III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia, Eren wstał z samego rana, a wręcz wyskoczył z łóżka. Natychmiast pobiegł do łazienki, umył się, potem ubrał, a następnie niemal wpadł do pokoju Zeke'a bez pukania.

Blondyn akurat spadł na brzuchu przykryty tak, że jedyne, co wystawało spod kołdry to jego głowa, szyja i góra pleców wraz z rękoma, którymi otulał białą poduszkę. Szatyn, nic sobie nie robiąc ze stanu brata, zaczął go szturchać w celu obudzenia.

- Wstaj, Zeke! Musisz mi pomóc! - wołał śniadoskóry, ruszając blondynem.
- Co... - zabrzmiał zaspany głos starszego. Ospale złapał telefon leżący gdzieś na łóżku i ledwo podniósł głowę, żeby sprawdzić godzinę - Eren... Wiesz, która jest godzina?
- Ta sprawa nie może czekać!
- Matko... - westchnął, po czym wstał do siadu - Co takiego mógł tym razem wymyślić mój wspaniały braciszek, co? - spytał, przejeżdżając dłonią po twarzy i ziewnął.
- Musisz mnie zawieść do Levi'a!
- Eren... - zaśmiał się blondyn - Wiem, że tego nie lubisz, ale może jednak odpuść tym razem...
- Nie ma takiej opcji - zabrzmiał jak zbuntowane dziecko - Muszę coś z nim wyjaśnić.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... Mówiliśmy, że Levi nie jest łatwy i żebyś uważał, co mówisz... Musiałeś go urazić czymś.
- Przez noc przemyślałem wszystko i już wiem, że muszę z nim porozmawiać...
- O czym chcesz rozmawiać z chłopakiem, którego poznałeś wczoraj?
- O tym, że potraktował mnie źle!
- To raczej nie jest coś, co interesuje Levi'a.
- Powiem mu co mi nie pasuje i tyle - burknął.
- Eren...
- No proszę cię! Tylko ty mi możesz pomóc!

Zeke chwilę patrzył na Erena robiącego minę szczeniaczka, po czym przewrócił oczami i zaśmiał się:

- Dobra, niech ci będzie.
- Więc jedźmy!
- Mogę chociaż się ubrać i coś zjeść?
- Dobra! Będę czekał w samochodzie! Tylko daj mi kluczyki...

Blondyn roześmiał się jeszcze głośniej, na co młodszy zmarszczył brwi:

- No co? - spytał Eren.
- Kocham cię, ale jesteś nieprzewidywalny...
- Co, myślisz, że sam pojadę? - zaśmiał się cynicznie - Przecież nawet nie wiem, gdzie ten debil mieszka...
- Umówmy się, Eren, pojechałbyś.
- Gdybym chciał sam pojechać, już byłbym w drodze. Myślisz, że potrzebuję twojej zgody?
- Eren.
- Dobra, no przepraszam! - zajęczał z miną niesłusznie oskarżonego - Już będę grzeczny, naprawdę!
- Rodzicom wciskaj taki kit, braciszku.
- Ale mnie zawieziesz, tak? - uśmiechnął się niewinnie.
- Masz u mnie ogromny dług.
- Tak, tak, oczywiście! Na pewno kiedyś się odwdzięczę!

Eren już wybiegł z pokoju starszego brata, a ten tylko westchnął ciężko. Posiadanie takiego rodzeństwa bywa problematyczne...

Zeke szybko się ogarnął, po czym poszedł ze swoim jakże rozemocjonowanym bratem do samochodu. Dwójka normalnie usiadła na swoich miejscach, a chwilę potem Zeke normalnie wyjechał z parkingu. Ledwo przejechali kawałek, a Eren już zaczął denerwować Zeke'a.

- Eren - zaczął blondyn skupiony na prowadzeniu.
- Co? - spytał obojętnie, patrząc w okno.
- Możesz zapiąć pas?
- Nie chce mi się... - westchnął - Po co... - spojrzał na niego - Przecież jedziesz powoli...
- Skoro to jest dla ciebie wolno, to co byłoby szybko?

W tym momencie Eren już zaczął się zatracać w swoich przemyśleniach, co wywołało na jego twarzy głupi uśmiech. Ale starszy nie odpuszczał i nalegał, żeby młodszy się zapiął. Ten marudził, marudził, ale w końcu zrobił, co kazał mu starszy. Zaraz po tym skrzyżował ręce na torsie i kontynuował jakże fascynującą obserwację przyrody w środku zimy.

Za jakiś czas Zeke zatrzymał się przy porządnym osiedlu, gdzie mieszkali ludzie dobrze zarabiający, co w ogóle nie dziwiło Erena. W końcu Levi wyglądał na zamożnego. Zresztą co robiłby na przyjęciu u Jaegerów, gdyby był kimś z niższej sfery...

Szatyn zaczął odpinać pas i już miał wychodzić z auta, kiedy blondyn go zatrzymał, łapiąc kołnierz czarnej kurtki chłopaka.

- Tak ci się spieszy, że aż zapomniałeś spytać, które mieszkanie.
- To na pewno 6. piętro, a mieszkanie nr 9.
- Skąd ci to przyszło do głowy?

Szatyn spojrzał na starszego znacząco, a wtedy ten zrozumiał. Pokręcił głową, mimo to wszystko uśmiechając się:

- Widzę, że twoje dziecięce hormony wciąż buzują, że wymyślasz takie rzeczy...
- Dzieci nie zaliczają starszych od siebie facetów - uśmiechnął się pewnie, jakby dokonał czegoś wspaniałego na skalę światową.
- Ale niektórzy licealiści mają problem z zaliczeniem niektórych facetów...
- Zeke! - trzepnął go w ramię, robiąc grymas na twarzy.
- Przepraszam, przepraszam! - zaśmiał się.
- Ten frajer po prostu nie wie co traci... I mam zamiar mu to powiedzieć.
- Zdziwię się, jeśli Levi się tym przejmie...

Eren spojrzał na niego poważnie, po czym wyszedł z auta. Problem polegał na tym, że wciąż nie znał dokładnego adresu mężczyzny, dlatego uśmiechnął się uroczo do swojego brata, prosząc o namiary. Ten szybko mu podał, po czym chłopak już poszedł, gdzie trzeba, kiedy blondyn zaczął odjeżdżać, bo młodszy będzie umiał wrócić i tak dalej.

Także Jaeger przeszedł się kawałek, szukając odpowiedniej klatki. Kiedy ją znalazł, teraz musiał się do niej jakoś dostać. Nie miał zbyt wiele pomysłów, dlatego wykorzystał najprostszą metodę. Zadzwonił pod losowy numer, podając się za gościa od ulotek. O dziwo ktoś go wpuścił. A przecież nie mógł zadzwonić do Levi'a bo ten na bank nie dałby mu wejść.

Kiedy dostał się do środka, teraz zostało jeszcze znaleźć odpowiednie mieszkanie. Los chciał, że brunet mieszkał na samej górze, gdzie Eren musiał pojechać windą, bo nie chciało mu się schodami iść. Cierpliwie czekał, aż ta w końcu przyjechała. Kiedy drzwi się otworzyły, ze środka wyszła dobrze znana szatynowi kobieta. Była to pani Ackermann, jego nauczycielka biologii. Zaskoczony chłopak, od razu się przywitał jak należało, a kobieta odpowiedziała wymijająco, jakby prawie zignorowała ucznia. Ten tylko wzruszył ramionami, wchodząc do windy. Właściwie on i nauczycielka nigdy nie mieli jakiejś głębszej relacji, chociaż miał u niej dobre oceny. Ale na jej lekcjach był wyjątkowo grzeczny, dlatego ta nie kojarzyła go tak wybitnie jak niektórzy inni nauczyciele. Po prostu pania Ackermann uważał za w porządku i nie widział powodu, by jej przeszkadzać w lekcjach czy się z nią kłócić. Zastanawiał się jednak, co ona tu robiła... Z tego, co widział, posiadała duży dom na wsi, skąd musiała dojeżdżać, więc po co miała by być w takim miejscu... Być może kogoś odwiedzała. Nagle go olśniło. Skojarzył twarz kobiety, ale zaraz pokręcił głową ze śmiechem i powiedział do siebie:

- Nie no, ona jest za młoda na to...

W końcu chłopak dotarł na ostatnie piętro, a wtedy zaczął się po nim rozglądać. Powoli przechodził, zwracając uwagę na numerki, aż natrafił na ten właściwy. Zwyczajnie nacisnął dzwonek, po czym stanął prosto ze swoją naturalną mimiką.

Chwilę czekał, ale w końcu drzwi otworzyły się, a w nich jakże oczekiwana postać - Levi we własnej osobie. Kiedy brunet zobaczył Erena, spojrzał na niego, marszcząc twarz w zdziwieniu, ale nic nie mówił. Za to szatyn nie zmienił swojej mimiki w ogóle.

I tak stali przez dłuższą chwilę, patrząc na siebie. Aż Levi rzekł z podejrzliwością, wciąż układając oczy w ten sam sposób:

- Kto ci dał mój adres?
- Musimy pogadać - rzekł poważnym tonem.
- Nie chcę z tobą gadać... - patrzył na niego jak na wariata.
- Ale ja chcę.

Eren już miał zamiar wchodzić, kiedy ręka skonfundowanego bruneta zatrzymała go. Szatyn spojrzał na nią, po czym na starszego i z delikatnym uśmiechem oznajmił:

- Jak mnie nie wpuścisz, to ci wejdę oknem.

Brunet spojrzał na niego kpiąco, a wtedy ten dodał:

- Nie wierzysz mi? - zaśmiał się - Umiem się wspinać, wiesz?
- Na 12. piętro?
- Lubię pokonywać swoje rekordy.
- Chcesz dokładać roboty swojemu ojcu?
- Sądzisz, że spadłbym?
- Jeśli tak, to co?
- A to.

Wtedy szatyn wykorzystał zdezorientowanie bruneta i chwycił mocniej jego rękę, po czym podniósł ją do góry i sprawnie przeszedł, dostając się do mieszkania. Kiedy to nastąpiło, obojętnie puścił starszego i na luzie wszedł w głąb. Najpierw zdjął kurtkę, którą rzucił gdzieś na czarną sofę, po czym przeszedł do kuchni, skąd pachniało dość intensywnie. Chłopak od razu zaczął zaglądać brunetowi w garnki, a przy tym próbować jego wyczynów kulinarnych. Tymczasem wrócił brunet wciąż skołowany, co się właściwie dzieje. Co ten głupi dzieciak robił w jego domu i dlaczego zachowuje się jak u siebie... Kiedy zauważył, że szatyn bezczelnie macza sobie łyżkę w jego wspaniałym sosie, zmarszczył brwi w irytacji, po czym podszedł i zbił wyższego szmatką, na co ten krzyknął, odsuwając się od garnków. Sam brunet od razu zakrył je swoim ciałem tak, żeby jakiś debil nie miał do nich dostępu.

- No ej! - zawołał Eren z niezadowoleniem, masując jeszcze miejsce uderzenia.
- Idź stąd. Nie zapraszałem cię.
- Sam się zaprosiłem - uśmiechnął się.
- Nie wiedziałem, że tu mieszkasz... - rzekł złośliwie, kontynuując gotowanie.
- Nie no, bez przesady... Nie chciałbym z tobą mieszkać.
- A ja nie chcę, żebyś tu w ogóle był. Po co przyszedłeś? Nie masz lekcji czy coś?
- To nawet słodkie, że się tak na mnie złościsz, wiesz? - oparł się o blat, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Ja się nie złoszczę. Po prostu cię nie lubię.

Eren najpierw uśmiechnął się krzywo, po czym wrzasnął, gestykulując rękoma:

- Co jest ze mną nie tak, że mnie nie chcesz?!
- Jesteś dla mnie za młody.
- Tylko tak gadasz...
- Za dużo bym ryzykował, chcąc iść z tobą do łóżka. Ale i tak nie chcę.
- Na pewno chcesz - uśmiechnął się z pewnością w głosie - Nie martw się, to będzie nasz sekret...
- Sekret? - wyśmiał go - Przecież ty nie zdążysz założyć spodni, a już powiadomisz swoich przyjaciół, że mnie przeleciałeś.
- Jebać to zadanie - warknął - Już mi na nim nie zależy...

Brunet przez chwilę próbował powstrzymywać wybuch irytacji, po czym westchnął ciężko i rzekł:

- Jestem zaręczony.
- Ta, jasne - szatyn zaśmiał się.

Brunet wystawił dłoń tuż przed twarz Erena, aby ten mógł dostrzec pierścionek. Kiedy chłopak to zobaczył, otworzył szerzej oczy, czując jak pochłania go wiele emocji, a tyle samo pytań rodziło się w jego głowie.

- Wczoraj go nie miałeś na palcu! - krzyknął młodszy.
- Wydaje ci się... - nagle spojrzał w dolny bok z mniej pewną miną - Nie zauważyłeś po prostu...
- Mam dobry wzrok - wyznał poważnie, po czym uśmiechnął się chytrze - Wiedziałeś, że będę do ciebie podbijał...
- I co z tego?
- Chciałeś tego. Myślałeś, że jak zobaczę pierścionek, zrezygnuję. Dlatego go zdjąłeś.
- Nic nie wiesz.

Eren przez chwilę myślał, spoglądając na bruneta, po czym kontynuował:

- Gdzie jest ten twój narzeczony? - ostatnie słowa zaakcentował w prześmiewczy sposób.
- Pracuje... - jego ton był coraz niepewniejszy.
- Za granicą, prawda? - za to jego ton nabierał śmiałości.
- Może... - zmarszczył brwi, czując, że wnikliwość młodszego go naprawdę irytuje.
- Ojej... - rzekł, udając, że się rozczula - Więc nasz Levi cierpi na samotność...
- Wcale nie. Bardzo lubię być sam, mam ciszę i spokój. I nie potrzebuję takich góniarzy jak ty.
- Potrzebujesz kogoś.
- Nie!
- To czemu wczoraj ze mną flirtowałeś?!
- Nie flirtowałem! Coś źle zrozumiałeś! Zresztą... - wyśmiał go - Miałbym flirtować z jakimś dzieciakiem?!
- Tak, bo tego twojego narzeczonego nie ma i nawet go już nie kochasz!
- Przesadziłeś, Eren... - nagle zabrzmiał groźnie.
- Taka prawda. Pewnie z nim jesteś, bo tak jest wygodnie, ale ten związek prędzej czy później się rozpadnie... Związek na odległość ssie.
- Wynoś się.
- Obrażasz się, bo mam rację?

Brunet poszedł gniewnym krokiem do salonu, z którego zabrał kurtkę Erena. Następnie wrócił do kuchni, podszedł do okna, otworzył je i wyrzucił ubranie. Chłopak otworzył szerzej oczy, kiedy Levi mówił:

- Zgubiłeś coś.
- Wiesz, ile to kosztowało?!
- Mam to w dupie. Wypierdalaj.

Chłopak szybko pobiegł do drzwi, ale zanim wyszedł, jeszcze zawołał już z uśmiechem:

- Wasz związek i tak się rozpadnie.

Wtedy brunet rzucił w niego jakąś figurką, która trafiła w drzwi, bo szatyn zdążył je zamknąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro