8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zsiadłam ze skutera i poprawiłam szalik na szyi. Rozejrzałam się dookoła, poprawiając plecak. Stałam na parkingu pod wybiegiem dla psów „Górka dla burka". Za nim był niewielki plac zabaw i niezwykle piękny las. Miałam się spotkać z Jessy tutaj, ale rudowłosa przyjechała wcześniej i postanowiła sama przejść się po nowym miejscu. Nigdy wcześniej nie była w Rybniku. Zdjęłam kask i ruszyłam w stronę lasu.

Wędrowałam w milczeniu, słuchając jedynie trzeszczenia śniegu. Szłam główną ścieżką, ale mimo to byłam sama.

Skręciłam w lewo, przeszłam pomiędzy drzewami i moim oczom ukazał się zakątek z widokiem na jezioro. Nie było tu żadnych stołów, tylko drzewo rosnące poziomo przy ziemi, zupełnie jak ławka. Jessy wstała i podeszła do mnie.

— Hej! — przytuliłam ją.

— Cześć. — Odwzajemniła uścisk i razem ruszyłyśmy w stronę drzewa. — Nie przyszłaś wczoraj do Dana na horror.

— Niestety, nie dałam rady. — Zrobiłam smutną minę, ale po chwili nie dałam rady powstrzymać uśmiechu.

— Ty! Ty to zaplanowałaś, przyznaj się! — roześmiała się Jessy.

— Dobra, dobra. — Podniosłam dłonie w geście poddania. — Wysłałam cię do Dana, ale nie zamierzałam przychodzić. Podobało ci się chociaż?

— Tak — potwierdziła i rzuciła we mnie śnieżką.

— O ty mała! — Szybko uformowałam kulkę i rzuciłam w rudowłosą, która nie zdążyła się uchylić.

Ze śmiechem usiadłyśmy.

***

— Hope, na pewno chcesz jeszcze czekać?

— Na pewno — potwierdziłam bez wahania i napiłam się herbaty, którą zabrałam w termosie. — Może zaraz przyjdzie.

— Jest dziewiętnasta trzydzieści. Gdyby chciał przyjść, już by tu był — stwierdziła. — Może po prostu nie chce? — zasugerowała.

— Na pewno chce! Może po prostu nie może?

— Jeśli nie może, to po co czekasz? — spytała.

Wzruszyłam ramionami.

— Co jeśli pójdę, a on tu przyjdzie i się miniemy? — wyraziłam przypuszczenie. — Nie chcę odejść za szybko.

— Hope, jest zimno i ciemno. Prędzej ktoś cię napadnie niż on tu przyjdzie. — Jessy podeszła, otrzepała miejsce obok mnie ze śniegu i usiadła na kłodzie. — Ale jeśli ty będziesz czekać, to ja poczekam z tobą.

Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością i wpatrzyłam w zamarznięte jezioro.

To miejsce w każdą porę roku wyglądało dla mnie pięknie i traktowałam je jak prywatne miejsce piknikowe. Mało kto zbaczał tu z głównej ścieżki.

Patrząc w jezioro, rozmyślałam. Może Jessy ma rację? Gdyby Jake mógł tu przyjść, już by się pojawił. Wstałam.

— Masz trochę racji. Chodźmy już. — Wyciągnęłam stopy z głębokiego śniegu, który sięgał mi do połowy łydki. Jessy westchnęła z ulgą i również wstała.

I nagle dostrzegłam coś w śniegu. Wcześniej, gdy siedziałam, nie udało mi się tego dostrzec, bo kartka zlała się ze śniegiem. Pochyliłam się do przodu i podniosłam znalezisko. Wyjęłam papier z plastikowej koszulki. Poczułam, że Jessy zerka mi przez ramię. Przejrzałam napisane starannym, szerokim pismem słowa.

Hope,

wiem, że na mnie czekasz i pragniesz, bym wrócił. Jednak nie sądzę, by to mogło się udać. Nie pasujemy do siebie. Powinnaś znaleźć sobie kogoś innego.

Jake

Poczułam, że drżę i nie było to spowodowane mrozem. Nie zorientowałam się, że po twarzy ciekną mi łzy, dopóki Jessy ich nie obtarła.

— Nie płacz, łzy zamarzną. — Złapała ze mną kontakt wzrokowy. — Przykro mi.

Powstrzymałam się od płaczu i wykrztusiłam:

— Przynajmniej... przynajmniej wiem, że żyje. — Jessy objęła mnie i pomogła wyjść na główną ścieżkę.

Na parking dotarłyśmy w milczeniu. Ja nadal bezwiednie ściskałam w rękach kawałek papieru, na który nie miałam siły patrzeć. Nie takiej wiadomości się spodziewałam.

Jessy posadziła mnie na skuterze i usiadła za mną. Delikatnie wyjęła kartkę z moich rąk i podała mi kluczyki, które uprzednio wyjęła z mojej kieszeni.

— Nie masz tu... nie masz tu samochodu? — wyjąkałam. Nadal się trzęsłam. Stary nawyk nakazał mi drżącymi rękami wsunąć kask.

— Nie, przyjechałam autobusem. A nawet gdybym miała, nie zostawię cię samej — ścisnęła moje ramię. — Ruszaj.

Przełknęłam ślinę i przekręciłam kluczyk w stacyjce.

***

Jessy weszła ze mną po schodach. Otwarłam jasnobrązowe drzwi i weszłam do środka. Ściągnęłyśmy buty w przedpokoju, odwiesiłam kurtkę i stanęłam bez ruchu, nie wiedząc co teraz.

— Hope... jestem tu pierwszy raz, musisz mi pomóc.

Beznamiętnie wyjaśniłam jej, gdzie jest salon, kuchnia i łazienka. Pokierowała mnie do tego pierwszego pokoju, posadziła na kanapie i owinęła niebieskim kocem, który leżał obok.

Na chwilę wyszła, usłyszałam, jak otwiera i zamyka szafki. Wróciła z dwoma opakowaniami żelków. Rozpoznałam je jako te, które wcześniej oznaczyłam jako „na czarną godzinę".

Ta godzina zdecydowanie była czarna.

Następne dwadzieścia minut spędziłam z nią na kanapie, na przemian jedząc żelki i wybuchając płaczem.

Jessy nie odstąpiła mnie ani na krok, cały czas mnie pocieszała i przytulała. Wyszła ode mnie około dwudziestej trzydzieści, dwukrotnie się upewniając, że dam sobie radę.

Powoli poszłam do pokoju, wzięłam ręcznik i piżamę i poszłam do łazienki.

Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Puściłam gorącą wodę i przez chwilę stałam bez ruchu. Włożyłam głowę pod słuchawkę i pozwoliłam wodzie zamaskować moje łzy i zmyć ze mnie emocje.

To nie tak miało wyglądać, zdecydowanie nie tak miało wyglądać.

Wyszłam spod prysznica, ubrałam piżamę i poszłam do pokoju.

Wzięłam telefon, włączyłam czat i przeskrolowałam do naszej rozmowy, która zaczęła się od chińskiej restauracji.

Czytałam moje wyobrażenie pierwszego spotkania ciągle i ciągle od nowa, aż widziałam je pod powiekami, gdy zamykałam oczy.

To wyobrażenie miałam w głowie długo przed tym, gdy mnie o nie zapytał. Teraz wiedziałam, że nigdy się nie ziści. Wiedziałam, że Jake mnie nie chce i nie zamierza do mnie wrócić.

Najgorsze było to, że mimo odrzucenia nadal go kochałam i zamierzałam ochronić przed federalnymi.

***

'Cause heartbreak is savvy and love is a bitch

Rozdział z niewielką obsuwą, bo piekłam bułeczki cynamonowe i zrobił się mały syf.

Smutny, krótki rozdział, więc za pół godzinki pocieszę was kolejnym :(

Spodziewaliście się?

Ponownie Ogłoszenia Parafialne.

Przeczytałam wasze komentarze pod poprzednim rozdziałem i widzę, że wygrywa opcja A. Jako że wstępną wizję okładki już mam, to lecę złożyć zamówienie i już niedługo dostaniecie ostateczny termin, kiedy wrzucę drugie fanfiction.

Do następnego,

~trickyl0ve


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro