- Zaraz, TRZY DNI...?!? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Proszę zachować spokój, to złe dla twojego stanu. Tak, przez te trzy dni byłaś uśpiona i przeszłaś kilka zabiegów. Na szczęście bardzo szybko dochodzisz do siebie. Niezwykle szybko... Możliwe że za kilka dni zostaniesz wypisana do domu.
- Oh...
- A na razie zostawię cię z rodziną i twoimi znajomymi... Martwili się o ciebie.
- No dobrze...
- Jak się czujesz, skarbie? - spytała mama, kiedy lekarz wyszedł.
- Wszystko mnie boli... Ale mogło być gorzej - uśmiechnęłam się lekko, nadal nieco skołowana.
- Serio! My się bałyśmy, że nie dojdziesz do siebie! - krzyknęła Andzia. - Na chwilę przed przyjazdem karetki ocknęłaś się na moment, a potem znowu straciłaś przytomność...!
- Ta... To chyba pamiętam...
- Naprawdę...! Dobrze że nic ci nie jest... - dodała Oliwka. - Ja... nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś...
- Spokojnie... Chyba nie tak łatwo mnie zabić - zaśmiałam się.
- Nie wątpię... Tak przy okazji... - zaczął Peter. - Chyba któryś z lekarzy się w tobie podkochuje.
- Sekundę, co? - zdziwiła mnie zmiana tematu.
- Nikt inny nie wchodził do ciebie, a na twojej szafce leży to - podniósł przedmiot i pokazał mi go, a ja momentalnie zamilkłam; byłam w szoku.
Niebiesko-czarna róża.
CO DO CHOLERY?!? Przecież... on sam mówił, że jego tak naprawdę tu nie było...! To było tylko w mojej głowie... Więc jakim cudem...?
- Endera? Co się dzieje? - nagle usłyszałam głos Pati.
- Ja... uh... to... um... - nie wiedziałam, jak odpowiedzieć.
- Co się dzieje, skarbie? - moja mama popatrzyła na mnie. - Jesteś blada... Źle się czujesz?
- Nie, ja... to niemożliwe... - szepnęłam.
- Co jest niemożliwe? - zainteresowała się Andzia.
. . .
*
Opowiedziałam im wszystko.
Opowiedziałam im o tym, co widziałam na studniówce.
Opowiedziałam im o Obsidian.
I opowiedziałam im o demonie, który mnie ostrzegł i zostawił ten kwiat.
- O mój... - mama położyła swoją dłoń na jej piersi. - To... Nie wiem, co powiedzieć...!
- Serio... Masakra! - dodała Pati. - Jeśli to prawda... Masz przerąbane!
- Wiem... - odparłam. - Ona na mnie poluje. I nie przestanie, dopóki nie osiągnie swojego celu... A jeśli tu zostanę, będzie was krzywdzić. Muszę odejść, i to szybko.
- Ale... zostaniesz sama! - zauważył Peter.
- Nie zostanie - zwróciła mu uwagę Oliwka. - Będziemy jej pomagać. Też mamy zdolności, a ona jest naszą przyjaciółką. Jeśli kiedykolwiek będzie potrzebowała pomocy... przyjdziemy.
- Właśnie! - uśmiechnęła się Patka. - Nie pozwolimy żadnej durnej demonicy jej skrzywdzić! Um, sory za słownictwo.
- Dokładnie! Niech no tylko spróbuje, to odgryzę jej łeb!
Wszyscy popatrzyliśmy na Andzię.
- Andzia, WTF?!?
- Heh... poniosło mnie.
Zaczęłam się śmiać. Obraz, który zobaczyłam w mojej głowie, był tak durnowaty, że aż popłakałam się ze śmiechu.
- Faktycznie... Chyba nie masz się o co martwić, Endera - moja mama też zaczęła się śmiać.
- Ta... Dam sobie radę. Nie ważne, że będę tam sama. Zawsze będzie ktoś, kto będzie mi pomagać. I tylko to się liczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro