11. Mates & Dates

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Więc, święto Dziękczynienia jest w przyszłym tygodniu - wymamrotał Ashton, biorąc książki w swoje ramiona, kiedy wychodzili z wykładu. Zarówno Luke'a jak i Harry'ego dzisiaj nie było. Luke był chory, a Harry'emu pewnie się nie chciał. Louisowi to na rękę.

- Myślałem, że odkąd tego nie świętujemy to może poszlibyśmy do klubu? - Louis szedł obok swojego przyjaciela.

- Myślę, że powinniśmy przetestować ten nowy gejowski bar. - Louis uśmiechnął się. Właściwie to planował tam iść, by go sprawdzić, ale zawsze każdy był zbyt zajęty, a nie chciał iść sam, ponieważ to było trochę żenujące.

Nie żeby nigdy nie był sam, był, po prostu czuje się bezpieczniej, kiedy wokół niego są ludzie, których zna, w razie gdyby coś niespodziewanego się wydarzyło. Zazwyczaj nic takiego nie ma miejsca, ale może.

- Zayn i Liam wykopali mnie tej nocy, więc będę musiał znaleźć jakieś legowisko. - To kłamstwo, nauczył się w zeszłym roku, że każdy dzień, który można świętować: święto Dziękczynienia, walentynki i urodziny są celebrowane seksem. Przez cały dzień. Powiedzmy, że potem Louis nie patrzy im w oczy przez najbliższe dwa tygodnie.

- Możesz zostać u mnie i u Luke'a albo możesz zostać w domu bractwa, zawsze ktoś zostaje u nich w domu po imprezie.

- Zapomniałeś, że większość osób w bractwie to Amerykanie, którzy świętują razem ze swoją rodziną - powiedział Louis.

- Och, no tak. - Ashton wydął wargę. - W takim razie, będzie nasza 9? - Louis skinął głową. - Dokładnie, więc możemy iść do gejowskiego klubu.

- W takim razie możemy równie dobrze powiedzieć, że jest nasza czwórka, Zayn i Liam są umówieni, a Niall, Calum i Michael mają dziewczyny, więc nie pójdą do gejowskiego klubu. - Ashton prychnął. - Więc zostajesz ty, ja, Harry i Luke.

- Zróbmy czworokąt. - Louis zakrztusił się powietrzem. - Żartuję, nigdy nie uprawiałbym z tobą seksu.

- Wow. - Jego ton był fałszywie zraniony. - Dlaczego nie? Jestem strasznie gorący.

- Jesteś atrakcyjny, tak, ale jesteś jednym z moich najlepszych kumpli i to byłoby dziwne. - Louis uśmiechnął się.

- Więc wypieprzyłbyś Luke'a? - Ashton nie odpowiedział, ale rumieniec na jego policzkach mówił więcej niż słowa. - Nie rozumiem waszej dwójki.

- Widać, że się lubicie i jesteście słodcy aż do obrzygania, więc zamiast zabrania naszej czwórki do gejowskiego baru w święto Dziękczynienia, zabierz go do restauracji na randkę - zaproponował Louis.

- To nie takie proste. Mamy te chwile, kiedy jest wszystko świetnie, a potem kłócimy się o małe rzeczy, jak kogo ubrania są porozwalane po pokoju.

- To normalne, jesteście jak stare małżeństwo. Sądzę, że powinieneś spróbować. - Louis łączy swoje ramię z Ashtonem, kiedy idą przez kampus. - Obydwoje to wiemy, jeśli powie nie to wiemy, że Luke nie chciałby żeby coś takiego weszło pomiędzy waszą przyjaźń.

- Masz rację, ale boję się. Co jeśli on nie czuje tego samego i powie, że to nie zrujnuje naszej przyjaźni, ale tak będzie. Mogę sobie poradzić z odrzuceniem, ale nie z starą mojego najlepszego przyjaciela. - Louis ścisnął go zapewniająco za ramię.

- Chcesz usłyszeć to co chcę powiedzieć czy to co myślisz, że powinieneś usłyszeć? - Ashton jedynie się uśmiechnął. - Cóż, sądzę, że powinieneś go zaprosić na randkę i nie bać się tego, że rzeczy będą cię powstrzymywać od szczęścia. Nie ma odwagi bez odrobiny strachu.

- Masz rację - stwierdził Ashton.

- Oczywiście, że mam. - Louis uśmiechnął się, a Ashton zachichotał, spoglądając na swojego przyjaciela z góry. - Więc zadzwoń teraz do niego, powiedz mu, by rzucić wszystko co ma zaplanowane i by ubrał się zwyczajnie, zabierz go na obiad i w końcu zaproś go na randkę. - Louis zachichotał, a jego nastrój się polepszył na słyszalne szczęście swojego przyjaciela.

- Dobrze, zrobię to później.

- Nie, teraz, ponieważ znam ciebie i wiem, że będziesz się ociągał aż w końcu tego nie zrobisz. - Louis sięgnął do tylnej kieszeni spodni Ashtona, ignorując jego napięcie pod wpływem tego gestu i trzymał telefon przez jego twarzą. - Naciśnij jego kontakt i zaproś go teraz.

- Cześć zwierzaczki. - Harry podszedł do nich, Ashton przewrócił oczami, przyciągając swój palec do jego ust, uciszając go, gdy trzymał telefon przy swoim uchu. Harry objął palcami nadgarstek Ashtona, odsuwając go od swoich ust i stanął obok Louisa.

- Do kogo on dzwoni? - Pochylił się do ucha szatyna, ale ten uciszył go, kiedy patrzył jak twarz jego przyjaciela ukazuje każdą emocję jaką ma do zaoferowania.

- Zastanawiałem się czy moglibyśmy porozmawiać w następny czwartek? - Wypuścił nerwowo powietrze.

- Czy to Luke? - Wyszeptał Harry, a Louis przewrócił oczami, patrząc na chłopaka, który był trochę za blisko.

- Tak, teraz bądź cicho. - Louis uśmiechnął się, kiedy jego przyjaciel pokazał mu kciuk w górze, oznaczający że Luke zaakceptował zaproszenie. Louis przygryzł swoją wargę, by powstrzymać się od pisku. Głos Ashtona uniósł się, kiedy się rozłączył i spojrzał nonszalancko na Louisa.

- Więc?

- Powiedział tak, ale wciąż muszę wybrać miejsce, do którego pójdziemy. - Louis objął chłopaka ramionami, śmiejąc się, kiedy Ashton uniósł Louisa z ziemi.

- Tak się cieszę z twojego powodu! - Louis złapał bok jego twarzy i przyciągnął go do pocałunku w policzek.

- Nic się jeszcze nie wydarzyło Lou. Bądź szczęśliwy w czwartek, kiedy coś właściwie się wydarzy - zachichotał Ashton.

- Co się wydarzy w czwartek? - Zapytał Harry, ponownie dając znać o swojej obecności.

- To nie twoja sprawa Harold. Idę do biblioteki, ktoś chce dołączyć? - Obydwoje nie przyjęli zaproszenia, pozostawiając ich stojących samotnie, patrzyli jak tłumy ludzi znikają w budynku.

- Więc Lewis, jakie są twoje plany na czwartek? - On i Harry zaczęli iść w stronę mieszkania Louisa. Cóż to dość oczywiste, że coś się wydarzy.

- Nie wiem, wychodzę z mieszkania, tyle wiem. - Weszli do lobby, kilkoro ludzi ich minęło, uśmiechając się do nich i witając się, na co Harry odpowiadał.

- Dlaczego? - Podążył za Louisem do windy z dłońmi splecionymi za sobą.

- Jeśli będzie tak jak w zeszłym roku to Zayn i Liam będą się pieprzyć przez cały dzień i nie mam zamiaru znowu przez to przechodzić. - Harry prychnął. - Nie żartuję, zrobili to z 8 razy. 3 razy z rzędu, nawet nie wiem jak to fizycznie możliwe.

- Och, to jest możliwe. - Louis spojrzał na Harry'ego z zmarszczonymi brwiami.

- Miałeś trzy orgazmy pod rząd? - Harry polizał swoje wargi, śmiejąc się. Louis uśmiechnął się na ten dźwięk.

- Nie, dałem komuś trzy orgazmy. To dość trudne właściwie. - Louis pokręcił głową, kiedy drzwi windy się otworzyły na jego piętrze, wyszli, wciąż stojąc niebezpiecznie blisko.

- Przy drugim staje się to dość bolesne i trudniej jest to z siebie wypuścić. Przyrzekam, że odleciała przy trzecim, więc przestałem. Nie chciałem tego robić z nieprzytomną.

- Ona? - Harry skinął głową.

- Moja była, chciała sprawdzić czy jestem w stanie to zrobić. Cóż, wszystko co wydarzyło się potem zrujnowało moje życie. - Harry zassał powietrze. - Och, zobacz, to twoje drzwi.

Louis zauważył celową zmianę tematu i kliknął językiem, odwrócił się w stronę Harry'ego, łapiąc jego twarz i przyciągając go do gorącego pocałunku. Harry walczył z Louisem o dominację, nie podobało mu się to, że nie miał kontroli.

- Nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo za tym tęskniłem - wymamrotał Harry podczas pocałunku, przyciskając Louisa do drzwi. Szatyn zabrał swoje dłonie z twarzy bruneta i otworzył drzwi kopniakiem.

Weszli do środka, pozbywając się swoich płaszczy, rzucając je po pokoju. Louis jęczał podczas pocałunku. Jego dłonie trzymały Harry'ego za talię, przyciągając go bliżej, więc stykali się klatkami piersiowymi. Mógł poczuć oddech Harry'ego przy sobie. Odsunął się od pocałunku, odrzucając głowę do tyłu, do ściany, przy której stali.

Wargi Harry'ego podróżowały po jego szyi i obojczykach, ssąc i przygryzając wszystkie odpowiednie punkty, sprawiając że Louis jęczał. Kolano Harry'ego weszło pomiędzy nogi szatyna, rozchylając je. Louis zaczął ocierać się o jego nogę, czując pożądanie w każdym nerwie swojego ciała.

Harry zawsze wydawał się rozpalać płomień wewnątrz Louisa. Nikt inny nie był w stanie tego zrobić. Spał z wieloma mężczyznami i kobietami, nikt inny tak na niego nie działał. Sprawiał, że czuł się taki żywy. To tak jakby znał wszystkie miejsca, na których powinien się skupić i wiedział, które pomijać, aby błagał o więcej.

Louis uwielbiał uczucie, które czuł, kiedy Harry był wokół, żywotność, wolność i beztroskę. Żaden z jego problemów nie miał znaczenia, kiedy brunet był obok jakimś cudem sprawiał, że wszystko znikało. Przynajmniej w czymś Harry był pożyteczny.

- Zrób to po co tu przyszedłeś. - Louis otarł się o niego, zaciskając zęby, gdy czuł jak jego penis boleśnie naciska na materiał jeansów.

- Czy właśnie mnie uprzedmiotowiłeś? - Wymamrotał Harry przy jego skórze, a Louis pokręcił głową.

- Powinienem przeprosić? - Głos Louisa był chwiejny.

- Będę wkurzony, jeśli tego nie zrobisz. - Louis uśmiechnął się, pociągając Harry'ego za kark i przyciągając go do kolejnego pocałunku. Przygryzł jego dolną wargę, sprawiając że Harry jęknął. Jego dłonie powędrowały na tyłek szatyna.

Louis podskoczył, owijając nogami jego talię, ocierając się biodrami o jego brzuchu, wypuścił w ten sposób nacisk. Harry uśmiechnął się podczas pocałunku, idąc do kuchni i sadzając Louisa na ladzie.

- Będę cię tutaj pieprzył, dobra? - Louis jedynie skinął głową. Zawsze mógł ją później zdezynfekować.

Louis rozpiął koszulę Harry'ego i ściągnął ją z jego ramion, jego dłonie od razu wędrowały po nagiej skórze, następnie przemieściły się na mięśnie jego pleców, które napięły się pod wpływem jego dotyku. Harry odsunął się, pozwalając im odetchnąć, kiedy ściągnął koszulkę z Louisa.

- Lubrykant? Prezerwatywa? - Wymamrotał, a Louis zeskoczył z lady, biegnąc do swojego pokoju. Krew przepływała szybko przez jego żyły, trzęsącymi się dłońmi wyjął truskawkowy lubrykant, oczywiście oraz prezerwatywy i pobiegł do uśmiechającego się bruneta.

Louis położył się z powrotem na blacie, rozchylił swoje nogi przed Harrym. Jego palce odpięły jeansy ich obojga, ściągając je razem z bielizną do kostek. Otarł się o niego, jęki wydobyły się z gardła obydwojga.

- Zróbmy to szybko, nie wiem, kiedy Liam i Zayn wrócą. - Harry jedynie skinął głową, pokrywając swój palec lubrykantem i delikatnie kładąc Louisa. Chciał włożyć swój palec do tyłka Louisa, ale szatyn przytrzymał jego nadgarstek.

Kiedy spojrzał Louisowi w oczy, mógł przysiąc, że zobaczył troskę, nim ta po chwili zniknęła.

- O co chodzi? - Jego głos był chwiejny. Policzki Louisa zarumieniły się i nieśmiały uśmiech pojawił się na jego twarzy.

- Wciąż jestem luźny po poranku. - Harry uśmiechnął się, a Louis mógł zobaczyć jak wykręca się na tą myśl.

- Robiłeś sobie palcówę dzisiaj rano? - Louis przygryzł swoją wargę, unosząc wzrok.

- Cóż, musiałem się jakoś zająć. - Harry pokręcił głową, pochylając się i składając pocałunki na brzuchu Louisa. Jego dłonie znajdowały się na jego ramionach i trzymały go w miejscu, kiedy z łatwością się w niego wślizgnął.

Louis jęknął imię Harry'ego. Wyszło to z jego ust niczym grzeszna modlitwa, kolana Harry'ego zadrżały pod nim, kiedy poczuł ciasnotę szatyna, coś co nigdy mu się nie znudzi. Louis odchylił swoją głowę do tyłu, kiedy Harry się z niego wysunął, wbijając się w niego z większą siłą.

- Kurwa. - Louis chciał coś złapać, aby się utrzymać. Prychnął w rozdrażnieniu, kładąc swoje dłonie na marmurowej stronie, unosząc się trochę, by mieć lepszy widok na Harry'ego.

Polizał swoje wargi, patrząc na jego unoszącą się klatkę piersiową, po której spływa stróżka potu. Jego włosy przytrzymywała sławna badana, ta sama, którą przywiązał go do łóżka. Wpatrywał się również w jego brzuch, który napinał się z każdym pchnięciem.

- Cholera. - Uścisk Harry'ego stał się mocniejszy na jego biodrach. - Jestem tak blisko.

- Nie minęło nawet 5 minut. - Louis przewrócił oczami, drażniąc się.

- Tak, cóż. - Nie miał nic do powiedzenia, więc bez słowa objął palcami penisa Louisa, używając preejakulatu jako lubrykantu.

Pieścił go w rytm swoich pchnięć, zaciskając mocniej im bliżej był główki i rozluźniając przy podstawie, wykręcając swój nadgarstek przy każdym pchnięciu. Harry zawsze robił cudowne handjoby.

Nogi Louisa drżały, przyjemność budowała się w jego podbrzuszu i mógł poczuć ciepło rozpływające po swoich mięśniach. Harry wykrzywił inaczej swoje biodra, od razu uderzając w jego prostatę. Louis pisnął wysoko i zaczerwienił się, nigdy nie wydał z siebie takiego dźwięku.

Przyłożył sobie jedną dłoń do ust, przygryzając jej wnętrze, powstrzymując w ten sposób swoje jęki, kiedy Harry pchał mocniej i szybciej. Louis patrzył jak jego brzuch się unosi i opada, gdy zbliżał się do swojego orgazmu, tak samo jak on.

- Kurwa, jestem tak blisko - jęknął Louis. Z dwoma pociągnięciami i z dwoma pchnięciami prosto w jego prostatę, Louis wytrysnął, a Harry zaraz po nim.

Upadł, kładąc dłonie po bokach jego głowy, próbując złapać oddech. Harry uśmiechnął się, chichocząc. Jego ciało nie dotykało Louisa, ale wciąż był wystarczająco blisko, by poczuć jego ciepło.

Powoli odsunął się, wyrzucając prezerwatywę i zakładając swoje jeansy. Louis zlustrował jego ruchy i zasunął jeansy na swoje nogi i narzucił swoją koszulkę przez głowę. W mieszkaniu było cicho, było słychać jedynie ich oddechy aż w końcu usłyszeli dźwięk przekręcanego zamka z zewnątrz. Harry zapiął ostatni guzik swojej koszuli i uśmiechnął się, odwracając, by zobaczyć wchodzącego Liama z Zaynem.

Ich twarze zamarły, gdy zobaczyli dopiero co pieprzącą się parę, a następnie pojawił się na nich grymas, kiedy zdali sobie sprawę z tego, że ci właśnie uprawiali seks, a Harry jedynie zaśmiał się, wychodząc przez drzwi i zostawiając ich samych.

- W kuchni? Serio?

~*~

Był poniedziałkowy poranek, kilka dni przed świętem Dziękczynienia, a Louis opuścił swoje zajęcia, nie chcąc siedzieć 3 godzin na wykładzie, który niczego by nie wniósł do jego życia. Nie chciał również słuchać planów swojego wykładowcy na święta, Louisa nie obchodziło to co robili inni ludzie podczas przerwy.

Znajdował się w swoim pokoju i miał telefon w swojej dłoni oraz słuchawki w uszach, jego kołdra była skopana, a drzwi zamknięte. Oglądał właśnie 'Ten niezręczny moment' z Zackiem Efronem, Michaelem B. Jordanem i Milesem Tellerem. Kiedy usłyszał pukanie do drzwi, prychnął i zdjął swoje słuchawki, podchodząc do drzwi.

- Tak? - Otworzył je, by zobaczyć Liama, stojącego z zarumienionymi policzkami i zmierzwionymi włosami.

- Cześć kolego, możesz się podzielić prezerwatywami? - Louis przewrócił oczami, podszedł do swojej szafki i wyciągnął ostatnią, wręczając ją Liamowi. - Dzięki.

- Dziękujcie mi za to, że nic nie mówię. - Louis udał uśmiech, zamykając drzwi, a Liam wrócił do swojego pokoju. Louis za to podszedł do swojego łóżka, przykrywając swoje ciało kołdrą i odkładając swój telefon ostrożnie na drugą poduszkę. Słuchawki wciąż miał w swoich uszach.

Jego oczy zaczynały powoli się zamykać, kiedy jego telefon głośno rozbrzmiał mu w uszach, sprawiając że się wzdrygnął. Otworzył oczy, zerkając kto do niego napisał, jęknął z frustracji, kiedy zauważył nazwę ''Harold'.

Harold: Lewis

Było całą wiadomością, Louis odpowiedział z 'Harold' i widział, że Harry od razu to odczytał.

Harold: Nie było cię dzisiaj na zajęciach

Lewis: Och, nie wiedziałem, że aż tak cię obchodzę, że to zauważyłeś

Harold: Cóż, nie denerwowałeś mnie, więc wiedziałem, że coś jest nie tak. Poza tym, nienawidzę cię.

Lewis: Nie żebym tego nie wiedział, ale dlaczego mi to mówisz...

Harold: Bo zostawiłeś mnie samego z kochankami, byli dzisiaj nie do zniesienia, miałem odruchy wymiotne przez cały wykład

Lewis: Dramatyzujesz, założę się, że nie było tak źle

Harold: Przysięgam, że było okropnie. Cały czas się dotykali i przytulali. Widziałem dużo chujowych rzeczy w swoim życiu, ale to... odciśnie na mnie piętno już na zawsze.

Lewis: Dzieciak

Harold: Myślałem

Lewis: Bolało?

Harold: Ale jesteś zabawny. Ha-ha-ha. Wracając, wyjdź gdzieś ze mną w święto Dziękczynienia.

Lewis: Co masz do zaoferowania?

Harold: Wiele drinków i orgazmów?

Louis zmarszczył brwi, ale nigdy nie odmówił propozycji seksu, więc z małym uśmiechem na swojej twarzy, wystukał odpowiedź i czekał aż Harry odpowie.

Harold: Dobrze, wpadnij do domu bractwa.

Lewis: Oki :)

Harold: Pa pa

Lewis: Au revour

Harold: Z francuskim ci do twarzy monsieur

Lewis: Harold zna francuski? Jestem w szoku

Harold: Mówię językiem miłości

Lewis: Wcale nie

Harold: Masz rację, ale mówię językiem seksu, a to całkiem bliskie miłości moim zdaniem

Lewis: Nie pytałem, ale cieszę się, że mi powiedziałeś. Nie mógłbym żyć pełnią życia, gdybym nie wiedział, że Harry potrafi mówić językiem pożądania

Harold: Cieszę się, że twoje życie jest teraz kompletne z tą nową informacją

Lewis: Gdzie bym był, nie wiedząc, że mówisz innym językiem. Moje życie zmieniło się na zawsze

Harold: Zrobiłem różnicę, kto by pomyślał, że na tym polega szczęście

Lewis: Szczęście? Co to takiego?

Harold: Nie musisz wiedzieć

Lewis: W takim razie wciąż będzie mi czegoś brakować. Dzięki, bro, doceniam to

Harold: Nie ma problemu, bro. Zawsze do usług

Louis pokręcil głową, śmiech opuścił jego wargi, kiedy odpisywał sarkastycznie Harry'ego.

Lewis: Będę musiał ci się za to odwdzięczyć

Harold: Rimjob?

Lewis: Mam ci zrobić rimjob?

Harold: Nie, ja ci zrobię rimjob

Lewis: Jeśli to cię uszczęśliwi to nie będę się kłócił

Harold: Bardzo mnie uszczęśliwi. Jestem podekscytowany, zrobię to w czwartek

Lewis: Nie mogę się doczekać czwartku

Harold: Będziesz musiał

Lewis: Co jeśli nie dam rady?

Harold: Źli chłopcy zostaną ukarani

Lewis: Tak?

Harold: Mhmm, jestem pewny, że tobie by się to akurat spodobało, ponieważ jesteś niewyżyty

Lewis: Brzmi kusząco, nie powiem

Harold: Zboczuch

Rozmowa trwała godzinach, mówili o wszystkich fetyszach, które spełnili i o randomowych rzeczach, żartowali, śmiali się, a Louis całkowicie zapomniał o tym, że powinien go nienawidzić.

Tego wysokiego, patyczkowatego, kręconowłosego chłopaka, który dziwnie jadł, często upadał i poprawiał gramatycznie innych, chociaż sam nie potrafił mówić po angielsku. Jednak zanim poszedł do łóżka, spojrzał na swój telefon, widząc że Harry zignorował jego ostatnią wiadomość, nie mówiąc o tym jak poirytowanie wznosiło się w jego żyłach. Ludzie go ignorujący zawsze go irytowali. Zamknął swój telefon i odwrócił się na swoją stronę z małym uśmiechem na swojej twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro