15. Beznadziejny pomysł

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Harry

Wraz ze zbliżającymi się świętami, Louis stał się jeszcze bardziej nieznośny. Wszędzie go było pełno. Uparł się, że zaplanuje tegoroczne święta, więc godzinami przesiadywał w moim biurze, korzystając z komputera. Szukał przepisów na potrawy, czy oglądał dekoracje. Przez niego nie miałem gdzie uzupełnić dokumenty, gdyż zagracił całe moje biurko zadrukowanymi kartkami ozdób i innych różności.

Niall był również podekscytowany co szatyn. Podchodzili do tego zbyt entuzjastycznie. Jeszcze wczoraj wieczorem słyszałem ich rozmowę, co do kupna najpiękniejszej choinki. Jeszcze czego! Po co mi jakieś drzewo w domu? I to żywe na dodatek, więc wszędzie będą te cholerne igły! Przez lata unikałem wyprawiania tego święta. Wraz z Horanem szliśmy do jakiegoś baru czy restauracji na obiad, to wszystko. Po co tyle zachodu? Ważne, że blondyn się najadł, a wszystko inne było nieważne.

Rozsiadłem się teraz w salonie, przy małym stoliczku, co było bardzo niewygodne, ale gdzieś musiałem rozłożyć papiery. Stół w jadalni był zagracony, a w kuchni pełno było mąki i różnych składników. Do świąt było jeszcze trochę czasu, może niecały tydzień.

Gdy kończyłem część roboty papierkowej, usłyszałem śmiechy dochodzące ze schodów. Po chwili pojawili się chłopcy. Szatyn z uśmiechem wdrapał się na moje kolana, przez co oddzielił mnie od dokumentów. Teraz musiałem objąć go w pasie i pocałować, na to w końcu liczył.

- Chcielibyśmy z Niallem pojechać po choinkę - powiedział szatyn. - Chciałbyś się z nami wybrać?

- Mam jeszcze sporo pracy, muszę załatwić parę spraw na mieście - westchnąłem, udając zwiedzionego. - Gdyby nie to, chętnie bym się wybrał...

- W porządku - odezwał się Horan. - Więc pojedziemy sami, żaden problem. Daj nam tylko pełny portfel, a wrócimy tu z najpiękniejszym świątecznym drzewkiem i masą prezentów!

Spojrzałem karcąco na blondyna. Czy on do reszty zgłupiał? Tomlinson w ogóle nie powinien pokazywać się na mieście. Przecież ludzie Malika mogli go szukać. Wystarczyło, że Liam nas widział. Do dzisiaj zastanawiam się, dlaczego nie rzucił się na pomoc szatynowi. Dziwiło mnie jego opanowanie. Stwierdził również, że to nie jego sprawa, że nie obchodzi go Louis.

- Lou? - zwróciłem na siebie jego uwagę.  - Pójdź do naszej sypialni i weź portfel, tam są karty kredytowe. Tylko nie wydajcie za dużo.

- Wiedziałem, że nie będziesz miał nic przeciwko!  - zawołał i pocałował mnie, zeskakując z moich kolan.

Po chwili słyszałem kroki na schodach. Wiedziałem, że chciał się również przebrać w normalny strój, gdyż od rana był zbyt zajęty, aby przebrać się ze stroju, w którym śpi.

- Możesz mi powiedzieć co właściwie wymyśliłeś? - zapytałem, starając trzymać nerwy na wodzy.

- No co? - blondyn wzruszył ramionami i usiadł na stoliku, wcześniej przesuwając dokumenty.

Mierzyliśmy się chwilę spojrzeniem, aż w końcu Horan wbił wzrok w podłogę.

- Myślisz, że to zły pomysł? - westchnął, bawiąc się palcami.

- Beznadziejny pomysł - odparłem.

- Ale Louis... On tak się cieszył, gdy opowiadał o ubieraniu choinki, o wieszaniu kolorowych zawieszek, wspólnym gotowaniu i... sam byś mu uległ, Harry - spojrzał na mnie przez chwilę. - Wiesz, jaki on potrafi być, kiedy mu na czymś zależy.

- Tak, ale... - przerwałem na chwilę, by zarazkontynuować. - W porządku... ale uważaj na niego, dobrze? Pilnuj go i nie zgub. Idziecie tylko po to cholerne drzewo i wracacie, dobrze?

- Jasna sprawa! - zawołał zadowolony. - Niedługo jesteśmy!

Niall zerwał się z miejsca i ruszył biegiem do swojego pokoju. Sam  pozbierałem kartki i włożyłem do teczek. Odłożyłem to wszystko w bezpiecznym miejscu w biurze i ruszyłem do sypialni. Tam zastałem szatyna, który męczył się z zakładaniem fioletowego sweterka. Zaśmiałem się na ten widok, gdyż materiał mu się podwinął i uwięził rękę w dziwnej pozie. Pokręciłem głową rozbawiony i podszedłem do niego, by mu pomóc.

- Dziękuję - westchnął, poprawiając jeszcze rękawy. - Głupi sweter... To ja już idę, aby Niall na mnie nie czekał, wziąłem portfel i...

- Bawcie się dobrze - powiedziałem. - Jak będziecie wracać, to możecie zajść do piekarni po pyszne rogaliki z marmoladą, Niall na pewno na to przystanie.

- W porządku - uśmiechnął się szeroko. - Na pewno nie chcesz z nami jechać?

- Pojadę drugim samochodem, bo mam parę spraw na mieście. Wrócę późnym wieczorem - zapewniłem. - Lou?

- Tak? - odwrócił się, stojąc w progu.

- Uważaj na siebie i pilnuj się Horana - powiedziałem.

- Nie jestem małym dzieckiem - przewrócił oczami, ale w końcu przytaknął, zbiegając po schodach.

Zaczekałem aż odjadą. Zszedłem do piwnicy, gdzie czekali na mnie moi ludzie.  Dziś mieliśmy zgarnąć sporo towaru. Jeśli Gorge się nie mylił, będziemy szybsi od ludzi Malika. To będzie idealny prezent świąteczny. Zarobimy sporo kasy na tym towarze. Dawno nie brałem udziału w tego typu akcjach. Przez to, że robiłem za niańkę Louisa, ograniczałem się do małych wypadów w celu ściągnięcia długów czy zaszantażowania okolicznych opryszków. Pozostałą robotę zlecałem chłopcom.

Po omówieniu dokładnego planu, udaliśmy się na miejsce zrzutu. Miałem przy sobie broń palną, jak i również nóż. Nigdy nie wiadomo, co się przyda. Tak jak myślałem, ubiegliśmy sługusów Malika. Przybyli chwilę po nas. Rozpętała się strzelanina, w wyniku czego życie stracił jeden z ludzi Zayna, a kilku zostało rannych.  On zawsze rekrutował niedoświadczonych gówniarzy, którzy uważali, że życie to gra komputerowa i wystarczy pociągać tylko za spust. Ja stawiałem na najlepszych. Wolałem mieć małą grupę zaufanych ludzi, niż stado półgłówków, którychm można przekupić odrobiną kasy. Od nas jedynie Troy oberwał w rękę, lecz nie było to nic groźnego. Wiedziałem, że za kilka minut Zayn dostanie wiadomość o straconym towarze. Bardzo się z tego cieszyłem.

Gdy załatwiłem sprawę z towarem, zabrałem się za długi. Kilku moich ludzi już pukało do drzwi różnym bankowcom czy właścicielom małych sklepików, którzy się u nas zadłużyli. Sam również wziąłem się do roboty. Przy jednym naszym kliencie nie obyło się bez połamania mu kończyny, by zgodził się oddać, co do mnie należy. Nie obchodziło mnie, że nie będzie miał kasy na prezenty dla dzieci czy wnuków. I tak nie oddał tego w terminie.

Wróciłem do domu późną nocą. Nie wiedziałem, że tak długo mi to wszystko zajmie. Byłem zmęczony długą jazdą, gdyż musiałem zahaczyć o dwa inne miasta, oddalone kilkadziesiąt kilometrów od siebie. Przynajmniej byłem spokojny, o sprawy swojego gangu, który nieco zaniedbałem przez sprawę z Tomlinsonem.

Zaparkowałem samochód, dostrzegając, że Horan już wrócił. Wszedłem do domu, marząc jedynie o kąpieli i śnie. Jednak mogłem o tym tylko pomarzyć. Już na wstępie spotkałem się z głośną muzyką, a dokładniej świątecznymi piosenkami. W salonie był istny chaos. Na środku, niedaleko kominka stała choinka, jeszcze nieubrana. Wokół rozłożone były pudła z ozdobami. Ja w ogóle je miałem? Wyglądały na stare, w dodatku pokrywał je kurz.

- Harry! - usłyszałem wesoły głosik i po chwili coś do mnie się przyczepiło.

Spojrzałem na szatyna, który uśmiechał się  szeroko i całował w policzek. Przytuliłem go do siebie i wymruczałem ciche przywitanie.

- Nie pozwoliłem mu, abyśmy ubrali drzewko bez ciebie - powiedział, wskazując oskarżycielsko na blondyna.

- To... miłe - powiedziałem. - Ale może zrobimy to jutro? Jestem okropnie zmęczony...

Naprawdę nie miałem ochoty na tego typu zabawy. Pragnąłem łóżka i miękkiej poduszki. Już nawet darowałem sobie prysznic, chciałem spać.

- Jest już po północy - dodał Niall.

- W porządku - zgodził się Louis. - Drzewko zaczeka, naprawdę wyglądasz na zmęczonego. Przygotować ci kąpiel?

- Chciałbym udać się prosto do łóżka - przyznałem.

Skinął głową i ruszył ze mną do sypialni, mówiąc krótkie dobranoc do Nialla. Pomógł mi się rozebrać i po chwili leżeliśmy razem w łóżku. Tego było mi trzeba.

Następnego dnia, z samego rana zostałem zaciągnięty do salonu, by pomóc w ubieraniu choinki. Obserwowałem to jak szatyn wraz z blondynem świetnie się bawili przy tym. Sam nie potrafiłem się nie uśmiechnąć. Zawiesiłem kilka bombek, by nie marudzili, że nie pomagam. Nawet nie dostrzegłem, że w którymś momencie Louis się od nas odłączył. Spojrzałem w kierunku kanapy, gdzie stał chłopak. W ręku trzymał złotą gwiazdę i wpatrywał się w nią intensywnie, nieświadomie przygryzając dolną wargę.

Podszedłem do niego, a on drgnął wystraszony. Spojrzał na mnie, dopiero po chwili się uśmiechając.

- Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek ubierał choinkę - przyznał. - To taka świetna zabawa.

- Nic sobie nie przypominasz? Ani trochę?

Chłopak spojrzał na mnie szybko, kręcąc energicznie głową. Dał krok w stronę choinki.

- Nie, Harry - odparł. - Powiesisz gwiazdę?

Nie czekając na moją odpowiedź, podszedł do Nialla. Ruszyłem za nim. Zamiast wziąć od niego przedmiot, złapałem szatyna za biodra i podsadziłem. Czułem, jak z początku się spiął, lecz po chwili wsadził gwiazdę na czubek i uśmiechnął się.

♠♠♠♠♠♠♠

Witajcie!

Łapcie jeden z dłuższych rozdziałów :D

Miłej niedzieli! ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro