Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy uprzątnięto pole niedawnej bitwy, zwiadowca Thomas podszedł do małego Willa i powiedział :

- Widzisz te dzieci?

Malec skinął głową.

- Idź się z nimi pobaw. Na pewno wymyślą jakąś fajną zabawę.

- Dobzie.- powiedział chłopczyk i pobiegł w stronę bawiących się dzieci.

- Ceść , jeśtem Will. Mogę się do was przyłącyć?- powiedział do nich Will.

Dzieci te były mniej więcej w jego wieku. Największy z nich chłopiec, który był najwyraźniej przywódcą , wyciągnął przed siebie dłoń i powiedział :

- Ceść. Ja jeśtem Conor. Jaśne , że możesz się do naś dołączyć. Im więcej tym weselej! 

Will uśmiechnął się do niego i przyjął jego wyciągniętą dłoń i ją uścisnął.

Conor obrócił się i wskazał pozostałą trójkę dzieci.

- To jeśt Liza, to Liam, a tamta to Ewelina. W skrócie mówimy do niej Lina.- przedstawił je chłopiec.

- Ceść ! Jeśtem Will!- przedstawił się Will.

- Ceść!- odpowiedziały zgodnym chórem dzieci.

- Chceś się z nami pobawić w berka? - spytał się go chłopiec imieniem Liam.

- Tiaaak!- odpowiedział zachwycony Will tym, że inni go zaakceptowali.

- No to berek! Gonisz Conor!- krzyknął mały Liam i klepnął Conora w rękę, a sam uciekł.

Wszyscy się rozbiegli.

Biegali krętymi uliczkami po miedzy budynkami na dziedzińcu i gonili się nawzajem.

Jakiś czas później wbiegli w ciemną uliczkę, ale nagle cała szóstka stanęła w miejscu.

Drogę zastąpiło im trzech mężczyzn, z czego jeden z nich miał na sobie zwiadowczą pelerynę.

- Proszę mi powiedzieć. Czy któreś z was jest sierotą?- spytał się zwiadowca.

Nastała nagła cisza....

------------------------------------>

Halt obudził się z ogromnym bólem głowy.

Nie pamiętał co się stało.

Rozejrzał się i zobaczył, że leży na kocu na ziemi w jakimś wielkim białym namiocie, otoczony przez leżących koło niego innych mężczyzn, którzy byli w różnych miejscach obwiązani bandażami.

Przejechał dłonią po głowie.

Wyczuł, że jest czymś ona obwiązana.

Ze zdziwieniem stwierdził, że to bandaż.

Naraz wróciły mu wspomnienia sprzed kilkunastu godzin.

Natychmiast się zerwał z posłania i wstał .

Ekstremalnie zakręciło mu się w głowie i musiał chwilę odczekać, by wszystko wróciło do normy.

Teraz poczuł, że głowa go boli z potrojoną siłą. 

Jednak zignorował ból głowy, tak jak i jej zawroty i zaczął biec w kierunku wyjścia.

- A gdzież to się wybieramy? Ma pan się natychmiast  położyć!- krzyczał lekarz, który go zobaczył. 

- Najpierw muszę kogoś znaleźć!- odkrzyknął Halt nieco ochrypłym głosem i wybiegł z namiotu.

Lekarz tylko z politowaniem pokręcił głową i powiedział sam do siebie :

- Dam głowę, że za chwilę padnie. No i cała moja robota na nic! I po cholerę ja mu tą głowę zszywałem, skoro tylko on wstał, to za chwilę mu te szwy puszczą.

---------------------------------->

Nastała cisza.

Żadno z dzieci się nie odezwało.

 - No odpowiadać mi tu ! Ja nie mam na to całego dnia!- powiedział wściekły głos zwiadowcy.

- C-cała nasza piątka tio sieroty. Ale ten szósty tio nie wiem. On jeśt nowy i...- powiedziała drżącym głosem Lina.

- No dobra, to w takim razie wy idziecie z nami.- przerwał jej zwiadowca i zaraz zwrócił się do dwóch towarzyszących mu strażników.- Bierzcie ich. A ja się wypytam tego ostatniego.

Dwóch strażników podeszło do przerażonych dzieci, wzięło je za ręce i pociągnęło je za sobą przez mroczną uliczkę, którą przyszli.

 Teraz w tym zaułku zostali tylko Will i zwiadowca.

- Jestem zwiadowca Meralon i z rozkazu tutejszego barona , biorę sieroty i sprowadzam je do zamku , aby tam zamieszkały. Więc lepiej się przyznaj. Masz tutaj rodziców?- odezwał się zwiadowca ostrym tonem od którego, aż biednego Willa przeszły ciarki po plecach.

- N-nie, ale...

- Dosyć. Czyli idziesz ze mną.- powiedział Meralon i zaczął iść w jego kierunku.

Przerażony Will zaczął się cofać do tyłu.

Nagle , gdy tak się cofał, poczuł , że wpadł na kogoś i, że ten ktoś otoczył go ręką, przycisnął do siebie i powiedział :

- Czego chcesz od mojego ucznia Meralon?

Meralon jak i Will od razu po głosie poznał kto to, tylko , że ten drugi gdy usłyszał  ten głos, radośnie pisnął :

- Haaalciiiik!

- Halt zgupiałeś do reszty , biorąc na ucznia dwulatka?- spytał się drwiącym tonem Meralon, ale jego umysł pracował gorączkowo.

Ten mały jest uczniem Halta, ale jest sierotą, bo sam to przed chwilą przyznał, więc jeśli teraz zabierze Haltowi ucznia, do którego zdążył się już pewnie przywiązać, bo i on wiedział jaka więź powstaje miedzy mistrzem a uczniem, to wprawi tym Halta w gniew, ale Halt nic nie będzie mógł zrobić, bo baron kazał jemu sprowadzić wszystkie sieroty. 

Wszystkie, czyli ten mały też się do nich zalicza.

A jeśli Halt wpadnie gniew i nie będzie mógł nic z tym zrobić, to on Meralon będzie triumfował.

Zawsze chciał mu dokopać, a teraz nadarzyła się ku temu świetna okazja i zamierzał z niej skorzystać.

- To nie twoja sprawa.- odpowiedział mu Halt.

- Owszem, jeśli chodzi o tego dzieciaka, to chyba raczej moja. Baron mi kazał sprowadzić do niego wszystkie sieroty i będą mieszkały u niego na zamku. Tak się składa, że on jest właśnie sierotą i pójdzie ze mną. Widzisz Halt? Właśnie przegrałeś.- powiedział Meralon z kpiącym uśmieszkiem na ustach.

- A dałeś mu chociaż dojść do słowa? Bo i tu się właśnie mylisz Meralon. On nie jest sierotą, tyko moim synem.- powiedział spokojnym głosem Halt.

Will spojrzał na niego ze zdziwieniem, bo nie wiedział dlaczego Halt skłamał, ale nic się odezwał.

- On jest twoim...- powiedział całkiem zbity z tropu Meralon.

- To co słyszałeś, chyba , że jesteś głuchy.

- Ale on powiedział, że nie ma tu swoich rodziców!- bronił się zwiadowca.

- Jeszcze przed chwilą nie było, ale teraz już jest.- sprostował Halt.

- Ah, Halt, Halt. Chyba nie pojmujesz sprawy.- powiedział chytrym głosem Meralon.- Ja i tak go zabiorę. Czy ci się to podoba czy też nie. Bo ty niby co mi zrobisz? Jesteś słaby jak kocię. Nawet mnie nie tkniesz. Przecież widać, że nie doszłeś jeszcze do siebie.

Prawdę rzekłszy Meralon miał rację.

Halta strasznie bolała głowa i mroczki tańczyły mu przed oczami.

Ale trzymał się jakoś, wmawiając sobie, że jeszcze nie może zemdleć. 

A przynajmniej nie teraz.

Jednak jego stan zdrowia wziął górę nad jego silną wolą i już po chwili Halt niebezpiecznie się zachwiał i upadł nie przytomny na podłogę.

Jego bandaż był już przesiąknięty krwią, a z pod niego zaczęła powoli się sączyć krew.

- Halciiiik! - krzyknął przerażony Will i przypadł do nieprzytomnego Halta.

- Obudź się! Hal...- Will nagle sobie przypomniał, że przecież miał udawać jego syna, więc szybko się poprawił:- Tata obudź się. Nio obudź się.- mówił Will i jednocześnie potrząsał ramieniem Halta próbując go jakoś przywrócić do życia.

Meralon uśmiechnął się złowieszczo na taki obrót sprawy i powiedział :

- No mały. To teraz już mi się nie wymkniesz.

C.D.N. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro