18
Przyczepiłam kartkę do korkowej ramy mojej tablicy za pomocą czerwonej pinezki. Obok zapisałam gdzie i kiedy znaleźliśmy tę groźbę oraz zanotowałam, że prawdopodobnie zostawiła ją ta sama osoba, co poprzednio w lesie.
— To podchodzi pod niebezpieczeństwo — zauważył Jake.
— Nie zamierzam odpuszczać — zaoponowałam, zanim to zaproponował. — Nie teraz. Ta osoba martwi się nami. Boi się, że wpadniemy na jej trop. — Zerknęłam na niego. — Twoje słowa.
— Przyznaję się. Ale sytuacja, gdy ktoś dzwoni do ciebie z pogróżkami z innego miasta, nie wiedząc gdzie mieszkasz i kim jesteś, a groźba pod drzwiami trochę się różnią.
— Masz rację — zgodziłam się. — Ta osoba zna mój adres. Nie wszyscy z Duskwood mogą się tym pochwalić.
— Zakładasz, że to ktoś z grupy?
— Ostatnio szukaliśmy wszędzie poza, a niebezpieczeństwo było w środku. — Wzruszyłam ramionami ze smutkiem. — Nie chcę, by to był ktoś z nich, ale to bardziej prawdopodobne niż to, że zrobił to ktoś obcy.
— To kogo podejrzewasz?
Zastanowiłam się.
— Wiem na pewno, że Jessy i Phil wiedzą gdzie mieszkam. Ale nie wiem, czy z mojej pamięci nie uciekło coś jeszcze — myślałam na głos, zapisując na tablicy podejrzanych.
— Uciekło? — spytał skonfundowany Jake.
Odwróciłam się do niego gwałtownie.
— Nie mówiłam ci jeszcze — powiedziałam powoli. — Z jakiegoś powodu myślałam, że Duskwood było grą mobilną, a grupa tylko programem. — Spojrzałam w dół. — Nie wiedziałam, że istniejesz.
Nie podniosłam wzroku, ale usłyszałam jak Jake podchodzi do mnie.
— Moja mama podejrzewa hipnozę, ale nie jesteśmy pewne czy sama tego chciałam, czy ktoś mnie zmusił — kontynuowałam. — Na początku myślałam, że tylko moje postrzeganie Duskwood się zmieniło, ale potem okazało się, że w mojej pamięci brakuje kilku wspomnień.
Jake bardzo nieśmiało rozłożył ręce, a ja wtuliłam się w jego ciemną bluzę, chłonąc jego ciepło. Chłopak objął mnie jedną ręką, a drugą wyjął z mojej dłoni pisak. Usłyszałam, że pisze coś na tablicy. Podniosłam wzrok.
Jake podzielił tablicę na dwie połówki. Na jednej znalazła się próba morderstwa. Druga była pusta. Jake w górnym rogu pustej połowy zapisał swoim wąskim pismem: „Kradzież wspomnień Hope Brzózki".
— Tym też się zajmiemy — zapewnił mnie, ale mój mózg zastopował się na on zapamiętał moje nazwisko.
— Tak — powiedziałam trochę bezwiednie, odurzona jego bliskością.
Jake odsunął się, a mi zrobiło się zimno. Przełknęłam ślinę i odebrałam mu pisak.
— Zapytam szybko na grupie o mój adres i idziemy dalej, okej?
Podniosłam telefon.
Hope: Hej, szybkie pytanko
Hope: Podawałam wam swój adres?
*Dan jest online*
*Thomas jest online*
Dan: Tak
Dan: Czemu pytasz?
Hope: Kiedy go podałam?
Thomas: Kiedy wyjeżdżaliśmy z Duskwood
Thomas: Twoje mieszkanie było opcją awaryjną, gdyby nie udało się załatwić domu w lesie
Hope: Ok, dzięki
*Hope jest offline*
— Podałam im adres, gdy wyjeżdżali z Duskwood. Wszyscy go znają — oznajmiłam i wpisałam na listę całą grupę z Duskwood.
— To dużo nam nie daje.
— Na razie nie — przyznałam i zastanowiłam się. — Ta osoba. — Stuknęłam drugą końcówką pisaka w kartkę z groźbą. — Sugeruje związek z FBI. Może ktoś ściga cię za coś, co zrobiłeś? — Odwróciłam się do niego. — To, za co poszukiwał cię rząd.
— Może — uciął temat.
— Szukamy osoby, która zna mój adres i wie za co ścigali cię federalni. Zakładam, że nikomu o tym nie mówiłeś?
— Nie. — Pokręcił głową.
— Ta osoba zna również liczbę strzałów — myślałam na głos.
— Liczbę strzałów?
— Wcześniej, na spotkaniu nie powiedziałam, ile razy zostałeś postrzelony, a nadawca tej groźby wiedział, że dwa. To zawęża krąg — podniosłam ścierkę i wymazałam z listy wszystkich poza Cleo.
— Cleo mogła komuś powiedzieć — zauważył Jake.
— Mogła. Zapytam ją. — Podniosłam telefon i wklepałam wiadomość. — Wrócę do tego, gdy odpisze.
Odłożyłam pisak i odwróciłam się do Jake.
— Sądzę, że czas, abym dowiedziała się, za co ścigali cię federalni — stwierdziłam.
Przez chwilę milczał.
— Chyba masz rację.
Przysiadłam na stoliku i wpatrzyłam się w niego w oczekiwaniu.
— Kiedyś pomagałem w firmie mojej mamy. Moim zadaniem było sprawdzanie nowo przyjętych pracowników. Wiesz, czy nie byli karani i tak dalej — zaczął. — Przeważnie używałem moich zdolności hakerskich i kopałem trochę głębiej.
Wziął urywany oddech i spuścił wzrok.
— Pewnego dnia pojawił się Florian Klim. Jego CV było idealne, przeszłość nienaganna. Od razu wydał mi się podejrzany — kontynuował, nadal patrząc na swoje kolana. — Trochę go sprawdziłem, ale dowiedziałem się tylko, że pracuje dla FBI pod przykrywką. Imię oczywiście było fałszywe. Ale coś nie dawało mi w nim spokoju. Wiec szukałem głębiej. — Podniósł na mnie wzrok. — Dopiero wtedy odkryłem, że nie był taki czysty. Naprawdę nazywał się Dawid Wachowiak. Miał na koncie dwa zabójstwa, przemyt narkotyków, najróżniejsze nielegalne „przysługi" i gwałt.
Wzdrygnęłam się na to ostatnie i nie byłam nawet pewna dlaczego.
— Nie chciałem, by udało mu się zatrudnić w firmie mojej mamy. Nie mogłem też podać tych informacji bez wyjawienia swoich sposobów. Więc wrzuciłem je do sieci i w tej formie przekazałem mamie. Facet oczywiście nie dostał pracy.
— I za udostępnienie tych informacji ścigało cię FBI?
Pokręcił głową i znowu spojrzał w dół.
— Dwa dni później wróciłem do domu pierwszy. Moja siostra była w przedszkolu, mama jeszcze w pracy. On czekał na progu z bronią w ręku. — Dłonie Jake'a zaczęły drżeć. — Nie chciałem go wpuszczać, ale wepchnął się do środka, zanim zamknąłem drzwi. Był wściekły. Do tej pracy wysłało go FBI, miał załatwić coś w pobliżu. Prywatnie chciał wykorzystać lokalizację do przemytów. Gdy udostępniłem te informacje, nie tylko stał się zbiegiem, ale stracił też miliony. — Jake przerwał na chwilę i wziął głęboki oddech. — Wywiązała się szamotanina. W pewnym momencie upuścił pistolet, a mi udało się go złapać...
Przeczuwałam już dokąd zmierzała ta historia.
— W panice postrzeliłem go. Dostał dwa razy w brzuch. Umarł prawie od razu. — Podniósł wzrok. Jego oczy były pełne łez. — Zabiłem go, Hope. Tego dnia uciekłem. Zabrałem tylko to, co musiałem, wrzuciłem do bagażnika samochodu i odjechałem. Na blacie została tylko karteczka z prośbą do mojej mamy, by uciekały jak najdalej ode mnie. — Opuścił wzrok i załkał. — Możesz mnie teraz znienawidzić.
Zadziałałam instynktownie, nie myśląc. Podniosłam się, wcisnęłam na fotel obok niego i objęłam go delikatnie. Dłonią obtarłam jego łzy.
— Nie nienawidzę cię — wyszeptałam.
— Jestem mordercą, Hope — odparł, równie cicho.
— Nie jesteś. On był — zaoponowałam. — Ty jesteś ofiarą. Zabiłeś go w samoobronie.
Przytuliłam go mocniej, a on wtulił się we mnie i płakał.
— Nie nienawidzę cię — wyszeptałam jeszcze raz.
Kocham cię.
***
Aww.
I think I was wrecked all along.
Co sądzicie o tym, co zrobił Jake? Hope podjęła dobrą decyzję?
No i co z tymi wspomnieniami?
I, jako że nie zamierzam marnować nowoodkrytych pokładów weny, za chwilkę wrzucę wam jeszcze jeden rozdział. Enjoy :)
Do następnego!
~tricky
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro