Rozdział 12: Ciemność

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Matko, już nie czuję się tak pewnie - powiedział blondyn, gdy stanęliśmy na podłodze w środku placówki. - Za chwilę będę tego żałować.

- Sam podjąłeś tą decyzję, tak?

- No tak, Bijuu, ale... No fakt, muszę się z tym pogodzić.

Rozejrzałam się. Ta miejscówka była ciemna i nieprzyjemna. Dosłownie czułam na skórze wszystko, co nas mogło tam spotkać.

- Nie martw się... - uspokoił mnie Jay. - Jakoś sobie poradzimy.

- To prawda. Proponuję nie rozstawać się - jeśli zostaniecie wszyscy razem, macie 41% szans na przeżycie - powiedziała nam OS120.

- To... więcej niż się spodziewałem - przyznał Jack.

- Ale i tak niefajnie - dodał Mark. - No dobra, to gdzie idziemy?

- Nie wiem... - powiedział Alter. - Chciałbym coś poradzić, ale...

- Oh, proszę o wybaczenie... Przebywając w laboratorium w Undertale miałam aktywny skrypt zagłuszający, który może blokować czyjeś zdolności telepatyczne... Mogło to wpłynąć również na ciebie. Mam je wyłączyć?

- Nie, może się przydać - spróbuję to obejść po swojemu... AUTORKA!!!

*CO?!?*

- JAK TO CO?! Możesz to jakoś naprawić?

- Serio nas słyszy czy tylko sobie żartują wszyscy? - mruknęłam.

*Słyszę, słyszę... Dobra, sekundę... I... już.*

- Ja pierdolę! - Alter chwycił się za głowę i na moment jego oczy zamrugały niebieskim światłem. - Dlaczego każda modyfikacja kodu musi być tak bolesna?

*Sory... Chyba po prostu jestem zwyrolką*

- Czyli lubisz patrzeć, jak ludzie cierpią... To wszystko tłumaczy.

*¯\_(⌐■_■)_/¯*

- Dobra, wracając... - Alter zaczął się koncentrować na otoczeniu. - Okej... W pobliżu niczego nie ma... Dalej widzę jakieś dziwne istoty... To są te SCP?

- Być może... Jak wyglądają? - zapytał Mark.

- Cóż... Jeden cały w czarnym, z jakąś maską wyglądającą jak dziób... tego kojarzę. To był chyba SCP-049. Dalej... jakiś misiek?

- O, ten skurczybyk... - mruknął Eleven. - A dalej?

- Jakieś drzewo... I na tym się kończy moje pole widzenia.

- Drzewo? O nie, to TO drzewo... ERKAEEEES!!!

- A tobie co? - spytałam, patrząc na niego.

- "KRONIKI" MI SIĘ PRZYPOMNIAŁY! I to cholerne drzewo do klonowania!

- A, bo w fabule się sklonowałeś i mieliśmy czarnego Elka? - zaśmiał się Bijuu. - Daj spokój, Darek był całkiem spoko...

- Był spoko, ale umarł po dwóch tygodniach!

Oh. Okej.

- Proponuję nie zbliżać się do niego, aby uniknąć potencjalnych problemów.

- Dzięki, OS120. WCALE nie mieliśmy takiego pomysłu - powiedział Jay.

OS120 popatrzyła na niego.

- Daruj sobie ten sarkazm, Robercie Perez, w przeciwnym wypadku możesz poczuć pocisk przewiercający twoją czaszkę.

- AŁĆ. Wyobraziłem to sobie! - Jack aż się skrzywił. - UUUGH!

- Ej, dobra, dość tego - przerwał nam Mark. - Powinniśmy się rozejrzeć i jak najszybciej spadać. Jeszcze coś nas tu znajdzie.

- Dokładnie to samo miałem zamiar powiedzieć - Alter zaczął się rozglądać. - Coś się zbliża w naszą stronę. Nie wiem co, ale powinniśmy zjeżdżać. 

- Nie musisz mnie namawiać! - Eleven przebiegł przez jedne z drzwi, a my za nim.

*

- O ja w piernika! - Bijuu gwałtownie zahamował, przez co wpadliśmy na niego.

- Co? - wyjrzałam zza niego i zobaczyłam jakąś dziwaczną istotę. - CO TO JEST?!? JEST BRZYDKIE W HUJ!

- SCP-173! Cokolwiek zrobisz, nie odwracaj się od niego i staraj się nie mrugać! - Eleven wpatrywał się przerażony w to coś. - Jak to zrobisz, będzie się zbliżać, a tak to będzie nieruchomy...

- Ej, mamy problem... - usłyszałam głos Jay'a za sobą. - Chyba jesteśmy otoczeni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro