- Matko, już nie czuję się tak pewnie - powiedział blondyn, gdy stanęliśmy na podłodze w środku placówki. - Za chwilę będę tego żałować.
- Sam podjąłeś tą decyzję, tak?
- No tak, Bijuu, ale... No fakt, muszę się z tym pogodzić.
Rozejrzałam się. Ta miejscówka była ciemna i nieprzyjemna. Dosłownie czułam na skórze wszystko, co nas mogło tam spotkać.
- Nie martw się... - uspokoił mnie Jay. - Jakoś sobie poradzimy.
- To prawda. Proponuję nie rozstawać się - jeśli zostaniecie wszyscy razem, macie 41% szans na przeżycie - powiedziała nam OS120.
- To... więcej niż się spodziewałem - przyznał Jack.
- Ale i tak niefajnie - dodał Mark. - No dobra, to gdzie idziemy?
- Nie wiem... - powiedział Alter. - Chciałbym coś poradzić, ale...
- Oh, proszę o wybaczenie... Przebywając w laboratorium w Undertale miałam aktywny skrypt zagłuszający, który może blokować czyjeś zdolności telepatyczne... Mogło to wpłynąć również na ciebie. Mam je wyłączyć?
- Nie, może się przydać - spróbuję to obejść po swojemu... AUTORKA!!!
*CO?!?*
- JAK TO CO?! Możesz to jakoś naprawić?
- Serio nas słyszy czy tylko sobie żartują wszyscy? - mruknęłam.
*Słyszę, słyszę... Dobra, sekundę... I... już.*
- Ja pierdolę! - Alter chwycił się za głowę i na moment jego oczy zamrugały niebieskim światłem. - Dlaczego każda modyfikacja kodu musi być tak bolesna?
*Sory... Chyba po prostu jestem zwyrolką*
- Czyli lubisz patrzeć, jak ludzie cierpią... To wszystko tłumaczy.
*¯\_(⌐■_■)_/¯*
- Dobra, wracając... - Alter zaczął się koncentrować na otoczeniu. - Okej... W pobliżu niczego nie ma... Dalej widzę jakieś dziwne istoty... To są te SCP?
- Być może... Jak wyglądają? - zapytał Mark.
- Cóż... Jeden cały w czarnym, z jakąś maską wyglądającą jak dziób... tego kojarzę. To był chyba SCP-049. Dalej... jakiś misiek?
- O, ten skurczybyk... - mruknął Eleven. - A dalej?
- Jakieś drzewo... I na tym się kończy moje pole widzenia.
- Drzewo? O nie, to TO drzewo... ERKAEEEES!!!
- A tobie co? - spytałam, patrząc na niego.
- "KRONIKI" MI SIĘ PRZYPOMNIAŁY! I to cholerne drzewo do klonowania!
- A, bo w fabule się sklonowałeś i mieliśmy czarnego Elka? - zaśmiał się Bijuu. - Daj spokój, Darek był całkiem spoko...
- Był spoko, ale umarł po dwóch tygodniach!
Oh. Okej.
- Proponuję nie zbliżać się do niego, aby uniknąć potencjalnych problemów.
- Dzięki, OS120. WCALE nie mieliśmy takiego pomysłu - powiedział Jay.
OS120 popatrzyła na niego.
- Daruj sobie ten sarkazm, Robercie Perez, w przeciwnym wypadku możesz poczuć pocisk przewiercający twoją czaszkę.
- AŁĆ. Wyobraziłem to sobie! - Jack aż się skrzywił. - UUUGH!
- Ej, dobra, dość tego - przerwał nam Mark. - Powinniśmy się rozejrzeć i jak najszybciej spadać. Jeszcze coś nas tu znajdzie.
- Dokładnie to samo miałem zamiar powiedzieć - Alter zaczął się rozglądać. - Coś się zbliża w naszą stronę. Nie wiem co, ale powinniśmy zjeżdżać.
- Nie musisz mnie namawiać! - Eleven przebiegł przez jedne z drzwi, a my za nim.
*
- O ja w piernika! - Bijuu gwałtownie zahamował, przez co wpadliśmy na niego.
- Co? - wyjrzałam zza niego i zobaczyłam jakąś dziwaczną istotę. - CO TO JEST?!? JEST BRZYDKIE W HUJ!
- SCP-173! Cokolwiek zrobisz, nie odwracaj się od niego i staraj się nie mrugać! - Eleven wpatrywał się przerażony w to coś. - Jak to zrobisz, będzie się zbliżać, a tak to będzie nieruchomy...
- Ej, mamy problem... - usłyszałam głos Jay'a za sobą. - Chyba jesteśmy otoczeni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro