Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Zaledwie pół roczny stworek siedział zamknięty w klatce. Na jego pysku znajdował się kaganiec. Stworek był jeszcze malutki. Trząsł się ze starchu, a kiedy przyszły złe dwunożne istoty, które mówiły do siebie ludzie lub człowiek, stworek skulił się i wycofał w kąt klatki.
  Ręka jednego z ludzi sięgnęła do środka i wyciągnęła go. Trzymany za kark, został przeniesiony do jakiegoś pomieszczenia w którym znajdowała się dziwna rzecz do biegania. Stworek nie znał nazwy tej rzeczy, ale wiedział do czego służy. Będzie musiał dużo biegać...
  Człowiek trzymający go, założył mu dziwne coś na szyję, co zwykle zakładali mu kiedy robili różne rzeczy. Ludzie mówili na to obroża. Dodatkowo do tego czegoś został przyczepiony sznurek i został przywiązany do rzeczy do biegania.
  Ludzie włączyli rzecz, a stworek zaczął biec. Dwunożne stworzenia przyspieszały rzecz bardziej, aż do momentu, kiedy Echo nie mógł już szybciej biec. Po tym jak upadł jeden z ludzi wyłączył rzecz, a inny zapisał coś w jakimś zeszycie.
  Mały stworek myślał że to już koniec, że zaniosą go z powrotem do klatki, ale pomylił się i to bardzo. Ludzie zabrali go i ruszyli w zupełnie innym, nieznanym mu kierunku. Przytwierdzili go do jakiejś płaskiej, twardej i zimnej powierzchni. Malec przestraszony zaczął się lekko wyrywać. Jeden z ludzi wziął dużą obroże i do niego podszedł. Założył mu ją, a inni odpieli go i zabrali w jeszcze inne miejsce.
  Otworzyli drzwi i wyszli gdzieś. Stworek nie znał tego miejsca, nigdy tu nie był, nigdy nie był dalej niż miejsca gdzie robili różne mu rzeczy.
-Dobra, postawcie go i zobaczymy jak da sobie radę w terenie. To już ostatni eksperyment, potem można będzie go im dostarczyć - malec usłyszał głos jednego z ludzi.
  Człowiek który go trzymał postawił go na ziemi, a maluch czując się pierwszy raz wolny, popędził przed siebie, parę razy wywracając się. Nie patrzył za siebie, po prostu biegł przed siebie.
  Po jakimś czasie zatrzymał się widząc dziwne zielone coś znajdujące się na podłodze, nie wiedział że to trawa. Zaczął ją wąchać. Chciałby spróbować jej, ale z racji tego że na pysku dalej miał kaganiec, nie mógł.
  W pewnym momencie usłyszał jak pod czymś łamią się gałęzie. Przestraszony ruszył biegiem przed siebie podkulając ogon. Po paru minutach takiego morderczego biegu zatrzymał się przerażony. Zobaczył bowiem, że przed nim znajduje się dziwna ściana. Była bardzo cienka, miła wiele dziur, przez które nie mógł się przecisnąć i była bardzo bardzo wysoka. Malec trafił na metalowy płot, ale o tym nie wiedział. Spróbował rozerwać metal pazurkami, nie udało mu się. Po kilku minutach zaczął kopać dziurę pod siatką. Kiedy dziura była wystarczająco głęboka, malec wszedł do niej i zaczął się przeciskać. Kiedy się przecisnął kark zaczął go strasznie boleć. Z jego pyszczka wydobyły się skomlnięcia. Zaczął nierówną walkę z obrożą na szyi. Po paru sekundach zaskoczeniem było to, że malcowi udało się zdjąć powód jego bólu. Teraz został już kaganiec...
  Maluch ruszył biegiem przed siebie. Nie chciał zostać złapany, nie chciał znowu zostać tam zamknięty, nie chciał żeby znowu robili na nim różne rzeczy. Po parunastu minutach od ucieczki wbiegł do lasu. Zaczął się rozglądać, a kiedy usłyszał za sobą warczenie odwrócił się kuląc. Zobaczył przed sobą dziwne szare stworzenia na czterech łapach, z długimi pyskiamu podobnymi do jego, z dużymi uszami, długimi, ale trochę krótszymi od jego, ogonami. Ich sierść była bardzo puszysta. Tych stworzeń było na oko z piętnaście, może szesnaście. Miały przewagę i liczebną i siłową, nad małym i słabym stworzeniem. Malec przerażony cofnął się. Kiedy jedno ze stworzeń miało skoczyć na niego inne szybko stanęło nad nim warcząc.
-Thaira! Co ty wyprawiasz!? - zawarczało stworzenie które chciało zaatakować stworzeniem.
-Ding! Nie widzisz że ten maluszek jest przerażony!? - odsłoniło zęby stworzenie nazwane Thairą, które go obroniło.
-Głupia wadero! To nie jest wilk! Jest intruzem! I cuchnie człowiekiem! - machnął ogonem Ding.
-No i co z tego? Arlo mówił że mamy pomagać KAŻDEMU potrzebującemu! - Thaira podkreśliła słowo każdemu - Nawet wilkowi z innej watahy i jeśli pachnie człowiekiem! Więc ten malec dostanie pomoc i koniec kropka! - mówiąc to wzięła malca w pysk i ruszyła w tylko jej znanym kierunku.
  Thaira była białą wilczycą z pięknymi fiołkowymi oczami, jedną z piękniejszych w watasze.
-Nie martw się maluszku, zaraz będziesz bezpieczny - powiedziała - I zaraz się tym co masz na pyszczku zajmiemy...
  Po kilkunastu minutach dotarli do dziwnego miejsca gdzie było jeszcze więcej stworzeń podobnych do Thairii. Wadera ruszyła w kierunku wielkiego drzewa, a dokładniej do nory pod nim, nory alf. Weszła do środka i spojrzała na sporego brązowego basiora z zielonymi oczami.
-Witaj Thairo, co to za mała istotka? - powiedział patrząc na stworzonko.
-Witaj Arlo - skinęła lekko łbem - Ding i jego patrol znaleźli go i chcieli zabić - mówiąc to położyła malca na ziemi.
  Stworek popatrzył na dużego wilka i schował pod waderą która go ocaliła.
-Maluchu, nie musisz się mnie bać - powiedział łagodnie wilk nazwany Arlem - Jak się nazywasz?
-M-mówili n-na mnie E34B... - powiedział malec z trudem przez kaganiec.
-Kto taki mówił? - zapytał zaskoczony alfa.
-D-dwunożne istoty... - mały skulił się na myśl o ludziach.
-To dlatego było czuć od ciebie ludzi? - zapytała wilczyca, a stworzonko kiwnęło łebkiem - Alfo... Nie możemy go zostawić... Nie da sobie rady...
-Wiem... Zostanie w watasze... A teraz, niech ktoś mu to zdejmie... - powiedział patrząc na kaganiec - I nazwij go jakoś, Thairo...
  Thaira wyszła z nory z malcem w pysku i ruszyła do głównej jaskini. Kiedy tam dotarła, jeden z wilków ściągnął stworkowi kaganiec.
-Teraz trzeba cię jakiś nazwać... Hmmm... Co powiesz na Eron? - malec pokręcił łebkiem - To może Shino? - znowu pokręcił - Esko? Echo? - na Echo malec zamerdał ogonkiem - Więc postanowione - wilczyca uśmiechnęła się - Echo, witaj w watasze Wschodu. Od teraz to twój nowy dom. A ja zostanę twoją zastępczą mamą, jeśli tylko chcesz - zamerdała ogonem.
  Echo pierwszy raz poczuł się dobrze. Zamerdał ogonkiem i wtulił się w bok Thairi, kiedy ta się położyła. Pierwszy raz czuł się kochany, bezpieczny. Pierwszy raz czuł się szczęśliwy. Na jego mały pyszczek wykradł się uśmiech, którego jeszcze nigdy na nim nie było.
  Malec wtulił się bardziej w bok opiekunki zasypiając, szczęśliwy że w końcu jest w miejscu gdzie nikt nie będzie go krzywdzić.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc, to moja kolejna książka.
Będzie o życiu mojego ocka, Echa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro