Rozdział 11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zawsze ciekawiło mnie to, że ludzie chętnie wtykali nos w nie swoje pracy, gdy tego nie chcieliśmy, ale gdy pragnęliśmy tego, każdy tracił zainteresowanie. Pragnęłam, żeby ktoś zajrzał w moje życie, żeby zobaczył moich rodziców, żeby zobaczył mnie tańczącą w klubie, poniżaną, wyzywaną i żeby mi pomógł. Nie miałam odwagi poprosić o pomoc. Bałam się tego, co sobie mogą o mnie pomyśleć. Mogliby zobaczyć tylko kawałek życia i się odsunąć z obrzydzeniem. Pomyśleliby, że byłam tylko dziwką i by się odsunęli. To nawet bardziej prawdopodobne. 

W szkole nikogo nie obchodziłam. Potwierdzały to tylko kolejne dni, gdy chodziłam do szkoły. Dziewczyny ze mną nie rozmawiały, bo ich chłopcy się za mną oglądali, a nauczyciele mnie ignorowali, bo ja ignorowałam ich. Tak myśleli. Naprawdę ich słuchałam i robiłam notatki. Nie miałam po prostu odwagi wypowiedzieć się na forum klasy. Za bardzo się wstydziłam. Zapisywałam odpowiedzi na ich pytania w zeszycie, gdy nikt inny nie znał na nie odpowiedzi. Nie mogłam po prostu wydobyć z siebie głosu. Raz spróbowałam. Wszyscy na mnie się wtedy patrzyli oczekując odpowiedzi. Czekali na nią. Patrzyli na moje wargi, które zamarły. Patrzyli w wystraszone oczy. W takiej sytuacji należy powiedzieć, co ma się do powiedzenia i zamilknąć. Ominęłam pierwszy etap i zamknęłam usta ukrywając się za książką. 

Czasem jakiś chłopak się do mnie dosiadał, ale kiedy dowiadywał się, że nie byłam typem zadufanej w sobie lalce, której buzia się nie zamyka, znikali na następnej lekcji. Nie rozumieli, że na zajęciach wolałam słuchać. Wtedy tylko musiałam sobie powtarzać po pracy bieżący materiał i oceny jakoś szły od trójek w górę. Moich rodziców to i tak nie obchodziło. Dlatego nie wysilałam się na jakieś lepsze stopnie. Nie miałam zamiaru się starać, skoro wszyscy to mieli w nosie. 

Chodziłam do ostatniej klasy gimnazjum, które było połączone z liceum. Często mnie mylono ze starszymi osobami, bo szybko przekroczyłam 165 centymetrów, a całkiem spory biust tylko potwierdzał, że nie należałam do gimnazjum. Dużo osób oglądało się za mną, nawet ci starsi, ale nie przyznawali się do tego. Nie zagadywali. Obserwowali tylko z daleka. Udawałam, że sama wybrałam takie życie. Bez przyjaciół, znajomych. Cały czas chodziłam z książką. Z magicznymi teleportami, które przenosiły mnie do światów pozbawionych tego, czego najbardziej się wstydziłam i bałam- klubów, alkoholizmu, pijanych rodziców. Sama te światy wybierałam i znajdowałam się w nich najdłużej, jak mogłam. To był mój mały azyl. 

Stołówka, jak zwykle, była zapełniona. Na szczęście dużo osób poszło na dwór. Szybko wzięłam kawałek pizzy z szynką, frytki i colę i poszłam do stolika na końcu pomieszczenia. Wiedziałam, że wzięłam bardzo kaloryczne jedzenie. Niestety, nigdy nie miałam pewności, czy to nie ostatni posiłek tego dnia, a kalorie są potrzebne, bym miała, co spalić podczas pracy. 

Jak zawsze, usiadłam samotnie w ławce otwierając mój wybrany świat- "Dziewiętnaście minut" Jodie Picoult. To tego typu osoby pozwalały mi żyć dalej, bez samobójstwa. Dawały mi pewne oparcie, że moi rodzice mogą się zmienić. Pokazywali mi nowy tor myślenia, że ja wcale nie miałam najgorzej. Dajmy na to Petera z "Dziewiętnastu minut". Zabił kilku kolegów i koleżanek ze szkoły. Dlaczego? Bo był gnębiony, poniżany. I nagle możemy spojrzeć na zabójcę z litością. To się nazywa "sztuka". Zmącić w głowie tak, że zastanowimy się dwa razy zanim nazwiemy kogoś "mordercą". Trzeba poznać jego historię, jego wersję wydarzeń, a następnie osądzać. 

Przez pierwsze dziesięć minut było spokojnie. Mogłam czytać. Niestety, po tym czasie zostało mi to odebrane przez grupę z drużyny footballu. Weszli robiąc wiele szumu wokół siebie. Rzucali do siebie piłką, krzyczeli, gadali, głośno komentowali. Starałam się ich zignorować, ale nie mogłam. Zbyt duży hałas. 

- Ej, słyszałeś, że Christina daje wszystkim? - powiedział Jake siadając na stole niedaleko mnie. Nie mogłam nie słyszeć tej rozmowy. Byłam zmuszona ich słyszeć. 

- Weź nie pierdol - zaśmiał się inny chłopak. Jak dobrze kojarzyłam, to Derek. - Wygląda na cnotkę. 

- Cnotki zazwyczaj dają jako pierwsze - zarechotał Alex. 

Zarumieniłam się. Czułam się, jakby mówili o mnie... Chociaż wciąż byłam dziewicą... Znałam Christinę. Może nie byłyśmy przyjaciółkami, a nawet koleżankami, wiedziałam, że chłopcy tylko plotkują. Czyste plotki. Kłamstwa. Bez ziarenka prawdy. 

- Co prawda to prawda - powiedział Derek śmiejąc się. Czy można mieć, aż tak głupi śmiech, że ma się ochotę komuś przywalić? Owszem. Dowód- Derek. - Może chodźmy do niej i zaproponujemy jej trójkąt, co? 

Wybuchnęli śmiechem. Kilku się nie odzywało. Tylko śmiało rzucając do siebie piłkę. 

Wkurzali mnie... 

- Mmm... Musi być wspaniale... - zamruczał ten, którego imienia nie znałam. 

Zrobiło mi się niedobrze. 

Gdyby tylko wiedzieli... Gdyby tylko mnie znali... Znali moją historię... 

Wstałam chcąc odejść. Niestety, jeden usłyszał, jak krzesło skrzypnęło i spojrzał w moją stronę. 

- O proszę! Kogo my mamy? - zapytał Jake podchodząc do mnie. Zrobiłam krok w tył. 

- Ładna - powiedział Derek. 

- Tego samego się nie da powiedzieć o tobie - warknęłam. 

Chłopaki zaczęli się śmiać. Jake wysunął szczękę buntowniczo. 

- Coś ty powiedziała? - warknął. 

- Ty, Jake. Nie wkurzaj się, stary, bo mała ma rację - zarechotał Derek. 

- Spokojnie, ty też do piękności nie należysz - powiedziałam, a footbaliści zaczęli się śmiać jeszcze głośniej. 

Najlepszą obroną jest atak. Tak mówiono. I chyba zadziałało, bo zaczęli mnie ignorować zajęci własnym gniewem. Nie wiedziałam, dlaczego im mówiłam takie rzeczy, ale nie mogłam się dawać tak poniżać... Tak poniżać Christiny. Mimo wszystko, mimo że nie byłyśmy przyjaciółkami, to wiedziałam, że to dobra dziewczyna. Chodziła do kółka teatralnego. Miała mocny głos, który się sprawdzał przy monologach. Czasem siedziałam na ich próbach wsłuchując się w jej głos...

Wyszłam ze swojej ławki omijając Jake'a i Dereka.

- Ej, młoda! - krzyknął Alex. - Ty wiesz do kogo gadasz? 

- Tak - odparłam bez chwili wahania. - Do bezmózgich footballistów, którzy wierzą w każdą plotkę. Radzę wam przeprosić Christinę. Od kogo to słyszeliście? Od Viki? Jeśli tak, to przepraszam, myliłam się. Jesteście jeszcze głupsi niż myślałam. 

I wyszłam ze stołówki czując wzrok wszystkich na sobie. 

Przez resztę dnia bałam się, że mnie zaczepią i coś zrobią. Tak się nie stało. Sama się dziwiłam, że tak do nich mówiłam. To nie było w mojej naturze, ale tłumaczyłam to sobie, że to przez stres, który czułam przez cały czas... A plotka o Christinie tylko mnie zdenerwowały i dałam upust emocją. To chyba normalne, prawda? 

Pod koniec dnia, poszłam do szafki odłożyć książki. Byłam zmęczona, mięśnie miałam cały czas napięte, jakbym oczekiwała ataku. Otworzyłam drzwiczki i pierwsze, co zobaczyłam, to karteczkę na kupce zeszytów. Byłam pewna, że nie zostawiłam żadnej kartki... Wzięłam ją. Ktoś napisał na niej czarnym tuszem "Jeżeli dla kogoś liczą się tylko opinie innych, to czy kiedykolwiek miewa własne?" . Nie mogłam uwierzyć! Cytat z "Dziewiętnastu minut"! Rozejrzałam się po korytarzu. Nikt nie patrzył w moją stronę. Byli zajęci swoimi sprawami. Spojrzałam jeszcze na tył karteczki. "Podobało mi się, jak się im postawiłaś :)". I tyle. Kilka słów napisanych na wyrwanej kartce. 

Uśmiechnęłam się swoim prawdziwym uśmiechem, o którego istnieniu już prawie zapomniałam. 

Radość jednak nie miała długo trwać... 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro