XVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny nudny dzień w szkole. Eren siedział jak zwykle gdzieś na tyłach, udając, że słucha lekcji. Jak się okazywało, wszystko dookoła było ciekawsze niż słowa nauczycielki. W pewnym momencie chłopak zaczął się bujać na krześle, czego nie był prawie świadomy, robił to automatycznie. Właśnie dlatego nie przewidział, co się może z tym wiązać, bo za chwilę stracił poczucie równowagi i nim się obejrzał, spowodował huk na całą salę.

Cała klasa na moment ucichła, trwając w wielkim szoku, a ich oczy zawędrowały prosto na równie zdziwionego szatyna. Za chwilę wybuchnęli śmiechem, widząc zdezorientowaną twarz chłopaka, który za moment zmarszczył twarz jak mały chłopiec i postanowił jak najszybciej się wydostać. Jednak zrobił to tak niefortunnie, że przy okazji przewrócił ławkę, w której siedział, co tylko spotęgowało radość reszty. Kiedy Eren już stanął, chwilę pomyślał, po czym także zaczął się śmiać. Tymczasem nauczycielka nie była zadowolona z całego zamieszania, patrząc z wyrzutem na chłopaka:

- Jaeger! - zawołała niemiło - Czy ty możesz chociaż przez chwilę być poważny?
- Przecież jestem! - odpowiedział z przejęciem - To krzesło zaczęło!
- Już się nie odzywaj... - westchnęła kobieta, kręcąc głową.

Eren spokojnie poprawił ławkę, po czym usiadł do niej jak gdyby nic. Wtedy spojrzał z uśmiechem na przyjaciela, pewny, że tego również rozbawił wyczyn szatyna. Jednak ku zdziwieniu niższego, blondyn melancholijnie spoglądał za okno, prawie ześlizgując się z krzesła.

- Jean - rzekł szatyn z uśmiechem - Widziałeś co się stało przed chwilą?
- No... - odpowiedział obojętnie.
- Czy ty się dobrze czujesz?
- Tak, tak...

Szatyn przez chwilę uważnie obserwował blondyna, mrużąc oczy, aż zaczął mu wymachiwać ręką przed twarzą. Ten ani drgnął. W końcu go szturchnął, a wtedy ten nagle spojrzał na Jaegera, marszcząc brwi:

- No co?!
- Kirstein, cisza! - zawołała nauczycielka.
- Tak, tak... - westchnął, przewracając oczami, po czym spojrzał pytająco na przyjaciela - No co?
- Niech zgadnę... - uśmiechnął się znacząco, patrząc uważnie na chłopaka, a przy tym użył przerysowanego tonu - Myślisz o swojej ukochanej, hm?
- Nie! - warknął - To znaczy... Może trochę...
- Ojeeeej, jakie to urocze! Jean się zakochał!
- Eren!
- Dobra, dobra... - zaśmiał się - A już jesteście razem?
- To dopiero kilka dni, debilu...
- Na co czekasz? Przecież ją lubisz.
- Nie można tak po prostu prosić dziewczyn o chodzenie! Widać, że żadnej nigdy nie miałeś...
- Miałem... - burknął.
- Tak... - zaśmiał się - Na jeden raz.
- Po co mi na dłużej?

Jean pokręcił głową, po czym przyznał:

- No, fakt... Żadna by z tobą dłużej nie wytrzymała...
- Ej!
- W ogóle nikt nie zniósłby twojego okropnego charakteru... - uśmiechnął się, widząc, że skutecznie prowokuje niższego.
- Ty chuju! - szturchnął go - A ty taki idealny? Szkoda, że Mikasa nie wie o twoich wszystkich akcjach...
- I wiedzieć nie musi!
- Oh, od kiedy zrobiłeś się taki grzeczny?

I wtedy dwójka dostała kolejne upomnienie od nauczycielki, przez co zakończyli temat. Przez jakiś czas siedzieli cicho, aż Jean dyskretnie spojrzał na Erena ze znaczącym uśmiechem, a wtedy ten spojrzał pytająco, unosząc wyżej kąciki ust.

- Nie masz psychy, żeby się ze mną ścigać... - powiedział trochę ciszej blondyn.
- Co za wspaniały pomysł... - przyznał szatyn, zastanawiając się - Jaka przegrana?
- Przegrany musi przejść się po szkole nago.
- Czyli żadna przegrana! - zaśmiał się - Niczego się nie wstydzę...
- Nawet przegranej?
- Dobra! - burknął - Lepiej już sam ściągaj ciuchy!
- Haha, zobaczymy!

Po lekcjach dwójka już stała przed szkołą, trzymając po jednym rowerze dla każdego. Taki sposób był najszybszy do załatwienia i najprostszy. Wokół nich zebrali się ludzie ciekawi wyczynów dwójki, która wiecznie rywalizowała w jakiejś konkurencji, ale zawsze była to przyjacielska rozgrywka. Jeszcze nigdy się nie pokłócili tak na serio, bo chyba nikt nie miał do siebie tak rozwiniętego zaufania jak oni, a przy tym znali się od dziecka i doskonale znali swoje charaktery. Zresztą byli do siebie bardzo podobni, stąd taka częsta walka. Mimo to żaden nigdy nie dał drugiemu odczuć, że ten jest gorszy od niego. Na szczęście w pewnych kwestiach byli inni, dzięki czemu nie kłócili się o daną rzecz, którą jeden akurat chciał...

Część tłumu dopingowała Jeana, a część Erena. Szanse były wyrównane, motywacja też. Dwójka jeszcze rzucała sobie wredne uśmieszki wraz z drobnymi docinkami, bardziej dla widowiska i z czystej złośliwości, jaką w sobie mieli, ale w głębi duszy życzyli sobie powodzenia, chociaż oczywiście każdy z nich liczył na wygraną. Umówili się, że przejadą się dookoła szkoły, a za metę wyznaczyli bramę szkolną, gdzie zebrali się wszyscy ludzie.

Wreszcie przyjaciele wsiedli na rowery i już tylko wyczekiwali aż usłyszą to magiczne słowo. W końcu zabrzmiało, a wtedy jeden i drugi od razu ruszył prosto przed siebie, ale niezbyt im się spieszyło. Zamiast tego, zaczęli wykonywać jakieś popisy, a głównie to jazda bez trzymanki, wtedy też, jakby rywalizowali. W końcu jednak już ruszyli na większej prędkości, chwytając mocniej kierownicę. Narazie szatyn znacznie wyprzedzał blondyna, uśmiechając się pewnie, ale za moment zmarszczył brwi w irytacji, widząc mijającego go Jeana z zadziornym uśmiechem. Kiedy zaczęli się zbliżać do mety, Kirstein nieznacznie wyprzedzał, chociaż w ciągu sekundy wyszedł znacznie na prowadzenie, co nie spodobało się Erenowi i aż sam przyśpieszył, nad czym przestał powoli panować. Nagle opuściło go skupienie, a on aż otwierał szerzej oczy, nie mogąc złapać stabilnej jazdy. Kierownica ruszała się na wszystkie strony, a przy tym trzęsło całym rowerem. Kiedy wreszcie chłopak złapał równowagę, było już za późno, bo za moment wpadł prosto na drzewo.

Jean szybko się zatrzymał i zaraz podbiegł do Erena, rzucając gdzieś swój pojazd. Wraz z nim cała grupa ciekawa, może trochę przerażona... Tymczasem Jaeger właśnie leżał w trawie i z szokiem w oczach patrzył w górę. Blondyn przykucnął przy nim, samemu będąc spanikowanym, chociaż próbował zachować trzeźwość umysłu:

- Ej, stary, wszystko z tobą okej? - podał mu dłoń.
- Y... Co? - nagle ocknął się, marszcząc brwi, a przy tym podciągnął górę ciała na ręce wyższego.
- Ostrożnie, Eren... - syknął - Nic cię nie boli?
- Właściwie to... Kurwa, wszystko mnie boli!
- Co się dziwić, wjechałeś prosto w drzewo...
- Cholerna kierownica! - wrzasnął, po czym spojrzał na miejsce, gdzie piekło go najbardziej, a wtedy otworzył szerzej oczy.

Zdezorientowany Jean sam skierował wzrok w to samo miejsce i aż zawołał w szoku:

- Boże... Masz całe kolano we krwi... Coś jeszcze? - zaczął go oglądać.
- Zostaw - zdecydowanie odtrącił przyjaciela,  mówiąc trochę cięższym głosem - Nic mi nie jest...
- Nie zgrywaj teraz twardziela... - westchnął, znając chłopaka - Możesz chodzić?
- Oczywiście, że mogę.

Szatyn zaczął wstawać mimo drgania całego ciała, a przy tym wydawał z siebie głęboko tłumione stęki. Wreszcie stanął i od razu ruszył nierównym krokiem w kierunku plecaka, ale Jean go wyprzedził i zaraz sam mu przyniósł. Eren spojrzał na przyjaciela z krzywym uśmiechem, przyjmując od niego swoje rzeczy, po czym zarzucił sobie na jedno ramię i poszedł w swoim kierunku, zostawiając bałagan, jaki on spowodował.

Kiedy oddalił się wystarczająco, jeszcze spojrzał za siebie, a następnie usiadł gdzieś na ławce i wydał z siebie głośny jęk z bólu. Przecież przy wszystkich nie mógł okazywać, co się mu naprawdę stało. Bolało go potwornie i ledwo wytrzymywał, ale nikt nie mógł o tym wiedzieć. Co by sobie o nim pomyśleli...

Czując dyskomfort pod ubraniem, podwinął szkolną bluzkę wraz z tą pod spodem, a wtedy odkrył, że tam również rozlało się trochę krwi. Eren najpierw syknął z bólu, po czym zakrył skórę i powoli wstał, kierując się w odpowiednie miejsce.

Po jakimś, dłuższym czasie, dotarł wreszcie pod dom Levi'a. Musiał iść pieszo, bo już skończyły mu się oszczędności, a przecież jeszcze rodzice nie anulowali mu kary na kieszonkowe. Wprawdzie droga nie była łatwa i bardzo cierpiał podczas niej, ale w końcu dał radę.

Już nie męczył się z wpuszczeniem na klatkę, po prostu zadzwonił do Levi'a i oznajmił mu: ,,Wpuść mnie, Levi. Krwawię... Chyba umieram...". Te słowa zadziałały, bo brunet nawet nie odpowiedział, tylko natychmiast wpuścił chłopaka, na co ten aż uśmiechnął się lekko. W miarę szybko, jak na jego stan, poczłapał do windy, a następnie poszedł pod drzwi Levi'a. Zapukał tak jak zawsze, nie spodziewając się szybkiej reakcji. Jednak, ku jego zdziwieniu, brunet otworzył natychmiast, zupełnie, jakby tylko czekał.

- O! Czekałeś pod drzwiami, żeby mi otworzyć? - zaśmiał się chłopak, ale zaraz zmarsczył brwi, próbując zatrzymać stęk.
- Co to ma być, Jaeger? - warknął mężczyzna, od razu wpuszczając go do środka.

Eren ledwo wszedł, a starszy już zaczął go oglądać z każdej strony, nie wstydząc się nawet zaglądać pod jego ubranie, na co ten natychmiast go odepchnął, udając speszenie połączone ze złością:

- Co robisz?!
- Jesteś ranny... - westchnął z irytacją w głosie Ackermann - Muszę wiedzieć gdzie dokładnie...
- Nie jestem ranny - warknął - Tylko... Trochę bawiłem się z drzewem...
- Ta, oczywiście - przewrócił oczami - To po co do mnie przyszedłeś?
- Bo mogę.

Brunet patrzył na niego jak na dziwaka, ale ten tylko prychnął, po czym poszedł w głąb domu. Levi doskonale widział przecież, co się dzieje z nogą chłopaka i jak utrudnia mu to chodzenie. On wyglądał wręcz jak pajac, kiedy mówił, że nic mu nie jest, a jednocześnie jego krzywy chód pozostawiał wiele do życzenia. Mężczyzna pokręcił głową, znając już takie typy dumnych chłopców, którzy nieważne, jak bardzo cierpią, to nie powiedzą za nic... W końcu westchnął, wzruszając ramionami, po czym poszedł zająć się swoimi sprawami. Szybko jednak zaczęło go prześladować, że gdzieś tam w jego domu siedzi ranny człowiek i może już się wykrwawił, a on jako przyszły lekarz nic z tym nie zrobił...

Brunet prawie, że wbiegł do salonu, a wtedy od razu poczuł wypieki na twarzy. Osłabiony Eren widocznie ledwo usiadł, a już zmęczony opadł na kanapę i zasnął niczym mały chłopiec. Ale to nie to tak speszyło Ackermanna. Otóż szatyn przez sen uśmiechał się niewinnie, a przy tym mówił:

- Nie no, co ty, Levi... To mój pierwszy raz...

Zaraz zaczął podwijąć bordową bluzkę wraz z tą białą pod spodem, co idealnie odsłaniało jego ranę na brzuchu, a następnie wziął się za pasek od spodni. Z zaskakującą precyzją go rozpinał, ale potem jednak odsunął ręce gdzieś na boki.

Brunet nie wiedział, co ma teraz zrobić. Aż czuł szybsze bicie serca przez stres, jaki wywoływał w nim śniadoskóry nastolatek ze skłonnościami do rozbierania się podczas snu. Jeszcze ten śnił akurat o nim... Ale Ackermann był studentem medycyny, takie rzeczy nie powinny robić na nim wrażenia. Przecież miał kontakt z tysiącami takich głupich dzieciaków i nie czuł kompletnie nic, dlaczego teraz było inaczej... Ale najgorsze było to, kim tak naprawdę był Eren. Przecież to syn jego promotora. On nie powinien z tym chłopakiem wchodzić w żadne relacje. Przecież od tego zależała jego przyszła kariera, a on na nią ciężko pracował od dawna...

W końcu westchnął ciężko, postanawiając robić swoje. Szybko pobiegł po najpotrzebniejsze rzeczy, a następnie usiadł przy śpiącym jeszcze szatynie. Ustawił jego nogę tak, aby mieć łatwy dostęp do kolana. Na szczęście fragment spodni w tamtym miejscu został rozerwany, więc nie musiał się zastanawiać, co z nim zrobić. Nagle Eren obudził się, po czym podniósł górną część ciała na łokciach, obserwując, co robi starszy. Uśmiechnął się niewinnie i rzekł:

- Nie możesz się powstrzymać, co?
- Śpiąca królewna się obudziła? - odpowiedział brunet z obojętnością w głosie.
- No, wiecznie nie mogłem czekać na pocałunek od księcia - spojrzał znacząco na starszego.

Wtedy ten popatrzył na niego jak na idiotę i pokazał palcem, aby się puknął w czoło:

- Zapomnij - rzekł brunet, przykładając mokry wacik do rany szatyna na brzuchu.

Wtedy chłopak zaczął trochę postękiwać, a przy tym syczał i napinał brzuch, czując pieczenie.

- Powstrzymuj swoje zapędy - westchnął brunet, słysząc, że Jaeger wydaje z siebie nanaturalne ogłosy, jakby prowokował starszego.
- Przy tobie nie mogę się powstrzymać... - przyznał z uśmiechem.
- Tak?

Wtedy Levi przycisnął wacik do rany chłopaka na dłużej, na co ten aż odchylił głowę do tyłu i warknął przez zęby z bezsilnością:

- Kurwaaa!!!

Ackermann aż uniósł kąciki ust w górę, czując satysfakcję z tego, że Eren cierpi, bo mu się należało za bycie takim idiotą. Zresztą wielka krzywda mu się nie działa, więc brunet nie miał wyrzutów sumienia. Za to szatyn popatrzył na mężczyznę z wyrzutem, po czym kontynuował z wrednym uśmieszkiem:

- Czy to coś poważnego, panie doktorze?
- Obawiam się, że nic ci nie jest...
- Chciałbyś, żeby coś mi było?!
- Jakby cię zabrali do szpitala, to miałbym od ciebie spokój - westchnął z zawodem - Ale ty masz tylko kilka siniaków i otarć... Właściwie jak to się stało?
- Wpadłem na drzewo.
- Co? - spojrzał na niego zdziwiony.
- No ścigałem się z ziomkiem i wpadłem na drzewo. Czego nie rozumiesz?
- Wpadłeś na drzewo i nic ci się nie stało?
- Wiesz, jestem bardzo silny i w ogóle... - uśmiechnął się pewnie.

Brunet westchnął, przewracając oczami, po czym zajął się kolanem chłopaka, a jak skończył to powiedział:

- Dobra, możesz iść.
- Co? Już? - zdziwił się szatyn.
- Co jeszcze chcesz?
- Buzi na zagojenie - uśmiechnął się niewinnie - Wiesz co - wskazał na swoje krocze - Bo tu też sobie zrobiłem coś... Bardzo mnie boli i jak nie pocałujesz, to nie przestanie...

Levi na to zmarszczył brwi, po czym podciągnął chłopaka za rękę i poprowadził do przedpokoju, a konkretnie prosto przed drzwi. Nagle Eren się wyrwał i stanął z boku, kierując twarz na bruneta. Patrzył na niego z jakąś niewyjaśnioną prośbą niczym dziecko, które się wyciąga z placu zabaw, ale Ackermann tylko kierował na młodszego krzywe spojrzenie, nie chcąc go nawet słuchać. Aż szatyn nagle zmienił wyraz twarzy na pełen ciekawości, a sam on poczuł w środku dziwne źródło ciepła, które wyjątkowo mocno uderzało w jego brzuch.

- Levi - rzekł zaskakująco spokojnie, jakby zaczarowany, nie zmieniając miny - Przecieka mi bandaż...
- Co? - spojrzał na niego zaskoczony - Mówisz na serio?
- Tak, to prawda...

Wtedy brunet, jak gdyby nic podszedł bliżej i podniósł bordową bluzkę chłopaka do góry, po czym z przyzwyczajenia dotknął opatrunku szatyna, który wcale już nie krwawił, a bandaż był suchy. Za to Levi dodatkowo otarł się palcami o ciepłą skórę wyższego, na co sam poczuł nagłe ciarki. Jeszcze spojrzał na wyraźnie przejętego Erena, a wtedy ten zdecydowanie złapał bruneta za potylicę i zbliżył się do jego ust, które oblał gorącą falą namiętności. Ackermann zdążył tylko drgnąć, opuszczając powieki pod naciskiem mimowolnie przyjemnych odczuć. Sam dał się wciągnąć w pocałunek, powoli przesuwając dłoń w nieco inne miejsce na torsie szatyna, gdzie nie ograniczał go jakiś materiał. Tam coraz intensywniej naciskał na drzącą skórę chłopaka, pozwalając temu wyjątkowemu językowi wejść do swoich ust. Bez żadnego sprzeciwu odpowiadał na każdy, coraz to masywniejszy dotyk, wolną rękę przesuwając po policzku i szyi Jaegera, kiedy ten złapał go poniżej bioder i przyciągał coraz bliżej siebie, nie hamując dłoni przed ściskaniem skóry mężczyzny w tamtych okolicach. Robił to mocno, ale nie agresywnie. Obydwaj ulegali fizycznemu przyciąganiu, które w niesamowity sposób rozpalało ich. Byli w tym tak zagubieni i onieśmieleni, że sami nie wiedzieli, co robić dalej, więc tak trwali w bardzo długim pocałunku, który powinien się już skończyć.

Nagle brunet gwałtownie odsunął się od śniadoskórego, marszcząc brwi, bo czuł na swoich policzkach niewyjaśnione wypieki, ale samo jego ciało zdążyło przejść w inny, niecodzienny stan. Spojrzał na równie zaskoczonego szatyna, a zaraz otworzył drzwi i natychmiast wypchnął z domu młodszego, po czym trzasnął drzwiami.

Eren właśnie patrzył na zamknięte wejście do domu bruneta, oddychając ciężej i podnosząc wyżej powieki. Dopiero teraz poczuł, jak naprawdę smakuje Levi Ackermann. Wcześniej próbował go pierwszy raz i choć wiedział, że jego smak jest o wiele lepszy niż jego poprzedników, to jednak teraz miał większe porównanie... Ale to nie było teraz istotne... Całe ciało chłopaka buzowało od emocji, jakie wywołał w nim pocałunek z byłym jego brata. Aż szepnął sam do siebie ciężkim głosem:

- Co to było...

Po czym poczuł, że coś go uwiera. Spojrzał w dół, a wtedy zauważył, że problem dotyczy jego spodni, a konkretnie tego, co w nich było więzione. Chłopak aż westchnął z szoku i podziwu jednocześnie, nie mogąc uwierzyć, że dostał erekcji od samego pocałunku z jakimś tam mężczyzną. Szybko uciekł zanim ktoś odkrył jego wpadkę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro