0

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Energicznym krokiem wyszłam z boksu i skierowałam się w stronę windy. Mój ciemnobrązowy kucyk podskakiwał z każdym krokiem, a obcasy czarnych butów stukały o podłogę. Byłam już spóźniona, mimo że nie powinnam.

Zatrzymałam się przed drzwiami windy. Poprawiłam jasnoszary żakiet, obciągnęłam spodnie nieco w dół i mocniej uchwyciłam teczkę, którą ściskałam w dłoniach okrytymi czarnymi rękawiczkami, które były moim stałym atrybutem.

Winda otwarła się, a moim oczom ukazał się nowy pracownik, którego miałam oprowadzić po tym korporacyjnym młynku.

Miał jasne włosy i opaloną skórę. Wysiadł z windy i rozejrzał się dookoła, nieco zdezorientowany.

Jeszcze raz sprawdziłam jego imię w teczce i podeszłam do niego.

— Hej! — przywitałam się. — William?

— Tak — potwierdził i wyciągnął do mnie rękę, ale ja zgrabnie ją ominęłam i mocno go przytuliłam. Nie żywiłam do niego żadnych specjalnych uczuć. Nie znałam go. Przytulanie się do ludzi było częścią mojego wizerunku otwartej, ciepłej osoby. Takiej, do której pójdziesz, gdy masz problem, a ona cię przytuli i pocieszy, ale potem pójdziesz dalej i o niej zapomnisz. Zniknie z twojego życia.

Taki był mój cel.

William zesztywniał pod moimi ramionami, jak każdy, gdy przytulałam go po raz pierwszy. Część nigdy się nie przyzwyczajała, ale większość traktowała mnie jak nieoficjalną, biurową maskotkę, do której można przyjść po pocieszenie, gdy robota zalewała cię po uszy.

Nie miałam tutaj przyjaciół.

I dobrze.

— Jestem Linda! — Puściłam go i przedstawiłam się energicznie. — Oprowadzę cię po biurze, okej? — Poczęstowałam go szerokim, szczerym uśmiechem. Po roku doszłam do wniosku, że takie zachowanie sprawia, że ludzie po prostu cię lubią i nie zadają zbędnych pytań.

A o to mi przecież chodziło.

Po dwóch miesiącach tyrania za najniższą krajową i oprowadzania nowych pracowników nauczyłam się, że zaoferowanie im pozornego wyboru daje mi sporo informacji o nowej osobie. Jeżeli się zgodzą, super, oprowadzam ich po firmie. Jeśli nie, informuję ich, że i tak muszę to zrobić, i po prostu odbębniam najważniejsze miejsca.

William kiwnął głową. Klasyczna reakcja. Bez zbytniego entuzjazmu, ale również nie obcesowa odmowa.

Też bym tak kiedyś zrobiła.

Zabrałam się do roboty i wyłączyłam myślenie. Każda taka wycieczka wyglądała praktycznie tak samo, a ja po utworzeniu schematu w głowie po prostu go realizowałam, nie myśląc już o tym. Tu jest to, tam jest tamto... mój radosny głos perorował, a ja pozwoliłam myślom odpłynąć.

W pewnym momencie jednak zawędrowałam za daleko w przeszłość i moją głowę wypełnił obraz, który usilnie usiłowałam zapomnieć.

— A tutaj... — zacięłam się i nagle wróciłam do chwili obecnej. Obrazy zniknęły, wspomnienia ponownie zostały zamknięte w pudełku i wrzucone na dno podświadomości.

— Tak? — dopytał William, ale w jego głosie nie usłyszałam nuty irytacji czy zniecierpliwienia. Zdziwiona spojrzałam na niego i w jego ciemnoniebieskich oczach nie zobaczyłam niczego fałszywego. Był po prostu... miły?

— Ja... tak, tutaj jest biuro. — Odchrząknęłam. — Pokażę ci twoje stanowisko.

Weszłam do środka energicznym krokiem, szybko zostawiając za sobą ten moment słabości.

Tylko tak mogłam przetrwać.

Zaprowadziłam Williama do wolnego stanowiska, niedaleko mojego. Poinstruowałam go, jak zalogować się do komputera, a potem pokrótce pokazałam mu, na czym polega jego praca.

— To by było na tyle. Do zobaczenia! — Pochyliłam się i mocno objęłam go na pożegnanie. Tym razem nie zesztywniał, również mnie objął.

Ekstrawertyczny typ osobowości.

W korpo.

Interesujące.

Zostawiłam Williama i skierowałam się do siebie. Spojrzałam krytycznie na stertę papierów, która domagała się przejrzenia. Z oddali usłyszałam szefową, proszącą o kawę.

Nie kierowała prośby do nikogo konkretnego, ale ja, jako osoba bezinteresowna i lubiąca wszystkich, zawsze byłam tą, która tą kawę przynosiła.

Chyba znowu zostanę po godzinach.


***

Hej ho!

Rozdział "prologowy" już za nami. Następne będą publikowane co godzinę i tak wleci dzisiaj pierwsze dziesięć rozdziałów.

Do następnych!

~trickyl0ve

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro