←|• Rozdział II •|→

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shigaraki Tomura czuł się bardziej niż zagubiony, gdy obudził się w białym, miękkim, czystym i co najważniejsze ciepłym pomieszczeniu. Coś do czego nie był przyzwyczajony, zwykle otwierając oczy obolały na niezbyt wygodnym legowisku, podpięty do nielicznych maszyn, które jako tako podtrzymywały jego funkcje życiowe, w trakcie ich zagrożenia.

Mimo to tutaj nie dał rady utrzymać oczu nie zamkniętych, ponieważ wszystko go raziło. Bolało tym pięknem, nieskazitelnością, którą jego brudny dotyk jest w stanie zmącić, wszystko zepsuć. 

Nie chciał tego, uwielbiał czystość, ponieważ przez długi czas zmuszono go do pozostania w zaśmierdziałym, pokrywającym się grzybem barze. Duży ale zimny, nieprzyjemny, chłodny i pusty bez któregokolwiek z filarów Ligii Złoczyńców.

To jeden z wielu powodów, dla których zwykle przychodził, gdy ktoś już siedział przy barze, przesiadywał w tym pomieszczeniu. Znikał równie szybko co przedostatnia osoba w tym miejscu, nie lubiąc uczucia pustki, jakie panowało za każdym razem, gdy pozostawał tu sam.

Kurogiri nie za każdym razem ją wypełniał. Jednego dnia wydawał się głębszy, jakby posiadał coś więcej, niżeli pustą fioletową skorupę, przypominającą mgłę, jakoby w tym wszystkim przebywał ktoś inny.

Jednak szybko to się kończyło i jego opiekun ponownie stawał się... Pusty, dziurawy, bez wyrazu.

Nie mówi, że to źle. Sugeruje, że jest to dla niego zbyt niewygodne, trochę niekomfortowe i obce. Tak obce nawet po tylu latach izolacji wśród manipulatora i jego wiernego sługi.

Czasami lubił siebie, innym razem ludzi wokół, ale zawsze pozostawał ten wstręt do własnej osoby. Swoje własne małe skażenie, które mogło spowodować rozpad wszystkiego wokół w niedosłownym (i dosłownym) znaczeniu. 

To jakieś przekleństwo od Boga, że został zmuszony do trzymania tego ciężaru indywidualności, o którą nie prosił. Nigdy nie błagał, nie klęczał, nie modlił się o nią.

Nie przypomina sobie sytuacji, w której pytał swoją rodzicielkę, czy, bądź kiedy dostanie swoją umiejętność. 

Może to dlatego, że był w młodym wieku? Na tyle młodym, że miał nadzieję, że w najbliższej przyszłości i tak, czy siak dostanie dziwactwo?

Zapewne, zaiste. 

Nigdy nie wykluczał tej opcji, przecież też nazywał się dzieckiem, też kiedyś nie przekraczał wieku pełnoletności i też kiedyś miał wiele ograniczeń zważając na swoją małą ilość przebytych wiosen.

Pięć ich było, gdy objawił mu się rozkład.

Zbyt straszny by oglądać, by spamiętać, by lubić.

Jednak swego czasu robił to wszystko, wszystko po kolei, niezbyt poruszając się tymi zdarzeniami, jakby akceptując to takie, jakie być nie miało.

Powinien nie móc na to patrzeć, szybko zapomnieć, nienawidzić, brzydzić się tym.

Ale coś poszło nie tak, definitywnie coś poszło nie tak, choć nie miał pewności co.

Wszystko to mogło być, każdy najmniejszy szczegół, dosłownie drobnostka, która od tak zmieniła bieg historii dla swojego własnego kaprysu. Jego życie i tak czasami nazywano zwykłym żartem od losu, ponieważ - powiedzmy sobie raz, a dobrze - to nie możliwe, aby było TAK złe, okropne.

- Obudziłeś się już, cukierasku?- miły, ciepły głos, wyrwał go z chaosu myśli, sprawiając, że otworzył oczy, wstając do siadu. Jego niebieskie kudły okalały mu twarz, część nawet zasłaniając oczy w kolorze krwi, którą widział tak często, za często. 

Kiedy był ten pierwszy raz? 

Coś go ukuło, jakby przez całą jego głowę przeleciała mała, ale bolesna i wyczuwalna, ostra igła. W tak bardzo przyprawiający go o cierpienie sposób, że aż złapał się za głowę, mając nadzieję, że ucisk zniweluje cierpienie, choć - jak się można było domyślić - nie podołało zadaniu, a same napięcie nie znikało przez dłuższy czas, jakby przez moment pobytu, chciało mu coś powiedzieć, ale nigdy nie miało szansy. 

- Gorączka zmalała.- usłyszał ponownie ten sam głos co wcześniej, ale dopiero po tym zarejestrował, że czyjaś niewielka dłoń znalazła się na jego czole, a dokładniej to właśnie je opuszczała. Niebieskowłosy oparł się pokusie podążania za prowizorycznym zimnym okładem w postaci czyjejś kończyny. 

Dopiero po dłuższej chwili, szkarłatne tęczówki podniosły się wyżej, rejestrując pomieszczenie, starając sobie przypomnieć co tu robi, choć nic nie przychodziło mu na myśl, skazując go na stratną walkę z własną pamięcią. 

- Gdzie...?- pytanie niedokończone, a głos zachrypły, choć w inny sposób niż zazwyczaj. Tutaj definitywnie suchość w gardle, spowodowana brakiem odpowiedniego nawodnienia. Jednak szybko do jego ręki, bezpiecznie skrytej za rękawiczką, trafił prosty, różowy kubek z wodą. Nie potrzebował wyjaśnienia do czego mu to potrzebne, choć zawahał się na początku, ale tylko na niewielką chwilę, prawie niezauważalną.

- Gabinet mój, czyli Recovery Girl w Liceum UA.- odparła staruszka, która patrzyła się na niego uważnie zza swoich okularów, czekając aż nastolatek (niegdyś dorosły), skończy (a właściwie to zacznie) spożywać ciecz w naczyniu, dla dobra własnego i swojego gardła.

Palce obleczone w rękawiczkę mocniej ścisnęły za uszko, podnosząc kubek do ust i delikatnie przechylając naczynie. Zimna, trochę nieprzyjemna, ale kojąca woda przepłynęła przez jego gardło, a on rozkoszował się tym przyjemnym uczuciem, choć chwilę później wrócił do stanu czuwania. 

Został - tak jakby - ułaskawiony, ale nie mógł im tak łatwo uwierzyć. Co jak okażą się tacy sami jak All for One? Co jak i oni użyją go do czegoś, czego nie chce?

Czy tym razem uda mu się uciec?

Zapewne kiedyś tak, ale w tej chwili nie ma jak, nie ma sił i odpowiedniej wiedzy o sytuacji panującej wokół niego, w budynku i jego okolicy.

Może jest trochę dziecinny i łatwo daje się ponieść emocją, ale na pewno nie można nazwać go samobójcą w tak jasnym świetle zagrożenia. 

Nim jego myśli zdążyły ponownie się zebrać, ani zanim pytanie w stronę starszej pani dało radę wylecieć z jego gardła, drzwi otworzyły się z lekkim, ale wciąż kolącym w uszy, skrzypieniem.

We framudze stanęła niska niebieskowłosa dziewczynka, o oczach tak podobnych do jego własnych, choć płynące w różnicy ze skojarzeniem.

Jego - bardziej szkarłatne, jak krew, nienawiść, złość

Zaś jej - mniej krwiste, trochę jak serca rysowane przez dzieci na znak miłości, zakochanie

On też kiedyś takie miał. Niewinne, dziecięce, patrzące z wiarą i nadzieją na świat. Jednak tego nie pamięta, ponieważ dla niego one zawsze były splamione krwią. 

Jego ręce, tak... Już sobie przypomniał... Pierwsze morderstwo.

- Gdzie jest Nezu...-san?- zapytał, lekko wahając się pod koniec, nie wiedząc jaką końcówkę powinien dodać, aby zachować szacunek, ponieważ mimo tylu lat, nie nauczył się odpowiedniej kultury stosować w praktyce. Jednak chyba musi kiedyś nadejść dzień prób, tak?

- W swoim gabinecie.- odezwała się staruszka, zapisując coś w swoich notatkach.-  Ale ty się jeszcze stąd nie ruszasz, kochanieńki.- dodała niemal od razu, przeczuwając po co młodszemu ta wiedza. Raczej nie było wiele powodów, aby spotkać się ze szczuro-podobnym ktosiem, który rządzi placówką oświatową.

Niebieskowłosy jedynie skinął głową, zgadzając się na swój los, jednocześnie czując, jak posłanie, na którym został ułożony, zapada się w jego nogach, wskazując na to, że ktoś inny musiał tam zagościć. 

Szkarłatne tęczówki przeniosły się na małą dziewczynkę, która wyciągała w jego stronę kartkę z jakimś rysunkiem. Dopiero gdy chwycił za papier, damska mini wersja jego samego, usiadła mu na udach, choć z początku widoczne było jej zawahanie. 

Taka mała kruszynka przeszła naprawdę wiele, a jej problemy z zaufaniem wciąż są, jednak potrafiła oddać mu pod opiekę swoje życie, nie bojąc się ani na chwilę, czy zostanie przez niego zraniona, jakby wierząc, że taki scenariusz nawet nie ma miejsca.

Nie myliła się zbytnio, starszy nie potrafiłby już wrzucić ją w błoto, oddać komukolwiek, wyrządzić jej krzywdę. Widział w niej siebie samego. Małe bezbronne dziecko, porzucone przez społeczeństwo, zagubione w wielkim świecie, pełnym krzyw i niezrozumienia. Okrutnym i pozbawionym dobrych rządów, które zawsze będą stać dla dobra ludzi, nie świata.

- Ach... To bardzo ładne.- jego głos mimo iż słyszalnie czystszy i młodszy, to wciąż lekko zachrypnięty, ale ciepły i przyjazny. Szkarłatne oczy badały pokazywany mu rysunek, a uszy wychwytywały słowa dziewczynki, która tłumaczyła co, jak i dlaczego się tu znajduje.

Oni potrzebowali siebie nawzajem. Do szczęścia, do życia, dla dobra swojego. Wydawali się tak bardzo siebie rozumieć, nie bez powodu - przeszli przez podobne sytuacje, z różnicą tylko w długości i ilości.

Dziewczynka jeszcze młoda, choć na swojej liście ma już jedno morderstwo. Nie miała zbyt wiele czasu, aby przeżyć całkowitą ilość cierpienia, jaką mogłaby, gdyby tylko pozostała tam dłużej.

Chłopak przebył już ponad dwadzieścia wiosen, a na swoim zwoju o wiele, wiele więcej zabójstw, choć większość z manipulacji, przymusu, zaciemnienia mu umysłu. Już za pierwszym razem przeżył piekło, tamtej nocy pełnej krzyków, krwi i płaczu, choć niewiele pamięta, nic nie pamięta.

Staruszka widziała ich razem i ledwo powstrzymywała łzy wzruszenia, gdy widziała dwójkę dzieci, źle potraktowanych przez los, które cieszą się tym co jest teraz, ignorując to co będzie, próbując się pogodzić z tym co było. 

Mieli naprawdę trudne życie, a te mimo to wciąż rzuca im pod nogi kłody, które nie zawsze nadają się do przeskoczenia. Jednak co ona może powiedzieć? Oni na pewno zdają już sobie z tego sprawę, chociażby i podświadomie. Dlatego trzymają się każdej brzytwy, linii, wszystkiego czego się da, aby nie utonąć na dnie smutku i całkowitej pustki.

Tam gdzie samotność nie ma końca. 

~~~

Szkarłatnooki zatrzymał się przed ogromnymi drzwiami, robiąc krok do tyłu w pierwszej myśli ucieczki, choć nie wykonał żadnego dalszego ruchu. Palce drgnęły, bardziej sine ze względu na siłę jaką przeznaczają na trzymanie siebie nawzajem, jako własnego pocieszenia.

Dlaczego to robi? Dlaczego się zgodził? Dlaczego?

Żałuje tego, bo się boi. Żałuje tego, nie wiedząc czego ma się spodziewać. 

To nie on, czuje się całkowicie poza charakterem, ale nie może nic na to poradzić. Jego głos wydaje się odległy, własne ciało jakby nie ten teges, a niewielka migrena, którą ukrył przed pielęgniarką, potęgowała uczucie beznadziejności, jakie w tej chwili odczuwał

Musi wziąć się w garść, teraz albo nigdy, jak to się mówi.

Wziął lekko drżący wdech, ale wypuścił go już całkowicie spokojny, choć jedna jego dłoń pozostała zaciśnięta, dodając samemu sobie otuchy w tym co ma się zaraz wydarzyć.

Jego małe dziecięce marzenie zacznie swoją drogę ku sukcesie, aby mógł być dumny z samego siebie. 

Wreszcie nie jest manipulowany, ma wolną wolę, całkowicie świadom konsekwencji płynących z tego czynu. 

Zapukał dwa razy pod rząd, chwytając za klamkę z lekkim zawahaniem. Już po chwili sprawił, że drzwi przed nim otworzyły się, przepuszczając go do środka pomieszczenia. Jego lewa noga poruszyła się do przodu, a zaraz za nią prawa, sprawiając, że poruszał się miarowym, ale nie za szybkim krokiem, prosto do kruczowłosego dorosłego. 

Czuł na sobie ciekawski wzrok i słyszał niby ciche szepty, które z dziecięcą łatwością przyszło mu przetwarzać i rozumieć każde płynące ze wścibskich ust słowo. Udał jednak, że nic się nie dzieje, ponieważ takie kłamstwa wychodziły mu najlepiej. 

Schowaj emocje dla siebie i idź przez świat z wysoko podniesioną głową.

Niewiele osób wtedy zyskiwały tą motywację i odwagę, aby mu dokuczyć, sprawić, by poczuł się gorzej, źle. Jedna z niewielu rzeczy, jakie wyniósł z brutalnych lekcji swojego "mistrza", a raczej jego byłą imitację, która sprawiała, że czuł się obrzydliwie sam ze sobą.

Przekazał prostą, zgiętą w pół, białą kartkę kruczowłosemu, który bezceremonialnie ją przyjął, podnosząc jeszcze wzrok na klasę, sprawiając, że ta się uciszyła, co sprawiło niebieskowłosemu mniej komfortu, skutkując drapaniem się po dłoniach, wiedząc, że nie może tego zrobić z szyją, ponieważ od razu zostanie chwycony za nadgarstek przez wychowawcę 1A, który zwyczajnie odłoży ją na miejsce.

Ciemnooki przeleciał wzrokiem przez krótki tekst, chwilę później zginając kartkę i chowając ją w swojej teczce, mrucząc coś do siebie pod nosem. Coś na tyle niezrozumiałego, że nawet szkarłatnooki stojący obok niego, nie umiał stwierdzić nawet jakie emocje w głosie, mu towarzyszyły.

- Z dniem dzisiejszym, stojący tutaj obok mnie Tenko Shimura, zaczyna edukacje w tej klasie.- oznajmił, a nastolatek (niegdyś dorosły) podniósł wzrok, wpatrując się w uczniów na kierunku bohaterskim. Większość patrzyła się na niego z przerażeniem, część ze złością, choć znalazł się taki przypadek osoby, która posyłała w jego stronę delikatny uśmiech.

- Sensei!- wścibska ręka jednego młodego dorosłego z licencją bohaterską pojawiła się w górze, choć jej właściciel nie czekał na żadne pozwolenie o zadanie pytania.- Dlaczego on przypomina... Wie-pan-kogo?

Cóż... Nie trzeba było ukrywać, że używanie "imienia i nazwiska" złoczyńcy, który dosyć często atakuje UA, zostało tutaj zaszyfrowane w sposób dziwnie mu znajomy, choć nie wiedział skąd.

Nie ma nic dziwnego, że niebieskowłosy wydawał się podobny do dawnego siebie, ponieważ nawet jeśli "odmłodniał", wciąż posiadał swoje cechy, których od tak nie zmienisz.

Niższy, teraz nieco ponad sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, sylwetka bardziej smukła, na tyle niedożywiona, że dało się zauważyć jak nie kilka to kilkanaście żeber. Niebieskie włosy związane w niskiego kucyka, wciąż trochę falowane, nieco dłuższe, a oczy może i mniej zwężone, ale wciąż w tym samym szkarłatnym odcieniu, jakim były zawsze i nic tego nie zmieni, nic nie powinno.

Uniósł czerwone oczy ku górze, patrząc na reakcje jego teraźniejszego nauczyciela, który wydawał się niezbyt przejęty pytaniem. Nie wiedział co szczuro-podobne stworzenie napisało na krótkiej notce, którą przekazał, ponieważ była to rzecz dla niego niedozwolona, a on - jako dawny złoczyńca, pracujący na zdobycie zaufania - nie mógł się zmusić, aby spojrzeć i chociaż wiedzieć czego się spodziewać.

- Wszystko co dzieje się w tych ścianach, tu zostaje.- przypomniał kruczowłosy, przyglądając się wyrazom twarzy swoich problematycznych dzieci, aby zauważyć odpowiednie reakcje, które umożliwią mu dalszy potok słów, składający się na odpowiedź.- Tenko Shimura, inaczej Shigaraki Tomura...- na tą informacje już miały rozpocząć się szepty, ale jedno proste spojrzenie zlikwidowało wszelaki szmer.- ... Został chwilowo uniewinniony z wszystkich zarzutów i złych czynów, których dokonał. Objęto go ścisłą obserwacją i wieloma zasadami, których złamanie - nieuzasadnione odpowiednio - kończy się pozbawieniem wolności.- stwierdził, w ostatniej części wyjaśnień kątem oka spoglądając na "nowego ucznia".

Niebieskowłosy przełknął gulę w gardle, oddając się mocniej czynności, która doprowadzić za chwilę miała do zdrapania warstwy skóry, umożliwiając szkarłatnej cieczy na wypłynięcie. Zwróciłby na to większą uwagę, gdyby nie fakt, że zaczął się jeszcze bardziej stresować niż wcześniej.

Jeden zły ruch, tylko jeden.

Mógł się spodziewać. Nie wydał Ligii, swojej jedynej rodziny. Nie potrafił tego zrobić, na samą myśl o takiej formie... Zdrady, robi mu się niedobrze. Nawet on zna limity, nawet on wie gdzie leży granica. Nie wybaczyłby sobie tego, ponieważ dobrze wiedział, że niemal każdy z tej popierdolonej, ale kochanej organizacji wolał pozostać tym kim jest teraz.

Bali się i nienawidzili bohaterów, tak jak on.

Różnica polegała na tym, że on po dwóch stronach miał ból i cierpienie, które uciskało go i kazało wybrać jedną. Oni mieli nacisk z jednej - herosów, "prawa i sprawiedliwości", tego samozwańczego dobra.

Nie obrażamy nikogo, ale to społeczeństwo jest... Zepsute.

Nie dajmy głodnym jedzenia, bo ono się szybko skończy i znów będą nienajedzeni. Pokażmy im jak to jedzenie zrobić, skąd je zdobyć, a więcej im nie zabraknie. 

Dlatego powinniśmy ludziom dać przykład, zaprezentować jak bronić siebie, kogoś innego, a nie rozleniwiać ich, pokazywać, że zawsze znajdziemy się tam gdzie powinniśmy, aby komuś pomóc, choć wiele innych osób mogłoby. 

Przez taką sytuacje wielu upadło na sam dół, nie zdoławszy chwycić się żadnej brzytwy, ani innej rzeczy, która pomogłaby mu pozostać na stronie nadziei, prawdziwego światła.

Shigaraki wyszedł z dołu bólu, cierpienia i samotności, ponieważ udało mu się znaleźć kogoś kto pomógł mu się wydostać. Dlatego pragnie teraz pokazać wszystkim jak to się robi, aby móc wraz z nimi ratować innych z depresji.

Tak, właśnie po to tu przyszedł, to był powód, dla którego stanął przed wysokością zadania i je wykona, chociażby miał przy tym spaść, zranić się, umrzeć. Nie obchodzi go to, ma cel i będzie dążył do jego spełnienia na przekór wszystkiemu.

- A co z dziwactwem, sensei?- kolejna ręka wystartowała ku górze, a szkarłatne tęczówki spojrzały się na swoje dłonie okryte rękawiczkami, aby po chwili zjechać na nadgarstki, które mogły pochwalić się ciężkimi bransoletami, które sprawiały, że jego umiejętność przestawała działać. 

Kruczowłosy dorosły wytłumaczył wszystko spokojnie i dokładnie, jakby od początku życia przygotowywał się na to, a odpowiedzi przez lata kształtował i szykował. Powiedział coś o narzędziu na jego rękach, o systemie bezpieczeństwa, o drugiej szansie... 

Nie pozostawiał pytania bez odzewu, choć niektóre sprawiały, że oko mu drgało z irytacji. Nikt raczej nie ma zamiaru powtarzać trzeci raz jednej i tej samej rzeczy, ponieważ ktoś zamiast słuchać uważnie, zaczął układać gamę kolejnych pytań, którymi go zasypie, chociażby dla zmarnowania lekcji, która i tak byłaby wolna.

- Sensei.- dłoń zielonowłosego uniosła się w górę, a jego tęczówki tego samego koloru zalśniły przez światło, akurat wpadające zza wielu okien. Zmęczony wychowawca dał mu prawo do głosu, wiedząc, że ta osoba poczeka, aż je dostanie.- Dlaczego właściwie Tenko-san jest młodszy? Ile ma teraz... Lat?- dwa pytania na raz, ale dosyć bliskie sobie. 

Delikatny rumieniec wstydu oblał blade poliki byłego złoczyńcy, który właściwie wolał nie mówić ile "aktualnie" minął wiosen. Normalnie już dawno dwadzieścia na karku, ale teraz... Cóż... Powiedzmy, że wiek stał się nagłym tematem tabu. Jak miał tym dzieciakom powiedzieć w twarz, że jest (prawdopodobnie) młodszy od nich, skoro nie tak dawno "próbował" ich zabić? 

Na samo wspomnienie o morderstwie poczuł się gorzej. Jak bardzo chciałby odrzucić tą mroczną przeszłość. Czy mógłby wreszcie opuścić w niepamięć przeraźliwe szpony manipulacji? Gdyby tylko wcześniej zauważył, że jest młodszy, gdyby tylko wcześniej dokładnie to przemyślał... Mógłby chociaż łgać, że nic nie pamięta, że tak naprawdę wraz z latami minęła i pamięć, albo chociaż zamazała się. 

Nie, musi odpokutować za wszystko co zrobił. Nieważne czy z własnych chęci, czy też przez czyjeś groźby. Naprawi wszystko, tak. Nie może iść na skróty, musi przewędrować całą tą drogę usłaną kolcami, aby móc innych poprowadzić tą samą drogą, ale w bezpieczniejszy sposób. 

- Wczoraj Shimura narażając własne życie, uspokoił pewne dziecko, które straciło panowanie nad swoją umiejętnością. To właśnie te niebezpieczne dziwactwo wpłynęło na jego szybkie odmłodnienie, którego świadkami właśnie jesteście.- wytłumaczył pierwszą kwestię, zaczynając ją (tak naprawdę) od drugiej strony wydarzenia, którego nie podano w mediach. Coś czego normals nie dałby rady się dowiedzieć, oglądając wieczorne wiadomości.- Zaś ma teraz...- nauczyciel zatrzymał się, samemu nie wiedząc. Oczywiście, dostał wiele informacji, ale nie wszystkie, których jako-tako potrzebował. 

Swoje spojrzenie przerzucił na byłego dorosłego, dając mu tym do zrozumienia, że on powinien dokończyć tą kwestię. Mimo to wzrok mówił jasno, że może tą informacje zataić i nic wielkiego się nie stanie. 

Ciepły.

Szkarłatnooki bił się z myślami. Powinien, może to zrobić, ma taką wiedzę. Jednak to wciąż krępujące. Tak daleko, cofnął się tak daleko...

- Czternaście...- mruknął cicho i na tyle niewyraźnie, że nawet stojący nieopodal niego wykładowca, nie dał rady zrozumieć. Drapanie nasiliło się, a niebieskowłosy zbierał motywacje i siłę, aby powtórzyć słowa. Wszystkie oczy skierowane na niego, wiele z nich gotowych oceniać,  krytykować.- Czternaście!- niemal krzyknął, obracając głowę w lewo i chowając się w sobie, jakby gotowym na uderzenie, wszelakie słowa hejtu i innego negatywnego odzewu. 

Jego twarz oblał rumieniec wstydu, którego nie dał rady w całości ukryć włosami, na co kilka osób rozpoczęły szepty, brzmiące jak gruchanie z zachwytu. To wcale nie polepszyło jego sytuacji.

On - niegdyś budzący postrach złoczyńca, który zwykłym spojrzeniem dał radę sprawić, by wiele osób drżało przed nim ze strachu, gotowi do samoobrony, mimo iż nawet nie wypowiedział wojny, stał się dosłownie uroczą niską atrakcją, na którą nie znalazł się żaden pasujący mundurek, przez co ze szkarłatem (który oblał jego poliki i koniuszki uszu) stoi teraz przed całą klasą w delikatnie za dużych ubraniach.

Na szczęście zmęczony wychowawca szybko uratował resztki jego honoru i dumy, sprawiając, że Ci którzy zaczęli bawić się w gołębie, ucichli, a on dostał polecenie udania się na wolne miejsce, dorobione specjalnie dla niego. 

Wciąż czuł na sobie wzrok każdej osoby znajdującej się w tym pomieszczeniu, a nawet zaczął się obawiać, że gdzieś jakaś kaczka na niego patrzy, ale szybko z głowy mu to wyleciało.

Nie był żadnym modelem, ani atrakcją, ni rzeźbą, ni aktorem, więc dlaczego wciąż spoglądano na niego oceniającym wzrokiem, który mówił więcej niż mógłby się ktokolwiek domyślić.

Już coś takiego czuł, wtedy gdy miał nadzieję na ratunek, ale... Kiedy dokładniej? Potrafiłby wskazać z tłumu tego, kto w tamtym czasie spojrzał na niego, gdzie to się stało, w jakiej pogodzie, jednak nie dał rady przypomnieć sobie dlaczego szedł, ani ile miał wtedy lat. 

Czuł się zagubiony, szukał pomocy, ale ta nienadeszła, aż do AFO, który wykorzystał jego dziecięcą psychikę, który bawiąc się w jego ojca zaczął nim manipulować dla własnych korzyści, dokładnie tak jak-

Wzrok mu się zamazał, a on prawie upadł, jednak dosyć szybko i sprawnie usiadł na wolnym miejscu przy oknie, prawą rękę podnosząc na tyle, aby kątem oka nie musieć patrzeć na tych, którzy przyglądają się mu, jak jakiejś wystawie, którą nie był. 

Podniósł szkarłatne tęczówki, zauważając uśmiechniętą piegowatą twarz przed nim. Wciąż ciepła, teraz mniej przypominająca "starszego brata", ale przyjacielska, sprawiająca, że poczuł się bezpieczniej, jakby do jego mózgu dotarła informacja "nie ma zagrożenia, bo on tu jest". 

Trochę krzywo oddał gest, czując jak pieczenie wstydu znika z jego polików i uszu. On nie ocenia, ma pytania w oczach i widocznie wyrobił sobie już jakieś zdanie o nim, ale nie ma tych samych oczu jak reszta. Jakby on układał wszystko po trochu, nie spisując z góry go na straty, nie mając zamiaru karać za najmniejszy błąd.

Dopiero do niego dotarło, że nie każdy przewiercał go wzrokiem, chcąc wykazać, że jest najgorszy i tym podobne. Syn Endevora miał trochę ciekawski, ale w granicach normy, ciemnowłosa niewiasta z tyłu klasy, która występowała w jakiejś reklamie, posiadała trochę matczyny, w żadnym stopniu nie oceniający, a agresywny blondyn, którego kiedyś Liga porwała, wyglądał, jakby już uznał go za rywala, nie wroga.  

Naprawdę... Lepiej zaliczać się tylko do niektórych, niż do wszystkich, ponieważ nie zawsze większość jest lepszą stroną medalu, dla niektórych. Mniejszość może demokratycznie nie wygra, ale za to gdy dobrze się zabierze - przekabaci na swoją stronę kilku, którzy przestaną być klonami kogoś innego. Staną się sobą, nielicznymi, którzy są prawdziwi, nie jak kopie.

~komentarz~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro