Rozdział 2: Uciekający czas

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- C-co to...? - Itled dotknął znaku. - To... zegar. I on odlicza czas.

- Ta... Pokazuje 7 dni, 5 godzin, 11 minut i 54 sekundy. No, teraz mniej - dodał Daniel. - Ja jebię, nigdy nie widziałem czegoś takiego... Co to i... skąd to się wzięło?

- Ta... Właśnie z tym jest problem - westchnął JoJo. - Niecały rok temu Michał nagle przyszedł do nas i... po prostu miał go na ramieniu.

- Najgorsze że niewiele pamiętam... Nie pamiętam jak ani kto mi go dał - mruknął Michał. - Wiem jednak że jest to zdecydowanie moc czyjegoś Standu. I... wiem co się stanie gdy pokaże same zera.

Mężczyźni spojrzeli na niego.

- Nie... To cię zabije, nie? - spytał Daniel. - Bo raczej nie odlicza do niczego fajnego...

- Tak... - westchnął. - Próbowaliśmy wszystkiego. Zdjąć go, użyć na nim innej mocy, nawet zlokalizować osobę, której to sprawka... Ale nic z tego. Wygląda na to że... jeśli nic nie zdziałamy, to po mnie.

- Nie... - jęknął. - Cholera, to... to nie może się tak skończyć!

- No właśnie! - krzyknął Johannes. - Nie chcę żeby umarł! Wujek jeszcze nie jest aż tak kurewsko stary!

Itled aż parsknął gdy to usłyszał.

- Wybacz Michał... Zapomniałem jakie brutalne potrafią być dzieciaki.

- Wiem... Nie mam ci tego za złe.

- Sami widzicie o co chodzi - powiedział JoJo. - Sprawa... naprawdę jest poważna.

- To prawda - przyznał demon. - Chcemy pomóc, tylko... jak?

- Trzeba obmyślić jakiś plan - zauważyła Osoro. - Przecież nie będziemy liczyć na szczęście.

- To prawda... Eh. Michał, wiem że niewiele pamiętasz z momentu gdy dostałeś to coś... Ale wiesz przynajmniej GDZIE to było? Jakikolwiek punkt widokowy, konkretny wymiar, cokolwiek?

- Nie wiem... Muszę pomyśleć... - zamknął oczy. Reszta przyglądała mu się z nadzieją. - Nie jestem pewien, ale... to chyba było w Cyberprzestrzeni... W tej przestrzeni wspólnej między grami.

- Strefie Międzycyfrowej? - zainteresował się Daniel. - Coś więcej? Jakiś konkretny obszar?

- ...nie... wybaczcie... Nic więcej nie przychodzi mi do głowy.

- Spokojnie... To i tak coś. Myślicie że tam możemy na coś trafić? - zapytał Delti.

- Pojęcia nie mam - Itled pokręcił głową. - Ale wiem że jeden znajomy, który miał pewne... problemy, ogarnął je idąc w miejsce które z jakiegoś powodu miał w pamięci. Zawsze można spróbować tego samego, nie? 

- To prawda... To co, idziemy tam? - Johannes zeskoczył z kanapy.

- O nie, ty nigdzie nie idziesz! Zostajesz tutaj - JoJo nakazał mu.

- Ale... dlaczego?!? Mam przecież Stand! Chcę wam pomóc...!

- Rozumiem, ale nadal jesteś młody! Nie chcę cię narażać na niebezpieczeństwo...

- Twój ojciec ma rację - westchnął Daniel. - Odpuść lepiej. W końcu jesteś tylko dzieckiem.

Wtedy nagle zdał sobie sprawę że popełnił błąd.

- Tylko... dzieckiem...? - nagle otoczyła go aura. - To chcesz powiedzieć? Jestem tylko jebanym gówniarzem, więc nic nie mogę?!?

- O nie - Delti odwrócił wzrok. - Wybacz Daniel, miło było cię znać.

- H-huh?!?

Nagle z ciała Johannesa wyłonił się jego Stand, Subwoofer Lullaby, który rzucił się na niego. Daniel był zaskoczony jak szybki był - nawet nie miał kiedy zareagować...

Na jego szczęście Osoro wskoczyła między nich i zablokowała cios własnym Standem, który miał postać holograficznego rękawa osłaniającego jej lewe przedramię. Jęknęła przy tym - cios drugiego Standu był bardzo silny.

- Johannes, nie! - krzyknęła. - Zostaw go i się uspokój, albo przestanę ci piec te ciasteczka które tak bardzo lubisz!

Chłopiec był nadal zły, ale w końcu wycofał swój Stand. Kobieta odetchnęła z ulgą i złapała się za ramię.

- Nic ci nie jest? - spytał Daniel, chwytając je.

- Nie, Ice Ice Baby mnie osłonił w pełni. Choć mimo to poczułam uderzenie. Poboli przez chwilę, ale to nic.

- Ice Ice Baby...? Tak się nazywa twój Stand?

- Tak. Choć skoro używam teraz jego słabszej wersji, bo pełnej mocy już nie osiągnę, równie dobrze mogę nazwać go IIB Lite. Lub po prostu IIB.

- To drugie brzmi lepiej.

- Ta, masz rację.

- Johannes... - westchnął Delti, patrząc na chłopca. - Nie możesz atakować ludzi tylko wtedy gdy nazwą cię dzieckiem...

- Powiedział koleś który 10 lat temu zrobił coś podobnego - Itled napił się kawy.

- Hej, nie teraz, tak? Rozmawiam z synem.

- Okej, jasne...

- Eh... - westchnął, zbierając myśli. Po chwili przykucnął przed chłopcem i spojrzał mu w oczy. - Słuchaj... Wiem jak to jest... Czujesz że jesteś w stanie zrobić wiele, ale przez wiek czy inne powody inni odsuwają cię na boczny plan. Wiem że to nie jest łatwe, sam... tego doświadczyłem. Ale wpierdol nie pomaga w tej sytuacji.

- Ale-

- Daj mi dokończyć. Proszę. Chodzi mi o to że... nie chcemy cię narażać na niebezpieczeństwo. Wiem że masz Stand i... umiesz go używać, ale... to nie zawsze wystarcza. I po prostu...

- ...boicie się że coś mi się stanie. Wiem co masz na myśli - westchnął Johannes, nadal nieco zły. - Ale pamiętaj że to ja ci uratowałem tyłek jakiś rok temu, nie? Poza tym co jeśli zostawicie mnie samego i ktoś mnie zaatakuje? Albo co jeśli wy zginiecie? Co wtedy będzie ze mną? Nie chcecie mnie narażać, ale ja nie pozwolę wam też na to. Albo idziemy wszyscy, albo wcale, a wiecie dobrze że nie zostawię wujka w takiej sytuacji.

Delti popatrzył na JoJo.

- Po kim on to ma, bo na pewno nie po mnie.

JoJo zaśmiał się.

- Ta... Mnie nie pytaj. Ale... ma trochę racji. Eh... I co my mamy zrobić, co?

- Wy wiecie że jeśli mnie tu zostawicie, i tak pójdę za wami? Umiem złamać zabezpieczenia domu.

- OKEJ, DOBRA, możesz z nami iść. Cholera, czy twój syn sprawia takie problemy? - spojrzał na Itleda.

- Zależy. Nie pyskuje, ale przez ostatni rok nie wiem ile klientów zajebał. Nie mówiąc o uszkodzeniach sklepu.

- ...nie wnikam.

- To idę się spakować! - Johannes ruszył do swojego pokoju.

- No dobrze... Wy czegoś potrzebujecie? - Delti spojrzał na pozostałych. Ci pokręcili głowami. - Ja też mam wszystko. To co... Jak Johannes wróci, ruszamy?

- Na to wygląda - Michał odetchnął, zrezygnowany. - Ale od razu wam powiem... Mam złe przeczucia co do tej wyprawy. Nie wiem czemu, ale... nie podoba mi się to.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro