Rozdział 3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Nie pamiętam, kiedy dokładnie Richard zaczął niszczyć moją psychikę. Mam kilka przypuszczeń. Wydaje mi się, że postanowił mnie zniszczyć, gdy pierwszy raz zobaczył mnie, nie Rachel, tylko mnie. Eddie. Dokładnie to pamiętam, bo wtedy też pierwszy raz zobaczyłam resztę rodzeństwa. To jedno z najwspanialszych wspomnień, ale również tych najbardziej bolesnych. Dlaczego? Bo dostałam szansę, by zacząć wszystko od nowa, być kimś innym. Kimś, kto może się cieszyć z każdej małej rzeczy. Nie wiem, jaka była Rachel, lecz patrząc na blizny na brzuchu, nogach, rękach, żebrach, nie była szczęśliwa. Sama się cięłam, ale na tyle płytko, że szybko znikały. Jej rany musiały być głębokie. Niektóre biegły tuż obok żyły. Tym samym torem. Tuż za ich śladem. Gdyby przesunęła cięcie lekko w prawo, mogłaby się zabić. To było nawet bardzo możliwe.

Może Richard robił jej to samo, co mi? Może znęcał się nad nią psychicznie i/lub fizycznie? Mogła być słabsza psychicznie. Niektóre cięcia były krzywe, jakby cięła się z zamkniętymi oczami. Może grała w coś w stylu "rosyjskiej ruletki"? Może zamykała oczy i cięła się nie uważając, gdzie są żyły? Nie wiem. Wszystko to zostaje bez odpowiedzi...

Myśli krążyły w okół Rachel, gdy leżałam z małą w swoim łóżku. Ariel spała. Nawet się nie obudziła przez mój płacz. Na malutkiej szyjce miała prezent ode mnie- wisiorek ze splecionymi "R" i "A". R jak oni- Richard, Robert i Rachel. Wiedziałam, że biżuteria, to nie najlepszy pomysł dla dwuletniej dziewczynki, ale ona zawsze bawiła się moim wisiorkiem w kształcie gwiazdki o zaokrąglonych krawędziach. A z wiekiem może docenić tą niespodziankę.

Wstałam na tyle cicho, że jej nie obudziłam. Podeszłam do lustra. Byłam kompletnie inna od Rachel, mimo że byłam w jej ciele. Kilka tygodni po obudzeniu się ze śpiączki, obcięłam włosy i zrezygnowałam z farbowania ich. Rachel miała czysto rude loki, a moje teraz zupełnie się nie kręciły i były rudobrązowe. Zaczesywałam grzywkę do tyłu, a boki wygoliłam na tyle, że nie mogłam z nimi nic zrobić. Rach często też nosiła soczewki, które podkreślały zieleń w oczach. Ja z tego zrezygnowałam. Zostały zielononiebieskie. Ich kolor podkreślałam tylko strojami i lekkim makijażem. Również porzuciłam ubiór Rachel. Ona ubierała się w skąpe stroje, podkreślające kobiece krągłości i smukła sylwetkę. Zastąpiłam je koszulami i jeansami. Wygoda to podstawa.

Zrzuciłam z siebie czerwoną koszulę w kratę i spodnie. Zostałam w samym podkoszulku i niezbyt pociągających majtkach z misiami i kokardką. Obejrzałam dokładnie swoje ramiona i nogi. Dotknęłam wszystkich blizn. Nie mogłam uwierzyć, ile ich było. Podciągnęłam lekko bluzkę i przyjrzałam się tym na biodrach i na brzuchu. Rachel musiała strasznie cierpieć, być wykończona psychicznie skoro zrobiła to ze swoim ciałem. Byłam strasznie ciekawa jej historii, ale według lekarzy i psychiatrów, sama muszę sobie przypomnieć jeśli chcę ją poznać. Mówili, że ich historie mogłyby tylko pobudzić moje borderline i czułabym się winna swojej amnezji. Robert robił wszystko, co kazali. Opiekował się mną najlepiej, jak umiał. Nawet namówił dyrektora, by mieć ze mną jedną lekcję dziennie. Wyjaśnił mu dlaczego, moje zaburzenie psychiczne i to, że miałam wypadek, którego nie pamiętam. Nawet nie wiem, czy to był wypadek w domu, samochodzie, samolocie, a może potrącili nas na ulicy. Wiedziałam tylko, że był wypadek w którym zginęli nasi rodzice, Ariel została kaleką do końca życia, a ja straciłam pamięć.

Ktoś cicho wszedł do pokoju. Odruchowo zasłoniłam piersi koszulą i skrzyżowałam nogi. Robert opuścił wzrok.

- Przepraszam, chciałem tylko sprawdzić, gdzie jest Ariel.

- Spała ze mną - odpowiedziałam korzystając z okazji, że nie patrzy i zaczęłam zakładać krótkie spodenki. - Jess już wyszła.

- Wiem, widziałem przez okno u Richarda.

Serce ścisnęło się boleśnie. Żeby ukryć lekki zakłopotanie, usiadłam przy toaletce i zaczęłam się bawić butelką perfum.

Robert wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi i usiadł na łóżku. Dziwnie wyglądał na małym materacu. Gładził małą po głowie. Nie był już w koszuli tylko w koszulce z dziewczyną z anime z napisem "To nic, że mnie nienawidzisz. Ja też siebie nienawidzę". Cytat z Deadman Wonderland. Mił na sobie też krótkie spodenki. Okulary też gdzieś zostawił. Włosy też już nie były idealnie ułożone. Wyglądał tak, jakby właśnie miał zamiar biegać.

- Coś się stało? - zapytałam lekko zaniepokojona, że na mnie nie patrzy.

- Nie miej tego za złe Richardowi - wypalił nagle.

Zamrugałam ze zdziwienia.

- Nie rozumiem...

- Nie miej za złe Richardowi, że cię tak traktuje. Ma swoje powody. Myli cię z Rachel. Nie umie zrozumieć, że jej nie ma. A jak już to zaczyna to rozumieć, zaczyna cię obwiniać za to.

Nie mogłam uwierzyć, w co on mówił. "Nie miej za złe"? Richardowi? Czy ten człowiek wie, co mówi?

- Co ty wygadujesz? - Wstałam i spojrzałam mu w oczy. Wydawał się zmuszać do dalszych słów.

- Nie bądź na niego zła. W jeden dzień stracił wszystko. Rachel, rodziców... Nie był na to przygotowany, Eddie. - Jego głos był smutny. Nigdy nie słyszałam u niego takiego smutku. Jednak to nie zdołało ugasić mojego gniewu, który przejmował nade mną kontrole.

- Rob, ty wiesz, co on robi? Ty wiesz, jak on mnie nazywa? Wiesz? - Nie odpowiedział, więc złapałam go za rękę i wyprowadziłam na korytarz, gdzie ciągnęłam dalej: - Nazywa mnie suką, Robert. Suką! A jak nie nią to kurwą. Miał dwa lata, by przyzwyczaić się, że Rachel nie żyje. Śmierć rodziców to nie moja wina. Mnie przecież nie było. Jestem Eddie, do cholery! Eddie! Może obwiniać Rachel, ale nie mnie. Ja nic złego nie zrobiłam. On.. on niszczy mi psychikę. Myślę, że robił to też Rachel. - Wyciągnęłam w jego stronę ręce. Nie obchodziło mnie, że może zobaczyć świeże ślady. Naprawdę mnie to nie obchodziło. Musiałam powiedzieć to, co miałam do powiedzenia, inaczej emocje zaczęły, by mnie krztusić. - Widzisz to? Widzisz? Ona się cięła! Ile jest tych blizn? Wyobraź sobie, że nawet jedno cięcie to tylko jedno wyzwisko z jego strony. Ile ich musiało być? Nie tylko cięła się po rękach. Ma też cięcia na brzuchu, nogach, ramionach, kilka też jest na piersiach. Ona się szpeciła, raniła, by zapomnieć o bólu psychicznym. Rozumiesz to?

Robert się nie odezwał. Wydawał się patrzeć na coś odległego, na coś, czego nie widziałam. Czego nie miałam prawa zobaczyć. Zacisnął wargi i spojrzał mi w oczy. Walczył ze sobą. Gdy się odezwał jego głos był pozbawiony emocji:

- Rachel to nie twoja sprawa, Eddie. Nie wiesz, jaka była. Też nic nie wiesz o Richardzie. Jedynie cię proszę, nie obwiniaj go o wszystko. Proszę cię. Błagam. Po prostu się nie przejmuj jego słowami, dobrze?

Chwilę czekał na moją odpowiedź, ale nie byłam w stanie się odezwać. Byłam w szoku. On to wykorzystał i poszedł mówiąc tylko, że idzie pobiegać. Patrząc na jego plecy, gdy szedł do schodów, postanowiłam dowiedzieć się wszystkiego o przeszłości swojej rodziny.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro