19. Nie chcę być sam

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis

Zamknąłem mocno oczy, czekając na ból, a potem śmierć. Przygryzłem dolną wargę aż do krwi i zacisnąłem dłonie w pięść. Za wszelką cenę starałem się nie wybuchnąć płaczem, ani by nie zacząć go błagać. Aż tak upokorzyć się nie chciałem. Miałem choć resztki godności. Skoro to miały być moje ostatnie sekundy życia, powinienem zachować się dojrzale. Ale jak ktoś mógłby być spokojny, skoro mierzyli do niego z broni?!

Usłyszałem huk, aż drgnąłem wystraszony. Zacząłem okropnie się trząść. Nawet nie zarejestrowałem momentu, kiedy mocniej zacisnąłem powieki. Teraz ostrożnie je uchyliłem i zauważyłem, że nadal tu jestem, nadal żyję. Harry stał blisko mnie, lecz pistolet mierzył w ścianę. Zielonooki nie odwracał głowy, patrzył w bok, nie na mnie. Nastąpiła długa cisza. Podczas niej udało mi się podnieść na drżące nogi i zacząłem kierować się do drzwi. Styles za mną nie ruszył. Nawet nie miałem siły, by biec. Po prostu szybko szedłem, chcąc jak najszybciej uciec z tego miejsca.

Wędrówka po schodach strasznie mnie męczyła, ale nie mogłem się zatrzymywać. Na korytarzu wpadłem na Nialla. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Chciał coś powiedzieć, ale wyminąłem go. Zdążyłem złapać w rękę jedynie swoje tenisówki. Nie chciałem wyjść na śnieg bosymi stopami. W pośpiechu wsunąłem w nie stopy i ruszyłem w stronę ulicy zaraz po opuszczeniu domu.

Na zewnątrz prószył śnieg. Wszędzie było biało i zimno. Krótki rękawek nie zatrzymywał ani trochę ciepła. Musiałem dotrzeć do Zayna. Styles na pewno kłamał, Malikowi na mnie zależy, przecież byłem jego chłopakiem. Wiem, że przez te kilka dni nie byłem co do niego w porządku. Na początku faktycznie nic nie pamiętałem, ale w ostatnich dniach miewałem przebłyski pamięci. Byłem zdziwiony, że Harry się nie zorientował. Było mi z nim... dobrze, naprawdę. Traktował mnie jakbym był kimś ważnym, ciągle okazywał czułości i we wszystkim był delikatny, liczył się z moim zdaniem. U Zayna czegoś takiego nie miałem. Zacząłem się zastanawiać nad tym, że mógłbym tu zostać już na zawsze. Ale Harry tylko grał, to wszystko było sztuczne.

Gdy dotarłem do domu, zaczynało się ściemniać. Byłem przemarźnięty i chciałem znaleźć się w  ciepłym łóżku przy boku Zayna. Po drodze napotkałem jego ludzi, którzy posyłali mi dziwne spojrzenia, lecz nie zatrzymywali mnie. Wiedzieli kim jestem. Drzwi nie były zamknięte, więc wszedłem do środka. Miałem nadzieję, że Zayn ucieszy się na mój widok, nie było mnie przecież kilka tygodni.

Sprawdziłem parter, ale nigdzie nie było mężczyzny. Dopiero usłyszałem głosy w sypialni. Czyżby mulat jeszcze nie  spał? To do niego podobne. Wszedłem po schodach i ruszyłem pod odpowiednie drzwi. Zanim wszedłem, zajrzałem do środka. Widziałem Zayna i... Liama. Szybko się wycofałem, aby mnie nie zauważyli. Nie mogłem uwierzyć, że Zayn mi to zrobił. Przecież zapewniał, że mnie kocha. Więc dlaczego teraz pieprzy się z Paynem ? Pokręciłem głową, czując, jak po moich policzkach spływają kolejne łzy. Odwróciłem się i szybko zbiegłem na dół. Wybiegłem z domu i już zupełnie nie przejmowałem się przemoczonymi butami i przeraźliwym chłodem.

Starałem się zrozumieć całą tę sytuację, jakoś logicznie wytłumaczyć, ale nic nie przychodziło mi na myśl. Tego nie dało się wytłumaczyć, po prostu stało się i nie mogłem na to wpłynąć. To wszystko moja wina, gdyby nie ta napaść, wszystko byłoby po staremu,  jak kiedyś.

Zawędrowałem na plac zabaw, gdzie przeważnie przesiadywałem z Zaynem. Usiadłem na huśtawce, wcześniej zgarniając warstwę napadanego śniegu. Nie miałem już gdzie iść, nie miałem domu, nie miałem nikogo.

Rozpamiętywałem tamtą scenę z sypialni jeszcze bardzo długo. Niebo zrobiło się całkiem ciemne, a z nosa ciekł mi katar. Teraz to było nieważne. Powinienem zacząć się przyzwyczajać, w końcu ulica stała się moim nowym domem. Może nie byłoby źle, gdyby było lato, ale w zimę będzie ciężko przetrwać.

Pobliskie lampy zaczęły się świecić, dzięki czemu choć trochę oświetliły otoczenie. Nie przepadałem za ciemnościami, chyba zostało mi tak od dzieciństwa. Ale teraz miałem już dwadzieścia cztery lata, nie byłem dzieciakiem. Zamknąłem oczy i zacząłem przeraźliwie kaszleć. Może jednak los bezdomnego nie będzie trwał długo.

- Tak myślałem, że tutaj cię znajdę - usłyszałem znajomy głos. - Nie zastałeś swojego kochasia w domu?

- Pieprzony Zayn - wymamrotałem, nawet na niego nie patrząc.

- Pokłóciliście się? - kontynuował. - A może nie ma dla ciebie czasu? Ciekawe co mu go zajmuje, skoro własny chłopak...

- Dosłownie jest pieprzony - zaśmiałem się, kręcąc głową na boki. - Wróciłeś, aby mnie zabić, Styles? Jednak się namyśliłeś?

Nie odpowiedział nic. Po prostu milczał. Ta cisza była uciążliwa. Już wolałbym, aby zaczął ze mnie kpić, to byłoby przynajmniej coś. Po raz kolejny dostałem napadu kaszlu. Skuliłem się jeszcze bardziej na huśtawce.

- Harry? - odezwałem się jako pierwszy, zwracają na siebie  uwagę. - Wiesz, że dziś są moje urodziny? Oczywiście, że nie, ale... mógłbym mieć do ciebie jedną prośbę?

- Louis...

- Mógłbyś mnie zabić? - zapytałem. - I nie żartuję, nie mam nikogo, rozumiesz? A ja nie chcę być sam i...

Poczułem jak coś ciepłego ląduje mi na ramionach. Był to płaszcz Harry'ego, pachniał nawet jego perfumami. Po moim ciele przeszły dreszcze, chyba nieźle zmarzłem.

- Nie chcę być sam i... - kontynuowałem.

- Wracajmy do domu, Lou.


♠♠♠♠♠♠

Witajcie!

Louis na razie żyje, cieszycie się? ^.^

Jesteście wspaniali z tymi komentarzami xx

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro