Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wstawaj, ale to już! - krzyknął mężczyzna.

Mały chłopiec dosłownie podskoczył, gdy zerwał się ze snu i ze strachem popatrzył na stojącego przed nim wielkiego pana domu.

Minęły już dwa tygodnie odkąd mężczyzna go mocno pobił i teraz oko Willa już było normalne i nie bolało.

- Wyłaź! Pójdziesz ze mną!- powiedział mężczyzna i pochwycił drobną rączkę chłopca w żelazny uścisk.

- G-g-gdzie m-mnie pan zabiela?- spytał się chłopiec.

- Cicho siedź smarkaczu! Już czas,bym się ciebie pozbył. Żaden pożytek mi teraz z ciebie, a od nie dawna nie możemy się wszyscy wyżywić. - powiedział mężczyzna.

Pochwycił ciepłe futro z wieszaka i zarzucił na siebie i wyszli z domu.

Chłopczyk na szczęście zdążył zabrać ze sobą cienki sweterek, za nim wyszli z domu i aż tak bardzo nie zmarzł.

Oboje szli w milczeniu przez zimowy las .

Po 10 minutach zobaczyli przed sobą skraj lasu.

Mężczyzna jeszcze bardziej przyspieszył kroku.

Mały chłopiec musiał teraz biegnąć, żeby mógł dotrzymać mu kroku.

Nagle drogę zastąpiło im trzech wielkich mężczyzn w samych koszulach z kijami w rękach.

- Oddajcie nam swoje futra, a pozwolimy wam odejść.- powiedział jeden z nich.

- Dzieciaku, masz ten list i biegnij w te chaszcze, a później prosto przed siebie. Jak tylko się skończy ten las, jest chatka zwiadowcy. Masz mi tu go przyprowadzić, bo inaczej będzie po mnie, zrozumiano?- powiedział cicho mężczyzna.

Malec skinął głową , chwycił list i pobiegł w chaszcze i w wielkie zaspy.

- Co?! A dokąd tu mi ? Wracaj chłopcze i to w tej chwili! A wy mi tu brać go! - rozkazał jeden z bandytów i wskazał na mężczyznę w futrze, a sam pobiegł za chłopcem .

Dwóch osiłków z kijami wzięło rozmach i trzasnęło nimi o głowę nieszczęsnego mężczyznę.

Ofiara upadła na ziemię, a z jej głowy pociekła krew.

Ale dwoje bandytów nie zamierzło na tym skończyć.

Nie pozostawiali po sobie świadków.

Gdy mężczyzna upadł, tłukli go jeszcze jakiś czas kijami po głowie,  aż jego oblicze całkiem zalało się krwią i przestał oddychać.

Malec , który biegł, odwrócił głowę, toteż widział co się stało z jego panem.

Przerażony tym co zobaczył, jeszcze bardziej przyspieszył. 

Wiedział, że jakieś dziesięć metrów zanim, biegnie jakiś zbój, gotowy go zabić.

Wypadł z lasu. 

Przed sobą miał otwartą przestrzeń, na której stała mała, drewniana chatka.

A przed chatką dojrzał dwie sylwetki. Konia i zwiadowcy.

Chłopiec skierował się w stronę tej postaci.

Wpadł na nią, objął drobnymi rączkami jej nogę i wypuszczając w końcu łzy strachu powiedział :

- Pomociy...

C.D.N. 

Ahahaha wredny  polsat wbija tutaj.

No i co? Zabiłam drania, zabiłaaaaaam! 

No i ci się wredoto odpłaciłam, za bicie Willa! wahahahahah

Do następnego rozdziału!

willtreateyandhalt

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro