Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie bądź taki, Justin- poprosiła blondynka, mrugając powiekami i wydymając usta.- Na serio musisz już iść? Jestem pewna, że nic się nie stanie jak się trochę spóźnisz.

- Wiesz, że chciałbym zostać, ale...- zaczął szatyn, ale blondynka od razu mu przerwała.

- Proszę- dodała, przejeżdżając językiem najpierw po górnej, a później po dolnej wardze. Robiła to powoli i zmysłowo.

Justin nic nie mógł poradzić na to, że patrzył się na ten gest jak zahipnotyzowany. W jego głowie od razu pojawiły mu się pomysły jak inaczej mogłaby wykorzystać swój język w bardzo przyjemny dla niego sposób. Jedno musiał jej przyznać, wiedziała jak go podniecić. Skup się, polecił sobie w myślach.

- Chciałbym zostać- zaczął szatyn, odwracając wzrok.- Ale nie mogę. Clarks się na mnie uwzięła. Jeśli jeszcze raz się spóźnię, zrobi wszystko, żebym nie przeszedł do następnej klasy. Muszę iść, chociaż bardzo nad tym ubolewam.

Szatyn był zadowolony z odpowiedzi, która brzmiała sensownie i dokładnie tak, jakby był myślami tu i teraz. Pieprzony język tej cholernie seksownej laski, której imienia nie pamiętał.

- Tylko kilka minut. Jestem pewna, że dasz sobie radę z tą suką Clarks. Jak nie, to zawsze możesz ominąć całą lekcję.

Blondynka jednym ruchem zdjęła z siebie jego bluzkę. Dał jej ją poprzedniego wieczoru, jeśli dobrze pamiętał. Albo przy poprzedniej nocy? Nie ważne. W jego podkoszulku było jej bardzo do twarzy. Za to pod spodem nie miała absolutnie nic. Przez dłuższą chwilę walczył ze sobą. Iść czy zostać, oto jest pytanie. Jego wzrok zatrzymał się na dużych, okrągłych piersiach. Zamrugał powiekami jakby w nadziei, że ten widok zniknie i będzie mógł się skupić. Chciał opuścić ją dla jakichś lekcji? Z każdą chwilą jego wątpliwości rosły.

- Kusząca propozycja- stwierdził szczerze Justin. Blondynka podeszła do niego, podwinęła mu koszulkę i powoli zaczęła zjeżdżać dłonią w kierunku zapięcia spodni. Szatyn chwycił jej dłoń. Może i będzie tego żałował, ale musiał to zrobić. Powtarzał sobie, że to dla jego przyszłości, żeby nie wyleciał z Madison.- Dość. Muszę iść. Naprawdę.

Blondynka prychnęła z niezadowoleniem, przewracając oczami. Podeszła do miejsca, gdzie przed chwilą rzuciła za dużą na nią koszulkę Justina i ubrała ją.

- Nie to nie. Mogliśmy spędzić czas znacznie lepiej niż na cholernych lekcjach. Twoja strata.

Szatyn spróbował pocałować ją, ale dziewczyna odsunęła się i jego usta spotkały się z jej policzkiem. Kurwa, przeklął w myślach. Chyba była na niego zła. Trudno, później ją jakoś przeprosi.

- Nie gniewaj się. Mam jeszcze- mruknął Justin, zerkając na zegarek.- Ja pierdolę. Dziesięć minut. Zobaczymy się później.

Chociaż blondynka miała skrzyżowane ramiona i dumnie uniesiony podbródek, spojrzała na niego i zapytała o dokładnie to, co chciał:

- Widzimy się wieczorem o jedenastej, tak jak zwykle?

Justin potwierdził z uśmiechem. Niby udawała taką obrażoną, ale później i tak chciała więcej. To było do przewidzenia. Laski za nim szalały, a szczególnie tamta, chociaż w życiu nie przyznałaby tego na głos. Potrafił zdobyć każdą, która mu się podobała. Może i nie był skromny, ale właśnie to w nim lubiły kobiety. Pewność siebie i jeszcze kilka innych rzeczy.

Szatyn jeszcze po drodze zapinał guziki koszuli. Pod klasę doszedł niemal równo z dzwonkiem. Od razu podszedł do swojego kumpla, Owena. Po męsku uścisnęli sobie dłonie.

- No cześć, stary. Wyglądasz jakoś inaczej- rzucił Owen, udając że mu się przygląda.- Dobre bzykanko, nie?

- Blondi była zajebista i jeszcze to ciało. Jej cycki są świetne- potwierdził Justin.

Owen szturchnął go w ramię ze śmiechem.

- Widzisz? Mówiłem ci, że warto ją przelecieć.

- Ty mówiłeś? To ja stwierdziłem, że cheerleaderki są zajebiste w łóżku i że mam na jakąś ochotę- zwrócił uwagę szatyn.

- A ja ci ją wskazałem.

- No chyba jej cycki. Patrz jakie są duże- mruknął Justin, nieudolnie parodiując zdziwienie kumpla. Ten pokręcił głową, puknawszy się w czoło palcem.

- W życiu tak nie powiedziałem.

- Ale pomyślałeś. Nie powiesz mi, że nie. Też powinieneś znaleźć sobie jakąś cheerleaderkę. Nie spotkałem takiej, która nie ogarniała by tematu. Wiesz o czym mówię.

- Może tak zrobię, skoro tak je polecasz- wzruszył ramionami Owen.

Nagle Justin coś sobie przypomniał. Zmarszczył brwi. Ciągle stali pod klasą. Nie powinni wejść do środka?

- Dlaczego nie wchodzimy?

Przyjaciel wybuchnął śmiechem.

- A już myślałem, że nie zapytasz. Witamy w świecie będących tu i teraz. Stał się cud. Clarks dzisiaj nie będzie. Mamy wolną godzinkę. Co robimy?

Justin przeklął pod nosem.

- Nie mogłeś do mnie zadzwonić albo chociaż napisać? Niepotrzebnie wygoniłem blondi.

Owen wzruszył ramionami.

- Nie pomyślałem o tym.

No kurwa zajebiście, stwierdził w myślach szatyn. Mógł w tym czasie kolejny raz przelecieć blondi, ale nie. Postanowił być porządny i przyjść na lekcję z Clarks, złem wcielonym. Suką, jakich mało. I okazało się, że akurat teraz jej nie ma. Przysiągłby, że w zeszłym roku nie opuściła ani jednej lekcji. To się nazywa pech.

- Chciałem ci doradzić, ale teraz nie mam na to ochoty. Wracam do pokoju. Może jeszcze nie wyszła- poinformował Justin z irytacją.

- Bo ja potrzebuję twoich rad? Lecz się- stwierdził Owen.

Tego było już za wiele. Nie mógł tak zostawić tematu. Był pieprzonym znawcą w kwestii kobiet, przynajmniej większej części.

- Znam się na laskach. Ma się to doświadczenie i urok osobisty. Mogę być śmiało uznawany za największego podrywacza w szkole.

Kumpel uniósł brwi z powątpieniem i pokręcił głową.

- No chyba śnisz.

Nie ma to jak wiara przyjaciela. Justin był naprawdę niezły w te sprawy. Przez jego łóżko przewinęło się mnóstwo lasek i to jakich.

- Pokazać ci zdjęcia z tej nocy? Szczęka ci opadnie.

- Możesz mi je wysłać. Chętnie popatrzę. W każdym razie jedna nawet nie wiadomo jak zajebista laska nic nie znaczy- zauważył Owen.

- Jedna? Opowiadam ci o każdej. Same pchają mi się do łóżka, bo wiem jak z nimi postępować. Znam się na nich.

Kumpel zaśmiał się.

- Wybacz. Usłyszałem coś cholernie śmiesznego.

- Jestem ekspertem i ci to udowodnię. Znajdę ci idealną.

Owen ponownie zaśmiał się i uniósł brwi z powątpieniem.

- Wmawiaj to sobie dalej.

- Nie wierzysz mi?- spytał Justin, udając urażonego.- Wskażę ci którą masz przelecieć, zrobisz to i wtedy pogadamy. Zakład?

- Zakład- zgodził się Owen.- Będzie zabawnie jak okaże się, że "ekspert" wcale nie jest ekspertem. To która?

Justin zaczął rozglądać się wokół. Musiał pokazać kumplowi, że miał rację. Innej opcji nie było. Zobaczył jedną, całkiem atrakcyjną tyle że siedziała z nosem w książce. Była kujonką i przez to pewnie też dziewicą, a nawet gdyby dała się przelecieć, pewnie wyobrażałaby sobie nie wiadomo co. Dla Owena szukał kogoś zupełnie innego. Druga laska, która wpadła mu w oko wyglądała nieźle. Ciemne włosy, obcisłe jeansy podkreślające tyłek. Nie wyglądała na kujonkę, ale też nie na kompletną idiotkę. Nie poszłaby z jego kumplem do łóżka. Wyglądała na osobę ostrożną i pod pewnymi względami przewrażliwioną. W końcu szatyn znalazł tą, której szukał. Miała długie rude włosy i akurat śmiała się w grupie przyjaciółek. Strzał w dziesiątkę.

- Ta ruda. Ostra i seksowna w łóżku- stwierdził Justin, wskazując na nią dyskretnie.

Owen posłał mu powątpiewające spojrzenie.

- Kolor włosów nie wpływa na charakter. Moim zdaniem, nie wygląda na taką, jaką ją opisałeś.

- Mamy zakład. Ja ci wskazuję laskę, ty ją zaliczasz, a potem rozmawiamy. Idź do niej zagadać.

Kumpel przyjął wyzwanie i podszedł do grupki śmiejących się dziewczyn. Przedstawił się im, one mu i już po chwili śmiał się razem z nimi. Rudowłosa dyskretnie, ale nie na tyle żeby Justin tego nie zauważył, obczajała Owena. Po chwili jego przyjaciel zapytał rudą czy mogą porozmawiać na osobności. Dziewczyny wymieniły między sobą dyskretne spojrzenia. Zgodziła się. Niemal perfekcyjnie udawała, że się nie stresowała, ale krótkie przygryzienie wargi, wszystko zdradziło. Zaraz po tym rudowłosa i Owen oddalili się w tylko sobie znanym kierunku. Justin uśmiechnął się z satysfakcją. Miał rację. Był ekspertem. Może powinien zacząć na tym zarabiać? Już widział tłumy pierwszaków, ustawiających się do niego w kolejce.

Nagle Justin ujrzał laskę, która całkowicie odsunęła jego myśli od wyimaginowanego biznesu. Jeśli miałby ocenić ją w skali do dziesięciu, dałby jej co najmniej dwadzieścia. Najpierw jego wzrok zatrzymał się na jej tyłku, opiętym czarną obcisłą sukienką. Później zaczął dostrzegać inne atuty. Dziewczyna miała migdałową cerę, czarne kręcone włosy do ramion, ostry makijaż i czerwoną szminkę na ustach. Z taką sylwetką spokojnie nadałaby się na modelkę. Poza tym miała cholernie seksowną skórzaną kurtkę. Już na sam jej widok zrobiło mu się ciasno w spodniach, co wbrew pozorom, nie zdarzało się tak często. Chciał do niej iść, ale wrócił Owen z uśmiechem na ustach.

- No dobra, zwracam honor. Może jednak miałeś rację, chociaż zobaczymy jak ją zaliczę. To tylko kwestia czasu. Dzięki, stary.

- Czego się nie robi dla kumpla? Spójrz kogo ja mam na oku. Ta po prawej. Kręcone ciemne włosy. Duży biust. Czarne szpilki. Niezła, co?

Owen zagwizdał z uznaniem, podążając wzrokiem za wskazówkami.

- I to jak. Nie uważasz, że to trochę za wysoki poziom nawet jak na ciebie?

Jak on mógł tak mówić? Dla niego nie istniało coś takiego jak za wysoki poziom. Potrafił zdobyć każdą.

- Przed chwilą udowodniłem ci, że jestem ekspertem. Zdobędę ją.

- Nie jestem przekonany. To jest naprawdę niezła laska.

- Niezła? Widzisz jak wygląda? Cycki, zgrabny tyłeczek, ciemna skóra i ta figura. Czego chcieć więcej?

- Może ciut inteligencji, mniej zdzirowaty wygląd i na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent to zwykła suka- wyliczyła Mary, wyłaniając się zza rogu. Ich ciemnowłosa koleżanka skrzywiła się jakby zjadła cytrynę. Nienawidziła takiego gadania, dlatego nie rozmawiali o swoich zdobyczach w jej towarzystwie.

Owen aż podskoczył z zaskoczenia.

- Cholera, Mary, przestań się skradać. W końcu założę ci na szyję dzwonek, żeby wiedzieć, że idziesz- rzucił Owen.

Mary odpowiedziała mu lodowatym spojrzeniem.

- Tylko spróbuj. Nie jestem pieskiem, który przybiegnie na wasze zawołanie i oddali się, gdy będziecie mieli taki kaprys- odparowała, krzyżując ramiona.

- On tylko żartował z tym dzwonkiem- wtrącił pośpiesznie Justin. Chciał załagodzić konflikt póki było to możliwe.

- Wiem. Zauważylibyście, że się zbliżam, gdybyście nie wlepiali gał w jej cztery litery. Nawet się z tym nie kryjecie- syknęła Mary, obrzucając ich pełnym odrazy spojrzeniem.

Szatyn chciał przewrócić oczami, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Poza tym, nie tylko na jej tyłek się gapił, ale o tym zwłaszcza nie powinien wspominać.

- No i co? O co ty się tak właściwie denerwujesz, Mary?

Ciemnowłosa zacisnęła usta w wąską linię. Zawsze tak robiła, gdy była wściekła.

- Nie domyślasz się?! Jak możesz się o to pytać?!- syknęła Mary, po czym wzięła głęboki uspokajający oddech.- Zachowujecie się jak zwykli idioci. Oceniacie kobiety ze względu na wygląd albo to jaka będzie w łóżku!

Justin przewrócił oczami. Mary nigdy ich nie rozumiała, a oni jej. O ile w przypadku innych kobiet, mógł uznać się za eksperta, to za Mary nie sposób nadążyć. Jej emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Raz była miła i śmiała się z nimi, a później krzyczała na nich, że są skończonymi dupkami. Czasami pomagała mu z zadaniami, dzieliła się radami, a innym razem krytykowała ich na każdym kroku albo po prostu się obrażała. Zazwyczaj chodziło o nową dziewczynę, z którą go widziała. Ewentualnie o taką, z którą zerwał. Za nie też mu się obrywało. Szatyn wiedział, że nie był zbyt delikatny i może miała rację, ale nie potrafił sobie odmówić przyjemności. Poza tym żadnej dziewczyny nie zmuszał, żeby poszła z nim do łóżka. Same chciały. To był ich wybór, zawsze świadomy. Nigdy nikogo nie wykorzystał.

- Rozumiem, że twoja feministyczna postawa się z tym kłóci, ale mogłabyś sobie odpuścić. Zdecyduj się, Mary. Jesteś po naszej stronie czy nie. Raz nas lubisz, raz wyzywasz. Co z tobą? Masz okres?

Najwidoczniej Owen myślał o tym samym, pomyślał Justin. Ich znajoma była skomplikowana i tyle.

- Prawie codziennie?- spytał szeptem Justin w kierunku kumpla.- Niemożliwe.

- Jeszcze słowo o okresie i wam, kurwa, tak skopię tyłki, że się nie pozbieracie- zagroziła ciemnowłosa. Owen uniósł ręce w geście poddania.- Mimo różnic, których jest niezwykle dużo, uważam was za przyjaciół. Właśnie dlatego jestem z wami szczera i wam doradzam. Jeśli dalej będziecie zniechęcać dziewczyny w takim tempie...

- Nie powiedziałbym, że je zniechęcam, raczej wręcz przeciwnie- wszedł jej w słowo Justin, czym zarobił sobie na mordercze spojrzenie. Szczerość za szczerość.

- Będziecie spaleni u każdej porządnej dziewczyny w szkole- kontynuowała Mary.- Nikogo sobie na stałe nie znajdziecie. Co ja mówię? W życiu nie znajdziecie nikogo na poważnie, na coś więcej niż jedną przyjemną noc.

- Mamy po osiemnaście lat- stwierdził Owen, jakby to wszystko tłumaczyło.- Do ustatkowania się mamy dużo czasu. Póki co mam w planach korzystać z życia, a nie pakować się w coś tak idiotycznego jak związki.

- Są też inne szkoły. Lasek na świecie nie brakuje- dorzucił szatyn, wzruszając ramionami.

Do tej pory nie myślał o związkach. Może kiedyś przyjdzie mu na to ochota? Na razie nie chciał sobie niczego komplikować.

- Lasek na świecie nie brakuje- powtórzyła za nim niczym echo ciemnowłosa.- To jest twoja odpowiedź? Wypisuję się z tego.

Mary bezceremonialnie kopnęła szatyna w krocze. Justin jęknął i zgiął się w pół z nagłego bólu. O kurwa. Aż oczy zaszły mu łzami. To był cios poniżej pasa. Tak się nie robiło komuś, kogo jeszcze chwilę temu nazwała przyjacielem! Strasznie go bolało.

- Jesteście idiotami! Pieprzcie się już z kim chcecie! Mam to gdzieś!

Mary poszła w tylko sobie znanym kierunku. Nikt nie próbował jej zatrzymać. Wokół Justina i Owena zebrał się tłum uczniów. Większość skupiła wzrok na zgiętym w pół szatynie jakby był wyjątkowo ciekawym widowiskiem. Część osób przechodziła koło niego ze śmiechem.

- Na co się, kurwa, gapicie?!- warknął w kierunku tłumu Justin, opierając się o ścianę. Dalej go bolało, ale nie chciał robić widowiska.

- Mary jest wariatką- odezwał się Owen. Kumpel posłał mu posępne spojrzenie. To nie on oberwał. On sobie stał z boku i nawet tłumu nie potrafił odgonić.

- No co ty nie powiesz? To wszystko przez ciebie.

Owen obrzucił go pytającym spojrzeniem.

- To ty rzuciłeś tekst o tym, że lasek na świecie nie brakuje. Osobiście w pełni się z tym zgadzam. Mary histeryzuje. Zawsze obstawiałem, że ma coś nie tak z głową, ale teraz nie mam wątpliwości.

- To ty zacząłeś kłótnię. Po co ci to, kurwa, było?

- Kolejny w złym humorze?- westchnął Owen.- Spadam stąd. Widzimy się później.

Kumpel tak po prostu obrócił się na pięcie i zostawił go. Justin kompletnie go nie rozumiał. To mu się oberwało, a tamten zgrywał urażonego. Czasami zachowywał się jak idiota.

Szatyn już chciał wracać do pokoju, gdy w zasięgu wzroku pojawiła się ciemnowłosa atrakcyjna laska, którą wcześniej wypatrzył. Pewnie by do niej zagadał, gdyby nie Owen, a później Mary i afera, którą rozpętała. Chyba szczęście się do niego uśmiechnęło, bo ciemnowłosa szła centralnie w jego kierunku. Co więcej, pierwsza się odezwała.

- To była twoja eks?- spytała z ciekawości, unosząc lekko kąciki ust.

- Teraz już tak- odpowiedział Justin z satysfakcją, chociaż starał się ją ukryć. Skoro Mary mogła kopnąć go w krocze na środku korytarza, on mógł mówić, że byli parą. Tak było sprawiedliwie jego zdaniem.- Właśnie z nią zerwałem. Ostatnio zrobiła się wyjątkowo zazdrosna i kontrolująca, może lekko szalona.

- Strasznie się wściekła- odparła nieznajoma, unosząc perfekcyjne brwi.

- Od początku miała skłonności do wyolbrzymiania, ale ostatnio przechodziła samą siebie. A jedyne, co zrobiłem, to oglądałem się za tobą.

- Za mną? Och, to miłe chociaż... Chyba nie umiesz wytrzymać długo w jednym związku, co?

Justin wzruszył ramionami.

- Zależy z kim. Z Mary nadajemy na różnych falach. Poza tym ciężko jest nie zwrócić uwagi na kogoś takiego jak ty. Zwłaszcza w takim stroju.

Ciemnowłosa uśmiechnęła się, lustrując wzrokiem swoją kieckę.

- Lubię się ładnie ubrać. Chyba jesteśmy do siebie podobni.

- W jaki sposób?- zapytał Justin, posyłając dziewczynie swój najbardziej czarujący uśmiech. Kto by się spodziewał, że z afery z Mary wyniknie taka sytuacja?

Ciemnowłosa zbliżyła się do niego i zniżyła głos do szeptu. Jej ciepły oddech muskał jego ucho.

- Też mam problem z byciem w dłuższych związkach. Nie ukrywam, że też mi się podobasz. Być może nawet myślimy o tym samym.

Justin uśmiechnął się i zachłannie wpił się w jej usta. Smakowały tak dobrze, a jej oddech pachniał miętą. Szatyn przyciągnął do siebie ciemnowłosą, a ta niby przypadkiem przejechała dłonią po wybrzuszeniu jego spodni. Nie wierzył w takim przypadki, więc odsunął się od niej na moment.

- Co powiesz na zmianę miejsca? Możemy iść do mnie do pokoju.

- Akademik jest za daleko. Podobno Clarks nie ma, więc sala jest o tej porze pusta. Idziemy?

Szatyn nie wierzył własnym uszom. Mega gorąca laska właśnie proponowała mu seks w klasie. Czy istniało coś bardziej podniecającego? Nie mógłby jej odmówić.

Justin otworzył drzwi i zaprosił ją gestem do środka. Kiedy weszła i zamknęła drzwi, ponownie przywarł swoimi ustami do jej. Jego dłonie od razu powędrowały w kierunku jej cycków. Po chwili zjechał pocałunkami do jej szyi. Ciemnowłosa jęknęła. Jaki to był piękny dźwięk. Justin złapał ją za pośladki i posadził na ławce. Wszedł pomiędzy jej rozchylone nogi i znowu pocałował ją w usta.

- Poczekaj- wydyszała po chwili dziewczyna. Szatyn odsunął się tylko trochę, czekając co powie. Chyba nie zamierzała teraz przestać? Robił się coraz bardziej niecierpliwy. Jeśli teraz sobie pójdzie, chyba będzie musiał napisać do blondi. Może nawet dalej była w jego pokoju. Zdecydowanie wolał tego nie robić i zaliczyć tę nową. Cholernie go nakręciła.- Co jeśli ktoś wejdzie? Może przeniesiemy się do składziku?

Ani przez moment o tym nie pomyślał. Był zbyt zajęty nowo poznaną pięknością.

- Jak chcesz- mruknął krótko, bo w tym momencie naprawdę nie miał ochoty na rozmowę.

- Masz prezerwatywę?- spytała ciemnowłosa ponownie wykazując się refleksem i zdolnością trzeźwego myślenia.

Justin w pośpiechu zaczął przeszukiwać kieszenie. Przeklął pod nosem. Akurat nie miał żadnych gumek przy sobie. Te awaryjne zostawił w plecaku, a plecak na korytarzu. Tak to się kończy, kiedy myśli się nie tą częścią ciała co trzeba.

- Idź do składziku i się rozbierz. Ja pójdę po gumki i zaraz wrócę- zaproponowała ciemnowłosa i pocałowała go krótko w usta. Przed wyjściem poprawiła jeszcze sukienkę, którą wcześniej jej podwinął.

Szatynowi nie podobało się jej wyjście w takim momencie, ale nie miał wyboru. Pocieszał się myślą, że zaraz wróci. Justin wszedł do składziku i zaczął zdejmować ubrania. Oczami wyobraźni już widział jak zręcznie i szybko pozbawia ciemnowłosą ubrań...

Jego rozmyślania przerwał wzburzony kobiecy głos. Zdecydowanie nie należał on do dziewczyny, na którą czekał. Drzwi tuż przed nim otwarły się i czekała tam na niego Edwards. Starsza profesorka, która uczyła w Madison od kilkunastu lat. Profesorka odwróciła się do niego tyłem.

- Proszę natychmiast się ubrać i iść do dyrektora, Price. Myślę, że będzie bardzo ciekawy, co robiłeś nagi w składziku mojej sali.

Szatyn ubrał się szybko, klnąc pod nosem. Tylko tego mu jeszcze brakowało. Problemów z dyrektorem i tą starą jedzą, która uprzykrzy mu życie na wszelkie możliwe sposoby. Już miał problemy z Clarks, a teraz jeszcze Edwards.

Przed wyjściem z sali Justin zauważył coś. Pod ławką leżała zapakowana prezerwatywa. Zaklął ponownie. Już wszystko zrozumiał. Ta suka zrobiła to specjalnie! Zaciągnęła go tutaj, zrobiła ma nadzieję na zajebisty numerek, wyciągnęła gumki z jego kieszeni i uciekła. Jak mógł tak dać się oszukać?!

Justin był wściekły. Dopiero teraz uświadomił sobie, że nawet nie znał jej imienia! Dał się w to wrobić koncertowo. Mimo że nie znał jej imienia i tak jej nie odpuści. Była wyjątkowo atrakcyjna, a jej nietypowy typ urody rzucał się w oczy. Znajdzie ją i ta suka za to zapłaci, bardzo słono!

W drodze do gabinetu próbował zrozumieć, dlaczego tamta laska okazała się wyrachowaną suką. Nic jej nie zrobił. Był tego pewien, bo kogoś takiego na pewno by zapamiętał. Więc o co jej chodziło? Mary ją przekupiła? Nie, może i jego znajoma była nieco walnięta, ale nie aż tak. Mary zrobiła mu przedstawienie na korytarzu, a poza tym nie miałaby czasu opłacić nieznajomej od czasu ich kłótni. Może chodziło o jakąś inną koleżankę, z którą sypiał? Kurwa. Jak miał się zorientować o kogo chodziło? Nie miał bladego pojęcia.

Szatyn wyciągnął telefon z kieszeni, słysząc dźwięk nowej wiadomości. Czyżby to był Owen? Szybki jest.

Od Owen: Idę z nią na randkę. Jeszcze dzisiaj będzie moja.

Justin przewrócił oczami. Jego kumpel już się chwalił, chociaż nie wiedział, co z tego wyjdzie. Ciekawe czy tamta też okaże się wariatką. Tego dnia tylko na takie trafiał, co go cholernie wkurwiało.

Od Justin: Tylko pamiętaj, że jeśli wygram, kupujesz mi piwo. Nie, lepiej whisky.

Ledwie zdołał włożyć telefon do kieszeni, kiedy dostał kolejną wiadomość. Pewnie jego przyjaciel chce negocjować stawkę. Niech próbuje i tak mu nie odpuści. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył wiadomość od nieznanego numeru.

Brawo, zostałeś wybrany jako jedna z trzynastu osób, które wezmą udział w sześciu wyzwaniach. Będziesz rywalizować z innymi uczestnikami o pięćdziesiąt tysięcy dolarów i stypendium w dowolnie wybranym collegu.
Powodzenia.
D.

Szatyn zmarszczył brwi. Co to było? Jakiś pieprzony żart?! Na ten dzień miał już dość kiepskiego humoru, publicznych widowisk z nim w roli głównej i pojebanych lasek. A jeszcze miał wizytę u dyrektora... Będzie potrzebował dużo szczęścia, żeby z tego wybrnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro