Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rudowłosa była w szoku. Ciągle próbowała jakoś przyswoić informację o piątym wyzwaniu. Przed ostatnim, swoje drogą. Zbliżali się do końca, ale Asher nie czuła z tego powodu radości. Szczerze mówiąc, z każdym dniem coraz bardziej obawiała się finału. Co każe im zrobić na końcu? Jakie będzie, jego zdaniem, idealne ostatnie wyzwanie?

Pamela otrząsnęła się z tego rodzaju myśli. Na razie powinna się skupić na tym co działo się obecnie. Mieli zagrać w prawda czy wyzwanie. Może i byli licealistami, a to była typowo imprezowa gra... Ale on tak na serio?! Zamknął ich w jakimś domku na odludziu i każe im w to grać?! Jakby to powiedzieć... To było popieprzone!

- Serio? Mamy grać w prawda czy wyzwanie czy śmierć?- niemal wyjęła jej to z ust Quinn, zwracając się do Dyrektora.

Przy okazji rudowłosa skorzystała z okazji i rozejrzała się. Istniała możliwość, że ktoś z nich ma zrobione nagrania i po prostu je puszcza. Jednak szybko zrezygnowała z tego scenariusza. Wszyscy byli zbyt zszokowani, a poza tym w większości mieli ręce na widoku. Nie mieliby możliwości, żeby sterować nagraniami. Niestety to dalej nie wyjaśniało skąd wzięła się walizka z pieniędzmi pod łóżkiem Scotta. Może prawda czy wyzwanie było dobrym momentem, aby się tego dowiedzieć?

- Jeśli tak to chcesz ująć, to owszem. Usiądźcie w kółku. Szybko przypomnę wam zasady. Każdy z was ma do wyboru prawdę, czyli pytanie dotyczące czegokolwiek oraz wyzwanie. Tutaj również nie ma żadnych ograniczeń poza tym, że nie możecie korzystać z telefonów i wychodzić z domku. Pytanie lub wyzwanie wymyśla dla was osoba po waszej prawej. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy wybierzecie wyzwanie specjalne. To jest moja własna modyfikacja gry. Wtedy dostaniecie wyzwanie prosto ode mnie. W ramach nagrody będziecie mogli zadać mi pytanie. Może ono dotyczyć wszystkiego poza ostatnim wyzwaniem. Tego i mojej tożsamości wam nie zdradzę. Poza tym będę z wami szczery, o cokolwiek zapytacie. Jakieś pytania?

Pamela dostrzegła swoją szansę. Wystarczyło, żeby wykonała to zadanie specjalne, czymkolwiek ono było, a wtedy pozna prawdę. Dowie się co stało się z jej bratem. Nagle poczuła, że puls jej przyspieszył. Czekała na ten moment od kilku lat i w końcu miała dostać odpowiedź. Wiedziała, że nie będzie ona pozytywna, ale nie mogła się wycofać. Żałowałaby tego do końca swojego życia. Nawiasem mówiąc, miała nadzieję, że czeka ją jeszcze co najmniej kilkanaście lat życia. Nie chciała skończyć w tej piwnicy jako kilka dodatkowych kości.

- Ile rund? A może mamy jakieś ograniczenie czasowe?- odezwał się zaskakująco przytomnie Zack. Dobre pytanie, pochwaliła go w duchu rudowłosa.

- Na razie dwie. Jeśli chodzi o trzecią, to powiem wam jeszcze jak ona ma wyglądać. A teraz możecie zaczynać. Życzę miłej zabawy- zakończył Dyrektor, po czym głośnik zamilkł.

Pamela omiotła wzrokiem twarze pozostałych uczestników. Nikt nie wydawał się szczęśliwy z tego powodu. Chyba już nigdy nie będą potrafili zagrać w prawda czy wyzwanie tak beztrosko jak dotychczas.

- Czyli co? Gramy?- spytała Asher, próbując wyrwać resztę z zamyślenia. Wszyscy tkwili w miejscach, w których usłyszeli wiadomość o grze, a mieli utworzyć krąg.

- Tak. Nie jest źle- stwierdził Joe, siadając na kanapie. W sumie kanapy tworzyły półkole, a naprzeciwko były fotele. Nie musieli siedzieć na podłodze, aby utworzyć krąg. Ciekawe czy Dyrektor już podczas meblowanie domku myślał o zastosowaniu półokrągłych kanap.- Możemy grać bez interwencji Dyrektora. Możemy zadawać sobie łatwe pytania i wyzwania. Nie musimy sobie komplikować tego zadania. Poza tym jeśli o mnie chodzi, to cokolwiek powiecie, nie przekażę tego dalej. No wiecie, jak już stąd wyjdziemy.

O ile stąd wyjdą, poprawiła go w myślach rudowłosa. Może i miał rację. To mogła być prosta, całkiem przyjemna runda. Jednak Pamela musiała poznać prawdę, za wszelką cenę, więc zamierzała zaryzykować.

- Ma rację- odezwała się Liv.- Zadawajmy sobie jak najzwyklejsze pytania i dziecinnie proste wyzwania. Wtedy nikt się nie narazi, wszyscy przejdziemy dalej.

W pomieszczeniu rozległy się głośniejsze i cichsze wyrazy aprobaty. Pamela skorzystała z zamieszania i szepnęła do Lindsay jedno krótkie słowo "torba". Brunetka od razu zrozumiała, o co chodzi, po czym skinęła głową. Asher chętnie sama zapytałaby o co chodzi z tą forsą pod łóżkiem Scotta, ale miała ważniejsze pytania. Ciekawe co dla niej wymyśli. Już pozbawił ją brata i pozbył się jej przyjaciółek. Na szczęście lub nie w tym miejscu będzie mógł skrzywdzić tylko ją. Nikogo z jej bliskich.

W końcu usiedli w kręgu. Pamela siedziała pomiędzy Joe i Scottem. Szczerze mówiąc, było jej obojętne komu będzie zadawać pytania. Nie chciała zadawać zbyt wymyślnych pytań czy wyzwań. Z kolei jej nikt nie zdoła zadać pytań poza Dyrektor, chociaż wcale jej to nie cieszyło.

- Mogę zacząć- oznajmił Joe, spoglądając na siedzącą po jego prawej Pamelę.- Poproszę prawdę.

Rudowłosa nie spodziewała się, że tak szybko będzie musiała coś wymyśleć. W końcu zadała pierwsze lepsze pytanie.

- No dobrze, więc... Jak spędziłeś wakacje?- zapytała rudowłosa, mimo że minęło już kilka miesięcy od tamtego beztroskiego czasu.

- Bardzo dobrze. Trochę popracowałem jako dostawca, a każdą wolną chwilę spędzałem ze swoją dziewczyną. Było po prostu świetnie. W końcu mogłem odetchnąć i odpocząć- odpowiedział Joe, posyłając jej uśmiech.- Zack, prawda czy wyzwanie?

- Prawda.

- Okej... W takim razie jaki jest twój ulubiony film?

W tym momencie Pamela pomyślała, że to będzie wyjątkowo proste wyzwanie, przynajmniej dla reszty. Te pytania nawet nie dotykały drażliwych tematów ani prywatnych spraw.

- Nie mogę zdecydować się na jeden tytuł, więc powiem dwa- rzucił po chwili zastanowienia ciemnowłosy.- "Lśnienie", to klasyk i jest kurewsko dobry. King potrafi stworzyć klimat. Oraz "Uśmiechnij się". Zajebista nowość o nieoczywistym zakończeniu, do pewnego stopnia.

Rudowłosa nie była ani trochę zaskoczona tą odpowiedzą w przeciwieństwie do niektórych. Już dawno stwierdziła, że Zack pewnie uwielbia horrory, bo oba filmy, które wymienił zaliczały się do tego gatunku. Poza tym sam jej powiedział, że interesuje się medycyną sądową i przywitał ją nawiązaniem do Dantego. To oczywiście, że uwielbiał mroczne klimaty.

- Pytanie- stwierdził Arthur jeszcze zanim padło słynne "prawda czy wyzwanie". Nie wydawał się zestresowany, a jedynie lekko znudzony.

- Dlaczego tak nienawidzisz własnego ojca? Na początku coś o tym wspominałeś. Możesz rozwinąć temat.

Tutaj wkraczali na nieco bardziej intymną sferę, ale Arthur na początku sam zaczął ten temat. Nikt go nie zmuszał, żeby wyciągał swoje sekrety, więc chyba nie krępował się o tym mówić.

- Dziękuję za proste pytanie- skwitował blondyn, obrzucając Zacka cierpkim spojrzeniem.- Chcesz wiedzieć? To proszę bardzo. Właściwie nigdy nie czułem, żeby ojcu choć odrobinę na mnie zależało. Zawsze był oschły i chłodny, pieprzony prawnik z krwi i kości. Nawet jak wychodzi z sali sądowej, nie zamierza okazywać emocji. Może i nigdy nie brakowało mi pieniędzy, ale go nigdzie nie było w domu. Siedziałem z licznymi opiekunkami, a później zostawiał mnie samego... W końcu zaczął podejmować za mnie decyzje i to mnie wkurwiło. Może i jest moim ojcem, ale to moja przyszłość. Od lat snuje plany o tym jak idę w jego ślady, dołączam do jego kancelarii i w dalszej przyszłości ją przejmuję- tutaj Arthur przewrócił oczami.- Tyle że w ogóle nie interesuje mnie prawo. Nie zamierzam stać się nim. Poza tym najpierw zdecydował za mnie o indywidualnej ścieżce nauczania, a później wymyślił, że mam iść do Madison. To nie był mój, kurwa, wybór.

Siedząca obok Arthura blondynka skrzywiła się, słysząc przekleństwo. Wszyscy milczeli, bo wyznanie Arthura było niezwykle szczere. Rudowłosa współczuła mu takiego dzieciństwo, bo nie było ono radosne i wypełnione miłością, jak być powinno.

- Powinieneś mieć prawo samemu decydować o swojej przyszłości- odezwała się Liv.- To naprawdę przykre, że tak cię traktuje.

- Właśnie. Niech spierdala, to twoje życie.

- Dzięki, chętnie mu to przekażę i z przyjemnością wygarnę mu co myślę. Jak tylko stąd wyjdę. Nancy, prawda czy wyzwanie?

Albo jej się wydawało albo Arthur mówił to imię w szczególny sposób. Tak jakoś miękko, jakby to była pieszczota? Zdecydowanie podobała mu się Nancy, co było dość zaskakujące. To znaczy, blondynka była ładna, ale strasznie nieśmiała. Była zupełnie inna niż Arthur, który był towarzyski oraz mówił wprost co mu chodziło po głowie. No cóż... Przeciwieństwa się przyciągają? Tak to szło?

- Prawda- zdecydowała Nancy, chociaż po niej było widać, że cholernie mocno się denerwuje. Miała coś do ukrycia czy taką miała osobowość? Może nie lubiła mówić o sobie, zwłaszcza w gronie nieznajomych?

Blondyn uśmiechnął się i rudowłosa już wiedziała, że wymyślił coś niestosownego. Przynajmniej dla Nancy. Jej podejrzenia były słuszne.

- To pytanie wyjątkowo często pada na imprezach. Cokolwiek powiesz, myślę, że nikt się nie obrazi... Kto z naszej ósemki jest najbardziej w twoim typie?

- Uuu- mruknęła Quinn, niezbyt dyskretnie pokazując że ten obrót gry jej się podoba. Zdecydowanie wolała bardziej imprezową wersję. Liv przygryzła wargę, bo pewnie zastanawiała się czy pomiędzy tamtą dwójką coś jest. Joe starał się udawać, że nie czeka na odpowiedź, ale jego mina go zdradziła. Też myślał o tym samym.

Z kolei Nancy wyglądała jak spłoszone zwierzątko. Rumieniła się. W końcu spuściła wzrok i dała odpowiedź.

- Ty... To znaczy Arthur- wyrzuciła z siebie blondynka, chociaż jej mina sugerowała, że najchętniej zapadłaby się pod ziemię.

Wspomniany blondyn uśmiechał się z satysfakcją, bo pewnie od początku spodziewał się takiej odpowiedzi. Quinn zakryła dłonią usta, żeby nie powiedzieć czegoś, czego będzie żałować. Natomiast reszta wymieniała sugestywne spojrzenia. Pamela będzie w szoku, jeśli w następnej rundzie nie padnie pytanie o rzekomą relację. Ewidentnie coś między nimi było i to nie tylko ze strony Arthura.

- Ja poproszę wyzwanie- powiedziała Quinn, przerywając kaskadę szeptów. Chyba nie obawiała się zbyt trudnego wyzwania ze strony Nancy.- Rozkręćmy tę grę. Wyzwania nie muszą być trudne, ale nie muszą być też nudne. Poproszę coś ciekawego.

Blondynka zamilkła na moment, musząc się zastanowić.

- Wypij drinka, którego zrobi ci Joe. Słyszałam, że w kuchni są jakieś wódki w szafkach.

- Nie ma sprawy- oznajmiła Quinn.- Tylko coś mocnego i dobrego, Joe.

Joe wzruszył ramionami, po czym skierował się do kuchni. Chyba kiedyś wspominał, że robi dobre drinki albo że jest barmanem. Na pewno coś w tym stylu. Po chwili Joe wrócił z całkiem profesjonalnie wyglądającym drinkiem. Z lodem, cytryną, sokiem. Quinn podziękowała, po czym duszkiem wypiła całą zawartość szklanki. Nawet się nie skrzywiła. Na szczęście reszta nie wpadła na pomysł, żeby w tym momencie rzucić się na alkohol. Mieli przynajmniej na tyle rozsądku, żeby poczekać do końca gry.

- Niezły i mocny. Liv, prawda czy wyzwanie?

- Prawda.

- Doskonale. Kim jest ten twój tajemniczy facet, który skradł ci serce? Chcę znać imię nazwisko, klasę, jak długo jesteście razem... Ogólnie jak najwięcej szczegółów.

Liv przeklęła pod nosem, ukrywając na moment twarz w dłoniach. Po chwili podniosła głowę. Chyba uświadomiła sobie, że nie ma wyboru i musi odpowiedzieć.

- Od razu mówię, że wcale tego nie planowałam. Opierałam się mu, bo wiem jak to brzmi... Bo on wcale nie chodzi do Madison, nawet nie jest uczniem. Jest... Nauczycielem edukacji seksualnej.

Wow, pomyślała rudowłosa, uchylając usta z zaskoczenia. Tego absolutnie się nie spodziewała. Okej, Liv była śliczna, wyglądała jak modelka, ale romans z nauczycielem?! Myślała, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach! Poza tym, bądźmy szczerzy. Był tylko jeden naprawdę przystojny nauczyciel edukacji seksualnej, który nie wyglądał na wiele od nich starszego.

- Spotykasz się z Jonesem? Nie wierzę... Moja przyjaciółka próbowała go poderwać, ale on ją zbywał. Myślałam, że jest tym porządnym, który w życiu nie spojrzy na uczennicę- skomentowała Quinn z szokiem wypisanym na twarzy.

- Połowa lasek z mojej klasy na nieco leci- mruknęła Lindsay, nie mniej zaskoczona jak jej poprzedniczka.- Facetów też...

- Mam przyjaciela geja. Tyle się od niego nasłuchałam jaki to Jones jest seksowny i jaki ma zajebisty sześciopak... I to było jeszcze zanim zaczęło się coś między nami dziać- powiedziała Liv lekko speszona.- W każdym razie, ani ja a tym bardziej Ryan tego nie planowaliśmy. To się po prostu stało... Zresztą na początku podejrzewałam go o romans z inną uczennicą, ale to było nieporozumienie.

- Czyli miał wcześniej jakieś inne romanse z uczennicami?- zapytała Quinn.

- Nie. Czyli możemy już iść dalej?

- Daj nam jeszcze chwilę. Próbujemy ogarnąć jak ci się udało wyrwać profesora- rzucił Arthur.

- Tak mocno seksownego profesora- dopowiedziała Quinn.- Wow.

- Lindsay, prawda czy wyzwanie?- zapytała Liv, nie czekając aż temat jej romansu z nauczycielem będzie jeszcze dłużej roztrząsany. Wcale nie wydawała się z siebie dumna, że udało jej się poderwać takiego faceta, więc chyba mówiła serio z tym nie planowaniem. Czy to możliwe, że się w sobie zakochali z wzajemnością? Może, chociaż równie dobrze Jones mógł chcieć od niej jedynie seksu. Pamela nie znała sytuacji, więc nie zamierzała się na ten temat wypowiadać.

- Prawda.

Nic dziwnego, że większość wybierała prawdę. Tak było bezpieczniej, chociaż umówili się, że nie będą komplikować sobie tego zadania.

- Gdybyś miała wybrać z nas wszystkich osobę, której najbardziej ufasz, kogo byś wybrała i dlaczego?

Banalne pytanie, pomyślała rudowłosa. Chyba już znała odpowiedź.

- Pamelę. Śpię z nią w jednym pokoju. Szybko złapałyśmy kontakt i jest sympatyczna. Sporo też rozmawiałyśmy- odpowiedziała brunetka, uśmiechając się do niej lekko. Asher odpowiedziała tym samym. Też wybrałaby Lindsay, gdyby dostała takie pytanie. Właściwie jako jedyna wiedziała o Luke'u. Ponadto miały jeszcze jeden sekret, mianowicie odkrycie torby z pieniędzmi, co za chwilę wyjdzie na jaw.- Scott, prawda czy wyzwanie?

Oby tylko wybrał prawdę, prosiła w myślach Asher. Gdyby wybrał wyzwanie, nie mieliby jak wyciągnąć od niego prawdy. Musieli wiedzieć, skąd miał tą forsę. Może współpracował z Dyrektorem albo zarobił je w nielegalny sposób? Lepiej wiedzieć z kim są zmuszeni mieszkać pod jednym dachem, prawda?

- Pytanie.

- Skąd masz tyle pieniędzy w torbie pod łóżkiem?- spytała brunetka, na co reszta obrzuciła ją zdziwionymi spojrzeniami. Nie mieli pojęcia o co chodzi. Z kolei Scott zacisnął ze złością pięści.

- O czym ty mówisz?

- Chyba wiem, skąd ona to wie- odezwał się Joe.- Przeszukiwałaś pokoje na górze z Pamelą, prawda?

- Dokładnie i wtedy znalazłyśmy torbę pełną gotówki. Nie wiemy ile jest tam pieniędzy, bo nie liczyłyśmy, ale jest tego dużo. Chcemy wiedzieć skąd pochodzą i czy przypadkiem Dyrektor nie ma wśród nas wtyczki.

- Ja pierdolę... I dopiero teraz o czymś takim mówicie?!

- O czym ty pieprzysz?!- oburzył się Scott.- Okej, to prawda. Mam pieniądze pod łóżkiem, ale one nie mają nic wspólnego z Dyrektorem! Miałbym z nim współpracować?! Nigdy w życiu!

Reakcja Scotta wydawała się szczera. Był wkurzony i mocno oburzony taką sugestią. Być może Lindsay pospieszyła się z wnioskami, ale ciągle nie powiedział im skąd ma te pieniądze.

- Więc powiedz skąd masz te pieniądze i dlaczego przywiozłeś je tutaj w gotówce. Jeśli są legalne, to dlaczego nie trzymasz ich na koncie?- wtrąciła się rudowłosa.

Scott zacisnął zęby i zmielił w ustach przekleństwo.

- One nie są legalne. To znaczy... Pochodzą z kradzieży, która nie miała nic wspólnego z Dyrektorem- przyznał brunet, chociaż widać było, że sporo go kosztowało takie wyznanie.- Musiałem je zabrać, żeby moi współlokatorzy ich nie znaleźli i nie oczekiwali ode mnie wyjaśnień.

- Co okradłeś?

- Lombard- mruknął Scott, zaciskając zęby w wąską linię.- Ale nie zrobiłem tego dla przyjemności. Nie miałem innego wyboru... To się zaczęło jeszcze przed pójściem do Madison. Razem z przyjaciółmi snuliśmy plany o Madison. W końcu się tam dostaliśmy. Wszyscy, co było zaskakujące... A później dowiedziałem się, że rodzice mają problemy finansowe. Nie mieli pieniędzy na czesne, ledwo opłacali rachunki, ale ukrywali to przede mną, żebym się nie martwił... Ja... Musiałem to zrobić. Kupiłem nielegalnie pistolet, po czym poszedłem do lombardu.

- Zastrzeliłeś kogoś?- spytała Lindsay, mrużąc nieufnie oczy.

- Nie, nie zrobiłbym tego. Na szczęście poszło gładko. Właściciel dał mi całą gotówkę jaką miał, a że zrobiłem to tuż przed wyjazdem do Madison... Nie muszę martwić się, że go spotkam. Policja nie znalazła sprawcy i chyba już odpuścili sprawę. Nie jestem z siebie dumny, ale tutaj chodziło o moją przyszłość. Nie mogłem postąpić inaczej.

Po jego słowach zapadła cisza. Może i wszyscy zrobili rzeczy, których żałowali, ale sytuacja Scotta była nieco inna. Zrobił to dla pieniędzy, nie pod groźbą Dyrektora. Poza tym rudowłosa była w szoku, że w ogóle był w stanie zrobić coś takiego. Nie wyglądał na bezwzględnego typa, który w razie konieczności nie cofnie się przed niczym. Może wcale nie był takie porządny jak się wydawało? Przynajmniej nie pomagał Dyrektorowi.

Nagle Pamela uświadomiła sobie, że czas na nią. Zaschło jej w ustach. Czuła jak mocno bije jej serce, zupełnie jakby chciało wyskoczyć z jej piersi. Stresowała się. W końcu wyzwanie dla niej wymyśli psychopata, morderca jej brata.

- Masz jeszcze broń?- zainteresował się Joe. Czyżby coś planował?

- Jezu, nie. Pozbyłem się jej tuż po napadzie. W życiu nie strzelałem i nie zamierzam- poinformował Scott, na co Lindsay wyraźnie odetchnęła z ulgą. Przynajmniej nie mieli się czegoś obawiać z jego strony. Raczej.

- Chcę wyzwanie specjalne- odezwała się Asher, czym zasłużyła sobie na pełne niedowierzania spojrzania pozostałych uczestników gry.

- Pojebało cię?- spytała Quinn.

- Umawialiśmy się na brak ryzyka, pamiętasz?- przypomniał Joe.

- To moje ryzyko. Muszę to zrobić. Powiedział, że będzie można zadać mu pytanie o cokolwiek i że powie prawdę. Dyrektorze? Nie słyszałeś? Chcę wyzwanie specjalne.

- Zwariowałaś?!- wyrzuciła z siebie Lindsay, a na jej twarzy malował się niepokój.

- No proszę, kto by się tego spodziewał?- powiedział zniekształcony głos wydobywający się z głośnika. Jego ton ociekał drwiną. Rudowłosa zacisnęła usta, powstrzymując się. Najpierw wyzwanie, a później będzie mogła mu wygarnąć i uzyskać odpowiedź.- Pierwsza ochotniczka. Gratuluję odwagi. Twoje wyzwanie będzie następujące... Jak już je usłyszeć, nie będziesz mogła się wycofać. Zostanie to potraktowane jako niewykonanie zadania, wiesz jak to się kończy? Jesteś pewna?

- Wycofaj się- poprosiła Liv z niepokojem.- Nie wiesz co wymyśli.

- Wykluczone. Czekałam na ten moment siedem lat- odparła rudowłosa, uśmiechając się smutno. Ona i jej rodzice zasługiwali na prawdę. Jeśli to przeżyje, powie im co się stało z ich synem.- Jestem pewna. Co mam zrobić?

Pozostali uczestnicy głośno wyrazili swoją dezaprobatę, ale ich zignorowała. To miłe z ich strony, że się martwili, ale jak powiedziała, rezygnacja nie wchodziła w grę.

- Masz udać się na strych, wejść na dach i przejść po jego grzbiecie. Zadanie zostanie wykonane tylko pod warunkiem, że nie spadniesz z dachu. Nawet jeśli wylądujesz na trawie i na przykład złamiesz sobie nogę, nie będziesz mogła spróbować jeszcze raz. Masz tylko jedną szansę. Powodzenia.

Rudowłosa przeklęła w myślach. Tego za cholerę się nie spodziewała. Dobrze, że nie miała lęku wysokości, chociaż to wyzwanie i tak nie będzie należało do prostych.

- Kurwa, po co to zrobiłaś?- zapytał Joe, autentycznie przerażony. Swoją drogą, po raz pierwszy usłyszała jak przeklina.

- Mój brat zaginął kilka lat temu i też chodził do Madison. Z dnia na dzień zniknął, rozpłynął się... Nie wiedziałam co się z nim stało aż do dzisiaj. W jednym z pokoi znalazłam jego inicjały. Muszę wiedzieć czy on tutaj był i czy też brał udział w tej chorej grze. Cokolwiek się zdarzy... Życzę wam wszystkim jak najlepiej. Dacie radę pokonać tego skurwysyna i zakończyć tę grę.

Rudowłosa nie planowała pożegnania. Wyszło jej ono jakoś spontanicznie. W końcu nie wiedziała czy wróci... Być może spadnie z dachu i nawet jeśli to jej nie zabije, to zastrzeli ją snajper z lasu. Ta perspektywa nie była zbyt pocieszająca. W myślach przepraszała rodziców i Logana. Nie chciała zniknąć bez słowa. Jednak nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby straciła taką okazję.

Kiedy patrzyła po twarzach uczestników, zauważyła, że Lindsay płakała. To dlatego że ryzykowała? Nie chciała doprowadzać jej do takiego stanu.

- Wróć proszę. Nie zniosę kolejnej straty...- powiedziała brunetka, przytulając ją, choć nie do końca rozumiała o co chodzi z tą stratą. Kogo straciła? Rudowłosa odwzajemniła gest. Nie spodziewała się tak emocjonalnej reakcji. Aż sama miała ochotę płakać, widząc że Lindsay płacze.

- Postaram się.

Zanim udała się na strych, usłyszała jeszcze wiele pokrzepiających słów i życzeń, aby dała radę i wróciła. Tak właściwie to nikt nie chciał się z nią żegnać. Wszyscy życzyli jej powodzenia. Aż zrobiło jej się cieplej na sercu, chociaż ciągle potwornie się bała.

Poszła na strych sama, mimo propozycji, że poczekają na nią w środku przy wyjściu na dach. Wolała to zrobić sama, bez rozproszenia w postaci czyjejś obecności. Nawet gdyby ktoś tam z nią był, i tak nie mógłby jej pomóc, jeśliby spadała, co wcale nie było pocieszające.

Podczas przeszukania domu pominęli strych, bo był całkowicie pusty. Dosłownie nic tam nie było poza drabiną i wyjściem na dach. Rudowłosa podstawiła drabinę pod właz, otworzyła go i wyjrzała na zewnątrz. Niebo było nieznacznie zachmurzone i wiał lekki wietrzyk. Poza śpiewem ptaków nie słyszała nic. Czy to możliwe, że w lesie krył się snajper i był aż tak cicho? A może zagłuszał go szelest poruszanych wiatrem drzew?

Asher weszła na ostatni szczebel drabiny, omiatając wzrokiem swoją trasę, wyzwanie specjalne. Skrzywiła się, a strach na moment ją sparaliżował. Ona miała na to wyjść?! Równie dobrze mogłaby wejść na pieprzoną linę! Tak wąski był grzbiet dachu.

Dach był spadzisty, a po środku ciągnęła się płaska listewka, po której miała przejść. Naprawdę marnie to widziała. Czy już wspominała, że miała beznadziejne poczucie równowagi? Spojrzała w dół i od razu tego pożałowała. Może i sam upadek nie byłby śmiertelny, ale prawdopodobnie by sobie coś złamała, a snajper z lasu dokończyłby dzieła. Bynajmniej jej się ta wizja nie podobała.

W końcu wzięła głęboki wdech. Luke zrobiłby na jej miejscu to samo, pomyślała i wyszła na dach. Zachwiała się, przez co odruchowo krzyknęła. Przez sekundę, która równie dobrze mogłaby trwać wieczność, myślała że spadnie. Oczami wyobraźni widziała jak nogi jej się zsuwają, obija się boleśnie o dachówki, po czym leci w dół i uderza w ziemię, a na boki rozbryzguje się krew... Może przesadziła z tą krwią.

Zrobiła niewielki kroczek do przodu, po raz kolejny chwiejąc się. Dasz radę Asher, powiedziała sobie w myślach. Wiatr bawił się jej włosami, ale przynajmniej nie wchodziły jej one na oczy. Wyprostowała ręce na boki, po czym szła przed siebie, nie spuszczając wzroku. Każdy krok kosztował ją niewiarygodnie dużo wysiłku. Serce jej biło. Dłonie i nogi jej się trzęsły, ale nie zatrzymywała się.

*****

- Słyszeliście krzyk?- spytała spanikowana Lindsay, krążąc po pokoju.

Nancy przytaknęła, co sprawiło że brunetka jeszcze szybciej krążyła po pokoju. Bardzo się przejęła wyzwaniem Pameli. Blondynka czuła respekt w stosunku do ochotniczki. Ona nigdy nie zdecydowałaby się na tak ryzykowny krok. Nie kiedy miała inny wybór, a takowy posiadali. Pytania, a nawet wyzwania od innych uczestników nie były trudne. Na szczęście.

- Może się przestraszyła?- zasugerował Joe, wyglądając przez zamknięte okno.- Nie widzę, żeby spadła... Zack?

- Po mojej stronie też nic- odparł ciemnowłosy.

Joe, Zack i Quinn rozstawili się po całym domu, zajmując strategiczne obszary przy oknach. Chcieli sprawdzić czy... Pamela nie spada, choć nawet gdyby tak się stało, nic nie mogliby z tym zrobić. Nie mogli jej pomóc, co było frustrujące.

- Martwisz się?- zagadnął ją Arthur. Od kiedy tutaj przyjechali, blondyn cały czas starał się inicjować rozmowy, co było dla Nancy sporym zaskoczeniem. Arthur był naprawdę przystojny, miał bogatego ojca, był popularny... Takie osoby przeważnie się nią nie interesowały, a on nawet się z tym nie krył. Udowodnił to podczas gry, gdy celowo usiadł koło niej i zapytał kto jest najbardziej w jej typie. Myślała, że spali się ze wstydu podczas tego pytania. Jeszcze ten pełen zadowolenia uśmiech po usłyszeniu jej odpowiedzi... Nie miała pojęcia jak miałaby z nim teraz rozmawiać. Przecież chwilę temu przyznała, że jej się podoba!

- To oczywiste... Nie wiem po co chciała to wyzwanie specjalne- odparła Nancy, kręcąc głową. Starała się unikać kontaktu wzrokowego z Arthurem. Nie nadawała się do takich sytuacji. Nigdy nie miała chłopaka tak na serio, pomijając "związki" z przedszkola. On pewnie miał dużo dziewczyn.

- Też nie wiem, ale ja jestem spokojny. Da radę. Jest silna. Widziałem to w jej spojrzeniu, gdy oznajmiła, że chce wyzwanie specjalne. Chodzi jej o coś bardzo osobistego. Tego jestem pewien- oznajmił blondyn. Faktycznie wyglądał jakby w ogóle się nie martwił. Aż tak bardzo miał ją gdzieś czy raczej było tak jak mówił?- Serio, nie martw się. Zaraz tu wróci.

W tym momencie Arthur złapał ją za rękę. Nancy nie wiedziała jak się zachować. Ten dotyk jakby... Parzył ją? Nawet nie wiedziała jak to opisać. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła. Mimowolnie podniosła wzrok i wtedy napotkała jego spojrzenie. Blondyn uśmiechnął się, widząc jej zmieszanie. Nancy była pewna, że się zarumieniła. Wcale nie chciała, żeby widział jak na nią działa... Przecież to był taki niewinny dotyk!

- Chyba powinienem wam powiedzieć, dlaczego to zrobiła- odezwał się Joe, przerywając kłopotliwą sytuację. Nancy przerwała kontakt wzrokowy i cofnęła dłoń.- Powiedziała mi to tuż przed tym jak poszła na górę.

Joe wyjaśnił im sytuację z zaginięciem brata Pameli. Nancy momentalnie uderzyła myśl, że Arthur miał rację. To było bardzo osobiste, ale również doprowadzało ich do dość przykrego wniosku... Było więcej gier i uczestników, którzy tak jak oni byli zmuszeni do wykonywania jego poleceń. To wcale nie była przyjemna konkluzja. Dlaczego nikt nie zgłosił tego na policję? Dlaczego nie złapano Dyrektora i nie wsadzono go za kratki? Czy w ogóle ktoś go szukał?

Nagle po schodach zeszła Pamela. Po policzkach spływały jej łzy, a ręce i nogi wyraźnie jej się trzęsły, ale była żywa. Nancy odetchnęła z ulgą, po raz kolejny przyznając Arthurowi rację. Ukradkiem zerknęła w kierunku blondyna. Podobał jej się, ale nic z tego nie będzie, prawda? Pochodzili z dwóch różnych światów, a ona wolała nie pokazywać mu swojego. Nie było tam nic wartego uwagi. Mimowolnie chciała sięgnąć w kierunku blizny na plecach, ale szybko się powstrzymała. Nie chciała dzielić się informacjami o swojej przeszłości. Chciała o niej zapomnieć, najchętniej by ją wymazała... A najgorsze było to, że skrzywdziła osobę, która zawsze była po jej stronie. Biedny Freddie...

*****

- Teraz chcę moją nagrodę- oznajmiła rudowłosa, czekając na reakcję Dyrektora. Ciągle nie wierzyła, że jej się udało. To było przerażające i co najmniej kilka razy życie przeleciało jej przed oczami. Naprawdę myślała, że umrze, a jednak była żywa. Może los jej sprzyjał? Niewątpliwie miała szczęście.

- Gratuluję odwagi, Pamelo- odpowiedział jej robotyczny głos.- A teraz podejdź do komody, otwórz drugą szufladę, weź słuchawki i podłącz je do głośnika w którymś z pokoi. Zasada jest taka, że możesz zapytać o cokolwiek tylko nie o moją tożsamość i ostatnie wyzwanie. Udzielę ci szczerej odpowiedzi. Daję ci na to moje słowo, ale nie tutaj. Zrobię to na osobności. Jeśli będziesz chciała później przekazać pozostałym uczestnikom relację, proszę bardzo. Możesz to zrobić, ale pytanie możesz zadać tylko na osobności. Przyjmujesz takie warunki?

Pamela przytaknęła. Nie po to wchodziła na dach i ryzykowała życiem, żeby zrezygnować z tak cennego pytania.

- Później wam wszystko opowiem- rzuciła, wyciągając ze wspomnianej komody słuchawki. Udała się do pierwszego lepszego pokoju i podłączyła się do głośnika.- Halo?

- Aż umieram z ciekawości, o co chcesz mnie zapytać. Dużo ryzykowałaś, Pamelo. Zaimponowałaś mi- usłyszała ciągle ten sam zmieniony głos. Ciekawe kto się pod nim krył. Niestety o to nie mogła zapytać. Poza tym mógłby umrzeć naprawdę, to by im bardzo ułatwiło sytuację.

Asher zaschło w ustach. W końcu przyszedł ten moment. Chwila prawdy, na którą czekała od lat, chociaż nigdy nie spodziewała się, że będzie miała taką formę. Psychopata i morderca w domku na odludziu przez głośnik powie jej co stało się z jej zaginionym bratem.

- Co się stało z Luke'iem Asherem, uczestnikiem twojej wcześniejszej chorej gry i jednocześnie moim bratem?- spytała w końcu. Długo zastanawiała się jak sformułować to pytanie. Uznała, że w ten sposób jednocześnie potwierdzi czy brał w tym udział oraz dowie się jak skończył.

- Z każdą chwilą coraz bardziej mnie zaskakujesz. Owszem, Luke Asher był uczestnikiem mojej gry. Również rywalizował o nagrodę, tak jak ty. Czy to nie jest miłe iść w ślady brata?- zapytał tak samo pogodnym głosem jak wcześniej. Rudowłosa nie odpowiedziała, zaciskając zęby. Kurwa, widziała. Od kiedy zobaczyła te inicjały.- Nie jesteś zbyt rozmowna, ale dobrze, już kończę. Twój brat zaginął podczas ostatniego wyzwania razem z kilkoma innymi osobami... Nie mogę zdradzić ci jak dokładnie to wyzwanie wyglądało, bo jutro czeka was identyczne. Mogę ci powiedzieć tyle, że zwycięzca jest tylko jeden.

Pamela odczuła te słowa jakby ktoś uderzył ją w głowę. On nie mógł mówić na serio! Z drugiej strony... On nie potrafił żartować.

- Masz na myśli, że... Tylko jedna osoba wyjdzie stąd żywa?- wykrztusiła z niedowierzaniem. Ciągle starała się przyswoić informację o Luke'u, a teraz jeszcze to... To nie mogła być prawda!

- Czytasz mi w myślach.

W tym momencie usłyszała piknięcie. Dyrektor zakończył rozmowę. Rudowłosa nie była ani trochę zadowolona z jej przebiegu. Nie zdążyła mu wygarnąć jak bardzo go nienawidzi, jak spieprzył jej dzieciństwo, odbierając jej tak ważną osobę. Zresztą ciągle nie wiedziała jak umarł Luke. Czy cierpiał? Miała nadzieję, że nie.

Nurtowało ją jedno pytanie. To znaczy było ich więcej, ale postanowiła skupić się na chwili obecnej. Jak miała przekazać reszcie, że z dziewięciu osób wyjdzie z tej chatki tylko jedna? To po prostu ją przerastało. Cała ta sytuacja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro