Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mia przewróciła oczami na widok cheerleaderek, które minęły ją szerokim łukiem jakby była co najmniej źródłem zarazy. Jedna z nich rzuciła jej mordercze spojrzenie. Kiedy ciemnowłosa chciała ją minąć, ta zastąpiła jej drogę.

- Mogłabyś przestać kłamać- odezwała się blondynka, odrzucając swoje długie włosy na ramię.- Wiem, że wymyśliłaś tę całą listę i nie podoba mi się, że oczerniasz mojego chłopaka.

Wow, po raz pierwszy ktoś powiedział jej to prosto w twarz zamiast plotkować w mniejszym gronie. Co za progres! Tak na serio, Mia nie chciała powodować konfliktów. Zdecydowała się na bezpieczne, aczkolwiek szczere wyznanie.

- To dobrze się składa, bo mówię prawdę. Widziałam listę na własne oczy, okej? Możesz mi wierzyć lub nie, twój wybór. A teraz przepraszam.

Sanchez udało się oddalić od natrętnej cheerleaderki. Wiedziała, że nie wszyscy wierzyli w ranking. Ciężko wierzyć w tak nieprawdopodobną historię, gdy dyrekcja i kadra pedagogiczna milczy i w żaden sposób nie odnosi się do plotek. Poza tym sami zainteresowani wszystkiego się wyparli. Wspaniała sytuacja, co nie? Mia nie winiła tej części szkoły, która jej nie wierzyła. Na ich miejscu też pewnie miałaby wątpliwości.

Ciemnowłosa usiadła przy stoliku, gdzie siedziały jej współlokatorki. Przywitała je z lekkim uśmiechem.

- O czym rozmawiacie?

Lila i Thalia wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Czasami zastanawiała się czy przypadkiem nie rozwinęły między sobą telepatii, bo potrafiły porozumiewać się bez słów. Za to ona nie miała pojęcia o co im tym razem może chodzić.

- Wszystko w porządku? Czego chciały tamte laski?- zaczęła Lila z niepokojem odmalowanym na twarzy.

- Nic specjalnego. To co zwykle. Jedna zarzuciła mi, że kłamię i oczerniam jej chłopaka. Musi być cholernie mocno zakochana, żeby niczego nie dostrzegać.

- Jeśli chcesz się zemścić, możemy ci pomóc- dodała Thalia, konspiracyjnie ściszając głos.- Wiem, gdzie trzymają kwasy...

Ciemnowłosa otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia. Kwas?! To jest jej sposób na zemstę?! To spora przesada! Chyba powinna uważać na Thalię, żeby jej nie podpaść. Obawiała się co mogłoby jej strzelić do głowy.

- Nie trzeba- zapewniła Mia.- Nie ruszyło mnie to. Niech sobie myślą co chcą... Szkoda tylko, że takie dziewczyny jak tamta cheerleaderka dalej są okłamywane.

- Może odpuśćmy sobie kwas, ale wiesz, że możesz na nas liczyć. Prawda, Mia?- mruknęła Lila również zaskoczona i zaniepokojona informacją o kwasie.

- Jasne, ale jak mówiłam, nic się nie dzieje.

- Jak sytuacja z samolubnym dupkiem?- zapytała po chwili Thalia. Miała na myśli oczywiście Dylana. Chyba zdarzyło się Sanchez tak go określić raz... No dobra, może kilka razy.

- W miarę dobrze. Jeszcze nie daje mi ciekawych tematów, ale to tylko szkoła... Co tutaj może zdarzyć się ciekawego?

Ciemnowłosa mówiła szczerze. Ostatnio w ogóle nie kłóciła się z Dylanem. Może i był odrobinę zły za samowolkę, jak to określił. Chodziło o rozmowę z Mary. Cóż... Ostatecznie był zadowolony. On spieprzył sprawę, nie wykazując się ani odrobiną empatii, a jej udało się to naprawić. Napisała cały tekst na temat Justina w oczach jego dziewczyny. Ilość wyświetleń przeszła jej najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że pisanie o ofiarze wypadku w jakimkolwiek kontekście się opłacało. Oczywiście jej tekst nie dorównywał temu Dylana, ale nie chodziło o styl pisania tylko treść. W końcu miał informacje prosto z policyjnego źródła. To dopiero zrobiło furorę.

- Najlepsze teksty zgarnia dla siebie tak jak z tym wypadkiem. Mogłabyś nam powiedzieć skąd miał tak dokładne info?- poprosiła Lila niewinnie.

Już rozmawiały na ten temat. Mia za każdym razem zbywała ich pytania. Obiecała, że nie wsypie Jonathana i zamierzała się tego trzymać. Chciała pokazać, że jest osobą godną zaufania.

- Nie mogę wam powiedzieć. No wiecie, obietnica.

- Przecież my niczego nikomu nie zdradzimy. To będzie nasz sekret...

- Na serio nie mogę. Przykro mi. Mogę jedynie zapewnić, że źródło jest wiarygodne i całkowicie pewne. Wszystko co napisał Dylan to prawda- rzuciła Mia z przepraszającym uśmiechem.

- Czyli faktycznie z gościa została krwawa plama i nietknięta ręka?- spytała autentycznie zaciekawiona Thalia. Jej współlokatorka miała dziwne zainteresowania.

- Mniej więcej- odpowiedziała Sanchez, nie chcąc wdawać się w niuanse. Technicznie rzecz biorąc, auto nie sprasowało ciała. Musiałoby ważyć dużo więcej, żeby tak się stało... Stop, stwierdziła w myślach. To zabrnęło za daleko, co nie? Czemu ona w ogóle o czymś takim myślała?

- Współczuję osobie, która go znalazła. To musiało być przerażające... Wyobrażacie to sobie?

Nagle Mia zobaczyła Dylana w przemieszczającym się tłumie. Dobrze, że go zauważyła, bo miała do niego sprawę. Chodziło, rzecz jasna, o gazetkę. Miała gotowy tekst o kucharce, chociaż powstawał bardzo mozolnie i kosztował ją sporo wysiłku. Tak wyglądało u niej tworzenie nieciekawych tematów.

- Zaraz wracam- rzuciła Sanchez do swoich współlokatorek, po czym ruszyła w kierunku, gdzie przed chwilą widziała bruneta. Dogoniła go tuż za wejściem do stołówki. Dotknęła go w ramię, zauważył jej obecność. Cooper obrócił się w jej kierunku.- Cześć. Mam dla ciebie gotowy tekst o kucharce.

Ciemnowłosa zaczęła przeszukiwać torebkę w celu odnalezienia pendrive'a. Gdzieś tutaj go miała... Cóż, w torebce miała tyle rzeczy, że czasami ciężko było jej znaleźć takie drobiazgi.

- Najwyższa pora. Strasznie długo ci to zajęło- zauważyła brunet, na co Mia obrzuciła go morderczym spojrzeniem. Cooper miał niezwykły talent do zniechęcania do siebie ludzi. Gdyby nie szkolna gazetka, do której chciała pisać, już dawno powiedziałaby mu, żeby się pieprzył.

- Może gdybym dostała jakiś ciekawszy temat, to poszłoby mi szybciej- odparła ciemnowłosa, nie mogąc powstrzymać kąśliwego tonu. Co mogła poradzić na to, że Dylan nieustannie wyprowadzał ją z równowagi?

- Czyli mam rozumieć, że specjalnie zwlekasz z pisaniem, twoim zdaniem, nieciekawego tekstu, żeby dostać ważniejsze tematy? To bardzo nieprofesjonalne z twojej strony. Poza tym nic takimi metodami nie osiągniesz- poinformował brunet chłodno.

Mia z trudem powstrzymała się od przewrócenia oczami. Gość zachowywał się jakby był szefem poważnej firmy, a nie tylko prowadzącym szkolną gazetkę! Mówił to na tyle poważnie, że zaczęła się zastanawiać czy nie powinna szukać dla niego specjalisty. Może miał problemy z ogarnięciem rzeczywistości i świata, który nie kręcił się wokół niego?

- Nie, po prostu źle pisze mi się nudne artykuły, okej? Wybacz, że nie jestem tak profesjonalna jak ty.

Sanchez w końcu znalazła w torebce pendrive'a. Wręczyła go Cooperowi, po czym obróciła się na pięcie. Chciała wrócić do współlokatorek. Miała dość rozmowy z tym dupkiem.

- Poczekaj, Mia- zawołał za nią brunet. Obróciła się w jego kierunku, oczekując czegoś na kształt przeprosin lub wyjaśnień w stylu "miałem ciężki dzień". Oczekiwała czegokolwiek, co mogłoby usprawiedliwić jego aroganckie zachowanie.- O szesnastej odbędzie się spotkanie. Przyjdź.

- Zobaczę czy znajdę czas- mruknęła ze złością i skierowała się na stołówkę.

Pomyliła się. Dylan nie był zdolny do przyznania się do błędu. Co on sobie wyobrażał?! Że jest nieomylny i zawsze ma racje?! Gdyby nie to, że uwielbiała pisać, już dawno odpuściłaby sobie gazetkę i użeranie się z Dylanem. Kiedy myślała, że już nie można być większym dupkiem, brunet pokazywał jej, że jednak się da.

Tak naprawdę to ani przez moment nie brała pod uwagę możliwości, że ominie "spotkanie". Czymkolwiek ono było. Do tej pory Dylan nie używał takiego określenia. Była ciekawa, co się pod nim kryje.

Tuż po powrocie do stolika ciemnowłosa dała upust swojej frustracji i opowiedziała dziewczynom ze szczegółami o dopiero co zakończonej rozmowie.

*****

Sanchez przyszła na umówione spotkanie punktualnie. Chociaż Dylan nie podał żadnego konkretnego miejsca, wiedziała gdzie się ono odbędzie. W "redakcji", czyli klasie, którą dostali na wyłączność w ramach prowadzenia gazetki. Co ciekawe, nie było tam nawet działającego komputera, więc sprzęt musieli mieć swój, żeby korzystać z tej klasy.

Przy drzwiach zastała Deana. Blondyn wyglądał jakby zastanawiał się czy faktycznie chciał tam wejść. Nie dziwiła mu się. Sama nie miała do tego szczególnej ochoty.

- Hej- przywitała się ciemnowłosa. Uśmiech natychmiast zniknął mu z twarzy. Ostatnio nie potraktowała go zbyt dobrze. Już pomijając natarczywość i ton nieznoszący sprzeciwu, okłamała go. Skłamała, że Dylan wiedział o tekście dotyczącym listy i footballistów. Później miał przez nią nieprzyjemności... Nie dziwiła się, że był na nią zły.

Dean był szkolnym informatykiem. Zajmował się stroną główną Madison. To on wrzucał teksty na stronę, więc współpraca z nim była absolutnie konieczna.

- Cześć. Lepiej chodźmy...

- Poczekaj- przerwała mu Sanchez zanim zdążył nacisnąć klamkę.- Przepraszam za to jak ostatnio się zachowałam. Nie chciałam być niemiła, a tym bardziej cię okłamywać... Po prostu tamten tekst był dla mnie niesamowicie ważny.

Ze względów prywatnych, dodała w myślach. Przez chwilę spotkała się z Blake'iem, więc była, zresztą cały czas jest, na niego wkurzona za kłamstwa. Próbował wmówić jej, że powoli się w niej zakochuje. Tak dobrze szło mu udawania... Ostatecznie chciał ją tylko zaciągnąć do łóżka.

- Okej. Pewnie miałaś problem ze znalezieniem Dylana o tak późnej godzinie, mam rację? Nie rozumiem jak można aż tak rzadko korzystać z telefonu.

- Dokładnie- zgodziła się z nim ciemnowłosa.- Mamy dwudziesty pierwszy wiek, do cholery! Jak można nie odpisywać, ani nie odbierać i twierdzić, cytuję, nie lubię tego rodzaju technologii? To wręcz abstrakcyjne.

- Tak. Dobrze, że sobie to wyjaśniliśmy, ale chyba powinniśmy iść. Dylan ma problem ze spóźnieniami- stwierdził blondyn z uśmiechem. Jego ton był zupełnie inny niż na początku rozmowy. Mniej przestraszony i dużo bardziej przychylny. Chyba Mia zdobyła nowego sojusznika w starciu z Cooperem.

- Prawda. Jeszcze zarzuci nam brak zaangażowania- zgodziła się z nim Sanchez, udając powagę. Obydwoje wybuchnęli śmiechem, a następnie weszli do środka, gdzie czekał na nich Dylan. Obrzucił ich chłodnym spojrzeniem. Gdyby to nie była jego typowa reakcja, ciemnowłosa uznałaby, że słyszał rozmowę spod drzwi. Nie przejęła się tym szczególnie. Nie powiedziała nic, czego nie odważyłaby się powiedzieć mu prosto w twarz.

- Mogę wiedzieć o co chodzi z tym spotkaniem?- odezwała się ciemnowłosa po lakonicznych przywitaniach, ograniczających się do cichego "cześć" albo "hej".- Do tej pory jeszcze nie było żadnego spotkania razem z Deanem.

Informatyk pogrążył się w komputerze, robiąc na nim coś, co określił jako ważne. Nie było to zbyt miłe, ale Sanchez rozumiała, że ta nieśmiałość wynikała z obecności Dylana, bo przed chwilą za drzwiami Dean zachowywał się zupełnie inaczej. Odpowiedzi doczekała się od bruneta.

- Czas najwyższy zrobić podsumowanie pracy szkolnej gazetki od początku roku. Określić, które tematy miały większe ilości wyświetleń, które mniej oraz przedyskutować plany na najbliższe miesiące.

Ciemnowłosa skinęła głową, chociaż to spotkanie wydawało jej się kompletną stratą czasu. To oczywiste, które tematy miały większą ilość wyświetleń. Każdy mógł to zobaczyć. W rogu artykułu znajdowała się liczba. Poza tym nawet po tematach było to łatwo oszacować. Ciekawe co miał na myśli mówiąc "przedyskutować plany na najbliższe miesiące". To chyba jasne jak słońce. Pisać kolejne artykuły, zdobywać jak najwięcej wyświetleń, nie wymyślając sensacji oraz mówić o ważnych dla uczniów Madison sprawach. Co tutaj było do obgadania?

- Świetnie- mruknęła Mia, udając zadowolenie.- Czyli porozmawiamy o tematach tematach na kolejne teksty? Mam kilka pomysłów.

- Tym się zajmiemy na końcu- odparł Cooper.

Zapowiadało się potwornie nudne popołudnie. Zajebiście, nie? Mia starała się robić dobrą minę do złej gry i udawać, że ta prezentacja i dane wcale jej nie nudzą.

*****

Ciemnowłosa szła akurat do biblioteki. Podczas spotkania wyszła z inicjatywą, żeby stworzyć kolejną ankietę, w której uczniowie Madison mogliby napisać, o czym chcieliby czytać artykuły. Część z nich można byłoby wprowadzić w życie. Kto wie, może trafią na jakieś ciekawe tematy? Dylan ostatecznie dał jej wolną rękę. Niech napisze ankietę i wyśle ją Deanowi, który może od razu ją wrzucić na stronę.

Mia była zdziwiona brakiem sprzeciwu ze strony bruneta. Spodziewała się, że będzie krytykował jej pomysł i uzna to za rozpaczliwy krok w przypadku braku własnych pomysłów. Oczywiście wcale nie o to jej chodziło. Po prostu po sprawie z listą okazało się, że nie wiedziała o wszystkim. Była świadoma, że ciągle istniały problemy poruszane w mniejszych kręgach, po cichu. Chciała się do nich dostać. Cooper wyjątkowo dojrzale przyjął jej pomysł i nawet go pochwalił, co było dla niego wyjątkowo rzadkie.

Nagle na ciemnowłosą wpadła szczupła blondynka, upuszczając przy tym telefon. Mia kucnęła, żeby jej go podać, ale dziewczyna była szybsza. Wzięła telefon i błyskawicznie obróciła go do spodu ekranem jakby obawiała się, że nieznajoma zobaczy jego zawartość.

- Przepraszam- mruknęła blondynka cicho, nie patrząc na osobę, na którą wpadła. Dopiero po chwili Mia dostrzegła łzy, błyszczące w oczach nieznajomej.

- W porządku. Coś się stało?- zapytała z troską. Nie znała tej dziewczyny, ale to w niczym jej nie przeszkadzało. Widziała, że miała jakiś problem.- Czasami sama rozmowa może pomóc.

- Nie w tym przypadku- oznajmiła blondynka, przegryzając wargę. Widać było, że ze sobą walczyła.- Mam kłopoty i to wielkie. Nikt nie może mi pomóc.

- Zawsze jest jakieś wyjście- zaoponowała Sanchez jeszcze bardziej zaniepokojona. Naprawdę chciała pomóc.- Najpóźniej jutro na stronę główną Madison trafi anonimowa ankieta. Jeśli chcesz, żeby poruszyć jakiś temat w szkolnej gazetce, to napisz o co chodzi. I tak nawet nie wiem jak się nazywasz.

Blondynka nie skomentowała tego w żaden sposób. Wbiła wzrok w telefon, wytrzeszczyła oczy z przerażenia, po czym udała się w tylko sobie znanym kierunku. Ciemnowłosa patrzyła za oddalającą się sylwetką ze smutkiem. Jak wielki problem mogła mieć tamta dziewczyna i czego on dotyczył, że zdawała się tak rozbita?

W końcu Mia wznowiła drogę do biblioteki. W środku zastała dokładnie to, czego szukała. Spokój i ciszę oraz zapach książek, który zawsze działał na nią uspokajająco. Niby mogła napisać ankietę w pokoju, ale wolała przyjść tutaj. To że poznała w bibliotece Blake'a nie znaczyło, że nigdy więcej tutaj nie przyjdzie. Nikt nie zdoła jej spaskudzić tego miejsca, a już szczególnie Blake.

Zajęła miejsce w rogu na kanapie i odpaliła laptopa. Czekając aż się włączy, jej sprzęt nie był najnowszy, ale działał wystarczająco dobrze, myślała nad pytaniami. Chciała pomóc osobom takim jak ta dziewczyna, która na nią wpadła. Tylko czy to było możliwe? Czy jej sprawa mogła być aż tak beznadziejna i faktycznie nie było dla niej pomocy?

*****

Mia rozmawiała akurat z Mary. Kiedy zobaczyła ją na korytarzu, od razu do niej podeszła. Nie mogła jej minąć bez słowa. Mary miała tego dnia wyjątkowo dobry humor i od razu wdały się w beztroską pogawędkę, omijając poważniejsze tematy. Po co psuć sobie nastrój bez powodu?

- Miło się rozmawiało, ale muszę iść. Zaraz mam sprawdzian- mruknęła Mary, krzywiąc się automatycznie na dźwięk słowa "sprawdzian".

- Jasne. Życzę powodzenia.

- Przyda się- rzuciła na koniec Mary z zakłopotaniem. Chyba niewiele się uczyło, o ile w ogóle. No cóż, każdemu zdarza się coś zawalić od czasu do czasu.

Po chwili Sanchez usłyszała za sobą kpiący męski głos. Najpierw cheerleaderka, a teraz to?! Miała kosmicznego pecha. Nie przejęłaby się tym, gdyby nie to, że od razu rozpoznała ten głos. Przełknęła nerwowo ślinę, czując nagły przypływ wściekłości i zdenerwowania. Czy chciała konfrontacji? Oczywiście, że nie. Nie była na nią gotowa.

- Ej, Blake, czy to nie ta laska, której dałeś kosza, a ona obsmarowała cię w gazetce?- zapytał jakiś znajomy Blake'a.

- Tak, to ona. Najpierw wskoczyła mi do łóżka, a później wymyśliła te bzdury, żeby ratować własną reputację- potwierdził blondyn.

W tym momencie Mia postanowiła wtrącić się do rozmowy. Obróciła się w ich kierunku, lustrując swojego byłego i jego znajomych wrogim spojrzeniem.

- Nie spaliśmy ze sobą. Jedyną osobą, którą powinna ratować własną reputację jesteś ty. Lista jest w internecie- oznajmiła Sanchez, unosząc dumnie podbródek.

Niby patrzyła w te same oczy, co jeszcze kilka tygodni wcześniej, ale nie zauważyła w nich nic znajomego. Zniknęło całe ciepło, błysk rozbawienia, a na jego twarzy nie gościł nawet cień uśmiechu. Twarz Blake'a była wykrzywiona w okrutnym pogardliwym grymasie. Co się stało z osobą, z którą spędziła tyle czasu?

Wśród znajomych Blake'a rozniósł się pomruk dezaprobaty i śmiech. Oczywiście nieprzychylne spojrzenia i kpiny były skierowane w jej stronę. Kto uznałby, że idealny kapitan drużyny mógłby zrobić coś takiego?

- Nie wiedziałem, że jesteś aż tak nienormalna. Nie spodziewałem, że można zrobić coś takiego za głupią odmowę szybkiego numerku w szatni przed meczem. Jesteś żałosna.

- Na własne oczy widziałem jak się do niego wtedy kleiła- dodał ktoś ze zbierającego się wokół nich tłumu.

Ciemnowłosą ruszyły te słowa bardziej niż chciałaby przyznać. Wszyscy członkowie drużyny widzieli ją w szatni przed meczem. Widzieli jak uśmiechała się do Blake'a, jak całowała się z nim jeszcze podczas przebierania, gdy nie miał na sobie koszulki oraz jak im przerwano ze względu na zaczynający się mecz. Mia odebrała to jakby ktoś ją spoliczkował. Jej taktyka na zdobycie dowodów obróciła się przeciwko niej. Kto jej uwierzy po incydencie w szatni? Odpowiedź miała wokół siebie.

- Kłamiesz- mruknęła Sanchez, bo miała w głowie totalną pustkę. Czuła na sobie natarczywe spojrzenia gapiów, widziała jak między sobą szeptali. Wiedziała, że powinna zareagować, bronić się. Tylko jak miała to zrobić? To nie miało sensu. Sama strzeliła sobie w kolano, idąc do tej cholernej szatni. I tak wszyscy mieli już na jej temat wyrobioną opinię. Cokolwiek teraz powie, to nic nie zmieni.

- Oczywiście, wszyscy kłamią poza tobą- stwierdził Blake z wyraźnym sarkazmem.- Widziałaś, żeby dyrektor jakkolwiek zareagował na listę? Bo ja nie. Skoro to taka poważna sprawa, dlaczego nic nie zrobił?

Kurewsko dobre pytanie, pomyślała. Czy chodziło tutaj o większe datki na szkołę?

- Jeszcze nie wiem, ale dowiem się o co chodzi...- zaczęła Mia, ale przerwał jej wybuch śmiechu. Blake odwrócił się do niej tyłem.

- Widzicie? Do oskarżania jest pierwsza, ale jak przychodzą takie proste, logiczne pytanie to nie potrafi na nie odpowiedzieć. Czy istnieją jakiekolwiek powody, żeby jej wierzyć? Wątpię.

Sanchez zacisnęła pięści. Starała w środku widowiska jak sparaliżowana, nie wiedząc co zrobić, jak zareagować. Czuła na sobie nienawistne albo rozbawione spojrzenia. Wokół siebie nie widziała ani jednej osoby, która by ją poparła albo chociaż wyraziła niewielkie wątpliwości. Nikt nie odważył się sprzeciwić Blake'owi. Wszyscy byli przeciwko niej...

- Po prostu przyznaj, że to wymyśliłaś- powiedział Blake, ponownie obracając się w jej stronę. Podszedł do niej na tyle blisko, że czuła na policzku jego oddech. Nie uniosła wzroku.- Hej, spójrz na mnie i zrób to o co cię proszę.

Blondyn uniósł jej podbródek. Do jego głosu wkradła się agresywna nuta. Mia czuła napływające do oczu łzy. Powinna stąd iść, ale nie potrafiła. Miała wrażenie jakby jej nogi wrosły w podłogę. Nagle w tłumie zapanowało poruszenie.

- Kurwa, odsuńcie się skoro nie pomagacie!- warknął znajomy głos. Chwilę zajęło ciemnowłosej przyporządkowanie głosu do twarzy.- Zostaw ją, Callaway, i nie dotykaj jej, do cholery!

Z tłumu wyłonił się Dylan. Brunet stanął pomiędzy nią a Blake'iem, mierząc tamtego morderczym spojrzeniem.

- A ty to kto? Obrońca cnoty? Książę na białym koniu, który przyszedł ratować swoją księżniczkę?- zakpił Blake.

Dylan zamiast odpowiedzieć błyskawicznie uderzył blondyna pięścią w nos. Callaway zatoczył się do tyłu, łapiąc się za bolące miejsce. Z nosa płynęła mu krew, kąpiąc na posadzkę.

- Nie daruję ci tego- warknął blondyn, po czym rzucił się do ataku. Chciał uderzyć bruneta w nos, ale ten uchylił się i odskoczył w bok. Blake błyskawicznie do niego doskoczył i podciął mu nogi. Cooper runął na ziemię, a wtedy Blake zaczął go kopać. Pierwsze uderzenia kierował w okolicę brzucha, ale później już bez skrupułów kopał go też po głowie i twarzy. Dylan początkowo się opierał, ale później już tylko leżał, czekając aż napastnik skończy. Od czasu do czasu wydawał zduszony jęk. Mia nie mogła na to patrzeć. Jeśli nikt tego nie przerwie, to Blake go zabije! To wyglądało okropnie i było jej winą.

- Dość!- krzyknął profesor, którego Mia nie znała. Momentalnie zalała ją fala wdzięczności. Podeszła do Dylana ze łzami w oczach. Z przerażeniem zauważyła pokaźną ilość krwi na twarzy i koszulce bruneta.

- Callaway idziesz do dyrektora. Natychmiast- zwrócił się profesor do Blake'a i podszedł do leżącego na posadzce Dylana. Z pomocą Mii pomógł mu stanąć na nogi.- Koniec widowiska. Chodź, pomożesz mi go zanieść do pielęgniarki.

Ciemnowłosa nie oponowała. Czuła się koszmarnie. Dylan stanął w jej obronie, co ciągle nie mieściło jej się w głowie, a teraz był mocno pobity. Jezu, oby nie miał nic złamanego. Może i czasami nazywała go dupkiem, ale nigdy nie chciała, żeby mu się stała jakakolwiek krzywda.

Kiedy odprowadzili go do pielęgniarki, kobieta od razu ją wygoniła. Powiedziała, że musi zająć się pacjentem. To samo zresztą zrobiła z profesorem, który zadał tylko pytanie o powód bójki. W rezultacie Mia i profesor stali pod gabinetem pielęgniarki na korytarzu i czekali.

- Jak się nazywasz?- zapytał po chwili profesor, odruchowo poprawiając poły marynarki.

Ciemnowłosa nie miała siły kłamać ani kręcić. Była wstrząśnięta wydarzeniami, które nastąpiły po sobie niewiarygodnie szybko.

- Mia Sanchez. I tak, widziałam bójkę od początku do końca. Wiem o co poszło. To wszystko moja wina- przyznała, uprzedzając pytania profesora.

- Przecież ich nie pobiłaś. Opowiedz co się wydarzyło od początku do końca. Czasami szczerość jest najlepszym rozwiązaniem.

Ciemnowłosa westchnęła, po czym zaczęła opowiadać. Może profesor miał rację. Czy jeśli mu powie o footballistach to dowie się dlaczego sprawa została zamieniona pod dywan? Miała nadzieję, że tak.

*****

Została wpuszczona do gabinetu pielęgniarki pół godziny po tym jak skończyła wyjaśniać sytuację profesorowi. Sterczała pod tym cholernym pomieszczeniem pół godziny i ciągle nie widziała w jakim stanie był Dylan! Przynajmniej nie wezwano karetki, a to chyba coś znaczyło...

- Przepraszam, to wszystko moja wina. Powinnam była cię słuchać... Od samego początku- wyrzuciła z siebie Sanchez, odwracając wzrok. Bała się widoku tego, do czego doprowadziła.

- Tutaj się z tobą nie zgodzę. Po pierwsze sam chciałem go uderzyć. Mogłem stać w tłumie i patrzeć jak cię poniża, ale tego nie zrobiłem. Po drugie miałaś rację. Temu palantowi należy się wszystko co najgorsze. Powinien ponieść konsekwencje związane z listą. Bardzo dobrze, że opublikowałaś tamten artykuł. Swoją drogą, naprawdę masz potencjał, więc go nie zmarnuj.

Mia z zaskoczeniem spojrzała na bruneta. Miał kilka siniaków na twarzy, a na torsie kilka bandaży i opatrunków ukrytych pod koszulką.

- Mówisz na serio?- spytała nie wierząc własnym uszom. Spodziewała się zupełnie innej reakcji.

- Słyszałaś, żebym kiedykolwiek żartował? Nie jestem potworem. Spodziewałaś się, że cię opieprzę po tym co ten gnój ci powiedział?

Od początku znajomości ani razu nie słyszała, żeby Cooper żartował. Czy on miał coś takiego jak poczucie humoru? Zawsze był do bólu szczery.

- Może- mruknęła wymijająco Sanchez. Brunet rzucił jej posępne spojrzenie, które w tym momencie nie wydało jej się ani trochę wrogie. Zaśmiała się.

- Z czego się śmiejesz?

- Nie wiem. Chyba emocje ze mnie schodzą. Potwornie się o ciebie martwiłam. Jak się czujesz?- spytała, siadając koło bruneta na brzegu łóżka. Dylan oczywiście na nim nie leżał. Od początku siedział, ani przez moment nie widziała go leżącego.

- Leki przeciwbólowe zaczynają działać, więc jest w porządku. Wyliżę się. Mam nadzieję, że zostawię temu chujowi piękną pamiątkę.

- To było niezwykłe- powiedziała ciemnowłosa.- Pojawiłeś się znikąd i złamałeś mu nos. To znaczy... Nie wiem czy mu go złamałeś, ale mam nadzieję, że tak. Dziękuję.

Mia przytuliła Dylana. Gwałtownie go puściła, gdy usłyszała zduszone stęknięcie. Nie chciała zrobić mu jeszcze większej krzywdy.

- Przepraszam!- rzuciła szybko.

- No chodź tutaj. Pokażę ci, które miejsce ominąć- mruknął brunet, po czym przesunął jej prawą dłoń nieco wyżej.

Sanchez z przyjemnością wdychała zapach Dylana. Naprawdę się o niego dzisiaj bała. Poza tym zaimponował jej, to chyba oczywiste.

- Obiecaj mi, że to był ostatni raz- poprosiła po chwili, gdy już się od siebie odsunęli.- Nigdy więcej nie będziesz się bił z mojego powodu, okej?

- Zrobię to, jeśli ty obiecasz, że nie będziesz pakować się w kłopoty.

- To cios poniżej pasa!- oburzyła się ciemnowłosa. Miała wrodzony talent do pakowania się w kłopoty. Jak miałaby z tego zrezygnować?

- W takim razie nici z obietnicy- wzruszył ramionami Cooper.

Jeszcze przez chwilę się przekomarzali, po czym obydwoje złożyli obietnice. Dylan uśmiechał się, a Mia nie potrafiła nie odwzajemnić tego gestu. Pomyliła się w stosunku do niego. Wcale nie był dupkiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro