23. Nic do stracenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis

Harry skinął głową i podszedł do mojego łóżka. Niall powiedział, że przyjdzie później, więc wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi, by dać nam trochę prywatności. Zapewne zajrzy do lodówki w celu podjadania.  Zwykle to robił w stresujących momentach, jak ten na przykład.

- Powinieneś się napić - odezwał się Harry, podając mi tęczowy kubek.

Uśmiechnąłem się i przyjąłem od niego przedmiot, nie komentując. Napój był jeszcze ciepły. Starałem się powąchać i rozpoznać co to, ale katar mi to uniemożliwiał. Nie miałem węchu.

- To herbata z miodem - powiedział, posyłając mi niepewny uśmiech. - Uwielbiam taką.

- Dziękuję - odezwałem się, upijając pierwszy łyk.

Bardzo chciało mi się pić, a moje gardło wręcz drapało. Zastanawiałem się, czy rozmowa ma sens, czy może lepiej przełożyć ją na kiedy indziej. Ale nie powinienem tego przedłużać. Widać było, że zielonooki był zdenerwowany. Zupełnie nie przypominał siebie sprzed kilku dni. Gdy zamykał mnie w piwnicy wtedy się go bałem. Wyglądał groźnie i naprawdę był zdolny, aby zamordować mnie gołymi rękami. Teraz było zupełnie inaczej.

- Na pewno dobrze się czujesz? - zapytał z troską, przykładając chłodną dłoń do mojego rozgrzanego czoła. - Cholera... nadal masz gorączkę. Lekarz, znaczy Lucas przepisał ci leki, które musisz brać, a ja obiecuję, że tego dopilnuję. Nie boli cię gardło? Skoczę na szybko do kuchni po tabletki, chyba tam je zostawiłem.

- Nie, Harry, ja...

Zanim zdążyłem dokończyć, już go nie było. Zerwał się z fotela jak poparzony. Słyszałem jego ciężkie kroki na schodach, gdy po nich zbiegał. Nie minęła nawet minuta, gdy był z powrotem. Podał mi całe opakowanie, a ja nie mogłem się nie uśmiechnąć. Był taki troskliwy i kochany. Zajął z powrotem swoje miejsce.

Wziąłem jedną pastylkę na gardło, a resztę odłożyłem na bok. Spojrzałem w zielone tęczówki, które patrzyły w te moje z niepewnością.

- Zostaniesz, prawda? - zapytał, nie wytrzymując trwającej ciszy.

- Harry, ja...

- Wiem, Louis - przerwał  po raz kolejny. - Zachowałem się okrutnie wobec ciebie i tak, chciałem się tobą zabawić, ale później wszystko się zmieniło. Powoli zacząłem coś do ciebie czuć. Nie potrafiłem cię krzywdzić, a łzy na twojej twarzy raniły moje serce. Wiem, że brzmi to oklepanie i tak dalej, ale to prawda - kontynuował. - Zrobię wszystko, abyś tu został. Chciał zostać...

- Muszę do łazienki - dokończyłem swoją wypowiedź. - Nie wytrzymam dłużej, pomożesz mi tylko wstać?

- Co? - zmarszczył brwi, po chwili dopiero rozumiejąc sens moich słów. - Cholera! Pewnie, że tak, Lou!

Zerwał się na równe nogi  i wręcz mnie zaniósł do pomieszczenia obok. Nie mogłem nic poradzić, że miałem okropne zawroty głowy przez to długie leżenie i wszystko mi wirowało. To i tak cud, że trafiłem do sedesu, co to by było za upokorzenie...

- Czy już?  - zapytał kręconowłosy, odwracając się z powrotem przodem do mnie.

Spuściłem wodę i skinąłem głową. Nawet nie zorientowałem się, że cały czas był ze mną w środku, zamiast poczekać przed drzwiami. Umyłem ręce i pozwoliłem się podprowadzić z powrotem do łóżka, na które opadłem bez sił. Oparłem się o poduszki, na wpół leżąc. Harry dokładnie mnie przykrył grubym kocem, darując sobie kołdrę po tym, gdy zobaczył jak bardzo jestem zgrzany.

- Od razu lepiej - westchnąłem, poprawiając posklejane kosmyki karmelowych włosów wchodzące do oczu.

- Wiem, że mnie nienawidzisz - powiedział. - Ale daj mi jedną szansę, na pewno nie zawiodę! Będę najlepszym chłopakiem na świecie, obiecuję, że będę cię kochał całym sobą, już to nawet robię... Ten dom jest również twoim domem, a my twoją nową rodziną.

- To nie takie proste. Nie wiem, czy potrafię ci zaufać. Skąd mam wiedzieć, że znów się nie zawiodę? Ja nie dam rady dłużej, Harry...

- Lou...

- Mógłbym się jeszcze... zastanowić?

- Oczywiście - pokiwał energicznie głową. - Masz tyle czasu na zastanowienie się, ile ci potrzeba. Nie będę naciskał, naprawdę. Doskonale cię rozumiem i dziękuję, że od razu mnie nie skreśliłeś. Czy chciałbyś pobyć sam?

- Tak - powiedziałem.

- Będę na dole, jak coś - powiadomił od razu. - Przygotuję dla nas jakieś jedzenie, byś mógł potem dostać leki.

Po tych słowach wycofał się z pokoju. Uchylił nawet drzwi. Słyszałem jego kroki na schodach. Westchnąłem cicho i jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w drewnianą powłokę, za którą zniknął Styles.

Ostatnio tyle się wydarzyło... Wiedziałem, że nie mam gdzie pójść. Nie miałem ani rodziny, ani przyjaciół. Zawsze był tylko Zayn. Ale teraz? Do mojego życia zagościł Harry i nie czułem się z tym źle.  Wydawało mi się, jakbym znał go od zawsze. Świetnie się dogadywaliśmy i rozumieliśmy bez słowa. Nie był mi już obojętny.

Dzięki Harry'emu w końcu poczułem się kochany. Dowiedziałem się, jak to jest, gdy dla kogoś jesteś najważniejszy, że kogoś obchodzisz. Nawet samo besztanie mnie za brak skarpetek było wspaniałe, bo wtedy udowadniał, że się o mnie troszczy. Naprawdę chciałbym tu zostać i zobaczyć, co z tego wyniknie. Nie mam przecież nic do stracenia, prawda? Jeśli mam wylądować na ulicy, wolę to chociaż przedłużyć w czasie.

Harry przez czas tego całego udawania ani razu mnie nie skrzywdził, mogłem mu zaufać. Wiem, że mnie okłamał, ale... Dzięki niemu przestałem bać się każdego zbliżenia, złe sny zniknęły, a ja zasypiałem wtulony w jego ciepłe ramiona. Właśnie tak chciałem żyć. Czuć się bezpiecznie i być kochanym.

♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠

Witajcie!

Miłego dnia wszystkim!

Dziękuję z gwiazdki i komentarze! ♥


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro