13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaniósł ją na wyższe piętro i przekazał uzdrowicielom, Teraz mógł tylko czekać...

Godziny dłużyły się. Remus całą noc siedział w poczekalni i czekał, aż Dora się obudzi. Wtedy z Sali wyszedł uzdrowiciel. Lupin szybko go złapał i zapytał:

– Jak z Tonks?

– Wszystko w porządku. Właśnie podajemy eliksiry wzmacniające.

– Będę mógł ją zobaczyć?

– Myślę, że za około pół godziny – zakończył uzdrowiciel i odszedł.

Nic jej się nie stało! – cieszył się Remus. Te pół godziny to było dla niego dłużej niż cała noc. W między czasie dołączyła do niego Molly z Arturem, Kingsley i Moody. Uzdrowiciel ich wywołał, więc mogli wejść.

Sala była przestronna. Tonks leżała na łóżku pod oknem.

– Cześć! – powiedzieli wszyscy chórem.

– No witam w ten piękny, pochmurny dzień!

– Zaiste cudowny – mruknął Moody.

– Jak się czujesz? – zapytała Molly.

– Już lepiej. Mówią, że będę mogła wyjść dzisiaj – odrzekła i uśmiechnęła się.

Rozmawiali sobie o wszystkim i jednocześnie o niczym konkretnym. Po jakimś czasie przyszedł uzdrowiciel:

– Jak się czujesz? – zwrócił się do Tonks.

– Bardzo dobrze – odpowiedziała.

– I tak powinno być. Możesz już wracać do domu – odrzekł i posłał jej uśmiech.

Niedługo później wszyscy stali już w progu Kwatery, gdy dobiegł i głos:

– Nie uwierzycie, po prostu! – Głos okazał się Syriusza. – O, cześć Tonks!

– No, hej – odpowiedziała i ruszyła do salonu, sprawnie omijając stojak na parasole.

– Coś się stało? – zaciekawił się Remus.

– Chodźcie do jadalni, to wam wyjaśnię – odpowiedział mężczyzna i wskazał gestem, żeby poszli za nim. Gdy wszyscy usiedli, Black zaczął swoją opowieść:

– W nocy, rozmawiałem z Harrym. – Wszyscy wytrzeszczyli na niego oczy. – Proszek Fiu – dodał szybko. – Harry powiedział mi, że zakładają grupę do walki z Sami-Wiecie-Kim – powiedział z wyraźną dumą.

– Chyba go pogrzało! – krzyknęła Tonks.

– Coś mi się wydaje, że to może być prawda – mruknął niezadowolony Lupin. – A mówiłem mu, że ma nie pakować się w kłopoty! Czy on musi być tak samo nieodpowiedzialny jak James?!

– Trzeba powiadomić Snape'a i McGonagall – odparł Moody. – Chociaż osobiście uważam, że to dobry pomysł.

– CO?! – krzyknęło całe towarzystwo z wyjątkiem Syriusza.

– No dobrze, tylko McGonagall – rzekł Szalonooki.

– Czy was wszystkich naprawdę coś strzeliło w głowę? – odezwał się Lupin. –  Przecież to jest najgorsze, co Harry mógł zrobić!

– Pamiętaj tylko, kto wyczarował cielesnego patronusa na trzecim roku –  odrzekła Tonks.

– To nic nie znaczy... – mruknął Remus.

– NIC NIE ZNACZY? – ryknęła Dora. – Człowieku, w tym Hogwarcie ¾ osób nie potrafi wyczarować choćby mgiełki! – Lupin przestraszył się jej tonu głosu, ale nie dał tego po sobie poznać.

– Tym bardziej, że Ministerstwo uczy ich tylko teorii – dodał Syriusz.

– Dobrze, niech ktoś wyśle sowę do McGonagall... – odparł zmęczony tą dyskusją Lupin.

Syriusz szybko ruszył, aby wysłać sowę, a reszta udała się do salonu. Chwilę rozmawiali, a Remus przekonywał ich, jak bardzo źle robią. Nagle pojawiła się profesorka.

– Co to za pilna sprawa? – powiedziała suchym tonem.

– Pani profesor – zaczęła Tonks.

– Potter planuje potajemne spotkania z zaklęciami – wypalił bez ogródek Moody.

– Szczerze, to byłam pewna, że prędzej czy później wymyśli coś interesującego – odparła i uśmiechnęła się.

– Czyli... – rzekł z powątpiewaniem Remus.

– Czyli nic nie robimy. A teraz przepraszam, za chwile mam lekcję. – I zniknęła.

– Nie podoba mi się to – zwierzył się Lupin.

– Posłuchaj mnie, McGonagall to druga najmądrzejsza osoba w Zakonie, więc chyba wie co robi – odpowiedziała Nimfadora i posłała mu swój najładniejszy uśmiech. Po chwili zniknął, a na jej twarzy wymalowało się przerażenie.

– Remus, patrol! – krzyknęła.

– Chyba sobie żartujesz. Dopiero co wróciłaś ze szpitala – odpowiedział. –  Kingsley wziął go za ciebie.

Nimfadora podeszła do aurora i mocno go uścisnęła.

– Dzięki – powiedziała mu.

– Drobnostka* – odparł. Mężczyźni wyruszyli, a Tonks poszła do jadalni i usiadła do stołu.

Molly nie pytając o nic, dała jej trochę dyniowych pasztecików. Wtedy w drzwiach stanął jej ojciec. Zmierzwił jej włosy i pocałował ją w czoło. Chciał się wszystkiego dowiedzieć. Dora opowiedziała mu pokrótce, dlaczego jej nie było całą noc na co zrobił przejętą minę. Molly włączyła się do rozmowy i wkrótce rozmawiali już o wszystkim. Po jakimś czasie Ted poszedł do siebie i zostawił kobiety same. Siedziały chwilę cicho, aż ruda się odezwała:

– Jak wam idzie?

– Idzie... Co? Komu?

– No, tobie i Remusowi.

– Dobrze się dogadujemy i... w sumie tyle – posłała jej niepewny uśmiech.

– To wspaniale – odrzekła szczęśliwa Molly.

Nimfadora podziękowała za przekąskę i udała się na górę, do swojego pokoju. Próbowała znaleźć swój szkicownik, ale magicznym trafem zniknął.

– Tego szukasz? – zapytał głos, wydobywający się zza progu drzwi. Stał tam Remus z zeszytem w lewej ręce.

– Oddawaj – mruknęła cicho.

– Magiczne słowo? – droczył się z nią.

– Imperio? – zasugerowała i wyrwała mu szkicownik z ręki. Obdarowała go niewinnym uśmiechem i wpuściła do środka. Pokój był nienaturalnie czysty. Lupin nie przyzwyczaił się do takiego widoku. Rozsiadł się na fioletowym fotelu, a Tonks położyła się na łóżku. Rysowała, a on się na nią patrzył nieodgadnionym wzrokiem.

– Coś się stało? – zapytała nagle, siadając.

– Nie, tylko po prostu nigdy nie widziałem cię w takich włosach – odrzekł. Były one rzeczywiście inne. Zwykły róż zastąpił piękny granat.

– I po to się tak na mnie gapisz? Jak chcesz mnie zobaczyć w jeszcze innych to powiedz – powiedziała wyraźnie rozbawiona.

– Nie, nie trzeba – odpowiedział. Uważał, że ten kolor idealnie do niej pasuje. Chciał na nią jeszcze popatrzeć, ale ona odwróciła się. Rozglądał się po pokoju, a Nimfadora zauważyła to.

– Co? Zdziwiony? – zażartowała.

– No może trochę – odparł i podrapał się po głowie, a ona się tylko zaśmiała. Czas mijał im na rozmowie. Rozmawiali długo, a później rozeszli się do pokojów w których po chwili zasnęli. Następnego dnia obudził ich krzyk:

– Schodźcie! Szybko!

Zerwali się z miejsca i pobiegli na dół. Dora – jak zwykle – przewróciła stojak na parasole, ale już go nie poprawiała. Wtedy odezwał się Kingsley:

– Zebranie, problemy w Ministerstwie.

– No, co jest? – zapytała Tonks.

– Knot coś kręci.

– Nic nowego – włączył się do rozmowy Moody.

– Niby nic nowego, ale jednak. Zobaczcie „Proroka" – powiedział i zrezygnowany podał im gazetę.

Na okładce widniała twarz ropuchowatej kobiety, ubranej w różowy sweter. Podpis pod spodem głosił:

MINISTERSTWO CHCE ZREFORMOWAĆ SYSTEM EDUKACJI. DOLORES UMBRIDGE PIERWSZYMW HISTORI „WIELKIM INKWIZYTOREM".

– Ale, to znaczy?

– Patrz niżej.

– Chwila... CZY TO ZNACZY, ŻE ONA MOŻE ROBIĆ TO CO DUMBLEDORE? – krzyknęła Tonks.

Wtedy pojawiła się McGonagall.

– Ja tylko na chwilkę – powiedziała. – Widzę, że już dostaliście „Proroka".

– To jest jakaś tragedia – odparł Remus.

– Masz rację... Powiem wam jedno. Nikt jej nie lubi, no chyba że Filch, więc nauczyciele nie zamierzają jej nic ułatwiać – powiedziała i puściła im oczko.

– Uuuu... Czyli będzie jakaś akcja? – ożywił się Syriusz.

– Można tak powiedzieć – odrzekła i teleportowała się z powrotem do Hogwartu.

– Dobra, coś czuję, że z tej Umbridge wyjdą same kłopoty – powiedziała Tonks.

– Możemy uznać, że to już koniec zebrania – odparł Moody.

Wszyscy się rozeszli. Został tylko Syriusz i Lupin.

– Jak u ciebie? – zapytał Black.

– Po staremu...A u ciebie?

– Tak jak widzisz...

Pogrążyli się we własnych myślach. Remus usnął, a Syriusz poszedł nakarmić Hardodzioba. Obudziło go szturchanie w ramie. Ziewnął i otworzył oczy. Stała przed nim Molly.

– Ty w ogóle spałeś w nocy?

– Tak, a co?

– Wiesz, nie często trzeba kogoś budzić przez pięć minut.

– Przepraszam, Molly.

– O cześć, wstałeś! – zawołała Tonks wchodząc do pomieszczenia. – Idziemy do Trzech Mioteł.

– Co? – odpowiedział jeszcze lekko nieprzytomny mężczyzna.

– Nie mówi się co, tylko słucham – zażartowała Nimfadora. – Podnoś się, idziemy. Molly, ty też?

– Chętnie. Czekaj, wezmę jeszcze Teda – odparła pani Weasley i poszła zawołać ojca Tonks.

– Co to ma być? – zapytał Remus.

–A, tak jakoś. Po prostu nie chce mi się tu siedzieć, a nie mamy dziś patrolu.

Po chwili stali już pod lokalem. Weszli i zajęli sobie stolik. Złożyli zamówienie i zaczęli rozmowę. Po czasie zauważyli jakieś ogromne plecy.

– Się masz, Hagrid! – krzyknęła Tonks.

– Witaj Tonks, Molly, Remus i...?

– Hej, jestem Ted – powiedział starszy mężczyzna, wstał i podał mu rękę. Hagrid mało mu jej nie zmiażdżył.

Dora zobaczyła kogoś za oknem. Przypatrzyła się i okazało się, że był to Harry, Ron i Hermiona. Wzrok Hermiony i Tonks skrzyżował się. Nimfadora lekko pokręciła głową, a Hermiona chyba zrozumiała, bo gdy weszli do Trzech Mioteł, szepnęła coś do chłopaków i udawali, że nikogo nie zauważyli. Hagrid pożegnał się i poszedł do dzieciaków.

– To był zły pomysł, żeby przychodzić tu dzisiaj – powiedział Lupin.

– Zgadzam się. Wracajmy – odrzekła Tonks. Zapłacili i wszyscy wrócili na Grimmauld Place.

...

UWAGA, UWAGA wiem, że tutaj czas, miejsce, sposób, kolejność różni się bardzo od tej w kanonie, ale to jest ff.
*Kocham tą piosenkę ^v^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro