwilę, ale potem intruz pojawił się w jego polu widzenia i uśmiech rozprzestrzenił się na jego twarzy. Kobieta była wysoka i szczupła, miała na sobie czerwoną sukienkę, która wyglądała jak z okładki magazynu. Jej długie, ciemne włosy były związane w wysokiego kucyka, który podskakiwał, kiedy Harry wstał i przyciągnął ją do ciepłego uścisku. Louis także się uśmiechnął na wyraz szczęścia na ich twarzach, mimo że wciąż był lekko zmieszany, ponieważ nie został przedstawiony. Z drugiej strony nie wiedział co powiedzieć.

Zazwyczaj nie wiedział jak się zachowywać w tego typu sytuacjach. Louis nie miał nic przeciwko interakcjami w pracy, ponieważ znał swoją pozycję, był pewien tego co miał do powiedzenia. To była bezpieczna strefa. To nieplanowane spotkanie z nowymi ludźmi go zmieszało. Szczególnie, kiedy nagle Harry poczuł się szczęśliwy.

- Miło cię widzieć, Kenny. - Usłyszał głos Harry'ego, blisko ucha kobiety.

- Minęło dużo czasu, a ty nie dzwonisz do mnie od tygodni, idioto - zaśmiała się, poklepując go po ramieniu, kiedy się odsuwał. - Jesteś tutaj w interesach? - Zapytał, patrząc w stronę Louisa.

I to wydawałoby się dziwne bez względu na to jak wiele razy spotykał klientów Harry'ego. Chociaż teraz marszczył się z innego powodu. Harry był poza branżą już od pół roku. Pisał teksty piosenek już od 4 miesięcy, a zamieszkali razem miesiąc temu, więc był dość zszokowany, wracając do tego w jednym zdaniu. Od osoby, z którą Harry wciąż był bardzo blisko. Wydawali się być blisko.

- Nie, to jest Louis, on... ehmm

- Jestem jego chłopakiem. - Louis uśmiechnął się sztucznie, nie patrząc w stronę Harry'ego. - Miło mi cię poznać, Kenny.

Oczy kobiety rozszerzyły się na chwilę, ale szybko doszła do siebie. Jednak Louis wciąż to zauważył.

- Wow, miło mi cię poznać, Louis. Jestem Kendal, ale Kenny jest w porządku. Ja i Harry znamy się - zawahała się. - Z pracy.

Harry kaszlnął na jej słowa.

- On wie.

Wyraz twarzy Kendall ponownie się zmienił na zbolały.

- Przepraszam - wyszeptała, łapiąc za wyprostowaną dłoń Louisa i potrząsając ją. - Przyzwyczaiłam się do ukrywania tego przed nim. Poznaliśmy się na przyjęciu - szybko wyjaśniała. - Jestem modelką, prawdziwą, nie kłamię.

- Szczerze w to wierzę. - Louis uśmiechnął się, chcąc zakończyć jej cierpienia. - Jesteś przepiękna, słonko.

Kendal usiadła i uśmiechnęła się jasno.

- A ty jesteś taki czarujący! Widzę dlaczego ten tutaj zmienił swoje postępowanie.

- Mhmm. - Louis uśmiechnął się lekko. - Chciałabyś do nas dołączyć? Mogę chcieć posłuchać o jego starych postępowaniach.

- Lou. - Westchnął Harry.

Starszy mężczyzna zerknął na niego i coś na twarzy bruneta kazało mu odwrócić wzrok.

- Właściwie to jestem tutaj w celach biznesowych - uśmiechnęła się smutno. - Mój agent czeka, ale jestem w mieście na tydzień. - Zwróciła swoją uwagę z powrotem na Harry'ego. - Musimy się spotkać.

- Z przyjemnością. - Skinął głową, posyłając zmartwione spojrzenie w stronę Louisa. - Zadzwonię do ciebie jutro.

Przytulili się na pożegnanie, a Kendal wróciła do swojego stolika. Louis był przekonany, że skończył ze swoim jedzeniem. Harry usadził się i próbował położyć swoją dłoń na tej szatyna, ale mężczyzna ją odsunął. Nic nie mógł na to poradzić, ale czuł się zraniony.

- Kiedy ostatnim razem ze sobą rozmawialiście? - Przypomniał sobie Kendal mówiącą 'tygodnie', po prostu musiał usłyszeć to od Harry'ego.

Młodszy mężczyzna zmarszczył brwi zestresowany i napiął swoje ramiona.

- To nie to co...

- Kiedy?

Uniósł wzrok, a potem ponownie spuścił go na swoje dłonie. - Trochę ponad miesiąc temu.

Serce Louisa waliło w jego klatce piersiowej, jakby chciało żeby przestał, żeby się uspokoił. Potrzebował jednak odpowiedzi i za bardzo się bał, by dać się Harry'emu uspokoić.

Harry był świetnym kłamcą, jeśli naprawdę chciał nim być. To sprawiało, że przez pierwsze kilka miesięcy było im trudno. Harry powiedział, że miał spotkanie z Niallem, a potem po kilku godzinach Louis spotkał się z Niallem nie mającym pojęcia o tym co u Harry'ego. Najśmieszniejsza była część, kiedy poprosił bruneta żeby następnym razem wyskoczył z bardziej wiarygodną historią i ustalił z Niallem wspólną wersję. Louis z oczywistych powodów był wściekły. Zawsze dowiadywał się potem, że powody kłamstw Harry'ego były głupie i czasami po prostu brunet chciał coś ugotować dla samego Louisa. Bał się tego talentu.

- Dlaczego nie poznałem jeszcze żadnego z twoich innych przyjaciół?

- Ponieważ nie mam ich wielu. - Harry przygryzł swoją wargę, dając Louisowi odpowiedź, której udzielał mu wiele razy.

- Oczywiście, że tak - syknął.

Jego złość wychodziła poza kontrolę i zwiesił głowę na chwilę, aby się uspokoić.

- Nie było jej przez długi czas, po prostu nie wiedziałem jak jej powiedzieć. - Było słabą wymówką Harry'ego.

- Hej, mam chłopaka i mieszkamy ze sobą, uwierzysz w to? - Louis udawał głęboki głos Harry'ego, próbując przy tym utrzymać spokój. - Albo byłeś zbyt zajęty opowiadaniem jej o tym, że zmieniłeś także profesję? Co jest? Nie jesteś tego pewien?

- Nie! - Harry prawie krzyknął w zatłoczonej restauracji. Kendal, która znajdowała się jedynie trzy stoliki dalej odwróciła głowę. - Nie - powtórzył ciszej. - Możemy pojechać do domu i tam robić sceny?

- Z przyjemnością. - Louis poczuł jak jego wargi zamieniły się w sztywną i cienką linię.

Naprawdę chciał powiedzieć, że się nie kłócili. Jednak to byłoby całkowitym kłamstwem, ponieważ tym razem to była kłótnia. Sposób w jakim brunet umykał pytań działał Louisowi na nerwy przez co jego zdolność do logicznego myślenia była 10 razy grosza i spadali w dół.

Zazwyczaj zaczynało się od małych rzeczy, a potem rosło wraz z zachowaniem Harry'ego, a Louis musiał wyjść z pomieszczenia, aby nie zaogniać konfliktu. To sprawiało, że brunet się wściekał i krzyczał jak pieprzony morderca. - Mogę cię zostawić, jeśli chcesz żebym to zrobił! To nie tak, że jestem kimś więcej niż żoną-trofeum, prawda?

To bolało, paliło i sprawiało, że obydwoje płakali, ponieważ Louisa cały czas zapominał brać Harry'ego na jakieś biznesowe imprezy, a Harry brał to za to, że szatyn się go wstydził, co nie było prawdą. Louis po prostu zapominał, że nie musi tego robić samemu. Harry'ego nie dało się też kontrolować i kłamstwem byłoby powiedzenie, że Louis miał możliwość, by cokolwiek dokończyć. Louis nienawidził przyprowadzać Harry'ego i potem zostawić go, by być towarzyskim. To była katastrofa.

Louis zazwyczaj wściekał się na to, że Harry pił i zapominał brać swoje leki. Mężczyzna żył ponad dwadzieścia lat i szczerze mówiąc Louis nie wiedział jak mu się to udało, ponieważ jakakolwiek samoopieka, która nie zawierała jego wyglądu była całkowicie poza kontrolą Harry'ego. To było bardziej frustrujące, ponieważ leki sprawiały, że Harry był śpiący i zamglony, ale gdy zapominał o swoich lekach robił się humorzasty co zamieniało się potem w wściekłość. Louis nie chciał stawać się jego lekarzem, nie chciał być tym złym. Chciał, by ten romans trwał zawsze, ale oczywiście weszli do niego z bagażem i każdy dzień sprawiał, że byli coraz bardziej zmęczeni.

I teraz okazało się, że Harry z pewnych powodów niepewnie podchodził do mówienia o nich swoich przyjaciołom. Brunet kiedyś powiedział, że niektórzy z jego przyjaciół byli jego klientami. To wydawało się dziwne i teraz Louis wiedział dlaczego. Jednak wtedy Louis czuł się z tym nieźle, skoro nie poznał 'przyjaciół' Harry'ego. Nawet cieszył się z tego, że brunet również nie pragnie jego towarzystwa.

Teraz jechali do domu w całkowitej ciszy, a Louis czuł się głupio.

- Chcę wziąć prysznic - wymamrotał Harry, ściągając przy drzwiach swoje buty.

- Myślisz, że magicznie zapomnę o wszystkim, kiedy ty zamkniesz się w łazience na kolejne pół godziny? - Louis przewrócił oczami. - Obgadajmy to teraz, Harry. Nie chcę myśleć o każdym możliwym powodzie, ponieważ z każdą sekundą, gdy to odkładamy jest tylko gorzej.

Harry zrobił wydech i wydał z siebie jakiś dźwięk, który przypominał bardziej jęczącego kota, który zamienił się w człowieka.

- Dlaczego musisz rujnować ten wieczór? - Westchnął.

Louis rozszerzył oczy, nie wierząc w słowa Harry'ego. - Przepraszam, czy to, że jestem cholernie zraniony rujnuje twój wieczór? - Zapytał sarkastycznie. - Cóż, widzisz, mój chłopak był kiedyś dziwką, a teraz woli, by jego przyjaciele uważali mnie za jego kolejnego klienta zamiast swojego partnera czy kochanka. Albo może współlokatora? - Louis prawie krzyczał pod koniec zdania.

I jeśli Harry chwilę temu zachowywał się jak zmęczony to te słowa aktywowały w nim waleczny tryb. Ściągnął swoją białą marynarkę i rzucił ją na kanapę. Miał nawyk rzucania swoich rzeczy, kiedy był sfrustrowany.

- To z twojego powodu śpię w innym pokoju. Leki sprawiają, że kręcę się po całym łóżku! - Krzyknął Harry na swoją obronę.

- To nie z mojej winy bierzesz leki, Harry. - Louis przewrócił oczami, wchodząc do salonu. Zabrał kurtkę z podłogi i złożył ją na oparciu kanapy.

- Nie, to przez to, że jestem szalony. Tak, jak mógłbym zapomnieć? Szczególnie, kiedy cały czas mi o tym przypominasz!

- Przypominam ci o tym byś o siebie zadbał, ponieważ jesteś dzieckiem i cały czas potrzebujesz opieki! - Odpowiedział mu Louis. - Myślisz, że mi się to podoba? Myślisz, że jestem przez to szczęśliwy? Specjalnie nie powiedziałem ci rano żebyś wziął leki i zobacz gdzie teraz jesteśmy?

Harry przeszedł do okna, wydając z siebie kolejny sfrustrowany dźwięk.

- Myślałem, że się kłócimy, ponieważ chcesz poznać na mnie więcej brudów - zachichotał. - Ale znowu poszło o kontrolowanie.

To był stały punkt w ich rozmowach. Harry sprawiał, że Louis czuł się jak ktoś kto go powstrzymuje i trzyma przeciwko jego woli. Szatyn miał ochotę otworzyć okno i krzyknąć na Harry'ego, aby wyszedł skoro tak bardzo tego chciał. Rzecz w tym, że Louis nie był pewny czy brunet nie wykorzysta okazji. Był sfrustrowany, przerażony i zły.

- Wziąłeś je? - Zapytał, pociągając za swoje włosy.

Harry nawet nie spojrzał na niego i wciąż patrzył przez okno. Jego rama była tak delikatna, że Louis był w stanie dostrzec napięcie w jego kręgosłupie. On też je czuł.

- Kłócisz się ze mną, a nie z moimi lekami, Louis - odpowiedział po jakimś czasie. - Jeśli coś sprawia, że się wściekasz, nie możesz za każdym razem zwalać winę na leki.

I to była prawda, ale Louis po prostu nie chciał tego słyszeć.

- Więc dlaczego nie możesz ich po prostu wziąć? - Krzyknął do pleców Harry'ego.

- Ponieważ nie czuję się sobą! - Harry w końcu obrócił się twarzą do niego. - Przez cały czas czuję się otępiały! Zasypiam dosłownie wszędzie. I piszę same gówna.

- Cóż, cholera. - Louis zaśmiał się wściekle. - Nie sądzę, że twoje leki działają, kiedy piszesz. - Pokręcił głową. - Pijesz do tego za dużo whisky.

To dolało oliwy do ognia. Patrzyli na siebie jak dzikie zwierzęta przed śmiertelnym skokiem. I Harry był pierwszym do atakowania. Zacisnął swoją szczękę i spojrzał na Louisa zza swoich rzęs.

- To mi przypomniało - powiedział, nim udał się w stronę barku.

- Co ci się przypomniało?

- Widzisz, pozwalasz mi tylko wypić pół kieliszka wina - odpowiedział, wyjmując butelkę whisky. - A sprawiasz, że mam ochotę na samolecznictwo.

I dlaczego musiał uderzać tak nisko? Dlaczego był taki gorzki?

- Na nic ci nie pozwalam, Harry - westchnął Louis. - Możesz się upić aż zapadniesz w śpiączkę, nie obchodzi mnie to.

- Tak, dokładnie to chcę zrobić, prawda? - Harry przyłożył sobie butelkę do ust i wziął dużego łyka.

- Nie wiem, chcesz? Ponieważ jeśli masz problem z piciem...

- Pozwól mi zgadnąć. Znajdziemy kolejnego doktora! - Rozłożył swoje dłonie i zaczął się histerycznie śmiać. - Mam terapeutę, psychiatrę, internistę. Kogo jeszcze potrzebuję?

- Och, nie wiem. Każdego lekarza, którego człowiek potrzebuje! - Louis krzyczał i buzował.

- Tak, ponieważ jesteś 'pan zawsze mam rację'. - Harry wskazał na niego butelką. - Pan perfekcyjny! Spójrz na mnie! Nie mam pojęcia jak zrobić pranie, ale nauczę cię jak żyć!

- Jesteś dzieckiem. - Louis pokręcił głową, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

- Jestem? W takim razie musimy wykonać kilka telefonów. Dzięki twojej ekspertyzie mogę pozwać wiele ludzi o pedofilię.

Słowa były niczym jad, ale Harry był narkotykiem. A Louis nie wiedział czy był w stanie przeżyć bez tego mężczyzny choćby jeden dzień. Był uzależniony od wahań nastroju, do słodko-gorzkiego napięcia, do tych wszystkich rzeczy, które sprawiały, że Harry był świętym i grzesznikiem. Znalazł również temperament w sobie. Już nikt go aż tak bardzo nie denerwował. Nikt nie wiedział jak doprowadzić go do szału tak jak Harry.

- Co zrobiłem, czego nie możesz o mnie powiedzieć swoim przyjaciołom? - Zapytał Louis, nie będąc w stanie powstrzymać frustracji. - Planujesz odejść i wrócić do tego co było? To jest powód? Nie podoba ci się tu?

- Och, uwierz mi, twoja klatka jest wspaniała.

Harry wziął kolejny duży łyk prosto z butelki, sprawiając że usta Louisa smakowały jak krew.

- Czy ja próbuję cię uwięzić w klatce? Naprawdę? - Podszedł bliżej.

Harry, który na niego patrzył nie był już jego Harrym. Zamienił się w tą samodestruktywną wersję samego siebie. Tą, którą podejmowała najbardziej szalone i najgłupsze decyzje.

- Czy pomaganie mi ma cokolwiek wspólnego z tym, że znasz każdą pierdoloną część mojego umysłu, Louis? Czy po prostu jesteś tak niepewny, że potrzebujesz mnie, aby się mną opiekować i trzymać dla siebie?

Wziął kolejnego łyka z butelki, Louis potem ją złapał i rzucił ją o najbliższą ścianę. Szkło roztrzaskało się z głośnym łomotem i przygwoździł Harry'ego do szafki, kipiąc ze złości i wzrastającej frustracji. Mężczyzna się uśmiechał. Nawet się nie wzdrygnął.

- Co próbujesz powiedzieć? - Warknął Louis, patrząc na czerwone oczy Harry'ego.

Uśmiech robił się coraz większy i coraz bardziej szalony.

- Że nie potrafisz się mną zająć, Louis. - Złapał dłoń szatyna, tą która była ułożona w pięść przy jego boku. - Albo nie wiesz jak zająć się kimś takim jak ja.

Pociągnął Louisa dłoń do swojego gardła. Louis patrzył na swoją własną dłoń rozłożoną na jabłku Adama Harry'ego. Jego zmysły były przeciążone. Nie wiedział czego Harry od niego chciał.

Następnie eksperymentalnie zacisnął swoją dłoń.

Harry zniżył swój wzrok, odrzucił swoją głowę do tyłu ku szklanej gablocie i uśmiechnął się do Louisa. Jasne światło odbijało się od szklanych drzwi i opadało na jego twarz. Wyzywał go swoimi oczami, słowami, wargami.

- Nie zostałem stworzony do opiekowania się - wyszeptał.

Mały loczek opadł na czoło Harry'ego. Mały i jasny niczym futerko.

- Dokładnie do tego zostałeś stworzony, jesteś zbyt uparty, aby to przyznać. - Louis zrobił wydech, wciąż będąc blisko twarzy Harry'ego.

- A ty jesteś zbyt uparty, by dać mi to czego chcę - zachichotał, dźwięk wydostał się z niego niczym charkot, gdyż dłoń Louisa wciąż znajdowała się na jego gardle. - Albo po prostu boisz się, że nie będziesz tak dobry jak ci przed tobą?

Louis zacisnął swoją dłoń, czując szybki puls bruneta pod swoimi palcami.

- Dlaczego nie powiedziałeś o mnie Kendal? - Warknął w twarz Harry'ego.

- A myślisz, że dlaczego? - Harry z trudem zrobił wydech.

- Ponieważ to między nami nie działa? - Zapytał Louis z nutką zaprzeczenia, nie chcąc w to uwierzyć. - Albo boisz się tego, że coś dobrego cię spotka w życiu?

Harry spuścił wzrok, a Louis poczuł gulę w gardle po jego słowach. Skoro Harry był gorzki, on też mógł taki być.

- Może. - Harry zacisnął swoją szczękę, jego wzrok zrobił się całkowicie czarny. - Albo może po prostu nie jesteś kim kogo chcę.

I teraz uderzył bardzo nisko. Louis nie był w stanie rozróżnić swojego pulsu od tego Harry'ego i nagle zdał sobie sprawę z tego, że ściskał szyję bruneta przy szafce. Zachowywał się agresywnie i mówił rzeczy, których nie chciał powiedzieć. Wszystko przez to, że próbował grać według zasad Harry'ego. Nie był już sobą i ta myśl sprawiła, że poluźnił uścisk i odsunął się.

- W takim razie idź - powiedział, trzęsącym się głosem.

Harry otworzył szerzej swoje oczy i szybko podszedł bliżej do Louisa, tylko po to, by złapać powietrze, ponieważ szatyn coraz bardziej się odsuwał.

- Powiedziałem idź! - Krzyknął starszy mężczyzna. - Dlaczego tutaj jesteś skoro mnie nie chcesz, Harry?

- Ja... - próbował.

- Przestań zachowywać się jak suka i idź! Mówisz o tym przez cały czas, więc to zrób.

Louis nie był w stanie pójść dalej, ponieważ jakaś jego część była gotowa skoczyć na plecy Harry'ego, gdyby przybliżył się do drzwi. Młodszy mężczyzna znowu wyglądał na wściekłego, uśmiech zniknął z jego twarzy, a oczy się rozszerzyły.

- Louis. - Przygryzł wnętrze swojego policzka. - Louis, kurwa! - Krzyknął z frustracji i złapał się za włosy.

- Dlaczego się teraz wkurzasz, Harry? - Louis zaśmiał się, kręcąc głową. - Robię dokładnie to czego chcesz, prawda?

Nie był gotowy, kiedy Harry na niego ruszył, łapiąc Louisa za kołnierz i głęboko go całując. Jego usta smakowały gorzko tak samo jak jego słowa, jego oddech był taki szybki jak jego własny i w przeciągu chwili znajdowali się na sobie. Harry pociągnął go za uda, a Louis złapał go za ramiona, sprawiając że łatwiej było go unieść. Dłonie bruneta złapały go za tyłek, a ich języki walczyły o dominację, tak jak oni robili to przez cały wieczór.

Louis przygryzł wargę Harry'ego, a jęk opuścił jego usta.

- Nie jestem tym kogo chcesz? - Zapytał niby sarkastycznie, ale jednocześnie całkowicie poważnie.

Harry posadził Louisa na ich stole kuchennym, obydwoje próbowali złapać oddech.

- Jesteś tym kogo potrzebuję - westchnął, pochylając się do następnego pocałunku, tylko po to, aby Louis złapał go za włosy i odciągnął go do tyłu, sprawiając że brunet jęknął.

- To dlaczego do kurwy nędzy mówisz te wszystkie gówniane rzeczy? Hmmm? - Powoli zeskoczył ze stołu, Harry wciąż syczał i jęczał w jego uścisku.

- Potrzebowałem tego, abyś się na mnie wściekł - syknął.

- Dlaczego? - Louis pocałował jego kark i ssał go aż usłyszał kolejny głęboki jęk.

- Ponieważ byłem zły na samego siebie i ja... kurwa, Lou - złapał Louisa za boki i to wtedy Louis odwrócił ich wokół, sprawiając że Harry oparł się o stół. Jego twarz opierała się o powierzchnię, tak że Louis był w stanie zobaczyć jak zamykał oczy.

- Mówiłeś. - Louis przygryzł swoją wargę, podchodząc bliżej Harry'ego i odpinając pasek mężczyzny.

Już był twardy i to sprawiło, że Louis się uśmiechnął. Jednak koncentrowanie się na tym było na początku ich związku, teraz szatyn był bardzo zaznajomiony z tym co Harry lubi. Brunet nie lubił słów i akcji. Lubił ból i lubił być traktowany jak obiekt. Louisowi nie zawsze się to podobało, ale w tej chwili naprawdę musiał opuścić swoją frustrację.

- Próbowałem cię zdenerwować - jęknął Harry, kiedy Louis złapał go za spodnie.

- Żebym traktował cię tak jak na to zasługujesz? - Wyszeptał Louis do jego ucha.

- Tak - jęknął mężczyzna, kiedy Louis wyciągnął pasek z jego spodni.

Louis położył pasek zaraz obok twarzy Harry'ego i pociągnął go za krótkie włosy. Tęsknił za tym jak były długie, ale brunet już je zapuszczał.

- Podoba ci się twoja bluzka? - Zapytał, ciesząc się z tego jak kręgosłup Harry'ego się zgiął pod wpływem zdecydowanie niekomfortowego kąta.

- Tak - powiedział mężczyzna, unosząc wzrok ku sufitowi.

- W takim razie zdejmij ją, bo inaczej ją rozerwę - powiedział powoli, patrząc jak Harry przełyka, zanim odrzucił swoją głowę do tyłu.

Harry złapał się blisko, tak żeby jego twarz nie uderzyła w stół. Louis cieszył się z tego, że to zrobił, tak naprawdę nie chciał zranić Harry'ego.

Młodszy mężczyzna szybko odpiął dwa pierwsze guziki i rzucił koszulkę na podłogę.

- Ktoś tutaj jest napalony - zachichotał Louis, wciąż będąc przyciśniętym do Harry'ego.

- A ktoś się tu we mnie wbija.

Nie skończył nawet mówić, zanim jego klatka piersiowa ponownie oparła się o stół.

- Nie mów do mnie - powiedział Louis powoli, łapiąc za pasek. - Po pierwsze, nie dbasz o siebie - zrobił pętle wokół nadgarstków Harry'ego, które brunet z chęcią mu je dał. - Potem powiedziałeś, że trzymam cię jak zakładnika i że jestem powodem twojej nędzy - pociągnął za koniec paska i zapiął go, zawiązując go jeszcze wokół nadgarstków i nie ściskając za mocno. - Jestem powodem twojej nędzy, Harry? - Zapytał sfrustrowany Louis, pociągając za pasek i pętle. Był z siebie dumny.

- Nie. - Harry przełknął.

- Czujesz się teraz jak zakładnik?

- W pewien sposób - wzruszył ramionami, udając fajnego.

Louis bardzo szybko go uniósł za włosy i rzucił go na kolana. Harry miał problem z tym żeby prawidłowo usiąść, ale kiedy uniósł wzrok, zobaczył widoczną linię potu na czole Louisa, pomiędzy jego zmarszczonymi brwiami.

- Na co czekasz? - Louis położył dłonie na jego bokach. - Powiedziałeś, że nie potrzebujesz mojej pomocy, Harry - spojrzał w dół na swój pasek. - Pokaż mi jaki jesteś niezależny.

Brwi Harry'ego się zrelaksowały i spuścił swój wzrok na krocze Louisa. Jego wargi były przygryzione od ich wcześniejszej sesji całowania, a szatyn już chciał mieć te wargi na sobie. Harry przysunął się prawie upadając, ale dotarł do stóp Louisa w jednym kawałku. Uniósł wzrok, by spojrzeć na niebieskie oczy i przysunął swoją twarz do jego krocza. Przygryzł pasek dokładnie w środku i pociągnął za niego. Wyglądał na takiego co dokładnie wie co robi i to nie jedynie bardziej rozwścieczyło Louisa.

- To nie jest twój pierwszy raz, prawda? - Wymamrotał, nie mrugając. Cały czas był zainteresowany tym, by niczego nie przegapić.

Harry pokręcił swoją głową w cichym 'nie', a Louis mógł przysiąc, że się uśmiechał. Połowę paskę wyjął ze szlufek z zaskakującą łatwością i to sprawiło, że szatyn ponownie złapał go za włosy i pozbył się paska w całości.

- W takim razie zrobimy ten raz specjalnym - przygryzł swoją wargę, otaczając paskiem szyję Harry'ego. - Rozpinaj już spodnie.

Harry patrzył jak pociąga za koniec paska, a jego oczy stały się większe, kiedy Louis pociągnął za niego tak, że metal opadł w prawidłowe miejsce na jego gardle, a jego twarz została przysunięta do krocza szatyna.

Louis zajęczał na ten kontakt i uśmiechnął się słodko, kiedy Harry na niego zerknął.

- Oooops, czy to niekomfortowe dla mojego małego eksperta? - Zagruchał.

Zamiast odpowiadać, Harry przygryzł guzik jego spodni i perfekcyjnie go wyciągnął. Zamek dał mu małą okazję do podrażnienia się z Louisem, ale nie dostał szansy, aby to wykorzystać, ponieważ Louis ponownie pociągnął za pasek, sprawiając że nos brunet został przyciśnięty do podstawy jego penisa. Młodszy mężczyzna zajęczał na całkowity brak siły, a Louis poczuł dreszcz wzdłuż swojego kręgosłupa.

- Dlaczego przestałeś, skoro tak bardzo tego chciałeś? - Louis uniósł brew, kiedy Harry spojrzał na niego. - Czy potrzebujesz trochę pomocy?

Louis bardziej czuł niż słyszał sfrustrowane prychnięcie, a potem Harry ponownie został pociągnięty za pasek, przez co jeszcze trudniej mu się oddychało. Jednak w końcu udało mu się rozpiąć zamek do końca. Louis przestał pociągać i pozwolił Harry'ego oddychać i wgryźć się w spodnie, by zsunąć je po jego udach, by następnie zrobić to samo z bokserkami.

Przewrócił oczami i wyszedł ze swoich ubrań, a następnie rozpiął swoją koszulę. Użył ręki wokół, której miał pasek, by jeszcze bardziej go zacisnąć. - Mają rację mówiąc, że jeśli chcesz aby coś było zrobione to lepiej zrób to sam. Wydajesz się bezużyteczny.

Policzki Harry'ego zaróżowiły się, a miejsce pod paskiem już zrobiło się szkarłatowe pod wpływem pociągania, a jego oczy z każdą minutą były coraz bardziej zaszklone.

- Skoro jestem bezużyteczny, to ty jesteś mężczyzną małej wyobraźni. - Harry uśmiechnął się.

Jest coraz gorącej.

Louis pociągnął za pasek, więc twarz Harry'ego przybliżyła się do jego twardego penisa. Polizał swoje wargi, jakby przygotowywał się do dużego posiłku.

- Kochanie, zostań tam gdzie jesteś - jęknął Louis, łapiąc za swoją podstawę i pociągając za wrażliwą skórę.

Oczy Harry'ego wystrzeliły ku górze w zaskoczeniu, a Louis uśmiechnął się zwycięsko.

- Co? Myślałeś, że po tej całej sprośnej gadce dostaniesz to czego chcesz? Och, to takie smutne.

Przewrócił oczami, unosząc kciuk po swoim już ociekającym penisie.

- Louis - zajęczał wysoko Harry.

- Co jest, kochanie? - Louis pociągnął za pasek, więc Harry był teraz przyciśnięty do wnętrza jego uda. Tak blisko, że był w stanie poczuć jego raptowny oddech na boku swojego penisa.

- Lou! - Zajęczał jeszcze wyżej. - Przepraszam.

- Nie mogę... o kurwa - jęknął, zaczynając przestawienie. - Nie słyszę cię.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam! - Podskakiwał w górę i w dół na swoich kolanach i strasznie się kręcił.

To było urocze.

- Och, na litość boską, zamknij się już! - Louis przewrócił oczami dla dobrej gry, przyciągając Harry'ego, ale w następnej chwili jego oczy przewracały się z zupełnie innego powodu.

Harry ssał go z całą siłą. Kolana Louisa były gotowe się poddać. Jeszcze ciężej było grać niewzruszonego, kiedy spojrzał na bruneta. Mężczyzna już unosił wzrok z zaczerwionymi oczami, a jego policzki były tak zaciągnięte, że Louis widział ruch swojego penisaa i wszystkie akrobacje języka Harry'ego.

- To cię uciszy - wymamrotał, z ledwością będąc w stanie powstrzymać jęk.

Harry z drugiej strony nie próbował tego robić. Jęknął wokół Louisa, wysyłając mężczyzna na skraj. Bycie tak dobrym w tym było nielegalne i zdecydowanie nie oznaczało, że ktoś był bezwartościowy. Po prostu sprawiał, że życie Louisa było niemożliwe.

- A ty wciąż utrzymujesz - przełknął, robiąc pętlę wokół swojego nadgarstka, a potem zamknął oczy na naprawdę przyjemne zassanie. Pociągnął Harry'ego do przodu, tak że jego nos dotknął brzucha szatyna.

Uczucie było nie do opisania. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił. To nie była tylko przyjemność, ale też siła. To była także wiedza, że Harry był w stanie wziąć to, a nawet więcej. Na początku bał się bycia ostrym. Ich seks wciąż był niesamowity, ale widział, że brunet wciąż chciał więcej, więc młodszy mężczyzna podjudzał Louisa w najmniej oczekiwanych momentach. Jak na imprezie urodzinowej w biurze albo przed umówionym masażem dla par. To było naprawdę okrutne, ponieważ musiał leżeć tam przez godzinę i słuchać jęków Harry'ego, który zachowywał się jakby naprawdę uprawiał seks. Dostał go za to później.

Jednak nigdy nie zachowywał się tak jak teraz. Nigdy to nie była prawdziwa złość i frustracja. Zawsze się bawił, cóż, grał. Teraz chciał żeby Harry myślał, że traci kontrolę, chciał żeby się poddał. I to zaczynało być złe, kiedy usłyszał jak brunet się krztusi.

W przeciągu chwili zrobił krok do tyłu i upadł na kolana, by złapać łapiącego tchu Harry'ego, zanim jego twarz zderzyłaby się z ziemią.

- Kurwa, kochanie, wszystko w porządku? - Zapytał z szerokimi oczami i poluzował pasek z czerwonej szyi Harry'ego, szukając w nim jakichkolwiek oznak stresu.

Był taki głupi. Louis całkowicie się nie kontrolował. Dłonie Harry'ego były związane i nie był w stanie cokolwiek powiedzieć z penisem szatyna w swoich ustach. Co on sobie myślał? Louis czuł się tak głupio. Teraz się martwił.

- Dlaczego przestałeś? - Kaszlnął Harry, ślina spływała po jego podbródku.

Louis mrugnął na niego głupio.

- Ponieważ się krztusiłeś, idioto! - Krzyknął w twarz swojego chłopaka. - Miałem pozwolić na to, byś się udławił?

Harry zamknął swoje oczy i opadł całkowicie na klatkę piersiową Louisa.

- Tylko trochę - wymamrotał, przejeżdżając nosem po szyi szatyna. - Czuję się dobrze.

Louis przez minutę otwierał i zamykał swoją buzię.

- Cóż, przestraszyłeś mnie na śmierć - wyszeptał, gładząc Harry'ego po włosach. - Jeden z nas powinien to robić od czasu do czasu.

- Uch, nie zaczynaj - warknął Harry, sprawiając że w Louisie znowu zagotowała się krew.

- Wiesz co? - Zaczął, nim uniósł bruneta za ramiona, by spojrzeć mu w twarz. I zatrzymał się.

Ten kutas się uśmiechał. Od ucha do ucha, ponieważ pchnął hamulce Louisa i dostał to czego chciał. Znowu.

- Jesteś niemożliwy! - Powiedział Louis, sprawiając że Harry zachichotał.

- Cóż, dziękuję, miałem wiele praktyki.

I znowu, Harry mógłby napisać operę na temat emocji Louisa, a szatyn by słuchał tego jak hymnu nowej marki.

- Och, wstawaj - powiedział Louis z szerokimi oczami. - Wstajesz i ubierasz golf. Nie ma dla ciebie litości.

- Awww, jesteś taki słodki - zagruchał Harry, mrugając poprzez łzę i przygryzł swoją czerwoną wargę.

Powinien przyjść z ostrzeżeniem. Coś jak 'ten mężczyzna jest najlepszą rzeczą jaka mogła ci się przydarzyć, zanim cię zabije'.

- Do góry - rozkazał Louis, nim sam pomógł brunetowi wstać.

- Już nie ma lodów? - Zajęczał, kiedy Louis przyprowadził go z powrotem do stołu.

Starszy mężczyzna zacisnął swoją szczękę.

- Gadaj dalej i nic dla ciebie nie zostanie przez tygodnie - warknął, uderzając głową Harry'ego o twardą powierzchnię.

- Mogę ci zrobić loda jak będziesz spał - zachichotał.

- Będzie ciężko zważając na to, że już ze mną nie śpisz. - Louis wypowiedział na głos kolejną swoją frustrację.

- Nienawidzę tego. - Widział jak Harry wydął wargi, kiedy Louis poluzował pasek na jego dłoniach. Nie na całej długości, tylko tyle, by pozwolić krwi płynąć. Zatrzymał się jednak, kiedy usłyszał te słowa.

- Nienawidzisz tego? - Zmarszczył brwi. - W takim razie dlaczego poszedłeś do innego pokoju?

Harry westchnął. - Nie spałeś, Lou. Wiem, że powiedziałeś, że ci to nie przeszkadza, ale wyglądałeś rano na tak zmęczonego. Widziałem, że całe prześcieradło było pogniecione, ja się cały kręcę, a ty masz bardzo delikatny sen.

- I zdecydowałeś się zakończyć moje cierpenia, a teraz nie śpię, ponieważ mój chłopak nie śpi ze mną w tym samym łóżku? Przez cały czas myślałem, że to ja byłem problemem.

- Co? Dlaczego? Louuu! - Krzyknął, uderzając głową o stół.

- Przestań! Jeszcze się zranisz. - Louis złapał go za włosy, by przytrzymać jego głowę nad powierzchnią.

- Dlaczego nie zapytałeś?

- Dlaczego nie powiedziałeś?

- Myślałem, że wiedziałeś.

- A skąd miałem wiedzieć? - Zapytał Louis nagle zaczynając się śmiać.

Naprawd był sfrustrowany ostatnim tygodniem. Jego sen był o wiele lepszy bez kręcącego się Harry'ego przy swoim boku. Powiedział brunetowi, że to w porządku, że śpi w pokoju dla gości, ponieważ kiedy zapytał dlaczego to Harry powiedział, że tak było bardziej komfortowo. Louis jedynie odwrócił wzrok, zachowywał się jakby był zajęty i jakby go to nie wzruszyło. Myślał o tym cały dzień i kilka razy w ciągu innych dni. Wiedział również o nadchodzącym kręceniu, to było efekt ubocznych jednego z leków Harry'ego i nie martwił się tym za bardzo.

- To powinno trać tylko dwa tygodnie, twoje ciało przyzwyczai się do leków i ponownie będziesz spał jak kiciuś - wymamrotał Louis, przejeżdżając palcem po kręgosłupie Harry'ego. - Chcę cię dzisiaj w swoim łóżku i każdej innej nocy też.

- Ale ja...

- Nie próbuj w takich sprawach decydować za mnie, Harry - powiedział poważnie Louis. - Mogę sam podejmować decyzję, jeśli to jest jedyny powód.

- Tak jak ja mogę dokonywać swojego własnego wyboru co do moich leków? - Wyszeptał Harry tak cicho, że Louis ledwo to usłyszał.

- Musisz brać swoje leki, ponieważ masz depresję, Harry. To całkowicie co innego.

- Ale Lou - westchnął. - Możesz mnie podnieść? - Zapytał, kręcąc się. - Muszę cię widzieć.

- Oczywiście, kochanie. - Louis szybko podniósł Harry'ego za ramiona i usadził go na skraju drewnianego stołu.

- Naprawdę nie sądzę, że te leki są dla mnie - powiedział powoli Harry, patrząc bardzo ostrożnie na Louisa. - Wiem, że lekarz powiedział, że to szybki i nieszkodliwy sposób żeby mi się polepszyło, ale - przygryzł swoją wargę. - to wcale nie wydaje się takie fajne.

- Ale Harry, też nie jestem fanem tego, po prostu...

- Jest inna opcja - powiedział Harry, nim Louis mógł znaleźć odpowiednie słowa. - Pytałem swojej terapeutki i powiedziała, że mógłbym spróbować witamin i jakiś tabletek na swoją bezsenność. Będę chodził na terapię dwa razy w tygodniu przez jakiś czas i będę na stabilizatorach nastroju, ale nie będę brał antydepresantów.

Louis mrugał na Harry'ego z otwartą buzią. Nie sądził, że to było poważne, myślał, że Harry tak się zachowywał przez wzgląd na swój temperament.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Zapytał Louis po chwili.

Harry mrugnął. - Nie chcę cię zranić - pocałował ramię Louisa. - Po prostu wiem, że twoim jedynym warunkiem było to żebym brał leki i bałem się, że...

- Czekaj, czekaj. - Louis zmarszczył brwi. - Jakim warunkiem? Nie rozumiem.

Harry usiadł, patrząc na Louisa. - Bym mógł z tobą być - powiedział, mrugając. - Twoja wielka przemowa na temat nas i mnie...

- Chodziło o to żebyś o siebie zadbał. - Louis skończył za niego. - Nie chodziło o leki, Harry. Rozmawiałem z tobą żebyś był świadomy i żebyś chciał walczyć. Skoro nie chcesz leków i są inne opcje, to z przyjemnością spróbuję. - Louis dotknął policzka Hary'ego i pocałował drugi. - Naprawdę myślisz, że zrobiłbym coś przeciwko twojej woli?

Młodszy mężczyzna wzruszył ramionami i zamknął oczy pod wpływem tego dotyku. - Czasami mi się to podoba - uśmiechnął się.

- Och, wiem. - Louis zachichotał, przygryzając swoją wargę. - Wciąż nie powiedziałeś mi dlaczego twoim przyjaciele nie wiedzą o moim istnieniu.

Harry uśmiechnął się nieco jaśniej i otworzył oczy, by spojrzeć na Louisa zza swoich rzęs.

- Co zamierza pan z tym zrobić? - Uśmiechnął się, sprawiając że penis Louisa się poruszył.

Harry był diabłem w przebraniu anioła. Jego oczy były otwarte i wrażliwe, a jego wargi krzyczały 'grzeszny', a Louis to kochał. Nigdy nie wiedział co oznacza bycie żywym póki go nie poznał. Mężczyzna był katastrofą owiniętą w piękną wstążkę. Louis mógł się założyć, że jeśli kiedykolwiek wypowiedziałby tę myśl na głos to Harry dosłownie by się owinął i przedstawił Louisowi w ten sposób. To mogłoby być naprawdę zabawne.

Louis opuścił swoją dłoń do krocza Harry'ego i poczuł tam twardość.

- Naprawdę sprawiasz, że się kłócimy i godzimy, prawda? - Nie mógł powstrzymać swojego uśmiechu.

- Ach - jęknął głęboko i gardłowo, jego gardło było spieprzone od poprzednich aktywności. - Zrobiłem dla nas wszystko.

- Jak słodko - zagruchał Louis. - Rzeczy, które ze mną robisz, Curly.

Naprawdę cieszył się małymi jękami i dźwiękami przyjemności Harry'ego. Jednak potrzebował jego krzyków.

- Ufff - powiedział Harry na nagły ruch, kiedy Louis odwrócił go tak, że ponownie leżał na stole. - To robi się nudne - zachichotał.

- Nie dla mnie, więc się zamknij - powiedział Louis z mniejszym autorytetem, niż zamierzał.

- Zmuś mnie - wyszeptał Harry, kręcąc się w miejscu.

- Zaufaj mi. - Louis położył dłoń na kroczu Harry'ego i odpiął jego ciasne jeansy, a następnie je nieco rozsunął. - Próbuję.

Harry był niczym komandos i to powstrzymało go od bycia zaskoczonym przez Louisa dawno temu. Złapał kilka razy za ten kształtny tyłek dla dobrej poznaki, sprawiając że Harry pisnął.

- Masz tyle pięknych rzeczy do założenia, Harry. A wciąż wybierasz nic. - Louis pokręcił głową, zachowując się jakby tego nie pochwalał. - Dlaczego mnie nie zaskoczysz? - Ostatnia rzecz była prawdą.

- Nie zachowuj się tak, jakby ci się to nie podobało.

Louis ponownie go klepnął, pozostawiając odcisk swojej dłoni.

- Nie zachowuj się jak idiota, Harry. Naciskasz mi na odcisk.

- Och, jestem prze... ach! - Nie był w stanie dokończyć zdania, ponieważ Louis zebrał trochę preejakulatu i szybko wcisnął dwa palce do ciasnej dziurki Harry'ego.

Wiedział, że Harry'emu podobał się ból, ale robienie czegokolwiek bez przygotowania, było dla Louisa przekroczeniem linii. To było ważne i potrzebne.

- Och, tak mówisz? - Zapytał Louis, wykręcając dłoń i robiąc palcami nożycowate ruchy.

Wyciągnął je, by przejechać swoją dłonią po ociekającym penisie Harry'ego i by zebrać więcej preejakulatu.

- Kurwa! - Krzyknął młodszy mężczyzna, zdeprawowany od zbyt długiego dotyku.

- Cii. - Louis pokręcił swoją głową, przygryzając wargę. - Taki grzeszny, kochanie, ociekasz na cały stół. Później to zliżesz, prawda? - Zapytał, pociągając za wrażliwą skórę, tylko po to, by się z nim podrażnić.

- Jo - Syknął.

Louis ponownie klepnął go w pupę. - 'Tak' jeśli już i nie wiem do kogo mówisz - jego głos pod wpływem autorytetu stał się niemal obcy.

- Cholera, tak, panie! - Pisnął Harry, kiedy palce Louis wróciły do jego słodkiego miejsca.

- Taki ciasny dla mnie - powiedział Louis. - Nie pieprzyłem cię już od jakiegoś czasu. Czujesz się porzucony, prawda?

- Tak, panie - jęknął Harry. - Potrzebuję cię, proszę, Lou...

- Cichutko. - Louis poruszał swoimi palcami, nie będąc w stanie czekać dłużej i ustawił się przed wejściem Harry'ego. - Zrobię to dla ciebie.

- Tak, tak, tak! - Krzyknął Harry, nim Louis nawet w niego wszedł.

- Ach! - Obydwoje jęknęli z pierwszym pchnięciem.

Louis wszedł z pełną siłą, a teraz Harry pulsował wokół niego niemal boleśnie ciasno. Nie był wystarczająco mokry, nie był wystarczająco przygotowany. Jednak Harry go takim kochał. To dobrze, że miesiąc temu się przebadali, ponieważ czucie bruneta nigdy nie zawodziło.

- Taki pewny siebie - syknął Louis, zamykając jego oczy, by dać Harry'emu trochę czasu na przyzwyczajenie. - Jednak pod koniec dnia, jesteś tylko dziwką dla mojego kutasa.

Kolejna rzecz, której Louis nigdy by nie powiedział, nawet miesiąc temu. Nie przed tym jak Harry go o to prosił, błagał i doprowadził szatyna do takich decyzji. Tak, w pewien sposób było to zbyt bliskie domu, ale z drugiej strony to go podniecało. Przekraczanie linii.

- Panie, rusz się! Proszę, rusz! - Harry kręcił się i ściskał wokół Louisa, sprawiając że mężczyzna przełknął powietrze.

- Cholera. - Louis złapał za pasek, który wisiał luźno na gardle Harry'ego i podniósł go do góry, tak że jego plecy dotykały klatki piersiowej Louisa. - Czyli ja muszę robić całą robotę, tak? - Jęknął, nie będąc w stanie się powstrzymać. Harry się trząsł, a jego tyłek rumienił się przy kroczu Louisa. - Jeśli chcesz się poruszyć to proszę bardzo - powiedział Louis, luzując swój pasek.

Harry opadł na stół z uderzeniem, a Louis by się zmartwił, gdyby po chwili mężczyzna nie zaczął poruszać swoimi biodrami.

- Kurwa - wyszeptał, kiedy Harry pchnął go lekko do tyłu, by penis Louisa wszedł jeszcze głębiej.

Stał tam, patrząc z podziwem jak Harry poruszał swoim ciałem w przód i w tył, podskakując na penisie Louisa. Jego plecy były sztywne, a mięśnie były zaciśnięte. Jego dłonie były sztywne, pomimo paska, jakby Harry nie chciał ich używać i się uwolnić. A zdecydowanie mógł. Mógł zrobić co tylko chciał, ale zdecydował się oddać Louisowi całą kontrolę. To sprawiało, że Louis miał mroczki przed oczami.

W pewnym momencie Harry się zatrzymał, jego tyłek zarumienił się jeszcze bardziej i ustał na paluszkach, podskakując.

- Jasna cholera, kochanie! - Krzyknął Louis, łapiąc biodra Harry'ego i wbijając się w niego głęboko. Położył jedną dłoń wokół długości bruneta, by przedłużyć jego orgazm, który wiedział, że nadchodzi i obydwoje krzyknęli, kiedy Louis uderzył w jego słodkie miejsce, sprawiając że mężczyznę przeszedł dreszcz i zacisnął się wokół niego jeszcze bardziej.

Stół uderzał o podłogę z każdym ruchem ich bioder. Harry niekontrolowanie ociekał, a Louis czuł jak ziemia poruszała się pod jego stopami. Pociągnął bruneta do góry za pasek wokół jego szyi i sprawił, że mężczyzna jęknął, łapiąc powietrze. Widział łzy spływające po twarzy bruneta i pociągnął troszeczkę mocniej, wykręcając swój kciuk na główce Harry'ego i wbijając się w niego z zabójczą prędkością.

- Chodź, kochanie - powiedział Louis. - Kocham, kiedy dochodzisz na moim kutasie.

- Ach! - Krzyknął Harry w powietrze, kiedy Louis wbił się w jego ramię, by nie spowolnić tempa. - Louis! Kurwa, Lou!

Doszedł, białe stróżki pokolorowały drewno stołu, a Louis prawie doszedł na sam widok tego piękna. A Harry krzyczał jego imię. Louis nigdy nie doceniał tego dźwięku, nim brunet pojawił się w jego życiu.

- Mój piękny chłopiec - wyszeptał, całując malinkę, którą zostawił na ramieniu Harry'ego. - Mój słodziak - rozwiązał pasek z szyi Harry'ego, wtulając się w mężczyznę. - Chodźmy na kanapę.

Wysunął się, sprawiając że Harry jęknął pod wpływem wrażliwości i przeniósł ich oboje na kanapę. Pomógł brunetowi wyjść ze swoich jeansów i rozpiął jego dłonie, całując znaki, które pozostawił po sobie pasek.

Usiadł na poduszkach i usadził sobie Harry'ego na kolanach, a potem syknął, kiedy brunet osunął się na jego penisa, zanurzając się w nim.

- Potrzebujemy lubrykantu, kochanie - jęknął Louis.

- Użyj mojej spermy, która jest na twojej dłoni - wymamrotał Harry, unosząc się trochę, żeby Louis mógł zrobić to co powiedział.

Poślizg stał się lepszy, a Harry opadł z zadowolonym z siebie westchnieniem.

- Wygodnie? - Louis uśmiechnął się, poruszając swoimi biodrami, po to, żeby słyszeć małe jęki Harry'ego.

- Bardzo - odpowiedział młodszy mężczyzna, poruszając drażniąco swoimi biodrami.

Byli dla siebie stworzeni.

- Nie jesteś zmęczony? - Zapytał Louis, zabierając sobie swoje mokre włosy z twarzy.

- Troszeczkę. - Harry opuścił swoją twarz w zagłębienie szyi Louisa i wciąż robił małe kółka swoim biodrami. - Ale nie doszedłeś. Jak zawsze zająłeś się mną - zachichotał, jego oddech był gorący na skórze Louisa.

- Czy to ci przeszkadza? Że zachowuję się czasami jak matka?

- Uch. - Harry westchnął. - Naprawdę chcesz teraz o tym rozmawiać?

- Cóż, nawet nie jesteś jeszcze twardy, więc tak - powiedział Louis, ściskając uda Harry'ego.

- Właściwie to nie wiem - powiedział po jakimś czasie, unosząc się i opadając, by utrzymać zainteresowanie penisa Louisa. - Zależy od mojego nastroju.

- Dobrze, a to, że jestem denerwujący nie ma nic wspólnego z tym, że nie powiedziałeś o mnie swoim przyjaciołom?

Harry zatrzymał wszystkie ruchy i usiadł prosto, a potem patrzył się na Louisa z zaciśniętymi wargami i wściekłym wzrokiem.

- Siedzę na twoim kutasie, jakby był najwygodniejszą poduszką, a ty wciąż myślisz o tym czy chcę cię opuścić, prawda?

Louis przewrócił oczami. - Nie dokładnie to powiedziałem, ale...

- Bałem się powiedzieć - wyznał Harry. - Co jeśli byś się mną znudził albo ponownie straciłbym pracę? Co bym powiedział tym wszystkim ludziom? Po prostu... jestem przyzwyczajony do bycia rozczarowanym, wiesz. Ciężko byłoby znowu i coś przetłumaczyć.

- Kochanie, dlaczego?

- Ponieważ nie dostaję miłych rzeczy, Louis - westchnął widocznie mając problem z wyzbyciem się swojej frustracji. - A ty jesteś za miły, to życie - wskazał na pokój. - Jest takie miłe, że czuję się, jakbym śnił.

- Minęło sześć miesięcy. - Louis przechylił głowę, patrząc na Harry'ego. - Nie sądzę, że marzenia mogą trwać tak długo.

- Miałem życiowe wyobrażenia - wymamrotał i pokręcił głową. - Wiem, że to głupie i jestem przekonany, że nie wróciłbym do swojego starego życia, ale co jeśli nie mam innej opcji?

- To dlatego wciąż nie zadzwoniłeś do swojej mamy?

Pytanie przecięło powietrze i spowodowało, że Louis zatrzymał powietrze w płucach. Myślał na głos, wiedział, że nie powinien w to ingerować.

- Tak. - Harry skinął głową, przygryzając wargę.

Przez chwilę panowała cisza, nim Louis przytulił się do Harry'ego, dając mu znać, że wszystko w porządku.

- W takim razie myślisz, że to sen? - Louis uśmiechnął się czule, przejeżdżając dłonią po kręgosłupie Harry'ego.

- Za pierwszym razem, kiedy mnie pocałowałeś - polizał swoje wargi. - Przez chwilę byłem prawie przekonany, że tam byłem - zachichotał. - Albo, że ktoś mnie otruł albo mam halucynacje.

Louis odrzucił głowę do tyłu, śmiejąc się.

- Cieszę się, że to nie jest sen, Harry - uśmiechnął się do mężczyzny przed sobą. - Chociaż, wyglądasz właśnie tak.

- Kochanie, jestem koszmarem ubranym w sen. - Harry uśmiechnął się, kręcąc się na kolanach Louisa i ściskając jego penisa, by patrzeć jak starszy mężczyzna przewraca oczami z przyjemności.

- Nie sądzę, że kiedykolwiek byłem tak długo twardy - powiedział Louis. - Nie mogę powiedzieć, że moje jądra mają się z tym w porządku. Czuję, jakbym mógł eksplodować.

- Proszę, eksploduj wewnątrz mnie - wymamrotał Harry, krzyżując swoje długie palce w powietrzu i podskakując z głośnymi dźwiękami.

- O mój Boże - zachichotał Louis, rzucając jedno ramię na oparcie kanapy, a drugie na swoją twarz, by ukryć swój rumieniec.

- Nie zachowuj się tak, jakby ci się to nie podobało - powiedział Harry, znajdując rytm w swoich podskokach. - Czujesz się dobrze? - Zapytał, w końcu usatysfakcjonowany, jego penis ponownie zrobił się twardy.

- Czuję się wspaniale, kochanie - jęknął Louis, nie będąc w stanie powstrzymać rumieńców i uśmiechów. - Tak dobrze się mną opiekujesz.

- Ponieważ ty opiekujesz się mną. - Harry także się uśmiechnął i nagle przeszedł go dreszcz, kiedy Louis uniósł swoje biodra i uderzył bruneta dokładnie w tamto miejsce. - Jasna cholera, kocham kiedy to robisz!

Obydwoje zachichotali, ponownie odnajdując rytm. Harry poruszał się w górę i w dół, a Louis z każdym ruchem w dół się unosił. To było takie znajome, ich ciała tak łatwo ze sobą pracowały. Louis czuł na sobie pot, ale nie czuł się zmęczony. To dlatego wgłębił się w kanapę, zaskakując Harry'ego, który szybko położył dłonie na ramionach szatyna i rozłożył nogi wokół jego ud.

- Co ty... ach! Kurwa! - Krzyknął, kiedy Louis poruszył swoimi biodrami z determinacją i z większą siłą. - Jezu Chryste, Louis! - Harry'ego przeszedł dreszcz, kiedy pocierał się jedną dłonią, a drugą przytrzymywał się szatyna.

Louis uśmiechnął się do niego, tracąc oddech, ale przyjemność była zbyt dobra dla ich dwójki, by się teraz zatrzymali.

- Jeśli na mnie dojdziesz - przełknął więcej powietrza, przyspieszając tempo jeszcze bardziej. - To będziesz musiał to wylizać.

Harry zamknął oczy, ale najpierw spojrzał w dół na brzuch Louisa, który zaciskał się z każdym pchnięciem.

- Zanotowane - jęknął, dochodząc wprost na klatkę piersiową Louisa i opadając, sprawiając przy tym, że Louis musiał unieść swoje biodra, by samemu dojść. Był dzisiaj zadowolony z siebie. Harry miał problemy z dojściem z powodu tabletek. Prawdopodobnie też przez to jaki był sfrustrowany, krzycząc i płacząc pod Louisem nie był w stanie dojść. Może dlatego dzisiaj nie wziął swoich leków i tak zdenerwował szatyna, że wypieprzył go na śmierć.

Wydawało się, że Harry wciąż był bardzo żywy.

- Och, chwila. - Powiedział Harry, którego wciąż przechodziły dreszcze przyjemności, ale usiadł, pomimo tego, że jego nogi były jak z galarety, a jego tyłek podskakiwał z siłą, co do której posiadania nie zdawał sobie sprawy.

- Jesteś wspaniały kochanie... och, cholera - przeklął pod nosem.

- Przestań mnie już komplementować i dojdź - powiedział Harry, zaciskając się swoją dziurką wokół Louisa.

Kilka pchnięć później szatyn doszedł i wypełnił Harry'ego. Właściwie to czuł jak z niego wylatuje i to uczucie sprawiło, że przeszedł go dreszcz i wepchnął się nawet głębiej, by utrzymać wszystko w środku. Harry musiał myśleć to samo, ponieważ ponownie zacisnął się wokół Louisa i usiadł, widocznie osiadając na dobre. Louis przytulił go mocniej i zmienił ich pozycje, tak by było im bardziej komfortowo.

- Mieliśmy najlepszy seks na kanapie - wymamrotał w powietrze, wciąż słysząc bicie swojego serca w swoich uszach.

- Tak, następnym razem możemy to zrobić ze związanymi rękami - powiedział nieobecnie Harry całkowicie pomijając wątek, ale sprawiając, że Louis zachichotał w jego szyję.

- Wszystko w porządku, kochanie? - Zapytał Louis, łapiąc mały tyłek Harry'ego w swoje dłonie i przejeżdżając palcem po miejscu, w którym wciąż byli złączeni.

- Och, nie rób tego albo znowu stanę się twardy - prychnął Harry.

- Nie sądzę, że to ludzko możliwe. - Louis uśmiechnął się. - Chyba, że mi się tylko śnisz.

Został pchnięty w ramię za ten komentarz, ale obydwoje śmiali się i po dwóch minutach opadli na kanapę.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nikt wcześniej mnie tak nie wkurwił? - Zapytał Louis, kiedy byli pod prysznicem, a Harry mył swoje włosy.

- Przepraszam, słońce. Taki już mój temperament - wymamrotał młodszy mężczyzna, całując jego mokre ramię.

- Nie, chodzi mi o to, że nigdy w życiu się o kogoś tak nie troszczyłem. - Louis pochylił swoją głowę, by ponownie spojrzeć na bruneta.

Mężczyzna miał pianę na głowie od szamponu i miłości.

- Co z twoimi siostrami? - Zachichotał Harry z różowymi policzkami.

- Hmmm - pomyślał przez chwilę Louis. - Masz rację, doprowadzają mnie czasami do szału, ale ty jesteś od nich lepszy.

Harry mruknął, masując jego głowę.

- Po prostu wiem jak sprawić byś był cały gorący i zajęty.

- Bardziej szalony i domowy, ale tak. - Louis przygryzł swoją wargę.

- Ziemniak - odpowiedział Harry, podchodząc do pleców Louisa. - Wszystko co sprawi, że będziesz mnie pieprzył przez najbliższe tysiąclecie.

Było późno w nocy, kiedy Louis poczuł przywiązanie. Nie myślał o tym za bardzo, sądząc że Harry miał po prostu jeden ze swoich epizodów breakdance'a podczas snu. Jednak potem poczuł ruch łóżka, a Harry wstał z telefonem w swojej dłoni. Louis nie ruszył się, póki brunet nie wstał i powoli wyszedł z pokoju.

To było głupie. Rozmawiali o tym, że Louis nie miał nic przeciwko ruchom i szczerze to było w porządku. Oczywiście, nie było za bardzo o czym rozmawiać, ale właśnie tu się znajdowali. Dlatego Louis nie mógł odpuścić. Usiadł powoli i wyszedł z łóżka, zarzucając na siebie jakiś t-shirt. Najprawdopodobniej Harry'ego. Był zaskoczony, nie znajdując bruneta w sypialni dla gości, był pewien że poszedł tam spać. To wtedy usłyszał Harry'ego na dole.

- Cześć - powiedział zachrypniętym głosem. - Przepraszam, jest tak późno... nie, jest wszystko w porządku, tak.

Louis podszedł do barierki, zerkając i dostrzegając Harry'ego stojącego przy oknie w samych bokserkach. Patrząc na to jak opinały jego biodra to należały do Louisa.

- Po prostu chciałem porozmawiać - powiedział z większą determinacją. - To ważne.

Oczywiście było to coś prywatnego, ale Louis był ciekawski, dlatego oparł się o barierkę, by lepiej słyszeć bruneta.

- Rzuciłem to, mamo. - Krew w Louisie zamarła i był gotowy opuścić scenę zbrodni, ale Harry odwrócił się i spojrzał prosto na niego. - Poznałem kogoś naprawdę specjalnego i chcę abyś go poznała - powiedział na jednym oddechu i przygryzł swoją wargę.

Serce Louisa biło mocno w jego klatce piersiowej. A powolny, ale pewny uśmiech Harry'ego mówił mu wszystko co musiał wiedzieć. Będzie w porządku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro