[16] all mine

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

tak, ja również nie spodziewałam się tego rozdziału

┍━━━━ ━━━━

ROZDZIAŁ SZESNASTY

" all mine "

┕━━━━ ━━━━

ALL MINE — Brent Faiyaz

༻✦༺

We both still young, so what's the rush?

The night is young and we not drunk enough

Harry westchnął, spoglądając na słońce. Stoi już na plaży ze słuchawkami w uszach dobre piętnaście minut, niedawno dostał wiadomość od taty z tym, że on i Ted już wracają do domu i podał mu adres domu, aby później mógł wpisać lokalizację w telefonie i się nie zgubić po drodze. Jego buty i skarpetki dalej były wilgotne oraz w piasku od spotkania z falą wody, jednakże nie obchodziło go to aż za bardzo jak chyba powinno. Zresztą, czy ostatnim czasem cokolwiek go mocno obchodziło odkąd Hermiona go zostawiła?

Westchnął ponownie, łapiąc się, że dalej tkwi na granicy żałoby, w której przeżywa i złość oraz smutek. Przezywa ją w myślach, lecz z drugiej strony łzy wypływają po północy. Mimowolnie spojrzał na swoją zakrytą rękawem dłoń, posiadająca w sobie wiele historii. Przypomniał mu się ból przed i po zniknięciu Hermiony. Przypomniało mu się życie bez Hermiony i z nią. Była od samego początku i nagle zniknęła, w latach młodości, w której człowiek powinien się najwięcej wybawić, nacierpieć, pośmiać oraz wypłakać.

Życie człowieka dzieli się na dwa rozdziały, narodziny i śmieć, lecz Harry'ego dzieli się na z Hermioną i bez niej. Teraz będzie musiał zapamiętywać ją dłużej niż ją znał.

Słońce zapadło za horyzontem morza, a Harry usiadł na piasku, trzymając prawą dłonią telefon tak mocno, jakby była to dłoń jego przyjaciółki. Serce dziwnie przyspieszyło, tak samo jak oddech, wzrok zaczął się rozmazywać, a całe jego ciało trząść.

— Nie znowu — wyszeptał pod nosem, zaczynając brać głębokie oddechy.

Zamknął oczy i skupił się na telefonie w swojej prawej dłoni, na swojej lewej dłoni schowanej pod piaskiem, nad zapachem morza, nad uczuciem wilgoci w jego stopach. Wziął głęboki oddech, przetrzymywał go na parę sekund i go wypuszczał. Po dłuższej chwili czas nie wydawał się tak mocno spieszyć i świat załamywać, także otworzył powolnie oczy, otarł wilgotne powieki rękawem i po tym również swój wilgotny nos. Nie wiedział, która już piosenka z kolei leci na jego playliście, bo czas na moment się zatrzymał oraz jednocześnie przyspieszył z prędkością światła.

Czuł się sobą zażenowany, czuł się smutny, zły, chory od tych wszystkich emocji, lecz też pusty, jakby nic już nie miało tak naprawdę znaczenia. Wstał z piasku, otrzepał swoje spodnie, spojrzał na godzinę na telefonie oraz wysłał wiadomość do ojca że już wraca. Rozejrzał się w swoje lewo, z daleka mógł dostrzec starszą grupę pań rozmawiających ze sobą oraz dopijających swoje drinki, odwrócił głowę w swoje lewo i pierwsze co wpadli mu w oczy to jasne włosy, które pośród nadchodzącego ciemna sprawiały, że wszystko nagle stawało się jasne. Zjechał oczami na dół i dostrzegł tego samego kelnera jakiego napotkał w restauracji, teraz siedział on na piasku koło pięćdziesiąt metrów od niego, wpatrując się w Okularnika z zaciekawieniem i bezwstydnie.

Harry na moment zapomniał jak się oddycha, jak tylko w głowie pojawiła mu się myśl o tym, że przystojny kelner musiał widzieć jego chwilowe załamanie nerwowe. Jeśli to nie miało być żenujące, to Potter nie wiedział co innego to słowo mogło oznaczać. Natychmiastowo obrócił się i skierował się w stronę normalnej drogi, w międzyczasie wbił w mapę dokładny adres i zaczął się kierować najszybszą drogą.

— Jesteś taki głupi, oczywiście, że musisz wychodzić na dziwaka przy pierwszej osobie jaka tobie się spodoba — wyszeptał, mimo że pierwotnie te słowa miały pozostać w jego myślach.

Miał ochotę zapaść się pod ziemię, miał ochotę rozwalić coś na kawałki, chciał krzyczeć, uderzyć się albo kogoś. Chciał zrobić cokolwiek innego niż wracać szybkim krokiem do tymczasowego domu. Nie chciał się czuć tak bezbronny. Nie chciał, by ktoś wiedział jak on się czuje, nawet jeśli jego załamanie na plaży nie było pod jego kontrolą. Czuł się bezbronny, bo właśnie nie miał tego pod kontrolą, a powinien.

Czemu jest taki głupi? Dlaczego nie może kontrolować swoich emocji i zachowuje się jak dzieciak? Czemu to zawsze jego jego wina i jaki powód miała Hermioma aby go zostawić samego na tej planecie bez pożegnania twarzą w twarz?

Czy on ją w ogóle obchodził? Dlaczego mu nic nie powiedziała, dlaczego nic nie zauważył? A może to zrobił tylko zignorował?

Harry wziął głęboki oddech i wytarł zachodzące oczy łzami rękawem.

Czy ich przyjaźń nie była wystarczająca dla Hermiony aby jednak wybrać życie?

Potter ruszył swoją głową w lewo i prawo, próbując strzepnąć te myśli, jak wcześniej piasek ze swoich spodni. Podgłośnił muzykę, by ta wyprzedziła wszystkie głosy. Chce wrócić on do domu, lecz nie domu jako czterech ścian swojego pokoju, kuchni, salonu i łazienki. Chce on wrócić do miłej w dotyku skóry, palców we swoich włosach, które go uspokoiły wiele razy. Jednakże ten dom się zawalił, także gdzie teraz może on powędrować?

~*~

Ściągnął buty nim przeszedł przez drzwi i natychmiastowo powędrował do łazienki aby zmyć cały piasek, po czym postawił buty w rogu pokoju aby wyschły. Odłożył wszystkie swoje rzeczy, nawet słuchawki z bólem serce i skierował się do kuchni, gdzie wcześniej jeszcze w drodze do łazienki słyszał głos swojej matki.

Zobaczył mamę opierającą się o blat, trzymając kieliszek wypełniony do połowy winem w lewej dłoni. Zwróciła swoją głowę w jego stronę, jak tylko usłyszała jego kroki, uśmiechnęła się od razu na jego widok, co sprawiło że kącik ust Harry'ego również się poruszył.

— Jak było na plaży? — zapytała, spoglądając na jego włosy.

— Musiałem przemyć buty bo były całe w piasku — wzruszył ramionami. — Było ładnie, zimniej niż przypuszczałem, ale do przeżycia.

— Za dwa dni ma być bardzo gorąco, także może to zmieni twoje zdanie na temat pogody — powiedziała Andromeda, pojawiając się za Harrym. — Ted powiedział mi co jedliście, zrobił mi strasznego smaka, także będę zamawiała pizzę.

Harry na moment się zdezorientował.

— Jedliśmy deser...

— A to przyniosło mi uczucie na pizzę — Andromeda uśmiechnęła się szeroko. — Po za tym, Ted nigdy nie najada się samym deserem, ten człowiek może tylko jeść i jeść, i nie tyć — ostatnie słowa wypowiedziała z zazdrością.

— Tak samo James, on je więcej niż ja kiedy byłam w ciąży — oburzyła się Lily. — Ale on nie ma tak szybkiego metabolizmu jak Ted, także chodzi na siłownie — dodała po chwili. — Czasami spędza tam więcej czasu podczas całego tygodnia niż ze mną — zmarszczyła swoje brwi, jakby dopiero teraz to przemyślała. — Mój mąż woli towarzystwo spoconych mężczyzn bardziej ode mnie — zażartowała, na co Andromeda wychynęła śmiechem, a Harry uśmiechnął się delikatnie. — Przynajmniej mam swojego syna zawsze obok — uśmiechnęła się w stronę Okularnika, który uniósł jedną brew.

Z jednej strony Harry poczuł się doceniony, lecz z drugiej strony jego mózg już szukał wyjaśnień dlaczego Lily to powiedziała. Mówiąc, że zawsze jest obok porównywała to do jego siedzenia całe dnie w pokoju? O jego izolację? Wiedział, że może być blisko fizycznie, ale na pewno nie emocjonalnie. Miał świadomość, że za dzieciaka był mami synkiem, lecz po kilku latach jakoś się oddalali i pewnego ranka zdał sobie sprawę iż nie mówi matce wszystkiego tak jak robił to wcześniej.

Może to po prostu etap dorastania bądź jak zawsze wina Harry'ego. Bił się z własnymi myślami, nic go nie obchodziło, jednakże jeśli się coś źle dzieje to wie, że to on. Czy miało to sens w jego głowie? Oczywiście że nie.

— Tęsknię za Nimfadorą — westchnęła Andromeda. — Nie chciałam, aby tak prędko się od nas wyprowadziła i zamieszkała z przyjaciółką.

— Ja na szczęście nie muszę się martwić o to aby Harry prędko się wyprowadził. — Lily zaśmiała się delikatnie.

Okularnik powolnie wycofał się z kuchni, złapał prędko na telefon, przejrzał przez swoje powiadomienia i dostrzegł wiadomość od Deana.

Dean: ron jest w związku z lavender

Harry zmarszczył brwi ze zdziwienia.

Harry: ostatnim razem kiedy z nim rozmawiałem to powiedział mi że jej nienawidzi

Na szczęście nie musiał długo czekać na odpowiedź.

Dean: namiętne całowanie się w parku ledwo co mi przypomina nienawiść

Harry wypuścił głośno powietrze nosem i schował telefon do kieszeni. Rzucił okiem na swojego ojca, który rozmawiał z Edwardem, siedzieli wspólnie na kanapie a przed nimi był włączony telewizor na kanale sportowym. Przewrócił oczami i poszedł do swojego tymczasowego pokoju. Podszedł do okna, otworzył je na oścież, położył łokcie na parapet i wychylił swoją głowę, aby natychmiastowo zostać uderzony przez zimny powiew. Spojrzał się przed siebie, skupiając swój wzrok na lampie, która sprawiała się być jedynym światłem w tej całej ciemności jego umysłu.

Mimowolnie porównał światło z włosami kelnera,  który za pierwszym razem odebrał mu mowę, a za drugim wygłupił się przed nim, płacząc w miejscu publicznym jak małe dziecko.

Platynowe włosy, szare oczy, blada jak u wampira skóra, chude ciało, prawdodpobnie wyższy od niego samego i wyglądające jakby były miłe w dotyku dłonie. Kelner z restauracji.

Smok. Gwiazdozbiór tuż obok Wielkiej Niedźwiedzicy.

— Draco.

Wyszeptał jego imię pod nosem i zdał sobie sprawę jak delikatnie można było wymówić imię smoka, jakby wcale nie zionął ogniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro