ᴅᴏʟɪɴᴀ ᴡɪᴇᴄᴢɴᴇɢᴏ sᴌᴏɴ́ᴄᴀ.🌾☀️

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Każdy powinien dążyć do znalezienia własnego miejsca w olbrzymim świecie. Jest ono dokładnie tam, gdzie czuje się żar w sercu, oczy są wilgotne, a samotność nie graniczy ze strapieniem. Tam, gdzie pragnie się powracać zarówno w chwilach trwogi, jak też nieokiełznanej radości, gdyż dusza jedynie tam jest bezgranicznie wolna.
Można odnaleźć je tylko wtedy, gdy potrafi się patrzeć uważnie poza horyzonty, a do tego potrzeba intuicji.
Tak więc, jeśli kiedykolwiek zabłądzisz w ciemnym lesie daleko od domu, zaufaj wewnętrznemu głosowi, idź w stronę ciepłego światła i poznaj przyjaciela.
W końcu trafisz do gniazda,
które żal będzie opuścić...

~

Włóczykij usłyszał te słowa, wydawałoby się, dawno temu i nawet nie był pewien czy wypowiedziała je namacalna osoba, czy jedynie kreatura ze snu. To nieistotne. Wystarczyło, że były na tyle poetyckie, iż mogły wybrzmiewać w głowie niczym tekst do akompaniamentu zmysłowych dźwięków harmonijki. Melodie grane przez chłopaka nigdy nie potrzebowały słów, bo nie da się nimi wyrazić wiosennej tęsknoty lub duszy zimy, które niejednokrotnie były podprogowymi tematami jego osobistych kompozycji, bo to pojęcia zbyt abstrakcyjne. Teraz jednak tylko rozmyślał o wcale nie tak abstrakcyjnych ideach, a gra na ukochanym instrumencie pomagała mu w uporządkowaniu tych myśli. Ostatnie podmuchy chłodnego wiatru rozwiewały jego kasztanowe włosy, gdzieniegdzie pojawiły się już pierwsze przebiśniegi. Luty dobiegał końca, a on był w drodze do Doliny Muminków. Wciąż pamiętał, że gdy przybył po raz pierwszy do pogodnej krainy zamieszkanej przez uprzejme trolle, myślał, iż trafił do idyllicznej sfery wiecznego słońca, gdzieś w zaświatach. Przy okazji pierwszego deszczu uświadomił sobie, że był to tylko wymysł bujnej wyobraźni, jednak dawne surrealne wyobrażenia wciąż napełniały jego serce głębokim sentymentem.

Trafisz do gniazda, które żal będzie opuścić...

***

- Ależ Włóczykiju, byłoby nam razem tak dobrze! - Muminek z przejęciem utkwił spojrzenie dużych, błyszczących oczu w postaci przyjaciela. - Moglibyśmy robić wszystko co chcemy bez obaw o konsekwencje, przeżyć tak wiele przygód po to, by mieć nasze własne, niedostępne dla nikogo innego wspomnienia i może stworzylibyśmy nową wiosenną melodię, niepowtarzalne wspólne piękno... - Jego głos przepełniała dziecięca fascynacja i nutka najszczerszej nadziei.

- Wcale nie wątpię, że właśnie tak by było - chłopak przyznał gładko, przybierając lekki uśmiech.

- Czy to znaczy, że zgadzasz się, abym wraz z tobą wyruszył na południe? - Entuzjazm Muminka sięgnął zenitu.

- Nie - odparł rzeczowo Włóczykij. - Nigdy nikogo ze sobą nie zabieram. - Spojrzał w stronę rozmówcy, by przekonać się, iż jego lico ściemniało w wyrazie nagłego przypływu melancholii. - Wiesz dobrze, że po lecie spędzonym w tej uroczej dolinie muszę trochę pobyć sam, a znowu po każdej samotnej wędrówce ciągnie mnie tutaj z powrotem. Po długim rozstaniu moja radość z ponownego spotkania ciebie, drogi przyjacielu jest tak wielka, że za nic nie chciałbym jej stracić.

Muminek westchnął ciężko.

- Kiedy zamierzasz wyruszyć? - zapytał nieco beznamiętnym tonem.

- Jeszcze nie zdecydowałem. - Brunet wzruszył ramionami.

- Gdy już będziesz gotowy do drogi, przyjdź do mnie, nieważne nawet czy będzie to środek nocy, czy wczesny ranek- ja będę czekać. Weź mnie za rękę i pożegnaj się ze mną, i pozwól mi patrzeć na ciebie, kiedy będziesz odchodził... - Przeszklone niebieskie oczy spotkały się z tymi spokojnymi ciemno-brązowymi.

- Tak zrobię - wybrzmiała krótka, twarda odpowiedź.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

Przyjaciele spletli ręce w dodającym otuchy geście, a czas jakby na moment zatrzymał swój bieg.

***

Włóczykija uderzył nagły przypływ wspomnień. Okłamał go. Teraz mógł tylko wyobrazić sobie zawiedzioną minę Muminka, gdy ten jednego z miedzianych listopadowych poranków pobiegł prosto w stronę mostu nieopodal jego domu po to, aby przekonać się, że w miejscu, gdzie jeszcze do niedawna stał zielony namiot, została jedynie przyklapnięta kępa bladej trawy, która przysłonięta płótnem, przez długie miesiące nie mogła zostać uraczona promieniami słońca. Chłopaka w jednej chwili dopadło przytłaczające poczucie winy, choć w momencie, gdy bez słowa opuszczał Dolinę Muminków, kierowała nim ewidentna obawa. Widok odchodzącego przyjaciela mógł wywiercić w niewinnym sercu niebieskookiego dziurę niemożliwą do załatania i powracać w każdym z jego snów, jakie dane byłoby mu mieć podczas snu zimowego. Odebrałby mu beztroskę marzeń o pirackich przygodach i wdzięcznych księżniczkach w tarapatach, czekających na ratunek dzielnego chłopca w kowbojskiej czapce. Brunet w głębi duszy jednak jeszcze bardziej bał się, że chociażby samotna łza na rumianym policzku przyjaciela nie pozwoliłaby mu wyrwać się z wszechobecnego ciepła, jakie dawała mu sama jego obecność i uciec prosto w ramiona dumnej zimy, nawet jeśli naprawdę potrzebował tej ucieczki. Mimo wszystko wiedział, że nic tak naprawdę nie mogło zmyć winy niespełnionej obietnicy złożonej pod wpływem romantycznych okoliczności i smutnych niebieskich oczu, których spojrzenia nigdy nie potrafił znieść. Chciał wetknąć w nie na powrót iskierki optymizmu, a zamiast tego skrzywdził Muminka jeszcze bardziej.
Pociągnął nosem. Był w emocjonalnej rozsypce. Z jednej strony było mu niezmiernie wstyd, z drugiej zaś pragnął jak najszybciej wrócić do przyjaciela, ująć jego aksamitną dłoń i przeprosić go szczerze. Czy mógłby zrobić coś jeszcze, aby wyrazić, jak bardzo żałował tego, w jak okropny sposób nagiął jego zaufanie? Co, jeśli stracił je nieodwracalnie? Nie potrafił znieść tej myśli.

Jeśli kiedykolwiek zabłądzisz w ciemnym lesie daleko od domu...

Muminek tego roku obudził się już o świcie pierwszego dnia wiosny. Wystarczyło, że otworzył zaspane oczy i skierował spojrzenie na mdły sufit nad sobą, by stwierdzić, że wszystko stało się jakieś inne. Nie dość, że nigdy dotąd nie wybudzał się ze snu zimowego tak wcześnie, to w dodatku nie poznawał własnego pokoju w znikomym mglistym świetle. Nawet słoje na drewnianych ścianach zdawały się nabierać nowych kształtów, powietrze było ostre i chłodne, a chlupot rozpuszczającego się śniegu na parapecie wcale nie był melodyczny i nie napełniał chłopca optymizmem. Znów zacisnął mocno powieki, próbując przypomnieć sobie miniony sen, albowiem sny w Dolinie Muminków zawsze coś oznaczają. Nic z tego! W jego głowie panowała zupełna pustka. Z westchnięciem usiadł na skraju łóżka i wyjął spod poduszki skrawek cienkiego pergaminu złożony starannie na pół. List od Włóczykija. Zerknął na ciąg równych liter i przeczytał na głos:

Najdroższy Muminku,
Wczesno-wiosenne promienie słońca w Dolinie Muminków sprawiają, że rzeka, która całą zimę pokryta była warstwą niewzruszonego lodu, znów mieni się błogo, a jej tafla odbija obraz drzew wokół, przybierających dopiero pierwsze nowe liście. Widok ten ma w sobie coś z oczekiwania.
Te same promienie wpadają do Twojego pokoju przez małe okienko. Pod ich wpływem otwierasz powieki, bo wiesz, że zima już się skończyła. I oczekujesz.
A ja jestem w drodze i tworzę dla Ciebie kolejną melodię. Znajduję natchnienie w wiosennym słońcu.
To wszystko pozostanie niezmienne, dopóki owo słońce odradzać się będzie na horyzoncie. A ono zawsze wraca do Doliny Muminków.
Mojej Doliny Wiecznego Słońca.

Twój Włóczykij


Nie potrafiąc inaczej, Muminek przeczytał list po raz drugi, a potem jeszcze po raz trzeci i czwarty. Była to najdłuższa wiadomość, jaką kiedykolwiek dostał od Włóczykija, a zarazem najbardziej tajemnicza. Mimo to słowa napisane przez jego najlepszego przyjaciela miały na niego tak samo kojący wpływ, jak zawsze. Zawód spowodowany jego nagłym odejściem bez osobistego pożegnania zastąpiła czysta i bardziej doskwierająca tęsknota. To nieznośne, rozdzierające od środka uczucie, z którym Muminek nie potrafił sobie poradzić. Ale na wszystko jest jakiś sposób i takowy pojawił się niespodziewanie w jego głowie. Dlatego zerwał się na nogi i stawiając ostrożne kroki, ruszył w głąb domu, by sprawdzić, czy pozostali domownicy czasem również się nie obudzili. Najpierw udał się schodami na dół do pokoju Małej Mi: Nawet nie musiał przekraczać progu niewielkiego pokoju, by usłyszeć rytmiczne chrapanie świadczące o tym, że dziewczyna spała w najlepsze. Następnie ruszył do sypialni swoich rodziców i tu również nie doświadczył zdziwienia, widząc ich pogrążonych w głębokim śnie. Podszedł na palcach do łóżka swojej mamy i złożył na jej czole delikatny pocałunek, po czym pokierował się prosto do wyjścia. Przeszedł przez salon pełen mebli owiniętych lnianym materiałem, chroniącym je przed zakurzeniem. Dziwnie było widzieć pomieszczenie w takim stanie. W końcu trafił do drzwi wyjściowych, które nigdy nie były zamykane na klucz. Pewnie pociągnął za klamkę i wyszedł na zewnątrz. Zadarł głowę do góry, by ujrzeć niebo. Słońce nadal jeszcze nie wzeszło, ale robiło się coraz jaśniej. Podążył dobrze znaną sobie ścieżką prosto przed siebie. Szedł spokojnie skrajem lasu, aż poczuł pod stopami zimny piasek. Do jego uszu dotarł spokojny szum morza, kołyszącego się pod wpływem lekkiego wiatru. Nad wodą unosiła się chmura rzadkiej mgły. Widok ten sprzyjał zadumie, lecz Muminek potrząsnął głową, zanim jego myśli znów skupiły się na Włóczykiju, a raczej na tym, jak doskwierający był brak jego obecności. W głębi siebie jednak marzył, by znów usłyszeć jego spokojny głos, spojrzeć w te jedyne oczy o odcieniu kawy, poczuć jego zapach, który był jak mieszanka goździków, mchu i polnych ziół. Widzieć go, gdy przytrzymuje swój kapelusz na wietrze, uśmiecha się pod nosem lub przymyka oczy podczas gry na harmonijce. Z tą świadomością Muminek chuchnął na płaski kamień, który trzymał w ręce, jakby wypowiadając bezgłośne życzenie i wrzucił go do wody, by móc obserwować ślady, jakie pozostawił na powierzchni. Gdy opadł na dno, sięgnął po kolejny i znów rzucił nim, używając tym razem większej siły. Kamyk uderzył o wodę z głośnym pluskiem i zatopił się od razu.
Dlaczego Włóczykij nie dotrzymał obietnicy? Zwyczajnie zapomniał, czy nie miała ona dla niego najmniejszego znaczenia?
Muminek zebrał na brzegu garść muszelek, które również, jedna po drugiej, ciskał do morza. Chciał rozładować w ten sposób zbierającą się w nim złość i rozpacz. Sam nie wiedział, czy był zły na przyjaciela, czy na siebie, a może na samą wiosnę, która przyszła w tym roku zbyt późno. Jego oczy zaszkliły się, ale nie pozwolił sobie na łzy.

Zdawało mu się, że mijają tak całe godziny, aż do jego uszu dotarła cicha, dźwięczna melodia, której nie mógłby pomylić z niczym innym. Nie była to jednak jedna z tych wesołych przygrywek, do których Muminek zdążył przywyknąć już dawno. Co tylko sprzyjało jego zdumieniu, dźwięki wydobywające się z wnętrza harmonijki były wyjątkowo melancholijne. Poza tym brakowało im tego naturalnego wdzięku i elegancji. Muzyka, jaką słyszał z oddali była po prostu smutna.
Gra ucichła nagle, a chwilę po tym niebieskooki poczuł czyjąś obecność tuż za sobą. Odwrócił się i zobaczył Włóczykija. Jego postać wydawała mu się dziwnie nierealna.

- Muminku...

Dopiero gdy usłyszał swoje imię wypowiedziane przez niego niepewnie, zrozumiał, że przyjaciel faktycznie stał przed nim, a nie był jedynie wytworem wyobraźni.

- Włóczykiju - odwzajemnił przywitanie, ale w jego głosie nie dało się słyszeć tego czystego entuzjazmu, jaki towarzyszył mu dotąd zawsze po długich rozstaniach z brunetem.

- Obudziłeś się bardzo wcześnie w tym roku. - Troska przeszyła bladą twarz chłopaka.

- Przyszedłem tu, aby zobaczyć wschód słońca - młodszy odparł od razu, bo oczywiście nie chciał przyznać, że to tęsknota za Włóczykijem nie pozwoliła mu z powrotem zmrużyć oka. - A ty wróciłeś z południa wyjątkowo szybko - nie pozostał mu dłużny.

- Tak - wydukał ciemnooki, drapiąc się po karku - Chciałem mieć pewność, że gdy tylko się obudzisz, ja już będę w Dolinie Muminków, ale widocznie i tym razem jestem za późno. - Wykrzywił usta w pozornym uśmiechu.

- To nic. Wiesz przecież, że oczekiwałbym cię, jak zawsze, nawet gdybyś wrócił o wiele później - drugi przyznał rozbrajająco szczerze.

- Naprawdę cieszę się, że ciebie widzę - zapewnił Mumrik, spoglądając w jakby zgaszone lico przyjaciela, na którym wciąż pozostawały ślady targających nim emocji. Czule chwycił jego drobną dłoń na potwierdzenie własnych słów, lecz wiedział, że to za mało. - Nie zachowałem się wobec ciebie w porządku i jest mi z tego powodu niezmiernie przykro. Nie powinienem był zostawiać cię bez pożegnania. Przepraszam - wyrzucił z siebie wszystko niemalże na jednym tchu, nie odwracając wzroku od wręcz chłopięcej w swojej delikatności twarzy Muminka.

- Nie powinieneś był składać obietnic wbrew sobie - ten mruknął z dozą zrozumienia dla swojego przyjaciela.

Może on sam był samolubny, pragnąc osobistego pożegnania, kiedy tylko ciepłe listy przestały uśmierzać jego smutek. Dobrze wiedział, że ckliwe rozstania nie były czymś zgodnym z naturą Włóczykija.

Nie potrafiąc dłużej dusić w sobie radości spowodowanej niespodziewanym spotkaniem, nagle zamknął go w gorącym uścisku, a po jego mięciutkich białych policzkach spłynęły pojedyncze łzy, których nie mógł już dłużej wstrzymywać. Zaskoczony chłopak odwzajemnił gest, gładząc ostrożnie gładkie futerko na jego plecach. Czuł na skórze morską bryzę, do jego nosa docierał zapach starego drewna, słyszał chlupot fal, rozbijających się o brzeg. Całą swoją uwagę skupił jednak na przyjacielu, którego trzymał w objęciach. Mógł wyraźnie wyczuć bicie jego serca i ciepły oddech na karku. Ta chwila należała tylko do nich i nie miałby nic przeciwko, gdyby trwała całą wieczność.
Nareszcie wrócił do domu.
Zostali rozdzieleni dopiero przez pierwszy promyk słońca, padający na ich twarze. Spojrzeli wprost na horyzont w tym samym momencie, by spostrzec pomarańczowo-żółtą poświatę wokół jarzącej się intensywnym światłem półkuli.

- Napisałeś w liście, że podczas swojej wyprawy stworzysz kolejną wiosenną piosenkę... - Muminek spojrzał na przyjaciela wyczekująco.

- Oczywiście. - Włóczykij wyciągnął z kieszeni swojej tuniki srebrzystą harmonijkę. - Komponowałem ją, myśląc o tobie... - Twarz Muminka przybrała różowej barwy. - Myślałem też o naszych przyjaciołach. I całej Dolinie Muminków. O wszystkim, co kojarzy mi się z marcem... - brunet dodał szybko, chowając równie zarumienioną twarz w cieniu kapelusza i rozpoczął grę.

Początek utworu był tą samą przykrą kompozycją, jaką Muminek usłyszał przypadkiem chwilę temu. Zupełnie nie współgrało to z obrazem nadchodzącego słońca, które zostawiało coraz to dłuższe złote pasmo na powierzchni nieskazitelnego morza. Jednak te żałosne dźwięki trwały raptem parę sekund. Włóczykij zerknął znacząco na zmieszanego przyjaciela i nagle narzucił melodii szybszy, zdecydowanie weselszy bieg. A to był dopiero początek. Z wnętrza instrumentu wydobywały się najróżniejsze brzmienia, a każde z nich wyrażało inną emocję, jaka kryła się w sercu muzyka. Uczucia zawarte w kompozycji były jak osobne barwy, lecz wszystkie stanowiły jedność i przenikały przez siebie niczym świetliste smugi zorzy polarnej. Znawca muzyczny wyróżniłby tu znakomitą symfonię wyższych i niższych tonacji, czy bezbłędne akordy. Muminek zaś słyszał jedynie wesoły akompaniament, który rozpalał jego serce radością i nadawał chwili niesamowitego klimatu. Chciał skupić wzrok na ognistej, wielkiej gwieździe, zajmującej milimetr po milimetrze coraz to większy obszar szarawego wciąż nieba, ale jego spojrzenie ciągle uciekało w stronę towarzysza, który ową chwilę z nim dzielił. Podziwiał, jak ten zgrabnie operował instrumentem, wykonywał ruchy godne wirtuoza. Studiował jego twarz, która owładnięta pasją i skupieniem wydawała się w swoim wyrazie jeszcze bardziej tajemnicza. Pragnął delikatnie rozmasować pojedynczą zmarszczkę, jaka pojawiła się pomiędzy jego ściągniętymi, ciemnymi brwiami, chciał zatonąć w oczach chłopaka pełnych szczęśliwych ogników.

Wydawałoby się, że minęły raptem dwie minuty, ale przeczył temu obraz słońca, znajdującego się już wysoko na niebie, zwiastując początek czegoś nowego. Nastał właśnie kolejny dzień, zaczęła się wiosna, a każde leśne stworzenie, jakiemu dane było zapaść w zimowy sen, podskórnie wiedziało, że oto nadszedł czas, by znów wskoczyć w wir własnego, malutkiego życia. Utwór Włóczykija dokładnie w tym momencie dobiegł końca. Poklepał swój instrument sentymentalnie i schował go tam, gdzie zawsze było jego miejsce.

- To było zachwycające... - wyszeptał Muminek.

Złapał się na tym, że oblicze przyjaciela nadal było wszystkim, na co chciał patrzeć. Teraz ozdobna harmonijka nie przysłaniała już jego malinowych ust, które pośredniczyły między duszą kompozytora a narzędziem, jakie pozwalało mu wydobyć na światło dzienne muzykę, skrytą w głębi jego serca. Jedynych we wszechświecie, które kiedykolwiek wydały mu się tak doskonałe. Mumrik, mimo iż na co dzień wolał unikać wzroku innych, nie miał absolutnie nic przeciwko spojrzeniu połyskujących oczu Muminka. Wręcz przeciwnie, chłonął je i odwzajemniał z tą samą żarliwością. Wnet ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Jednak nawet ta odległość była dla nich zbyt duża. W jednej chwili ich miękkie wargi złączyły się w krótkim, lecz pełnym uczucia pocałunku. Czas zatrzymał się na moment, tak samo, jak wiele razy przedtem.
Słońce lśniło na horyzoncie, zapowiadając coś nowego. Początek dnia, początek wiosny, a także, zupełnie przypadkiem, początek nowej relacji...

Tak więc zaufaj wewnętrznemu głosowi, idź w stronę ciepłego światła i poznaj przyjaciela... W końcu trafisz do własnej Doliny Wiecznego Słońca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro