29. Nasz wróg

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis

- Naprawdę to wszystko było tego warte? - zapytałem, unosząc jedną brew ku górze.

- Oczywiście, mój piękny - zapewnił, szeroko się uśmiechając.

Odwzajemniłem uśmiech i oprałem się wygodnie na fotelu. Dziękowałem w duchu za klimatyzację w tym pomieszczeniu, inaczej byśmy się udusili. Dziś był wyjątkowo duszny dzień, lato naprawdę było gorące. To dość niezwykłe jak na Londyn.

Sięgnąłem po swój pucharek lodów i powoli kontynuowałem jedzenie. Uwielbiałem tu przychodzić. To było jedno z moich ulubionych miejsc, podobnie jak kawiarnia po drugiej stronie ulicy. Nie należały już do terenów Malika, a do terenów Stylesów.  Nadal nie mogłem uwierzyć, że Harry uknuł zasadzkę na Zayna tylko po to, abym bezpiecznie mógł wybrać się do lodziarni czy innego lokalu. Z początku myślałem, że ma w tym jakiś większy interes, ale to chodziło o mnie.

- Dla ciebie zrobiłbym wszystko - dodał.

Spojrzał na mnie z uśmiechem, lecz po chwili zmarszczył brwi. Sięgnął nad stołem i wytarł kciukiem kącik moich ust z czekoladowych lodów. Zawsze byłem niezdarny przy jedzeniu deserów. Spuściłem wzrok zawstydzony, czując, jak moje policzki mnie pieką.

- Uwielbiam, gdy to robisz - powiedział, a ja doskonale wiedziałem, co ma na myśli.

- Nie śmiej się - mruknąłem, udając nadąsanego.

- To urocze i słodkie - zapewnił. - I nie śmieje się, jedynie uśmiecham, a to różnica.

Przewróciłem oczami i znów sięgnąłem po łyżeczkę, aby skończyć lodowy deser. Po tym wszystkim zapłaciliśmy i wyszliśmy. Zamiast wracać do domu, postanowiliśmy wybrać się na spacer do parku. Wśród cienia drzew nie było aż tak gorąco.

Kochałem każdą najmniejszą chwilę spędzoną z moim ukochanym zielonookim. Przy nim czułem się dobrze, bezpiecznie. Wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć i nigdy mnie nie zawiedzie. Ufałem mu w każdej sprawie. Wstyd mi było, że na początku z góry zakładałem, że tylko mnie wykorzysta i się mną zabawi. On naprawdę  był wdzięczny z otrzymania jeszcze jednej, ostatniej szansy i nie zmarnował jej.

Dopiero gdy zaczęło się ściemniać, stwierdziliśmy, że pora wracać. Marzyłem  o kąpieli z Harrym, a potem o oglądaniu razem jakiegoś filmu.  Niall powinien być u swojej dziewczyny, ostatnimi czasy ciągle tam przebywał. Był zakochany na zabój. W końcu przestał udawać odruchy wymiotne, gdy z Harrym się całowaliśmy. Teraz rozumiałem, że wcześniej był zazdrosny. Na szczęście i on kogoś poznał i był szczęśliwy.

- Kochanie? - usłyszałem głos zielonookiego.

- Hm? - zapytałem, spoglądając na niego.

- Czy to nie nasz drogi przyjaciel Zee?

Podążyłem spojrzeniem w stronę, gdzie patrzył mężczyzna. Nie mylił się. Rzeczywiście przed nami stał mulat, opierając się o samochód. Ten łudząco przypominał jego poprzednie auto, które posłużyło  w celu nauki jazdy dla mnie. Nigdy nie zapomnę tego, jak wtedy zareagował. Na początku opieprzył swoich ludzi, że nie kontrolują spraw na mieście, potem sam na siebie był zły, lecz w końcu doszedł do wniosku, że nie mógłby przewidzieć kradzieży, więc cała wina spadła na nas. I słusznie. Nie udało mu się nas dorwać. Natomiast kilku ludzi Hazzy nieźle oberwało, gdyż Malik bardzo się uwziął. Zanim nauczyłem się poprawnie jeździć, zdążyłem porysować jeszcze auto Liama i kilka samochodów pomniejszych sługusów Malika.  Największym plusem było to, że nie musiałem przejmować się kosztami uszkodzeń.

- Co tutaj robi? - spytałem. - Czeka na nas?

- Na to wygląda... - westchnął Styles, pewnym krokiem kierując się do mężczyzny.

Malik nie zaatakowałby nas w publicznym miejscu, na pewno nie. On nie jest głupi. Zapewne ma do nas ważną sprawę.

- Co cię sprowadza? - odezwałem się, zadziwiając tym Malika.

Zawsze byłem cichy i raczej nie wtrącałem się w nie swoje sprawy. Pozwalałem innym decydować za siebie, ale nie teraz, kiedy pewności siebie nauczył mnie mój mąż.

- Witam, dawno się nie widzieliśmy - zaśmiał się i odepchnął się biodrami od samochodu. - Mam coś, co zapewne chcielibyście odzyskać. A raczej kogoś...

- Jeśli zamierzasz sobie z nami pogrywać, Malik, to...

- Ale utrudniacie - prychnął i otworzył drzwi z tyłu i wskazał na kogoś leżącego na tylnych siedzeniach.

Ja podszedłem jako pierwszy. Nie obchodziło mnie to, czy byłaby to zasadzka, czy nie. Zajrzałem do środka.  Wszędzie rozpoznałbym te buty, gdyż ostatnio ten chłopak chwalił się nimi przez godzinę.

- Niall? - zdziwiłem się.

- Co mu zrobiłeś! - warknął Harry, podchodząc do mulata i łapiąc go za kołnierz.

- Nic, Haroldzie - przewrócił oczami. - Wiesz, gdzie on był?

- Ty mi powiedz, draniu - szarpnął nim, lecz Zayn się nie bronił.

- Wiesz kim jest ta śliczna Nicola, z którą tak się spotyka?

Zapadła dłuższa cisza, która zdawała doskonale bawić naszego wroga. Nie potrafiłem zrozumieć intencji Zayna. Dlaczego nie zabił Nialla? Owszem, sprawdziłem i byłem pewien, że blondyn tylko smacznie sobie spał.

- To siostra Liama, Harry - odparł, szeroko się uśmiechając. - Horan dostał kilka ostrzeżeń, ale nie wziął ich do siebie. Myślisz, że co powinniśmy następnym razem z nim zrobić?

- Nie zabijesz go - powiedziałem pewnie. - Nie mógłbyś tego zrobić, gdyż Niall kocha tę dziewczynę, a jeśli Payne nie chce, by siostra go znienawidziła... nie zrobicie nic.

Malik zmarszczył brwi i nie wyglądał, jakby podobały mu się te słowa. Strzepnął ręce Harry'ego i poprawił swoją bluzkę, strzepując również niewidoczne drobinki kurzu.

- Oberwał od chłopaków, ale nic więcej - powiedział po chwili. - Zabierajcie go. Przyjechałem tu tylko dlatego, abyście zapamiętali, że nie jesteśmy potworami. Moglibyśmy... połączyć siły, co ty na to?

- Aż tak zdesperowany jesteś? - zapytał zielonooki. - Brakuje ci ludzi?

- Przemyśl to, Harry - odparł jedynie, podczas gdy my wyciągaliśmy blondyna. - Mogłoby być jak dawniej.

- Zobaczymy, co przyniesie jutro, Zee.

Kręconowłosy puścił mu oczko, po czym zaczęliśmy wlec swojego przyjaciela w stronę naszego samochodu.  Malik odjechał, ale jego słowa zawisły w powietrzu. Zastanawiałem się, czy Harry przyjmie jego współpracę, czy połączą siły.

Gdy położyliśmy Nialla do łóżka, poszliśmy wziąć kąpiel. Opierałem się plecami o umięśniony tors zielonookiego i myślałem. Harry powoli mył moje ciało gąbką, od czasu do czasu skradając drobne pocałunki.

- Nie zrobię tego - powiedział po chwili. - Nie mógłbym współpracować z Zaynem. On cię skrzywdził, Lou. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. O Nialla się nie martwię, nic mu nie zrobią, wiem to. Ale Zayn... nie...

- Dlaczego nie, Hazz?

- To w końcu nasz wróg, kochanie - szepnął, całując mnie w głowę. - Nasz wróg.

♠♣♠♣♠♣♠♣♠

Witajcie!

To już ostatni rozdział Enemy!

Przyjemnie mi się dla was pisało, bardzo dziękuję, że to czytaliście.

Jesteście najlepsi!

Zapraszam do przeczytania innych moich prac, a już niedługo... ,,A blind Prince"

Bardzo wam dziękuję!  ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro