[13] goodbye

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

┍━━━━ ⋆⋅☆⋅⋆ ━━━━┑

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

" goodbye "

┕━━━━ ⋆⋅☆⋅⋆ ━━━━┙

Dark Red - Steve Lacy

༻✦༺

Something bad is 'bout to happen to me 

Why I feel this way I don't know maybe

I think of her so much it drives me crazy 

I just don't want her to leave me

Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał elegancko, aż za bardzo jak na jego osobę, tuż obok niego stała jego matka, która poprawiała własny ubiór. Chciała, aby wszystko wyglądało idealnie, za co doceniał jej starania, ale w jego opinii na pogrzebie liczy się najbardziej obecność oraz punktualność.

Pomimo swego zdania na temat takich zdarzeń, nie chciał tam się pojawiać. Był przerażony, obawiał się, że każdy zrzucić na niego winę, chociaż Jean uświadomiła mu wcześniej, że jest całkowicie inaczej. Nowina śmierci jego przyjaciółki owiała media, linki zostały rozniesione na Instagramie i Twitterze. Co sprawiało, że nie chciał również zjawić się w szkole, zobaczyć współczujący wzrok nauczycieli i znajomych z klasy czy poza niej. Nie chciał słyszeć ich słów, nie chciał czuć ich dotyku na jego ramieniu, nie chciał widzieć ich twarzy.

Nie chciał ich.

Chciał ją.

Chciał mieć przy sobie dziewczynę zapewne leżącą już w trumnie dwie ulice dalej, zaledwie pięć minut drogi na siedem minut drogi na pieszo, ale i tak podjadą samochodem. Kto wie, może rodzina Harry'ego domyśliła się, że po całym wydarzeniu nie będzie miał siły do czegokolwiek, szczególnie oddychania.

Miał dziecinną wiarę, że zaraz ktoś do niego zadzwoni i powie, że Granger się wybudziła. Śmieszne, czyż nie?

Nie potrafił pomówić sam ze sobą, jak wcześniej mógł bezproblemowo. Wiedział, że jest martwa, dosłownie widział ją bliżej niż metr, dotknął jej bladego i chłodnawego ciała, zadzwonił po pogotowie oraz przeczytał list pożegnalny dla niego, ale pomimo tego, pomimo tych wszystkich rzeczy utwierdzających śmierć Hermiony, nie przyjmował myśli, że ta nie żyje. Wymyślał jeszcze więcej wymówek niż było argumentów, odbijał je tak dziecinnie, tak głupio, tak za swym zdaniem, które oczywiście było złe.

Miał ochotę chwycić za telefon i zadzwonić do szatynki, że będzie jechał na pogrzeb, ale skoro jechał na jej, to przecież nie odbierze, prawda? Głupia myląca go wiara.

Zdawał sobie sprawę z tego jak martwa była, ale... nie była.

Jest zagubiony.

A ona siedzi na jednej z plaż, gdzieś w tym ogromnym świecie, czekając na niego.

What if she's fine?

It's my mind that's wrong

And I just let bad thoughts

Linger for far too long

— Harry — Lily wypowiedziała miękko jego imię, jakby to miało polepszyć całą tragiczną sytuację. — Musimy wychodzić.

Musimy? Słowo to ustało w umyśle Harry'ego, tworząc już od razu dziwne przemyślenia, jakoby Hermiona uciekła jeśli nie przyjdą punktualnie.

— Wiem.

Stał na twardych nogach dalej przed lustrem, obserwując swą zmęczoną twarz, zaciemnienia były widoczne pod jego oczami, a jego telefon od czasu do czasu wibrował z miłymi słowami od ludzi, których twarze widział w Socjalach czy na korytarzu szkolnym.

— Harry, musimy iść — powtórzyła kobieta, czując się, jakby stała na cienkim lodzie na środku wielkiego i głębokiego jeziora.

— Wiem.

Jednakże stał dalej, nie chcąc się ruszyć. A może nawet nie potrafiąc?

Don't you give me up, please don't give up

*~*

Do jego uszu nie trafiała przemowa Księdza, wyrażającego współczucie, jak i wspólny smutek przy utracie młodej utalentowanej dziewczyny, ponieważ kiedy przemknęło zdanie o talencie, wkurzył się. Nie wiedział nawet dlaczego, jednakże wkurzyło go to zdanie. Może przez to, że ten facet pierwszy raz miał styczność z Hermioną i nie wiedział o niej nic więcej, prócz tego, iż popełniła samobójstwo?

Albo wkurzyło go to, że wypowiadał się na temat, na który nie miał pojęcia, jak zresztą robi to wielu ludzi na tym świecie. Nie wiem, ale się wypowiem.

Irytowało go to.

Może za bardzo to przeżywał? Może jednak Ksiądz wiedział więcej od niego, tylko negatywne emocje przejmują nad nim kontrolę i nie dają dotrzeć sensownym myślą do porządku, odpędzając je jak najdalej?

Nie wiedział.

Gniew, zawiedzenie i trochę cząstka obojętności panowała w nim, gdyż nie wiedział co tak naprawdę ma czuć, prócz swych schnących łez na policzkach, kiedy zielone tęczówki wbijał w ciało przyjaciółki, które wyglądało jak nowe, zwyczajne, żywe. Wiedział, że zajęła się tym jakaś kobieta czy facet właśnie odnawiający ciała, aby ukazać je osobom najbliższym ostatni raz, żeby wspomnienie z — uh — pogrzebu zostało najlepiej zapamiętane, jednakże sens zniknął w tył jego głowy i miał ochotę podbiec, chwycić ją w ramiona, delikatnie potrząsnąć i powiedzieć, by wybudziła się z tego złego snu.

Lecz pomimo swej niewiedzy, wiedział, że tak się nie stanie.

Każda myśl była sprzeczna, nieposiadająca sensu — a może? —, wydawała się nierealna, pomimo nadzwyczajnej realności.

Nic nie miało sensu w jego głowie. Nic. Tracił sens, trafił wszystko.

Stracił wszystko, bo stracił ją.

— Harry, nasza kolej — głos matki wybudził go z przemyśleń.

Spojrzał na nią niezrozumiale, lecz kiedy nie słyszał już głosu Księdza, tylko płaczące osoby, doszedł do konkluzji, że nadchodzi ich pora z oficjalnym pożegnaniem się Hermiony. Myślał, że pierwsza podejdzie Jean, jednakże ta z mężem ustawili się na samym końcu, zapewne by spędzić z nią najwięcej czasu, a sam Harry był tuż przed nimi.

Czy stosując tę samą taktykę, czy ze strachu?

Koleżanki, wujkowie, ciotki, dziadkowie, sąsiadki się żegnały, niektóre z nich próbowały być silne, ale oczy mówiły wszystko. Innym łzy leciały nieustannie, czy to zaciskając usta, czy łkając cicho. Jego rodzice sami popuścili parę łez, ponieważ pomimo wielu sytuacji, wiedział, że naprawdę lubili Hermionę. Kiedyś myśleli, że zostaną parą, więc dlatego łatwiej ją zaakceptowali, jednakże i nawet bez tego pokochali ją. Wspólne wakacje, obiady, kolacje same świadczyły o bliskiej relacji między ich rodzinami. Ich ojcowie pojechali raz we dwójkę na klasycznego golfa, jak to mają w zwyczaju starzy zamężni ludzie, a ich matki — jak można by było się spodziewać — załatwiły sobie wieczór w SPA, wspólne spędzanie czasu u fryzjera albo kosmetyczek, gdzie ich usta się nie zamykały od plotek.

Harry miał bardzo dobry kontakt z jej rodzicami, widać było to gołym okiem, w końcu traktowali go jak własnego syna. Wyjście z jej tatą na ryby o czwartej nad ranem czy pomoc przy robieniu ciasta z jej matką, szczególnie lubił dekorować, gdzie mógł to i owo podjeść przed końcowym wydaniem. Nadal nie mógł odpowiedzieć Jean, dlaczego opakowanie to kolorowych posypkach było puste, więc musieli użyć tych waniliowych i truskawkowych.

Pamiętał te wszystkie momenty, były ogromną częścią jego życia, jak nie prawie że całym. Bał się, że zaraz ot, tak to utraci.

Bał się, że pożegnanie równa się ze stratą tego wszystkiego na zawsze.

A teraz, stojąc przed Hermioną z idealnie wyglądającą fryzurą, makijażem, ubraniem, co mógł zrobić?

Że ta nie lubi nakładać błyszczyku na usta, ponieważ czuje to jaką niemiłą maź, a teraz na jej wargach on widnieje? Że nie lubi białej koszulki, którą właśnie ma na sobie i zakłada ją tylko na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego?

Spojrzał na nią od nowa, zapamiętując każdy tak znany mu szczegół. Uśmiechnął się delikatnie, mimo płynących mu łez, dłonią musnął tą jej, czując jedynie mały chłód.

'Cause you're a one in a milion. There ain't no woman like you.


KONIEC AKTU PIERWSZEGO


mamy to kochani :)

teraz będzie tylko gorzej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro